Rozdział 8 cz. 5
Rozdział 8 cz. 5
Postaram się sprężyć. Jeśli to czytasz, to mój plan nie wypalił. Mogę być już martwy. Wiem, że jesteś mądra i ostateczne znajdziesz kopertę.
Annalise, kurwa, uciekaj. Claude to bestia w przebraniu anioła. Należy do francusko-brytyjskiej mafii i nie jest tam byle kim. Nie będę się pierdolił w tańcu i powiem wprost, to szef tego burdelu i nie chciałbym go w twoim życiu. Kurwa, nie chciałbym go nawet w swoim.
Uciekaj. Nie wiem dlaczego, ale całkowicie skupił się na tobie. Twój telefon ma nadajnik, pewnie też podsłuch, w domu umieścił kamery, a za tobą pewnie ktoś ciągle łazi. Nie zdołasz go oszukać kłamstwami, bo jest w tym o wiele lepszy od ciebie.
Orzeszku, zaczniesz przejmować się matką, ale wiesz co? Pierdol tu i uciekaj. Wierz mi, ona nie chciałaby, abyś w tym momencie myślała o niej. Uciekaj, bo czasami śmierć bywa lepsza od życia. Tkwiłem w tym gównie od wielu lat, a i tak nie byłem tym, czym ty się dla niego stałaś w tak krótkim czasie.
Przygotowałem ci torbę z nowymi dokumentami i pieniędzmi. Jest pod łóżkiem. Wyjedź do Ameryki, pozostanie w Szkocji czy ogółem na Wyspach Brytyjskich to samobójstwo. Francja, Niemcy też odpadają. Ameryka będzie najlepsza, najłatwiej się tam schować.
Zrób to dla mnie i pryśnij. Niech chociaż tobie z naszej rodziny nie spierdoli życia.
Sebastian
Łzy zamoczyły papier, a dłonie zacisnęły się. Nie potrafiła spełnić żadnej z próśb brata. Powinna, doskonale wiedziała, że powinna, ale jak mogłaby uciec, nie patrząc za siebie? Matka, Sebastian i Claude. Pozostawienie tutaj krewnych z de Maladie było jak wrzucenie ich własnymi rękoma w ogień. Nie potrafiła być tak samolubna.
— Nie mogę... — wyszeptała, przyciskając papier do piersi.
Chociaż wiedziała, że nie postąpi w taki sposób i tak zajrzała pod łóżko. Faktycznie była tam torba. Po otwarciu poczuła zawroty głowy. Było tam wiele pieniędzy, więcej niż kiedykolwiek widziała na oczy. Do tego dokumenty i numer telefonu z podpisem "Tylko w nagłej sytuacji!". Położyła podarek przy nogach, łapiąc się za głowę.
— Nie, nie, nie... — mruczała pod nosem.
Nawet nie wiedziała, co miała na myśli. Czuła się zmęczona, całe jej ciało krzyczało, że powinna odpocząć. To byłoby najzdrowsze, ale nawet nie była w połowie tego, co miało nadejść tego dnia. Sprawdziła na laptopie brata godzinę, przyglądając się pulpitowi. Pełno tam było dokumentów, zdjęć ekranu i zapisów wiadomości. Był to elektroniczny dowód, a Annalise poczuła, jak napływają jej do oczu łzy.
— Bałwanie... — szepnęła.
Sebastian musiał się domyślić, że nie będzie potrafiła odejść. Dał jej oręż, którym mogła negocjować bądź grozić. Problem pojawił się jeden. Nie była gotowa go dobyć. I nie miała na to czasu. Musiała czym prędzej wyjść z mieszkania, dotrzeć do domu i zaplanować nadchodzące spotkanie.
Idąc w stronę drzwi, zastanawiała się nad miejscem, które byłoby wybrane normalnie, ale i jednocześnie zagwarantowałoby minimalne bezpieczeństwo. Zgarnęła swoje rzeczy, zamknęła sypialnie i po cichu zbliżyła się do wejścia.
W jednej chwili zamarła, czując jak włoski na całym ciele stają jej dęba. Drzwi były zablokowane. Nie mogła przekręcić klucza, a to oznaczało jedno, ogromne kłopoty.
— On wie — pisnęła z paniką, cofając się od drzwi, gdy usłyszała głosy.
Z ciężkim sercem zbliżyła się do blokady i przysunęła ucho, wsłuchując się.
— A co panowie tutaj robią?
— Nie twoja sprawa, starucho — warknął inny głos.
Annalise zamknęła oczy, zasłaniając usta. Nie słuchała dalszej konwersacji. Wycofała się w stronę salonu i spojrzała przez okno.
Była w kropce.
Nie mogła opuścić mieszkania ani drzwiami, ani oknem. Cała ta sytuacja była jak z filmu, ale ona zdecydowanie niezwykłych umiejętności nie posiadała i skoki na balkony sąsiadów prędzej ją zabiją niż uratują.
~ CDN ~
Witam w poniedziałek! Dla mnie dzień niezwykle wyjątkowy i stresujący, bo zaczęłam szkolne praktyki. Powiem wam, że było świetnie. Miłego wieczoru!
Data pierwszej publikacji: 27.03.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro