Epilog
Grudzień 2018.
Kiedy po urzędzie rozniosła się pogłoska o tym, jak koledzy z partii potraktowali marszałka, ludzie podzielili się na dwa obozy. Jedni się cieszyli, a inni psioczyli, niektórzy się bali o swoje stanowiska, a inni zacierali ręce z zadowoleniem. Ja już byłam ponad tym.
Jak było do przewidzenia, nowo ukonstytuowany sejmik województwa wybrał zarząd tak, jak umówili się nowi koalicjanci. Natali łaskawie pozwolił Krawczewskiemu zachować stanowisko pierwszego wicemarszałka, a fotel szefa zarządu objął Stanisław Leer. Drugim wicemarszałkiem została Marianna Król, a pozostałych dwóch członków zarządu koalicjanci wybrali wspólnie. Dla mnie Konwencja Krajowa Samorządowców przestała być godną zaufania partią, kiedy weszła w koalicję z rządowym obozem Narodowej Partii Sprawiedliwości. NPS, kiedy tylko poczuł, jak bardzo urósł w siłę, zaczął pokazywać to na arenie polityki krajowej. „Rząd jest nasz, samorządy są nasze, Polska jest nasza", tak brzmiało ich przesłanie. Cieszyłam się, że nie będę musiała w tym uczestniczyć.
Moje wypowiedzenie z pracy nabrało mocy i pod koniec grudnia został rozwiązany stosunek pracy z urzędem marszałkowskim. Już trzy tygodnie wcześniej nie musiałam chodzić do pracy, bo miałam do wybrania zaległy urlop. Poświęciłam ten czas na szukanie pracy, ale przede wszystkim spędziłam go z rodziną, bo Hubert brał więcej pracy, na wypadek gdyby miało nam zabraknąć kasy. Tragedii nie było, szczerze mówiąc, bo mieliśmy trochę oszczędności, ale mając kredyt na dom i trójkę dzieci na utrzymaniu trzeba myśleć przyszłościowo.
Styczeń 2019.
Nowy Rok przywitałam z rodziną i bardzo się z tego cieszyłam. Nie miałam nastroju na żadne bale ani wyjścia. Mój mąż był wszystkim, czego mi było potrzeba, kiedy dzieci położyły się już spać (dziewczyny wytrzymały nawet w Sylwestra do północy, ale Kajtek odpadł wcześniej). Hubert dał mi się zabawić i nawet pozwolił się przywiązać do łóżka. To dopiero były emocje! Nie wiedziałam, że widok unieruchomionego męża, wpatrującego się we mnie z mieszaniną miłości i pożądania tak na mnie zadziała.
Kilka miesięcy wcześniej miałam wszystko, ale nie miałam niczego, bo nie umiałam tego docenić. Teraz nie miałam tylko pracy, ale miałam to, co w życiu najważniejsze. Ukochanego mężczyznę u boku, zdrowo rozwijające się dzieci, pewność, że to oni są w moim życiu na pierwszym miejscu. I że zawsze będą.
1 stycznia dostałam mnóstwo życzeń noworocznych. Od rodziny, znajomych, dawnych kolegów z pracy, byłego marszałka... oraz od Wojtka i Wiktorii. I oboje napisali na prywatny telefon (służbowy przecież oddałam), a to oznaczało, że Wika dała mu mój numer... – Wiedziałam, że uknuli to razem. – Wojtek napisał: „Wybacz, że nie doceniłem twojej determinacji, Marlenko. Wiem, że znajdziesz sobie lepszą pracę, ale moje drzwi zawsze będą dla ciebie otwarte. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, moja Gwiazdo. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. WN" Zignorowałam go, bo co mogłabym odpowiedzieć na taką prowokację? Wiktoria napisała tak: „Przepraszam, Marlenko. Zagubiłam się w swoich uczuciach i zagalopowałam w pragnieniu, żebyś ty też mnie pokochała. Wybacz, że tak namieszałam. Miałaś rację, nie czuję się dobrze w urzędzie i tęsknię za moją dawną pracą. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zobaczysz we mnie przyjaciółkę. Twoja Wika." – Następna... – Jej też nie odpowiedziałam.
A jednak, kiedy się zastanowiłam, doszłam do wniosku, że gdyby nie ta dwójka, moje życie nie wyglądałoby tak, jak teraz. Wiele im zawdzięczałam. Byli katalizatorami zmian. Dzięki nim teraz potrafiłam docenić to, co miałam. W pewnym sensie oboje byli moimi trenerami miłości i dzięki nim uświadomiłam sobie, jak bardzo kochałam Huberta i że wszystko, czego było mi potrzeba do szczęścia, już dawno miałam.
Dotrwaliście do końca! Brawo! Mam nadzieję, że historia Marleny i Huberta przypadła Wam do gustu i zakończenie nie rozczarowało. Nie planuję kontynuacji :-P
Ale... następne historie nie powinny Was zawieść ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro