2.5
Gdybym tylko mogła kogoś pokochać
Lecz wolę kochać
Nikogo
Niż ciebie, błagam*
Astrid skierowała się do portu w poszukiwaniu Håkona. Od pewnej kobiety dowiedziała się, że tutaj znajdzie go najszybciej, a zależało jej na rozmowie z nim. Chciała go przeprosić za to jak się zachowała. Żałowała, że tak skończyła się ich rozmowa.
Zauważyła mężczyznę przy sieciach. Właśnie wyplątywał z nich świeże ryby, wrzucając je do beczek. Håkon dostrzegł ją chwilę później, popatrzył na nią przelotnie, jednak bez uśmiechu. Blondynka nawet nie wiedziała co powiedzieć, dlatego przeszła na kraniec pomostu i spojrzała wprost na horyzont. Niebo tego dnia było prawie bezchmurne, a delikatny wietrzyk dmuchał w jej jasne policzki.
— Za godzinę. Na arenie — usłyszała nagle za sobą jego głos. Odwróciła się w stronę Håkona, ale ten już wrócił do pracy. Uśmiechnęła się lekko, nie słysząc w jego słowach gniewu ani żalu. Spodziewała się całkiem czegoś innego.
Miała jeszcze godzinę, dlatego biegiem wróciła do chatki, w której mieszkała i osiodłała Wichurkę. Odkąd obie przyleciały na Skøllar nie miały jeszcze okazji polatać, a teraz nadarzył się odpowiedni ku temu moment.
Astrid zaśmiała się głośno, będąc wśród chmur. Do tej pory loty były jej ucieczką, chęcią oderwania się od rzeczywistości, teraz... teraz ten wydał jej się wolnością. Wyciągnęła ręce w stronę nieba, uśmiechając się szeroko. Przez moment pomyślała o Czkawce. Czy on też tak się czuł, kiedy uciekał z Berk? Czy to właśnie nazywał swoją wolnością?
Wylądowała przy arenie kilka chwil później, po czym weszła do środka, od razu rozglądając się za Håkonem. Zauważyła go na środku, trzymającego dwa topory. Kiedy podeszła bliżej rzucił jej jeden. Złapała go sprawnie i ustawiła się, gotowa do ataku. Mężczyzna uśmiechnął się krótko, widząc jej pozycję, ale nie skomentował.
— Co się głupio szczerzysz? — mruknęła w jego stronę i ruszyła na niego. Odparł jej atak z łatwością.
— Jednak dobrze robię, ćwicząc z tobą w czasie przerwy w pracy. Jesteś słabą wojowniczką — powiedział Håkon i odwrócił się plecami. Na jego ustach pojawił się krótki szyderczy uśmieszek. Nie chciał jej obrazić, bo była całkiem niezła a sprowokować by pokazała jeszcze więcej. Krzyknęła i już miała uderzyć w niego, kiedy odwrócił się, a ich topory zetknęły. — I taka przewidywalna.
— Ja ci dam przewidywalną — mruknęła jakby do siebie i uderzyła mocno. Szczęk broni rozniósł się po murach areny i zabrzęczał w uszach wojowników. Håkon odparł uderzenie i zrobił kilka kroków w jej stronę, przez co musiała się cofnąć, by pozostać w idealnej odległości od mężczyzny. Przeciwnik nie dawał jej forów, co niezwykle ją motywowało. Ta walka w niczym nie przypominała tych toczonych z Czkawką. Była bardziej brutalna, przez co bardziej prawdziwa i przyjemna. Astrid uśmiechnęła się nawet.
— Walka z tobą to sama przyjemność. Nawet niespecjalnie się zmęczę — skomentował po raz kolejny Håkon. Astrid krzyknęła głośno i uderzyła w jego stronę, napotykając jednak na swej drodze jego topór. Skrzyżowały się, ale ani wojowniczka, ani tym bardziej jej przeciwnik nie zamierzali rezygnować z wygranej. Astrid zacisnęła mocno zęby, choć czuła jak powoli ulatuje z niej siła. Håkon przewyższał ją nie tylko jeśli chodziło o wzrost, ale między innymi o siłę, którą posiadał. Dziewczyna nigdy nie uważała, że kobiety są słabsze, ale jednak teraz musiała to przyznać. Mężczyzna nie zamierzał poddać się i nie dawał nadal blondynce forów. W końcu nie wytrzymała i poluzowała broń w dłoniach. Czuła ból w ramionach, a siły opuściły ją już prawie do końca. Håkon wykorzystał to i naparł na nią mocniej. Astrid poczuła jak traci równowagę i po chwili upadła na zimny kamień. Syknęła cicho, czując pulsujący ból w kostce, ale nic nie powiedziała. Mężczyzna chyba nie zauważył grymasu, który przez chwilę gościł na jej twarzy, więc podał jej jedynie dłoń z uśmiechem. Blondynka wstała, ukrywając przed nim ból i ruszyła przed siebie. Przewróciłaby się ponownie, gdyby nie szybka reakcja blondyna, który złapał ją w pasie.
— Wszystko w porządku? — zapytał.
— Chyba odpłaciłeś się za tamtą noc. Sprzed tygodnia — próbowała przewrócić sytuację w żart, ale Håkon chyba nie zrozumiał, bo popatrzył na nią. — To co powiedziałam. No wiesz, o tym, że przeszłość jest powodem do zarywania nocy.
— Nie bylem zły.
— Ale... dzisiaj w porcie. Wyglądałaś, jakbyś... no nie wiem... nie chciał mnie widzieć — odparła, przypominając sobie ten moment.
— Ah... nie chodziło o ciebie. Czasem miewam ciężkie dni. A więc nie, nie mam ci nic za złe. Ale teraz chyba zaniosę cię do domu. Wybacz.
— Zwykła walka, zdarza się — zaśmiała się cicho Astrid. Próbowała nie myśleć o bólu, który przeszywał jej kostkę. Było to dosyć trudne, ale w ramionach Håkona było jej dziwnie wygodnie, więc nie zwracała na nią aż tak wielkiej uwagi.
Håkon przez całą drogę czuł wyrzuty sumienia. Niósł dziewczynę w ramionach, nie zwracając uwagi na spojrzenia mieszkańców, czy nawet docinek ze strony rówieśników. Nawet Trond rzucił kilka niepotrzebnych słów, ale wojownik puścił je mimo uszu.
Skręcił w stronę swojego domu, a będąc pod drzwiami, otworzył je sprawnie. Astrid chciała zaprotestować, kiedy ułożył ją na łóżku, ale nawet jeśli chciałaby uciec, to opuchnięta kostka z pewnością nie byłaby ku temu przychylna. Håkon poprawił poduszki pod plecami blondynki i uśmiechnął się krzywo.
— Pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego. Pójdę po Sigrid — odparł poważnie i skierował się do drzwi. Po chwili odwrócił, jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie padły z jego ust. Patrzył tylko na Astrid, która również nie wiedziała co powiedzieć. — Za-zaczekaj chwilkę — zająkał się i opuścił pomieszczenie.
Astrid czuła się dziwnie leżąc w łóżku obcego mężczyzny, zostawiona sama sobie. Nie sądziła, by Håkon miał co do niej złe zamiary. Dawno nie spotkała tak dobrego i przyjaznego człowieka. Bała się jednak, że pozory czasem mylą. Z Czkawką było podobnie, a wyszło jak wyszło. Tego się właśnie obawiała. Była tak strasznie ufna, zgadzała się na wszystko co blondyn jej zaoferował, jakby nie umiała mu się oprzeć. Mieszkała na Skøllar dopiero od tygodnia, ale dziwnie przywykła do życia akurat tutaj. Podobało jej się. Choć nadal tęskniła za Berk, za rodzicami, Ethanem, jeźdźcami, a nawet za Czkawką, to nie chciała tam wracać. Teraz na pewno nie, ale czy kiedykolwiek?
— Szybko poszło — usłyszała nagle i otworzyła dotąd zamknięte oczy. W pokoju pojawiła się Sigrid, trzymając w dłoni torbę. Odłożyła ją na kraniec łóżka, po czym zaczęła wyciągać poszczególne przedmioty oraz buteleczki z ziołami. Astrid patrzyła na to wszystko ze spokojem. Przecież nie pozbawią jej nogi, prawda?
— Wypadki chodzą po ludziach — odparła blondynka, uśmiechając się lekko. Sigrid odwzajemniła gest, po czym zerknęła znacząco na Håkona. Mężczyzna odchrząknął cicho.
— To ja... ten... pójdę zrobić wam herbatę — powiedział cicho i wyszedł za drzwi. Obie kobiety przez chwilę słuchały coraz cichszych, zanikających kroków, po czym Sigrid zaczęła oglądać kostkę Astrid. Blondynka syknęła, zaciskając usta, kiedy poczuła na skórze zimną dłoń lekarki.
— Lekkie zwichnięcie. Powinnaś leżeć kilka dni. Dwa, może trzy. Bez chodzenia. Dobrze by było gdyby ktoś się mógł tobą zająć. Na przykład Håkon — Sigrid uśmiechnęła się znacząco. — Na pierwszy rzut oka widać, że jest chętny.
— Co?! — Zaczęła panikować Astrid. Chciała wstać, ale ból uniemożliwił jej to.
— Håkon jest najodpowiedniejszą osobą na wyspie. Uwierz mi Astrid. On nigdy nikogo nie skrzywdził. Jest dla mnie jak brat. Ręczę za niego. No i na pewno się zgodzi. Naprawdę nie powinnaś być z tym sama — powiedziała lekarka, dbając o dobro dziewczyny. Blondynka chcąc nie chcąc musiała przyznać jej rację. Samej będzie jej ciężko przy najprostszych czynnościach, skoro nie może obciążać nogi przy chodzeniu. Skinęła wolno głową, rozumiejąc sytuację. Jeśli chciała wyzdrowieć i wystartować w zawodach, musiała zgodzić się na towarzystwo Håkona. I choć czuła się przy nim dobrze, a nawet swobodnie, to nie mogła pozwolić sobie na coś więcej niż zwykłą znajomość, na razie miała dość rozczarowań. Miała dość cierpienia, choć wiedziała, że bez tego uczucia żadne życie nie ma prawa płynąć...
⭐️⭐️⭐️
Håkon wszedł do sypialni z samego rana. Astrid spała na prawym boku, zwrócona w jego stronę. Wojownik podszedł do niej, siadając na skraju. Poprawił koc, którym była przykryta, ledwo powstrzymując się od cmoknięcia jej skroni. Od zawsze pragnął odnaleźć kogoś takiego jak Astrid, ale nie był na tyle odważny, by jej o tym powiedzieć. Dlatego teraz zamiast wstać i wyjść, siedział przy niej, obserwując jej spokojną twarz. Odgarnął grzywkę z jej oczu, uśmiechając się delikatnie. Dmuchnęła lekko w jego dłoń, na co zachichotał cicho. Kiedy tak siedział i na nią patrzył miał wrażenie, że już są w jakiś sposób połączeni. Byli przyjaciółmi, razem przygotowywali się do zawodów i chociaż wiedział, że dziewczyna nie wybaczyłaby mu, gdyby dawał jej fory, to z jakiegoś powodu pragnął, by wygrała. Widział ile poświęcała każdego dnia. Nie wiedział, czy zależało jej na wygranej, ale w jego oczach już dawno stała na najwyższym miejscu. Czasem, kiedy patrzył na nią miał wrażenie, że bardzo się zmieniła. Coraz rzadziej spotykał ją z podkrążonymi oczami, a częściej z szerokim uśmiechem. Mógł spędzać z nią cały swój wolny czas, będąc dla niej jedynie przyjacielem. Pragnął stać się dla niej kimś o wiele ważniejszym, ale wiedział, że rany są jeszcze zbyt świeże. Astrid niewiele o sobie mówiła, ale widział w niej tę całą rozpacz. Tylko raz widział jak płakała.
Przyszedł do niej, by zapytać, kiedy pójdą potrenować. Zapukał do drzwi, spokojnie czekając. Astrid otworzyła je chwilę później. Håkona przeraził jej stan. Wyglądała tak, jakby w ogóle nie spała, a płakała całą noc. Uśmiechnęła się jednak do niego szeroko. Zapytała co się stało, a on nie miał pojęcia co powiedzieć. Miał ochotę przytulić ją mocno, otrzeć łzy z jej policzków i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Obiecał, że nie będzie się wtrącał w jej życie, jeśli sama go o to nie poprosi. Stał, więc patrząc na nią i nic nie mówiąc. W jego oczach właśnie tak wyglądało cierpienie.
Astrid poruszyła się niespokojnie pod kocem, marszcząc brwi i czoło. Następnie otworzyła oczy, mrużąc jej delikatnie.
— Czkawka? — zapytała cicho.
— Nie Astrid. To ja, Håkon — odparł wojownik. — Przyniosłem ci ziółka od Sigrid. Opuchlizna ma zejść szybciej. Boli jeszcze? - zapytał, kiedy usiadła, opierając się o wezgłowie łóżka.
— Trochę. Dziękuję — odparła i zrzuciła z siebie koc, którym była do tej pory przykryta. Chciała wstać z łóżka, ale Håkon szybko zareagował, powstrzymując ją. Nie mogła jeszcze chodzić.
— Nie powinnaś na razie wstawać — powiedział, pociągając ją z powrotem.
— Muszę nakarmić Wichurę. Mojego smoka — dodała, kiedy Håkon popatrzył na nią ze zdziwieniem.
— A może zrobię to za ciebie, a ty nadal będziesz odpoczywać? — zapytał, mając nadzieję, że dziewczyna zgodzi się na taki układ. Zdziwiła się na te słowa, ale skinęła wolno głową.
— Pójdę z tobą — zadecydowała, gotowa na jego słowa niezadowolenia.
— Astrid — westchnął ze zrezygnowaniem. Zdążył poznać na tyle dobrze dziewczynę, by wiedzieć, że jak się uprze to nic jej nie powstrzyma.
— Pomożesz mi, czy będziesz tak stać i narzekać? — zapytała, podpierając się na dłoniach. Zrzuciła nogi z łóżka. Håkon popatrzył na opuchniętą, siną lewą kostkę i chcąc nie chcąc podał dziewczyna swoje ramię, by mogła się oprzeć.
— Może wezmę cię na ręce?
— Dam sobie radę. Spokojnie. Ale dziękuję za propozycję — uśmiechnęła się i przy jego pomocy wstała.
⭐️⭐️⭐️
Astrid usiadła na stołku w niewielkiej stajni, która znajdowała się kilka metrów za jej chatką. Wichurka zaskrzeczała wesoło, widząc jeźdźczynię, ale prawie nie zwróciła uwagi na mężczyznę, z którym dziewczyna się pojawiła. Nie wyczuła w nim zagrożenia. Blondynka zachichotała, patrząc na przerażonego towarzysza.
— Niby taki wojownik, a boi się niewielkiego zwierzątka — zaszydziła, bynajmniej nie ze złości. Håkon patrzył na nią z szokiem, kiedy głaskała łuski smoczycy, szeptając coś do niej. Nagle wyciągnęła rękę w jego stronę, jednak on nie wykonał żadnego ruchu. — Nie bój się. Nic ci nie zrobi - próbowała go przekonywać.
— Nie Astrid, to nie jest... dobry pomysł — odparł cicho, nawet na nią nie spoglądając.
— Pomogę ci — powiedziała pewnie i ponownie wyciągnęła dłoń w jego kierunku. W końcu westchnął i przyjął pomoc dziewczyny. Wstrzymał powietrze, a następnie położył dłoń na zimnym pysku smoka. Zadrżał nieznacznie, ale Astrid nie zamierzała zostawiać go z tym samego. Ułożyła swoją dłoń na jego własnej, potykając delikatnie jego palców. Poczuł nagle jak przez jego ciało przechodzi przyjemne ciepło. Dopiero teraz wypuścił trzymane dłuższą chwilę powietrze i uśmiechnął się lekko.
— Mówiłam, nic ci się nie stanie — wyszeptała cicho Astrid, jakby nie chciała zepsuć tej chwili. Håkon wybaczyłby jej jednak, gdyby nawet ją zakłóciła. Wybaczyłby jej wszystko. Zaśmiał się cicho, ciesząc z pokonanego lęku, a następnie razem z blondynką nakarmił głodną smoczycę.
⭐️⭐️⭐️
Od tamtego czasu minęły dobre trzy tygodnie w czasie, których Astrid głównie trenowała. Sama lub z Håkonem. Przeważnie jednak z trzy lata starszym mężczyzną, który z biegiem czasu stał się dla niej bardzo ważną osobą. Rybak nieraz pomagał jej to w pracy, to w treningu, by poszło o wiele sprawniej. Był kimś, kogo Astrid potrzebowała. Był jak świeży powiew wiatru, choć czasem zdawało jej się, że widzi w nim twardą skałę, która powoli ulega zniszczeniu. Tak było i tego dnia, kiedy to umówiła się z Håkonem, a on nie przyszedł. Zdarzało się to na tyle rzadko, że zaczęła zastanawiać się czy coś się stało. Postanowiła go poszukać. Było kilka takich miejsc, gdzie spędzali mnóstwo czasu, dlatego, kiedy zrobiła wywiad w wiosce, poszła na plażę, w pamiętne miejsce, gdzie pozbyła się naszyjnika zaręczynowego od Czkawki.
Dostrzegła w oddali ciemną postać i mimo panującego wokół mroku od razu ją rozpoznała. Podeszła bliżej bardzo cicho, nie chcąc zakłócać panującej ciszy, przerywanej jedynie przez uderzenia morskich fal. Håkon zauważył jej obecność, kiedy stanęła obok, wpatrując się w ogromny księżyc wiszący nad horyzontem.
— Cześć — wyszeptał cicho. Astrid usiadła po jego prawej stronie bez słowa. — Przepraszam, że nie przyszedłem.
— Nie szkodzi, widocznie miałeś ważny powód — odparła, bez wyrzutów. Czasami sama potrzebowała czasu tylko dla siebie i nie informowała nikogo o swoich zamiarach.
— Powinienem był odwołać nasze spotkanie, przełożyć je na inny dzień, ale... nawet o tym nie myślałem. To jest ważne. Jest ważne dla mnie — powiedział głosem przepełnionym głębokim smutkiem. Astrid spojrzała na niego ze zdziwieniem, jeszcze nigdy nie słyszała takiego tonu u mężczyzny.
— Wszystko dobrze? — zapytała.
— Można tak powiedzieć — odparł cicho, a blondynka dostrzegła pod jego powiekami drobne łzy. — Wiesz, że kiedyś miałem brata? — zapytał, a blondynka nie była nawet w stanie odpowiedzieć, dlatego jedynie pokręciła przecząco głową. - Nie wiesz, bo nie lubię do tego wracać, ale teraz czuję, że chcę się z kimś tym podzielić.
— Jak miał na imię? — spytała cicho Astrid.
— Ulf. Miał tylko siedem lat. Był nieraz nieco nieznośny, ale ja jako starszy brat byłem mu w stanie to wybaczyć. Dzieliło nas sześć lat różnicy, dlatego często zostawałem z nim, kiedy rodzice musieli iść pracować. Nie przelewało nam się nigdy, ale ani mnie, ani Ulfowi na tym nie zależało. Liczyło się tylko to, że mieliśmy siebie nawzajem. Pewnego dnia, kiedy po raz kolejny rodzice musieli wyjść wcześniej do pracy zostałem z bratem. Poszliśmy na spacer, bo nie było tutaj wiele miejsc do zabawy, a w lesie zawsze jest coś ciekawego. Trond zaproponował, że pójdzie razem z nami. Zabrało się też kilku naszych znajomych. Z całego towarzystwa Ulf był najmłodszy, dlatego nie traktowali go poważnie. Trond nawet próbował przekonywać go, żebyśmy zostawili go gdzieś samego. Nie zgodziłem się i złapałem go za rękę. Nie wiedziałem, że to będzie ostatni raz, Astrid — powiedział, po czym otarł, spływające mu po policzkach łzy.
Nie wstydził się ich, nie przy niej.
— Co się stało? — dopytała, kiedy zrobił krótką przerwę. Westchnęła ciężko i popatrzył na horyzont.
— Został zabity przez smoka — wyszeptał, a Astrid zakryła dłonią usta, czując pod powiekami swoje własne łzy. Nienawidziła tego zdania. Zawsze wywoływało u niej złe wspomnienia i ukazywało przed nią, że smoki zawsze takie były. Wiedziała, że oswojenie wiele dawało, wiązało jeźdźca ze smokiem, jednak istniała w tych stworzeniach ich dawna natura. Zdarzało się też, że trening i oswojenie nic nie dawało, nie przynosiło żadnych efektów.
— J-jak? — zająknęła się.
— Zostawiłem go samego. Trond w swojej torbie przyniósł alkohol. To było największe głupstwo jakie zrobiłem w życiu, ale nie potrafiłem słuchać jak się ze mną nabijają. Dlatego spuściłem z oczu Ulfa, a później było o wiele za późno. Usłyszałem jego krzyk, ale nawet nie zareagowałem. Kręciło mi się w głowie, więc każdy krok sprawiał ogromne trudności — powiedział z kamienną twarzą, a Astrid poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Po jej polikach popłynęły łzy, kiedy nagle uświadomiła sobie, że tak naprawdę jadą na tym samym wózku.
Oboje stracili swoje szczęście na zawsze na rzecz trunku, który odebrał im ukochane osoby.
— Nigdy więcej nie piłem. Minęło dwanaście lat. — Dodał.
— Czkawka... mój były narzeczony był pijany, kiedy mnie zdradzał z jakąś przypadkową dziewczyną — wyszeptała, chcąc wreszcie to z siebie wyrzucić. Opowiedziała mu o wszystkim. O Czkawce, o relacjach z nim, a w końcu o Eris, Asgerd i tym wszystkim co zostawiła na Berk, byle uciec od czegoś, czego do tej pory nie potrafiła zrozumieć. Wspomnienia ogromnie bolały, dając o sobie znać, jednak poczuła ulgę, kiedy o wszystkim opowiedziała mężczyźnie. Przez tyle czasu skrywała to głęboko w sobie, nie patrząc na, że ten ból zżera ją od środka, odbierając jej nadzieję na prawdziwe szczęście.
Po chwili Astrid oparła głowę na ramieniu Håkona, czując, że dłużej nie utrzyma jej w pionie. Dwudziestopięciolatek objął ją ramieniem, przynosząc trochę ciepła.
— Przetrwamy, tylko musimy trzymać się razem, Ast. To co w nas siedzi, być może nigdy nie da o sobie zapomnieć, ale razem możemy spróbować to zniszczyć — wyszeptał. Popatrzył na blondynkę, kiedy nie odpowiadała przez dłuższą chwilę. Zauważył, że zasnęła otoczona mego ramieniem i uśmiechnął się lekko. Cmoknął delikatnie jej włosy, powracając następnie do podziwiania horyzontu.
— Razem przetrwamy wszystko — dodał cicho, nie widząc już delikatnego uśmiechu na twarzy dziewczyny.
⭐️⭐️⭐️
Zawody odbyły się kilka dni później. Na Skøllar było wielu wojowników, jednak niewielu z nich brało udział w walkach, dlatego zaproszono ich także z innych wysp. Astrid od rana cieszyła się jak dziecko, widząc tych wszystkich ludzi, którzy przypłynęli tylko dla rozrywki. Håkon śmiał się z niej i jej radości, ale sam był bardzo podekscytowany turniejem. Andreas rano powiesił listę w jakiej kolejności i kto z kim walczy. Blondyn na początku spojrzał na Astrid i nie był zachwycony jej przeciwnikiem, choć wierzył, że dziewczyna sobie poradzi. Sam miał odbyć walkę z kimś spoza wyspy.
Do finału weszło pięciu zawodników, a wśród nich Håkon, Astrid i Trond. Ten pierwszy miał ogromną nadzieję wylosować jako swojego przeciwnika Tronda, jednak zrobiła to za niego blondwłosa przyjaciółka. Astrid nie należała do osób, które obawiały by się czegokolwiek, jednak walka z mężczyzną pozbawiła ją resztek sił. Trond grał nieczysto i choć kilka osób to zauważyło to sędzia nie przerwał walki. Håkon jednak zainterweniował, wszczynając bójkę z byłym przyjacielem. Nie zwracał uwagi na otaczający go tłum. Po prostu nie wytrzymał, kiedy Trond kopnął dziewczynę mocno, chwilę po tym, kiedy upadła na ziemię, powalona jego ciosem. Andreas nie miał wyjścia i zdyskwalifikował go.
Zwycięzcą został Trond. Håkon nie miał jednak ochoty mu gratulować. Pomógł wstać Astrid z ziemi, choć dziewczyna wyglądała naprawdę źle. Na raz zjawiła się przy niej Sigrid, z którą już od dawna przyjaźniła się blondynka. Pomogła Håkonowi zaprowadzić ją do chatki, a następnie zbadała. Astrid nie miała żadnych poważniejszych uszkodzeń. Straciła przytomność, ale kiedy wreszcie się obudziła mężczyzna siedział przy niej, trzymając ją za rękę.
— Wygrałeś, prawda? — zapytała Astrid, ale Håkon pokręcił przecząco głową, następnie spuszczając ją w dół.
— Jak dla mnie to ty powinieneś zostać zwycięzcą. Dziękuję. — Wyszeptała ledwie słyszalnie, z uśmiechem, po czym zasnęła.
⭐️⭐️⭐️
Wieczorem, kiedy było już po wszystkim Andreas wydał porządną ucztę. Zaprosił do twierdzy wszystkich wojowników, choć wielu z nich po prostu odpoczywało w chatach, które wynajęli. Wódz oczywiście rozumiał. Uśmiechał się jednak na skinięcia mężczyzn i kobiet, którzy przechodzili obok stołu, przy którym siedział. Był razem z rodziną, tylko Sigrid na chwilę odeszła, by poszukać Astrid.
Håkon od razu rozejrzał się po twierdzy w poszukiwaniu przyjaciół. Astrid obiecała, że mimo kilku obrażeń przyjdzie chwilę później. Miał taką nadzieję. Przysiadł do stołu, gdzie znajdowała się cała rodzina Andreasa - jego żona i dzieci - z tęsknotą patrząc w stronę drzwi wejściowych.
Wojowniczka z Berk weszła do twierdzy bardzo niepewnie. Nie przepadała za tego typu imprezami z wiadomych powodów. Nie mogła wyrzucić z pamięci tamtego wieczoru, kiedy wszystko wydawało jej się pięknym snem. Obiecała sobie, że zapomni zarówno o tym, jak i o Czkawce, jednak nie potrafiła. Wiele razy próbowała pozbyć się jego osoby z pamięci, jednak wszystko jak na złość jej o nim przypominało. Miała tego dość. Czuła, że nie potrafi już normalnie żyć, będąc z nim tak bardzo związana. Pragnęła odnaleźć miłość, lecz obawiała się, że nigdy nie będzie kochała innego mężczyzny, tak jak kochała Czkawkę.
— Astrid — usłyszała nagle za sobą znajomy głos. Odwróciła się powoli, patrząc na swoje stopy. Czuła głośne bicie własnego serca, a jej oddech stał się nagle niespokojny.
— Cześć — odparła cicho, dopiero po chwili podnosząc wzrok. Håkon lustrował ją wzrokiem od stóp do głów. Astrid zarumieniła się delikatnie, zauważając, że ją obserwuje.
— Wyglądasz inaczej — wyszeptał i chwycił jej dłonie. Odwróciła głowę w bok na te słowa, czując zażenowanie. Mogła ubrać się inaczej.
— Ja... ja nigdy nie chodziłam w sukience — wyznała. Nie miała nawet żadnej własnej, a tę dostała od Sigrid. Nawet, kiedy z Czkawką chodziła na przeróżne imprezy to ubierała codzienny strój. Nie lubiła się specjalnie stroić, ale żona wodza niemal ją do tego zmusiła.
— Wyglądasz przepięknie — wyszeptał, prowadząc ją do tańca. Choć próbowała go odciągnąć, on jakby nic sobie z tego nie robił. Wyznała mu, że nie potrafi tańczyć, a chwilę po tym dowiedziała się, że on także nie.
— Masz dzisiaj dobry humor? — zapytała, obracając się wokół niego. Skinął wolno głową, spoglądając na nią.
— Najlepszy.
Piosenka przyspieszyła toteż i oni tańczyli coraz szybciej, czasem potykając się o własne nogi, ale nie mieli sobie tego za złe. Atrid śmiała się głośno, a Håkon uśmiechnął raz po raz. Nadal zastanawiał się jak ktoś taki, pokroju Czkawki mógł zostawić tak wspaniałą dziewczynę. Patrzył na blondynkę, wirującą pośród innych par i nagle jakby wszyscy wokół zniknęli. Widział tylko ją. Zatrzymała się speszona jego wzrokiem i podeszła bliżej. Blondyn oparł dłonie na jej tali i popatrzył jej głęboko w oczy. Jego szare spojrzenie przewierciło ją na wylot, jednak nie odepchnęła go ani na krok. Zbliżył się do jej ust, po czym musnął je delikatnie wargami. Astrid wydawała się być zaskoczona tym gestem, jednak nie potrafiła go odepchnąć. To Håkon szybko się otrząsnął i przerwał czułość. Zaczerwienił się delikatnie, nie wiedząc co powiedzieć. Jak ją przeprosić. Teraz to jednak ona przejęła inicjatywę i przysunęła się do niego. Na jej twarzy dostrzegł uśmiech i nie zdążył nawet nic powiedzieć, kiedy załączyła ich usta na powrót razem. Lekko poruszała wargami, całując go niezwykle namiętnie. Zarzuciła dłonie na jego kark, pogłębiając przyjemną dla obojga pieszczotę.
Tańczący wokół nich ludzie z uśmiechami obserwowali parę, lecz ani Astrid ani Håkon specjalnie się tym nie przejmowali. Kiedy odderwali się od siebie z ich spojrzeń zniknął ten dziwny strach i ból skrywany przez ostatnie miesiące. Mężczyzna przytulił ją do siebie, otaczając ramionami i czując, że zrobi dla niej wszystko by tylko zaznała szczęścia.
— Jesteś moim wszytkim — wyszeptał cicho. Astrid przytuliła się do niego mocno, kładąc głowę w miejscu, gdzie biło jego serce. Uśmiechnęła się, choć przez jej twarz przebiegł strach. Bała się. Berdzo. Miłość do Czkawki wciąż nie wygasła. Nie zniknęła. Co jeśli nigdy nie pokocha Håkona w sposób na jaki zasługuje? Co jeśli go skrzywdzi? Co jeśli stanie się taka jak Czkawka? Co jeśli...
— Wszystkim — powtórzył, cmokając ją we włosy.
* Carrie Fisher
** ,,Let you down'' - NF
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro