4.0
Oddałbym wszystko za
jeszcze jeden dzień
z Tobą.
Tylko co, jeżeli
Ty byłaś dla mnie
wszystkim?
~ autor nieznany
Astrid
Håkon wszedł do pokoiku, który powoli był urządzany dla przyszłego potomstwa jego oraz Astrid. W kącie dostrzegł względny bałagan. Stały tam pudła z zabawkami, które dostali od rodziców blondynki, a także od Ethana i Heather. Na podłodze dostrzegł maleńkie ubranka, którymi obiecała się zająć dzisiaj wojowniczka. Ją także zobaczył. Siedziała na bujanym fotelu, drzemiąc. Nie był tym widokiem ani trochę zdziwiony, a nawet uśmiechnął się lekko. Podszedł do niej jak najciszej i rozwinął koc, leżący obok. Następnie okrył ją szczelnie materiałem i cmoknął we włosy. Mruknęła cicho, otwierając naraz oczy. Wyprostowała się, przeciągając lekko, po czym jej wzrok padł na twarz Håkona.
— Wybacz kochanie. Nie chciałem cię obudzić — wytłumaczył się. Astrid pokręciła wolno głową na boki, jakby chcąc zaprzeczyć.
— Bardzo dobrze, że mnie obudziłeś. Straciłam mnóstwo czasu, a chciałam to dzisiaj skończyć — powiedziała szybko i wstała z wygodnego fotela. Håkon obserwował ja, kiedy siadała na niezbyt wygodnej ziemi i postanowił coś na to zaradzić. Usiadł obok po turecku, a następnie wziął ją na swoje kolana. Nie miała nic przeciwko, a wręcz przeciwnie wtuliła się w jego ciało z uśmiechem.
— Mamy jeszcze dużo czasu. Nie musisz się tak spieszyć — powiedział cicho.
— To już 14 tydzień — wyjaśniła rzeczowo. — Tak przynajmniej obliczyła Siggy. W każdym razie połowa czwartego miesiąca. Powinniśmy powoli myśleć o meblach, łóżeczku...
— Łóżeczkach — poprawił Håkon, przerywając jej. Popatrzyła na niego, uśmiechając się szeroko. Jego dłonie powędrowały na jej zaokrąglony brzuch. Delikatnie go masował, czując odprężenie.
— Nigdy bym nawet nie pomyślała, że będę miała dwójkę dzieci na raz — wyszeptała. Mężczyzna pocałował ją czuje w skroń.
— Nasza dwójka maluszków. Nawet nie wiem jak mam się tym cieszyć. Cały czas mam ochotę się uśmiechać. Nigdy nie byłem tak bardzo szczęśliwy — odparł. Wziął do rąk jedną z sukienek, które leżały na niewielkim stosiku i wyciągnął ją przed nich oboje, by mogli ją podziwiać.
— Dzieci są takie maleńkie? — zapytał ukochaną, która przytaknęła ze łzami z oczach. — Chciałbym żeby już tutaj były. To znaczy wiesz, że mógłbym je przytulić. Żeby nic nas już nie dzieliło — powiedział, patrząc wymownie na jej brzuch. Blondynka zauważyła to spojrzenie i szturchnęła go w bok. Håkon zaśmiał się cicho, ale tylko przytulił mocniej ukochaną do siebie.
— Zamówiłem łóżeczka dzisiaj. Cały czas zastanawiam się nad tymi kołyskami, o których rozmawialiśmy. Nie są takim złym pomysłem, a i Siggy mówiła, że świetnie się sprawdzają. Mamy oczywiście jeszcze czas, ale dobrze by było szybko podjąć decyzję, żeby nie martwić się później. Kocyki też już kupiłem. Leżą na dole. Półki i dwie skrzynie na zabawki zamówione u Bolvarka. Nie wiem co jeszcze...
— Håkon? — zapytała nagle Astrid, przerywając jego monolog. Jej głos brzmiał dziwnie smutno, co zbiło Håkona z tropu. Do tej pory myślał, że dziewczyna cieszy się z tego wszystkiego, ale nagle dotarło do niego, że może być zupełnie na odwrót.
— Co jest?
— Skąd weźmiemy na to wszystko pieniądze? — zapytała. Blondyn długo milczał, dlatego wstała i wyszła z pokoju. Mężczyzna podążył za nią, jak się okazało, na dół. Już na schodach dostrzegł ją jak dorzucała drewna do paleniska i dolewała wody do garnka, by ta się zagotowała.
— Astrid posłuchaj — zaczął.
— Nie, to ty posłuchaj Håkon. To nie jest tak, że się z tego wszystkiego nie cieszę, albo, że mi się to nie podoba, ale nie stać nas. Po prostu. A ja nie wyobrażam sobie każdej nocy bez ciebie obok, bo pracujesz, żeby zarobić na kołyskę dla dziecka. Doceniam to, że się starasz, ale nie oczekuję tego od ciebie. Kiedy za ciebie wychodziłam, wiedziała na co się piszę. Nie chcę żebyś myślał, że nie podoba mi się twoja praca, czy coś... po prostu uważam, że... że nie powinieneś się aż tak przemęczać. Proszę nie patrz tak na mnie, bo mam ochotę się rozpłakać — powiedziała, kiedy wpatrywał się w nią z szokiem.
— Oh Astrid. Przecież wiesz, że wszystko co robię, robię dla was — powiedział, podchodząc do niej. — Kocham cię i kocham nasze dzieci. Po prostu chcę żebyście mieli najlepiej na świecie.
— Ja wiem, ale popatrz też na siebie. Nawet nie mogę ci teraz pomóc. Nigdzie nie znajdę pracy, bo nigdzie się teraz nie nadaję. Jestem bezużyteczna — odparła ze smutkiem, czując jak po policzkach spływają jej drobne łzy. Dłonie Håkona naraz znalazły się na jej skórze, delikatnie ścierając słone kropelki.
— Hej, wcale nie. Jesteś teraz bardzo potrzebna. Potrzebna naszym dzieciom. I mi. Bardzo. Kocham cię, Astrid i obiecuję ci, że wszystko będzie, tylko przestań się martwić. Stres ci teraz najmniej potrzebny. — Cmoknął ją delikatnie we włosy, a następnie przytulił mocno. Zaszlochała cicho, ale natychmiast przejął inicjatywę, byle dłużej się nie denerwowała. Kołysał ją lekko w ramionach, sprawiając, że z minuty na minutę czuła się coraz lepiej.
— Przepraszam. Cały czas się rozklejam. To przez ciebie i ciążę, czyli w sumie w dużej mierze przez ciebie — powiedziała, całując go w usta.
— Jasne. Teraz wszystko zrzucasz na mnie, co? — zapytał żartobliwie. — Okrutna z ciebie kobieta.
— Powtarzasz mi to niemal codziennie — zaśmiała się.
— Mam po prostu rację. Tak jak z tym, że cię kocham, a ty kochasz mnie.
— Skąd ta pewność?
— Powtarzasz mi to codziennie — odparł z szelmowskim uśmiechem i cmoknął w nos.
Czkawka
Wódz Berk spojrzał przed siebie, próbując osłonić twarz przed kroplami deszczu. Nie spodziewał się aż takiego załamania pogody, ale nie mógł nic na to poradzić. Już od godziny szukali odpowiedniej wyspy na postój. Czkawka nie zamierzał narażać swoich przyjaciół, dlatego rozglądał się dookoła.
— Musimy znaleźć jakąś wyspę! — próbował przekrzyczeć wiatr Sączysmark.
— Nie znam zbyt dobrze Południa! Miejcie oczy dookoła głowy! — odkrzyknął do przyjaciół wódz i skierował Szczerbatka odrobinę w prawo. Spojrzał jeszcze na Szpadkę, która opierała się o Sączysmarka i popatrzyła mglistym wzrokiem przed siebie.
— Co z nią? — zapytał, podlatując bliżej Koszmara Ponocnika. Brunet pokręcił przecząco głową, próbując okryć ukochaną szczelniej.
— Jest coraz gorzej, Czkawka. Ma gorączkę. Powinna się ogrzać, to pomoże — wyjaśnił, czując kolejny mocny podmuch wiatru. Szatyn skinął głową, na znak, że rozumie, a następnie skierował się w stronę północy. Musieli się pospieszyć. Burza rozszalała się na dobre, a stan Szpadki naprawdę zaczął go martwić.
Astrid
— Kotek? Jesteś? — usłyszała nagle głos Håkona zza drzwi łazienki. Kiedy weszła do sypialni, z jeszcze mokrymi włosami, siedział na łóżku, wertując jakąś książkę. Nie zwrócił na nią jednak swojej uwagi, doczytując się drobnej czcionki, napisanej prawdopodobnie przez Astrid. Wojowniczka postanowiła w tym czasie ubrać się należycie. Założyła ulubione spodnie i tunikę, która nie eksponowała zbytnio jej brzucha. Następnie usiadła za plecami męża, biorąc w zręczne palce jego długie włosy. Zaplotła z nich dłuższego warkoczyka.
— Stało się coś? — zapytała, bo w końcu nie powiedział po co jej szukał. Blondyn mruknął coś pod nosem, dalej wczytany w lekturę. — Håkon?
— Hm?
— Szukałeś mnie — przypomniała, śmiejąc się w duchu z męża.
— A tak. Bo ten, Andreas chciał cię widzieć, zapraszał na kufel miodu, czy coś — odparł beznamiętnie. Astrid nie potrafiła się nie zaśmiać. — Może chce cię poderwać.
— Jestem nie do poderwania — powiedziała z szerokim uśmiechem. Spojrzał na nią i odwzajemnił gest.
— O! Pierwsze słyszę. Mi się udało — stwierdził Håkon, obejmując ją w pasie. Ich usta dzieliły centymetry, kiedy usłyszał jeszcze szept Astrid:
— Widocznie jesteś szczęściarzem.
Pocałunek był wolny, ale niezwykle namiętny, niemal idealny. Wojowniczka zarzuciła ramiona na kark ukochanego pogłębiając przyjemną pieszczotę. Mężczyzna mruknął cicho w jej usta, na co uśmiechnęła się lekko.
— Miałaś iść do Andreasa — przypomniał, chcąc się z nią podroczyć.
— Szanowny wódz może poczekać — odparła, powracając do poprzedniej czynności.
Czkawka
— Jest wyspa! — krzyknął Ethan, zasłaniając twarz przed dużymi kroplami deszczu. Pogoda nadal nie uległa poprawie, a co więcej jeźdźcy byli nawet skłonni przyznać, że z każdą minutą było coraz gorzej. Czkawka spojrzał w stronę, na którą wskazywał blondyn i skierował tam Szczerbatka. Nocna Furia mruknęła cicho. Wódz Berk doskonale zdawał sobie sprawę, że deszcze nie jest jedynym problemem. Smoki były już potwornie zmęczone, a w szczególności Hakokieł, który miał na grzbiecie dwie osoby.
— Lecimy! — wydał komendę Czkawka i zaraz jeden za drugim skierowali się w stronę wyspy. Zobaczyli znaczną poprawę pogodę w miarę jak zbliżali się do lądu. Na twarzach wszystkich można było dostrzec uśmiechy. Po chwili jednak Ethan zamarł, czując przyspieszone bicie serca. To nie była jakaś tam przypadkowa wyspa.
Dolatywali do Skøllar...
Astrid
— Znowu chcesz się mnie czepiać? — zapytała retorycznie blondynka, śmiejąc się w duchu. Na zewnątrz próbowała pozostać poważna. Andreas obdarzył ją spojrzeniem pełnym zdziwienia.
— Thorze... Możesz przestać? — odparł.
— Mówisz do Thora, czy do mnie?
— Wiesz co Astrid... Ja naprawdę myślałem, że ta ciąża chociaż trochę sprawi, że wydoroślejesz — zaśmiał się, a wojowniczka zaraz mu zawtórowała, nie mogąc dłużej wytrzymać. Wódz Skøllar jednak szybko się opanował i ponownie przybrał poważną minę.
— Wezwałem cię do siebie, bo mam pewne zastrzeżenia co do nauk, które pobiera u ciebie Aldis — powiedział, idąc z nią krok w krok, kierując się w stronę centrum wioski. Nad ich głowami wisiały ciemne chmury, które zwiastowały burzę.
— Coś się stało? — zaniepokoiła się Astrid, bojąc się, że coś szło nie po myśli wodza. Nawet jeśli byli przyjaciółmi, to Andreas zawsze nalegał, by brała zapłatę (choć najdrobniejszą) za dodatkowe lekcje jego najmłodszej córki. Dziewczynka miała już osiem lat i bardzo zżyła się z wojowniczką, dlatego też wódz postanowił, że blondynka będzie odpowiednią nauczycielką. Tym bardziej, że wiele wiedziała i o innych ludach, i o smokach, a także nieźle radziła sobie z kartografią oraz historią.
— Aldis chce smoka — powiedział prosto z mostu. Astrid uśmiechnęła się delikatnie, jakby przeczuwając już wcześniej, że ten moment kiedyś nadejdzie.
— I w czym problem? — zapytała dociekliwie, spoglądając na własną smoczycę, która nagle zatrzymała się w pół kroku, nasłuchując. Astrid zdziwiło to zachowanie, ale sama wytężyła swój słuch, a także wzrok, rozglądając się po niebie.
— Właściwie to we wszystkim — przyznał Andreas.
— Cicho — syknęła w jego stronę. Przyjaciel popatrzył na nią ze zdziwieniem, ale postanowił nie wchodzić jej w drogę. Håkon już dawno go przed nią ostrzegł, a przynajmniej tę wersję w ciąży. Zdecydowanie zbyt często popadała w niekontrolowane wybuchy agresji.
— Nocna Furia — wyszeptała, czując jak jej serce gwałtownie przyspiesza.
⭐️⭐️⭐️
W centrum wioski wylądował nagle Śmiercipieśń, którego zarówno Astrid jak i Andreas bardzo dobrze znali. Na grzbiecie bowiem siedział Ethan, który w przerażeniem wpatrywał się teraz w siostrę. Już otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak od razu je zamknął, słysząc charakterystyczny świst towarzyszący Nocnej Furii podczas lądowania. Dwa metry dalej blondynka dostrzegła czarnego smoka, a na jego grzbiecie – jeźdźca. Za nimi wylądowały jeszcze dwa smoki, które również natychmiastowo rozpoznała.
Mężczyzna zeskoczył z siodła, a Nocna Furia śmiało podeszła do zszokowanej blondynki. Astrid stała w jednym miejscu, nie potrafiąc zrobić nawet kroku. Smok nagle stanął przed nią, a jej oczy wypełniły się momentalnie łzami.
— Szczerbatek — wyszeptała, przytulając się do smoka. Nie widzieli się cztery lata, choć wojowniczka przez chwilę myślała, że minęło znacznie więcej czasu, w czasie którego nie miała okazji, by spotkać Nocną Furię. Jeździec smoka ściągnął maskę i także do niej podszedł. Astrid przez chwilę zapomniała jak się oddycha.
— Czkawka? — zapytała niepewnie, patrząc na mężczyznę stojącego naprzeciwko. Szatyn rozszerzył oczy ze zdziwienia i zrobił kolejne kroki w jej stronę, będąc coraz bliżej. Blondynka poczuła jak po plecach przebiega jej dreszcz i skrzywiła się nieco.
— Ast, wszystko w porządku? — zapytał, stojący dotąd w pewnej odległości, Andreas. Wojowniczka skinęła głową, a jej oczy zaszły łzami. Czkawka chwilę później stanął metr od niej, czekając na jej krok, jednak ona nie potrafiła się ruszyć.
— Astrid — wyszeptał cicho i położył dłonie na jej ciepłych policzkach. Poczuła nagły chłód, ale nie odrzuciła jego dotyku, wbrew własnym zasadom. Wódz Skøllar przyglądał się dawnej parze ze zdziwieniem, ale postanowił im nie przeszkadzać. Trzymaj się w bezpiecznej odległości. — Tak strasznie za tobą tęskniłem — dodał cicho Czkawka i schylił się, by pocałować ją krótko. Jego usta zetknęły się jednak z jej wargami nie na krótką chwilę, a na niemal pół minuty, co dla Astrid znaczyło za wiele. Odepchnęła go od siebie delikatnie.
— Nie, nie, nie... Skąd? Jak mnie tu znalazłeś? — nagle z jej ust wypłynęły pytania. Jedno, po drugim. Czkawka stał, patrząc na nią uważnie, jakby dopiero teraz miał ku temu okazję.
— Jesteś w ciąży — powiedział cicho, jakby z wyrzutem. Astrid przytaknęła ruchem głowy. Dość długo przyglądał się jej, a jego oczy zatrzymały się przede wszystkim na jej brzuchu. Ich wspólne marzenie, o posiadaniu rodziny – nagle należało tylko do niej. Blondynka objęła się ramionami, czując uderzający w nią silny podmuch wiatru. Jej policzki skropił delikatny deszczyk.
— Astrid, może zabierzesz gości do domu? Chyba, że wolisz by poszli ze mną — odezwał się dotąd milczący Andreas. Teraz podszedł do niej, a następnie położył jej dłoń na ramieniu.
— Ta... tak. Chodźcie za mną. Zaraz rozpada się na dobre — odparła jakby automatycznie i ruszyła przed siebie. Wódz zatrzymał ją jeszcze na moment.
— Na pewno sobie poradzisz? Mogę pomóc, albo pójść po Håkona — zwrócił się do niej na tyle cicho, by nikt oprócz niej go nie słyszał. Astrid szybko pokręciła przecząco głową, ale podziękowała za propozycję.
— Poradzę sobie — uśmiechnęła się lekko, lecz nie do końca pewna prawdziwości tego zdania. Odgarnęła jednak grzywkę z czoła i ruszyła w stronę domu, a za nią podążyli przyjaciele.
— Astrid, masz może jakiś koc? Szpadka nie czuje się zbyt dobrze — zwrócił się do wojowniczki Sączysmark, kiedy siedzieli już na futrach wokół paleniska. W dłoni trzymali kubki z ciepłym naparem z ziół, który skutecznie rozgrzewał ich zziębnięte ciała.
— Jasne. Już przynoszę — odparła i wstała z fotela, na którym do tej pory siedziała.
— Pójdę z tobą — zaproponował Ethan, udając się na górę zaraz za siostrą.
Wszedł do jej sypialni od razu rozglądając się dookoła w przypływie nagłej ciekawości. Astrid w tym czasie przekopywała szafę w poszukiwaniu ciepłego koca.
— Jak? — zapytała, wygrzebując po kilku chwilach materiał. — Jak mnie tu znaleźliście? I czemu nie dotrzymałeś obietnicy? — rzuciła w jego stronę z wyrzutem.
— To nie moja wina. Była burza, od dawna szukaliśmy wyspy. Na początku w ogóle nie wiedziałem, że to Skøllar, a później Czkawka kazał nam lądować. Było już za późno. Nie chciałem, żeby się dowiedział. — Powiedział na swoją obronę i podszedł do niej,
— I tak się dowiedział — odparła, spuszczając wzrok. — Co teraz?
— Ast, masz męża, niedługo będziecie mieli dzieci. Przestań myśleć o Czkawce. Jak tylko poprawi się pogoda to wrócimy na Berk. O ile Håkon nas wcześniej nie wyrzuci — zaśmiał się, chcąc rozwiać nagłe napięcie, które oboje wyczuli.
— Dlaczego to jest takie trudne, Ethan? Dopiero co o nim zapomniałam, a teraz nagle zjawia się na Skøllar i przewraca moje życie do góry nogami. — Powiedziała nawet się nie uśmiechając. Blondyn natychmiast przytulił ją do siebie, chcąc okazać swoje wsparcie. Wiedział, że będzie jej ciężko zmierzyć się z przeszłością, ale nawet jeśli bardzo tego pragnąć, to nie mógł cofnąć czasu. Astrid nieprędko odsunęła się od niego, jednak wiedziała, że muszą zejść na dół. Otarła łzy z policzków i zdobyła się na delikatny uśmiech. Ethan natomiast położył dłonie na jej brzuchu, witając się z maluchami. Mówił do nich cicho, choć blondynka i tak wszystko słyszała. Roześmiała się serdecznie, kiedy skończył i pocałował jej brzuch.
— Chcę już te dzieci na świecie. Będą na pewno tak śliczne jak ty — powiedział, po czym skierował się schodami w dół. Astrid podążyła jego śladem, wiedząc, że to konieczne.
⭐️⭐️⭐️
Rozmawiali już od trzech godzin, nie czując tej przerwy czasowej, kiedy się nie widzieli i nie kontaktowali. Z twarzy Astrid nie schodził uśmiech, widząc swoich przyjaciół oraz brata w fantastycznych nastrojach. Żartowali jak za dawnych lat, kiedy wszyscy z wyjątkiem Ethana, mieszkali na Końcu Świata. Nawet Czkawka sprawiał wrażenie wyluzowanego.
Nagle drzwi wejściowe zamknęły się z hukiem, a luźne rozmowy ucichły. Na twarzy Astrid pojawiła się niepewność, co nie umknęło uwadze wodza Berk. Håkon wszedł do głównego pomieszczenia, po czym z szokiem popatrzył po zebranych wikingach. Jego wzrok nagle zatrzymał się na Astrid, która tylko uśmiechnęła się lekko, patrząc na przemoczonego męża.
— Wszystko ci wyjaśnię — wyprzedziła jego pytanie i wstała. Podeszła do niego, a on szybko cmoknął ją w czoło. Następnie odwróciła się w stronę przyjaciół, którzy z ciekawością wpatrywali się w małżeństwo. Astrid po kolei przedstawiała poszczególnych jeźdźców. Håkon zmierzył wzrokiem Czkawkę, ale nic nie powiedział. Przeprosił towarzystwo, mówiąc, że musi się przebrać i udał się na górę. Wojowniczka najbardziej obawiała się jego reakcji na to wszystko, ale musiała przyznać, że nie było aż tak źle. Jeszcze.
Håkon zszedł chwilę później od razu zajmując miejsce koło Astrid. Objął ją w pasie, kładąc dłoń na jej brzuchu i lekko przyciągając do siebie. Dziewczyna nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Upiła kilka łyków ciepłych ziółek, które przygotował jej wcześniej Ethan i zaśmiała się po raz kolejny, słysząc żart Sączysmarka. Astrid zauważyła jednak zachowanie Czkawki. Siedział naprzeciwko całkiem spięty, jakby bał się, że powie coś nieodpowiedniego czy kontrowersyjnego. W niczym nie przypominał tego chłopaka, który towarzyszył im jeszcze chwilę temu, przed przybyciem jej męża.
— Wiecie czego nigdy nie zapomnę? — zapytał retorycznie Smark, patrząc po przyjaciołach. — Jak Astrid i Czkawka się kryli, że są parą. Do tej pory nie mogę się nadziwić, że niczego nie zauważyliśmy.
— To było tak dawno — odpowiedziała Astrid, czując, że ta rozmowa zmierza na niebezpieczne tory. Nawet mimo że Håkon nie był nigdy w stosunku do nikogo agresywny, to blondynka naprawdę bała się jego reakcji. Mężczyzna jakby czytając jej w myślach, delikatnie podwinął jej bluzkę i kciukiem zaczął masować jej skórę. Astrid szybko uznała, że nawet jeśli wyczuł zagrożenie ze strony Czkawki to teraz naprawdę przesadzał. Odsunęła się od niego na tyle, by nie było to zbyt zauważalne. Jednak chciała dać mu do zrozumienia, że nie życzy sobie takiego zachowania.
— Astrid, powinnaś odpocząć. Od samego rana jesteś na nogach — powiedział nagle Håkon, przerywając przyjemną rozmowę. Blondynka spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nic nie powiedziała. Była na niego wściekła, ale postanowiła mu ulec. Dziwnie czuła się wspominając dawne czasy, kiedy on siedział obok, a wszyscy jeźdźcy próbowali odpowiednio dobrać słowa. Strasznie go kochała, ale wiedziała, że nie czuje się dobrze w jego towarzystwie, zresztą nikt się nie czuł.
— Tak, lepiej będzie jeśli już pójdziemy — zadecydował Czkawka, powoli wstając z wygodnego miejsca koło paleniska. Reszta także podniosła się w górę, a Szpadka zrzuciła z siebie koc. Chciała oddać go Astrid, ale ta powstrzymała ją ruchem dłoni.
— Myślę, że możecie zatrzymać się w moim starym domu, są tak dobre warunki do przenocowania, zresztą Ethan wam wszystko pokaże. Poproszę Andreasa żebyście mogli zostać na Skøllar jeszcze trochę. Na pewno jesteście zmęczeni podróżą, a tutaj naprawdę można odpocząć. — Powiedziała Astrid, żegnając się z nimi w drzwiach.
— Pójdę nakarmić Wichurkę — wyszeptał Håkon, kiedy przyjaciele jego żona zniknęli z pola widzenia. Chciał ją pocałować, ale odsunęła się i ruszyła na górę. Blondyn niespecjalnie przejął się humorem żony. „W ciąży to normalne" – przeszło mu przez myśl i uspokoiło go nieco.
⭐️⭐️⭐️
Håkon wszedł do domu w momencie, kiedy Astrid znosiła gliniane talerzyki do małej kuchni. Nie wiedział do końca jak zacząć rozmowę, dlatego postanowił do czegoś się przydać i pomógł jej poznosić brudne naczynia. Gdy stała nad miską zmywając, podszedł do niej i objął w pasie. Odsunęła się jednak gwałtownie, nie życząc sobie jego uścisków. Blondyn westchnął cicho, jednak nie próbował dalej.
— Możesz przestać się tak zachowywać? — zapytał.
— Tak? To znaczy jak? — odparła beznamiętnie, nawet na niego nie patrząc. Nadal zajmowała się sprzątaniem.
— Jak dziecko. Obrażasz się o niewiadomo co i chodzisz naburmuszona. — Powiedział, a Astrid gwałtownie odwróciła się w jego stronę, po czym zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
— Ja się obrażam, tak? A ty to co? Wpadłeś nagle i odstawiasz jakieś sceny zazdrości, do tego zachowując się jak totalny kretyn! — krzyknęła, nie mogąc dłużej wytrzymać.
— Po pierwsze: to mój dom, a po drugie: nie będę patrzył jak Czkawka cię cały czas obserwuje. Myślisz, że nie widziałem jak ci się przyglądał? — warknął w jej stronę. — A może ty wolisz jego, co? — Tego dla Astrid było o wiele za dużo. Zacisnęła mocno zęby i cisnęła glinianym talerzem o podłogę. Ten rozleciał się na kawałeczki, jednak dziewczyna nie trudziła się by posprzątać. Po prostu udała się na górę i zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni.
⭐️⭐️⭐️
Astrid leżała już w łóżku, kiedy do pokoju wszedł wojownik. Mimo że była odwrócona do niego tyłem, wiedziała, że jej się przygląda. Po chwili usłyszała ciche westchnienie, kiedy Håkon usiadł po drugiej stronie łóżka.
— Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu... kiedy zobaczyłem jak uśmiecha się do ciebie, jak razem żartujecie to... przypomniałem sobie twoje życie przed tym jak poznałaś mnie. Gdy słyszałem opowieści o Berk, w twoim głosie dało się wyczuć tęsknotę. Twoje oczy nagle straciły blask. Chciałbym żeby ten blask do ciebie powrócił, Astrid. Pragnę tylko i wyłącznie twoje szczęścia i nie da się ukryć, ale strasznie cię kocham. Przepraszam, że zepsułem ci wieczór — powiedział i położył się obok niej. Blondynka odsunęła się, nie życząc sobie czułości z jego strony. Håkon nic więcej nie dodał tylko położył się na poduszce i zamknął oczy, niemal natychmiast zasypiając. W ciszy nocy nie słyszał hamowanego szlochu żony, nie słyszał kapiących na podłogę łez.
⭐️⭐️⭐️
Następnego ranka Astrid obudziła się przed południem. Niechętnie wstała z łóżka i zeszła na dół. Na stole czekało na nią śniadanie i krótki liścik, pozostawiony przez Håkona. Uśmiechnęła się lekko, czytając go, a następnie zjadła przygotowany dla niej posiłek i postanowiła odwiedzić przyjaciół.
Kiedy wyszła z domu poczuła na twarzy delikatny podmuch ciepłego wiatru. Uśmiechnęła się szeroko i pogładziła zaokrąglony brzuch, patrząc w stronę portu. Nie widziała stąd swojego męża, ale postanowiła, że później go znajdzie i z nim porozmawia. Wczoraj nie miała na to siły, a nie chciała urywać tak ważnej rozmowy.
W oddali zauważyła Czkawkę, rozglądającego się dookoła. Szedł spokojnie, a przy nim skocznym krokiem dreptał Szczerbatek. Jej twarz rozjaśnił uśmiech, kiedy wolnym krokiem skierowała się w jego stronę.
Czkawka
Astrid podeszła do niego, czując jak delikatnie rumieni się pod wpływem jego zielonych oczu, które kiedyś łagodziły wszystkie jej wybuchy agresji. Przytulił ją na powitanie i razem skierowali się w stronę lasu. Blondynka nie wyglądała na zachwyconą całą tą wędrówką. Wiedziała bowiem, że musi poważnie porozmawiać z Czkawką na temat tego wszystkiego z czym przyszło im się zmierzyć, a i on miał wiele do powodzenia.
— Słuchaj Astrid — zaczął Czkawka. Zatrzymali się na chwilę. Wojowniczka spuściła nagle wzrok, wiedząc, że nie oprze się po raz kolejny tym oczom. Szatyn jednak sam przejął inicjatywę i chwycił jej podbródek. Kciukiem delikatnie pogładził jej policzek, uśmiechając się przy tym. Astrid spojrzała niepewnie na niego, dostrzegając w jego oczach blask. Przymknęła delikatnie powieki, wiedząc do czego zmierza, nie zamierzała go jednak powstrzymywać. Czkawka zbliżył się do niej i lekko musnął jej usta swoimi własnymi. Po chwili złączył je jednak mocniej. Astrid objęła go w pasie, a on nie pozostał jej dłużny. Myśląc, że nikt ich nie widzi oddawali się przyjemnej pieszczocie. Nigdy nie spostrzegliby, że są obserwowani, a co więcej, że właśnie łamią serca ukochanym osobom. Wreszcie oderwali się od siebie, dysząc ciężko. Dopiero wtedy dotarło do Astrid to, co właśnie zrobiła. Popatrzyła z przerażeniem na Czkawkę, którego oczy zaszły łzami. Wziął wdech i wyszeptał tylko do niej:
— Nie potrafię się odkochać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro