Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.5

"Jesteś uwięziony między tym, co czujesz,
a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni.
Zawsze wybieraj to, co sprawia, że możesz być szcześliwy.
Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy
oprócz Ciebie."
~ Anonim

— Tata! — zapiszczała Asgerd, zbiegając z piętra po schodach. Z szerokim uśmiechem wpadła w ramiona Czkawki. Szatyn kucnął, by łatwiej było jej się przytulić, a kiedy znalazła się blisko uniósł ją w górę i pocałował w ciemne włosy.
— Cześć kochanie — zwrócił się do niej i ponownie cmoknął, tym razem w policzek. Eris wychyliła się z kuchni, w której przygotowywała kolację, uśmiechając do męża. Ten odwzajemnił gest i podszedł do niej, by przytulić ją na powitanie.
— Dobrze, że już jesteś — powiedziała, wracając do krojenia warzyw. Czkawka usiadł przy stole, sadzając sobie na kolanach córeczkę i wyciągając rękę po listy, znajdujące się w koszyku nieopodal. Pierwszy był już otwarty, dlatego szybko go przejrzał otwierając oczy ze zdumieniem. List zawiadamiał o nagłej śmierci wodza Hilderyków, ojca Eris. Szatyn popatrzył na żonę, ale nie dostrzegł na jej twarzy zmartwienia, a raczej coś na kształt ulgi. Asgerd zaczęła się wiercić, ale był zbyt pochłonięty lekturą licznych zaproszeń czy próśb o pomoc, dlatego cały czas ją ignorował. Eris wyciągnęła ją z jego ramion i postawiła na ziemi. Dziewczynka niemal natychmiast pobiegła do największego pomieszczenia domu, by pobawić się z odpoczywającym przy palenisku Szczerbatkiem. Czkawka w tym czasie przyciągnął do siebie delikatnie Eris, patrząc na nią opiekuńczo.
— Wszystko gra? — zapytał, nawet nie wiedząc co powiedzieć. Pokiwała twierdząco głową, chcąc go zbyć i wrócić do wcześniejszego zajęcia. Czkawka jednak postanowił tym razem nie odpuszczać. W głębi wiedział, że coś ją gryzie i chciał to z niej za wszelką cenę wyciągnąć. Sam pamiętał siebie po śmierci ojca. Potrzebował wtedy dużo wsparcia, które głównie zapewniała mu Astrid. I choć dziewczyny już dawno nie było na Berk, on doskonale pamiętał jak się nim zajmowała. Teraz on chciał się stać takim wsparciem.
— Popłyniemy na pogrzeb twojego ojca. Będziesz mogła spędzić tam kilka dni i-
— Nie, nie chcę tam być — przerwała mu i wyrwała dłoń z jego uścisku. Szatyna zaskoczył ten gest, ale nie próbował zatrzymywać jej po raz kolejny. Eris wróciła do przygotowywania posiłku, a Czkawka do czytania listów. Nagle natrafił na jeden z ciekawszych. Był od starego przyjaciela, z którym zawarli sojusz sporo lat wcześniej, jeszcze za czasów Stoicka. Jeździec nocnej furii wczytał się w tekst, z którego dowiedział się, że wódz wyspy ? ma spore problemy ze smokami i prosi widza Berk o jak najszybsze przybycie.
— Coś się stało? — zapytała Eris, patrząc na męża, który przez chwilę siedział wpatrzony w jeden punkt. Szybko otrząsnął się z zamyślenia i pokiwał twierdząco głową.
— Stary Ulrik potrzebuje mojej pomocy. Mają jakieś problemy ze smokami — wyjaśnił, odkładając list na bok.
— Polecisz?
— Raczej nie. Ale muszę porozmawiać z jeźdźcami. Nie ma za bardzo kogo wysłać. Sączysmark ma sporo roboty w porcie, bliźniaki odpadają, Śledzik też, w końcu musi zająć się Heather i ma własne sprawy. Drużyna A przejęła wszystkie patrole, więc też średnio. Tak naprawdę wszyscy są potrzebni tutaj, na Berk — powiedział. Czy chciał polecieć? Oczywiście. Jednak obowiązki trzymały go mocno na Berk i naprawdę trzeba by było twardego powodu, by mógł opuścić teraz swoich ludzi. Gdyby była tutaj Astrid nie zastanawiałby się ani chwili dłużej. Zabrałby ją natychmiast, ciesząc się, że może spędzić z nią trzy tygodnie, a praca ze smokami to było jego ulubione zajęcie, więc również nie byłoby problemu. Jednak tutaj jej nie było. Nie mógł jej zabrać na wyprawę, dlatego też zrezygnował niemal od razu. Bez niej czułby się dziwnie, nawet chęć pomocy smokom nie przekonała go do wyruszenia w drogę. W domu trzymała go również Asgerd, z którą bardzo rzadko się rozdzielał oraz Eris, która stanowiła część jego życia. Starał się jak mógł, by być dla niej dobrym mężem. Nawet jeśli ich małżeństwo nie miało u podstawy szczerej miłości to na pewno można było mówić o silnej przyjaźni.

⭐️⭐️⭐️

Czkawka niemalże codziennie usypiał Asgerd. Siedział przy jej niewielkim łóżku, opowiadając historie o niezłomnych jeźdźcach, o Końcu Świata, o przyjaźni. Nigdy jednak nie wspominał o Astrid. Głównie dlatego, że jego córeczka jej nie znała, a dla Czkawki ten tamat nadal wydawał się zbyt trudny, by go poruszać. Ograniczał się do minimum, kiedy musiał mówić o Astrid. Wolał trzymać się teraźniejszości i spróbować choć trochę zapomnieć z tego, co razem przeżyli. W głębi duszy nadal bardzo kochał wojowniczkę i nie pogodził się z jej odejściem, które chcąc nie chcąc musiał zaakceptować.
— Tata? — usłyszał nagle cichutki głosik, który przerwał jego przemyślenia.
— Tak? — odparł, poprawiając przy tym kocyk, którym była przykryta. Z czułością patrzył jak pociera piąstką oczko, a w drugiej maleńkiej dłoni trzyma maskotkę.
— Czemu mama jest taka smutna? — zapytała, ziewając cicho.
— Bardzo ciężko to wytłumaczyć, słoneczko. Porozmawiam z nią, dobrze?
— Ja też chcę — odpowiedziała. Chciała wstać z łóżka, ale Czkawka jej to uniemożliwił.
— Czas spać malutka — wyszeptał, ponownie kładąc ją na poduszce i przykrywając kocykiem. — Jutro z nią porozmawiasz, a teraz lulu. Dobranoc maleńka — cmoknął ją w czółko, po czym zgasił palącą się świeczkę i wyszedł z pokoju.

⭐️⭐️⭐️

— Zasnęła? — zapytała Eris, kiedy znalazł się w niewielkiej sypialni ich obojga. Czkawka skinął głową, ale ku zdziwieniu dziewczyny wcale nie zajął swojego miejsca w łóżku. Stał, patrząc na nią, nawet kiedy odwracała wzrok. Eris speszyła się lekko pod wpływem jego spojrzenia, a jej oczy nagle zaszły łzami.
— Wszystko w porządku? — zapytał szatyn, siadając przy niej. Ujął jej dłonie w swoje własne, patrząc na nią. Blondynka z każdą chwilę czuła się coraz gorzej. Emocje sięgnęły zenitu, kiedy nagle wybuchnęła płaczem. Czkawka nie czekając długo przytulił ją do siebie, czując jak pod wpływem szlochu jej ciało drży. Nie zamierzał teraz wypuszczać jej z opiekuńczych ramion, a pozwolić się wypłakać, choć nie znał jeszcze powodu nagłego ataku.
— Tak strasznie cię przepraszam Czkawka. Ja naprawdę nie chciałam... — odparła z trudem, nawet na niego nie patrząc. Początkowo w ogóle jej nie zrozumiał.
— Czego nie chciałaś Eris? — zapytał rzeczowo, mając nadzieję, że dowie się czegoś konkretnego.
— Nie chciałam zniszczyć twojego życia — wyznała cicho, wyplątując się z uścisku jego ramion. Otarła policzki mokre od łez i uciekła gdzieś na bok wzrokiem. Czkawka nic z tego nie rozumiał. Siedział, patrząc na nią całkiem skołowany.
— Nie, czekaj... O czym ty mówisz?
— O... o nas — odparła niespokojnie. — Z-znienawidzisz mnie przez to, Czkawka.
— Eris po kolei. Na razie nic z tego nie rozumiem — próbował ją uspokoić i dowiedzieć się czegoś o tym co próbowała mu przekazać, a jak na razie ubierała jedynie w słówka.
— Pamiętasz imprezę, na której... rzekomo się ze sobą przespaliśmy? — zapytała, odpowiednio dobierając słowa. Szatyn popatrzył na nią z szokiem i tylko skinął głową na znak, że pamięta. Rzekomo?
— Byłem pijany... — odpowiedział powoli.
— No... niezupełnie — wyszeptała. — Mój ojciec kazał mi cię uwieść. Ilość alkoholu, którą wypiłeś nie wystarczyłaby, byś stracił nad sobą panowanie, nad swoimi czynami, dlatego kazał podać ci specjalne zioła, które pozwolą ci zapomnieć. Cały czas mówiłeś do mnie „Astrid", myślałeś, że z nią jesteś, a tak naprawdę... cały wieczór spędziłeś ze mną — odparła bardzo cicho. Czkawka wstał szybko i przeczesał dłońmi włosy. Po policzkach popłynęły mu łzy. Czuł się strasznie źle. W jego wnętrzu uczucia buzowały.
— Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał, czując wielką ochotę, by po prostu wyjsć z domu zostawiając za sobą całe dotychczasowe życie. — I czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?!
— Czkawka ja... ja naprawdę nie chciałam was skrzywdzić. Ty i Astrid byliście taką wspaniałą parą i ja...
— Nie waż się o niej wspominać — warknął, zaciskając dłonie w pięści. Eris wstała z łóżka, chcąc się zbliżyć, ale Czkawka wycofał się szybko. Najchętniej opuściłby ją, ale chciał poznać motywy tej całej gry. — Mów dalej.
— Wspominałam ci kiedyś, że na mojej wyspie miałam chłopaka. Ukrywaliśmy się z naszą znajomością, ponieważ mój ojciec od samego początku nie akceptował naszego związku. Wciąż miał jakieś „ale" dlatego przestałam go informować we wszelkich kwestiach z nim związanych. O dziwo zawsze się o wszystkim dowiadywał. Do pewnego momentu myślałam, że ma szpiegów, w końcu i tak mnie kontrolował, ale prawda okazała się o wiele gorsza. Któregoś popołudnia umówiłam się z Rorikiem tak jak zawsze, w naszym ulubionym miejscu. Przyszłam trochę wcześniej, mając nadzieję, że będzie tam na mnie czekał. I owszem był tam, ale nie nie sam. Rozmawiał z moim ojcem na nasz temat. Płacił mu za „bycie ze mną". W tamtej chwili myślałam, że to wszystko jakaś pomyłka, ale po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że to najprawdziwsza prawda. Okłamywali mnie od kilku miesięcy, a ja naiwna dawałam się wrabiać. Spałam z nim kilka razy, myśląc, że on naprawdę mnie kocha. W jednej chwili całe moje życie rozsypało się w drobny pył. Poczułam się jak dziwka, którą można sprzedać za dowolną cenę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem z tobą w ciąży, choć zdarzyło się to kilka tygodni po moim powrocie do „domu". Mój ojciec wszystko dokładnie zaplanował. Cały ślub z tobą, tak samo jak całe moje życie. Chciał bym złączyła naszą rodzinę z jakimś sławnym, wpływowym rodem. I zrobił to. Chciałam to powstrzymać, ale kiedy dowiedział się o dziecku wiedziałam, że to jest koniec. Chciałam je zabić — przyznała się z bólem. Czkawka spojrzał na nią z szokiem. W życiu, by się po niej tego nie spodziewał. Asgerd była całym jej światem. Przez chwilę zastanowił się jakby wyglądało jej życie bez tej małej i przez co musiałaby przechodzić gdyby jednak jej się udało. — Robiłam wszystko byle tylko się go pozbyć. Upozorowałam nawet wypadek, byle tylko zniknęło. Ale ono nie chciało. Trzymało się mocno życia i nie zamierzało odpuścić. Dopiero koło piątego miesiąca, kiedy poczułam delikatne kopnięcia, dostrzegłam w tej małej istotce człowieka i wreszcie dotarło do mnie co mogłam zrobić. Gdybym... ją zabiła, nigdy bym sobie nie wybaczyła. A mój ojciec? Było mu wszystko jedno. Z dzieckiem wyglądałam bardziej przekonująco, bo coś nas łączyło. Błagałam go, żeby odpuścił, ale był uparty, a ja za bardzo się go bałam, by nawet spróbować uciec. Asgerd urodziła się w nocy, nieco przed wyznaczonym terminem. Była taka maleńka, ale skradła moje serce niemal natychmiast. A ja... ja chciałam ją zabić, tylko dlatego, że przypominała mi o tym co zrobiłam. Chciałam zabić i ją i... siebie — powiedziała z szokiem, patrząc w drewnianą podłogę. Czkawka nie czekał już dłużej i szybko zmniejszył odległość między nimi. Zamknął dziewczynę w swoich opiekuńczych ramionach, przytulając ją do siebie, najmocniej jak tylko potrafił. Po policzkach popłynęły mu łzy na myśl, że mógł nigdy nie poznać swojego dziecka. Asgerd spała w pokoju obok, niczego nieświadoma. Eris zaszlochała cicho w jego ramionach, a jej ciało zadrżało.
— Ciii... Już wszystko dobrze — wyszeptał Czkawka, po chwili cmokając żonę w blond włosy.
— Tak strasznie cię przepraszam. Nie wiedziałam jak to wszystko zatrzymać. Gdybym mogła... cofnęłabym czas — odparła cicho, czując się winna temu wszystkiemu.
— Hej, przestań przepraszać. Nie powinienem był od ciebie tego wymagać. Cieszę się, że tu jesteś. Ze mną. Nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze cię skrzywdził — obiecał, tym razem całując ją delikatnie w usta. Objął ją w pasie, nie odsuwając się nawet na krok. — Mogłaś powiedzieć mi wcześniej.
— Kiedy mój ojciec żył ja... Mimo że mieszkałam tutaj bałam się, że... no wiesz, że się dowie. Nie chciałam, by wiedział ktokolwiek. Nawet jeśli zrobił to wszystko, to ja nadal nie potrafiłam przestać go kochać. Był moim ojcem i był tylko człowiekiem — wyjaśniła cicho. Czkawka był z niej dumny i poniekąd szczęśliwy, że do wszystkiego się przyznała. Już dawno zauważył jej wrażliwość i dobroć. Wiedział, że jej czyny musiały pochodzić od kogoś, nie od niej samej.
— Obiecuję ci, że będę starał się być dla ciebie dobrym mężem, a dla Asgerd ojcem.
— Czkawka?
— Hmm?
— Jesteś wspaniałym człowiekiem. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego męża, a Asgerd taty. Dziękuję. Dziękuje, że mimo wszystko... mimo że znasz całą historię nadal chcesz ze mną być —odparła, wtulając się w niego. Czkawka nie odpowiedział, bo zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć. Zamiast tego pocałował ją ponownie, kładąc delikatnie jej ciało na łóżku. Uśmiechnęła się lekko, czując jego czułe usta na swoich policzkach. Centymetr po centymetrze całował jej ciepłą skórę.
— Naprawdę tego chcesz? — zapytała. Do tej pory nie okazywali sobie zbyt dużo czułości. Oczywiście całowali się od czasu do czasu, ale nigdy nie doszło do czegoś więcej. Tym razem Czkawka tylko zaśmiał się cicho, kiwając twierdząco głową.
— Jeśli nie masz nic przeciwko — zagaił. Eris nie odpowiedziała tylko cmoknęła go zachęcająco w policzek, rozplątując przy tym sznurki jego koszuli...

⭐️⭐️⭐️

Czkawka zwołał radę w samo południe, by przedyskutować kwestię jednego z sojuszy, które chciał zawrzeć w najbliższym czasie. Starszyzna siedząca przy stole nie wydawała się być zachwycona pomysłem, żeby wódz opuścił wyspę na choćby dwa tygodnie. Tyle trwała podróż tam i z powrotem.
— To wzmocniłoby nasz handel dalekomorski. Do tego zyskalibyśmy nowego sojusznika w razie zagrożenia. Podpisanie tego dokumentu otwiera przed nami nową drogę. W końcu wyszlibyśmy na prostą — powiedział jeden z głównych przewodniczących. Wódz przysłuchiwał się jego argumentom, kiwając co chwilę głową, zgadzając się z przykładami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatnie miesiące nie były pełne urodzaju. Wyspa była zadłużona z powodu ulew, które przeszły przez Archipelag. Zniszczenia z początku nie wydawały się zbyt poważne, jednak po oszacowaniu kosztów okazało się, że jest o wiele gorzej. Mimo że Czkawka zaczerpnął pomocy od przyjaciół, w tym od Dagura czy Heather, to czuł się zobowiązany, by zwrócić im należyte koszty. Owszem, byli sojusznikami, ale cały czas miał wrażenie, że nadużywa swojego przywileju, wynikającego z podpisania dokumentów.
— Najlepszym wyjściem będzie podpisanie tego sojuszu. Razem z jeźdźcami wyruszę na tę wyprawę. Za trzy tygodnie będziemy z powrotem, mając po swojej stronie silnego sojusznika. Uważam, że jak najbardziej powinniśmy skorzystać z jego zaproszenia i choć poznać jego zasoby. — Powiedział pewnie Czkawka, wstając z miejsca. Na stole rozłożył mapę i wskazał na wyspę owego wodza, do którego chciał się udać z wizytą. — Wyspą w tym czasie zajmie się moja matka oraz Eris, moja żona. Mam oczywiście nadzieję, że w razie potrzeby mogą one liczyć na waszą pomoc, panowie.

Czkawka zawsze czuł się dziwnie w czasie przemówień do wikingów dużo starszych od niego. Na początku swojej kariery wodza miał wrażenie, jakby się z niego naśmiewali i krytykowali zewsząd wszystkie jego pomysły. Z czasem jednak zyskał ogromny szacunek, dlatego teraz nie miał problemów z poparciem jego stanowiska. Zdecydowana większość zgodziła się z nim i po ustaleniu wszystkich szczegółów w twierdzy pozostali jedynie jeźdźcy, czekający na konkrety ich roli.
— No to lecimy! — zadecydował Czkawka z uśmiechem. Rozejrzał się po twarzach przyjaciół, z ulgą stwierdzając, że nie widzi na nich wyraźnego sprzeciwu. Sączysmark pokiwał twierdząco głową. Skrzyżował ramiona, uśmiechając się przy tym szeroko. Bliźniaki przybili sobie „piątkę", ciesząc się przy tym jak dzieci. Niektórzy nigdy się nie zmieniają – przeszło przez myśl Czkawce. Jedynie Śledzik patrzył na przywódcę ze strachem. Mężczyzna niemal od razu to zauważył i podszedł do przyjaciela.
— Zajmij się Heather i dzieckiem — powiedział Czkawka, posyłając mu lekki uśmiech.
— Dziękuję. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Chciałbym z wami polecieć, naprawdę, ale... Heather potrzebuje mojej pomocy. Kiedy urodzi się dziecko to... no wiesz, będzie dużo pracy.
— Spokojnie, nie tłumacz się. Doskonale rozumiem — odparł szatyn i przytulił delikatnie jeźdźca Sztukamięs.
— Dzięki, Czkawka. — Śledzik uśmiechnął się i już miał odejść, kiedy został zatrzymany jeszcze na moment.
— Zaopiekuj się moją rodziną. Chcę mieć pewność, że jest bezpieczna — zwrócił się z prośbą do niego wódz. Jeździec przytaknął, ku uldze Czkawki, a następnie po pożegnaniu się ze wszystkimi, wrócił do domu.
— Jak Śledzik nie leci, to kto? Trochę nas mało — zauważyła Szpadka. Mieczyk i Sączysmark popatrzyli na szatyna w wyczekiwaniu. Czkawka zastanowił się przez chwilę.
— Zabierzemy Gustawa i Ethana — zadecydował jeździec nocnej furii, po czym uśmiechnął się, ciesząc myślą o locie. Długim i pełnym poczucia wolności locie. Teraz jednak musiał wrócić na ziemię i zrobić jeszcze jedną ważną rzecz.

⭐️⭐️⭐️

— Wróć szybko — powiedziała Eris, przytulając się mocno do Czkawki. Po policzkach spływały ciepłe łzy. Nie chciała, żeby ją opuszczał. Tak naprawdę był jedyną osobą na Berk, która ją w pełni zaakceptowała. Ludzie odsuwali się od niej, nawet jeśli nie widzieli w niej większego zagrożenia. Nie chciała, by leciał.
— Obiecuję — wyszeptał jej do ucha i cmoknął delikatnie w skroń. Następnie odsunął się od niej i kucnął. Chwilę później tulił do swojego ciała czterolatkę, która mocno zaciskała ramionka na jego szyi, nie chcąc odstąpić go nawet na krok.
— Muszę już lecieć Asgerd — powiedział, choć tak naprawdę nie chciał wypuszczać jej z ramion.
— Nie musisz — fuknęła cicho. Czkawka uśmiechnął się z powodu tonu dziecka.
— Wrócę niedługo maleńka. To niecały miesiąc — próbował ją przekonywać.
— Zostań ze mną tutaj, alby weź mnie — powiedziała cicho. W jej oczach zalśniły łzy, które po chwili wolno spłynęły po policzkach. Czkawka otarł je szybko, wiedząc, że zaraz sam się rozpłacze. Bądź co bądź nie chciał lecieć. Ze względu na nie. Wiedział jak wygląda ich życie bez niego. Szczególnie na Berk, gdzie ludzie jeszcze nie pogodzili się z obecną sytuacją i większość nie zaakceptowała jego żony oraz córeczki. Asgerd nie miała zbyt wiele przyjaciół, przez co niemal cały czas spędzała w domu lub u Valki.
— Kiedy wrócę to wezmę ciebie i mamę gdzieś daleko. Polecimy razem. Tylko my, zgoda? — zapytał, wstając razem z dzieckiem. Eris podeszła do nich, po czym wyciągnęła ręce w kierunku Czkawki, chcąc odebrać od niego córeczkę. Mała pokiwała tylko główką na znak zgody i chwilę przed tym jak została przekazana blondynce, ostatni raz wtuliła się w Czkawkę.
— Kocham cię tata — wyszeptała.
— A ja ciebie maleńka — odpowiedział, równie cicho. Następnie wskoczył na Szczerbatka i pomachał dłonią na pożegnanie. Asgerd z przygnębieniem przytuliła się do Eris, ale odmachała szatynowi. Czkawka spojrzał jeszcze na żonę. „Kocham cię" — odczytał z ruchu jej warg, po czym wzbił się w niebo.
Do wolności, za którą tęsknił od dłuższego czasu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro