Rozdział XXXII
Od ślubu Amrothosa i Mairen minęły już trzy miesiące i lato przeszło w słotną jesień. Znów byłyśmy w Domach Uzdrowień. Moje życie mimo ciągłych podróży zamknęło się w utartym cyklu. Podróż, dom, podróż, stolica, podróż, dom, stolica... Podobnie jak kiedyś Amrothos, zaczynałam zastanawiać się, czy mieszkanie w jednym miejscu nie będzie mi doskwierać. Przyjechaliśmy do Minas Anor zaraz po ślubie, pomijając Dol Amroth. Amrothos chciał zobaczyć się z królem przed wyjazdem do Eriadoru, a Mairen nie spieszyło się do zamieszkania pod jednym dachem z rodziną męża. Ciotka i Avraniel nadal patrzyły na nią z góry, nie mogąc przeboleć, że dziewczyna z ludu weszła do rodziny. Ich niechęć była na tyle widoczna, że któregoś dnia usłyszałam przypadkiem komentarz z ust niemal obcej osoby.
— Gdyby nie król Rohanu, Imrahil pewnie nie zgodziłby się na taki mezalians. Ale skoro córka zostanie królową, jednego syna można odżałować.
Cieszyłam się, że Mairen nie słyszała tych słów. W wiosce była jedną z najbardziej szanowanych osób. Wykształcona, mieszkająca w stolicy uzdrowicielka, która nie bała się ciężkiej pracy. Dla mojej rodziny była tylko chłopską córką, która miała teraz bywać w towarzystwie. Może nawet w królewskim pałacu, skoro jej mąż cieszy się uznaniem króla?
Nikt nie wiedział, jak się do niej zwracać. „Pani" i „lady Mairen" wielu nie chciało przejść przez gardła. Zdezorientowane były również nowe dziewczęta w Domach Uzdrowień, ale tu Mairen już pierwszego dnia oznajmiła, że jeśli usłyszy pod swoim adresem chociaż jedno „pani", to wyjdzie i niech sobie radzą same.
Amrothos wyjechał końcem września i do tego czasu mieszkaliśmy we troje w Minas Tirith. Tym razem miał wrócić dopiero wiosną, jakiś miesiąc przed moim ślubem. Złośliwi mówili, że nie wiadomo, czy zdążył skonsumować małżeństwo, skoro tak szybko opuścił żonę. Akurat tu nie mogło być wątpliwości, bo niedługo później spędziłam cały poranek w sypialni Mairen i Amrothosa, przekonując moją przyjaciółkę, że powinna zostać w łóżku, skoro nie jest w stanie utrzymać posiłku w żołądku.
— Nic mi nie jest — jęknęła, ale wtuliła twarz w poduszkę. — Coś mi zaszkodziło.
— Wyjątkowo duże „coś" i do tego podobne do mojego brata. — Przewróciłam oczami.
Ślub za ślubem, dziecko za dzieckiem... Wszystko działo się tak szybko, a wiosna i tak nie chciała nadejść.
— Myślisz, że mogę być... — Otwarła szeroko oczy ze zdziwienia. — To by się zgadzało – powiedziała w zamyśleniu i zaczęła liczyć po cichu. Już po chwili twarz jej się rozjaśniła, gdy delikatnie ułożyła dłonie na nadal płaskim brzuchu. — Tak, jestem niemal pewna!
Kilka dni później obie zyskałyśmy pewność. Mairen nadal miała ciężkie poranki i była słaba. Innes zorientowała się jeszcze nim o czymkolwiek jej powiedziano i razem z Ioreth postanowiły, że należy ją odciążyć. To z kolei oznaczało więcej pracy dla mnie, mimo że do pomocy miałam Ericę.
Cieszyłam się z tych dodatkowych obowiązków. Wiosną miałam opuścić Domy Uzdrowień i chciałam doświadczyć jak najwięcej, póki miałam okazję. A miasto tej jesieni miało wiele do zaoferowania. Z Haradu przybyli pierwsi od dekad kupcy. Rozjaśniali ponure jesienne dni swoimi kolorowymi szatami i pachnącymi towarami. Cynamon, którego maleńki woreczek kosztował dotychczas tyle co utrzymanie wielodzietnej rodziny przez rok, można było kupić na co drugim straganie.
— Od Upadku plony wzrosły — tłumaczył mi jeden ze śniadych mężczyzn stojących w przedsionku. — Nigdy nie widzieć... Nie widziałem tyle zboża!
Rozmawiałam z nim już od dłuższej chwili, jednak nie ośmieliłam się wpuścić go dalej do korytarza. Słyszałam pełne oburzenia szepty i zupełnie nie skrywane warknięcia Ioreth, gdy odganiała Lilly od gości. Nie mogłam ich winić. Oto niedawny najeźdźca stał w drzwiach Domów i jak gdyby nigdy nic rozmawiał z uzdrowicielką. Mało tego. Dopłynął do Osgiliath statkiem z Umbaru. Król podwoił straże na ulicach, ponieważ ataki na handlarzy stały się codziennością. Mój rozmówca miał podbite oko, na które starałam się nie zerkać zbyt często.
— Dlaczego dziewczynka nie może podejść? Mam pomarańcze w cukrze, moje dzieci je uwielbiają, jej też...
— Rodzice Lilly zginęli z rąk korsarzy — przerwałam mu szybko. Zaskoczony kupiec zastygł z ręką w worku, jednak już po chwili skinął głową ze smutkiem. Dalsze wyjaśnienia nie były potrzebne.
— Orkowie zamordowali mi siostrę. Miała dwuletniego synka. Nigdy go nie odnaleźliśmy... Tam, na Południu też byli dobrzy ludzie walczący o przetrwanie — powiedział, a w jego spojrzeniu było tyle bólu, że coś ścisnęło mnie w piersi. — Dla Lilly, w prezencie — dodał, podając mi niewielki pakunek. Nim wraz z towarzyszami dotarł do bramy, poczułam słodki zapach pomarańczy.
Faramir opowiadał kiedyś, że nie umiał pogodzić się z zabijaniem Haradrimów. Jako człowiek, który nie chciał iść na wojnę, w każdej swojej ofierze widział mężczyzn siłą wcielonych do wojska. Może takich, jak kupiec pogrążony w żałobie po utraconej rodzinie. Gondorczycy demolujący stragany najwyraźniej nie znali rozterek mojego kuzyna i nadal brali odwet za dawne krzywdy.
* * *
Tamten dzień zapamiętam do końca życia. Koszmary o Ulradzie odeszły na wiele miesięcy, zastąpione innym obrazem. Był zimny, grudniowy wieczór, ale ja wracałam do domu rozgrzana świadomością, że w kieszeni niosę list od Eomera. Przez cały dzień opierałam się pokusie i nie mogłam się doczekać, żeby przeczytać go w zaciszu mojego pokoju. Z każdym tygodniem tęskniłam co raz bardziej, a czas zdawał się robić mi na złość i zwalniać za każdym razem, gdy chciałam, żeby wiosna już nadeszła. Tęskniłam za pocałunkami, ciepłymi ramionami i szorstkimi dłońmi. Za rozmowami i za wspólnym milczeniem. Za jego obecnością. Listy były marną namiastką, którą i tak ceniłam bardziej niż sen i czytałam je po kilka razy. Szczególnie za ten dziękowałam Valarom, ponieważ posłaniec wraz z pocztą przyniósł wieści o śnieżycy na północy kraju. Kilka dni zwłoki i list nie dotarłby do stolicy.
W domu było cicho. Tylko w kuchni ktoś toczył spokojną rozmowę. Pewnie tylko dlatego usłyszałam jej urywany oddech, gdy znalazłam się na półpiętrze. Było ciemno, a Mairen leżała w kącie, nieco zasłonięta kobiercem, który spadł ze ściany nad schodami.
— Mairen? Mairen, co się stało?! Pomocy! — krzyknęłam, ile sił w płucach. Mairen zacisnęła mokre, lepkie palce na mojej ręce. Zorientowałam się, że płacze. Nie, nie, nie! Służąca przybiegła z lichtarzem. W migotliwym świetle zobaczyłam plamę krwi, która wykwitła na białym fartuchu i kamiennej posadzce.
— Moje... Moje maleństwo — wychrypiała i zaniosła się płaczem, wtulając twarz w moje ramiona.
— Biegnij po Innes — poleciłam służącej. — I zawołaj stajennego. Trzeba zanieść ją do łóżka
— Nie wzięłam świecy — szepnęła godzinę później, gdy badałyśmy ją razem z Innes. — Potknęłam się i... I...
— Nie mów, oszczędzaj siły — Innes wycisnęła ręcznik i podała go służącej. Ja siedziałam na łóżku i trzymałam Mairen za rękę. Co jakiś czas mocniej ją zaciskała, trzęsąc się na całym ciele.
— Tydzień temu wysłałam list... — powiedziała głośniej i złapała mnie za rękę. — Napisałam, że będziemy mieli dziecko. Teraz muszę wysłać kolejny — ponownie się rozpłakała.
— Nie myśl o tym...
— Jak on to przyjmie? Po tym, co stało się z waszą matką... Będzie się obwiniał, że nie było go przy mnie...
— Pomyślimy o tym jutro — szepnęłam, głaszcząc ją po włosach.
Była zmęczona, oczy zaczynały jej się zamykać. Do tego wypiła silny napar na uspokojenie. Jej oddech zwolnił i wyrównał się. Po kilku minutach spała, nadal ściskając moją dłoń. Na stoliku stało srebrne pudełeczko. Odkąd Innes zamknęła w nim maleńkie zawiniątko, żadna z nas nawet nie patrzyła w jego stronę, chociaż sama świadomość, co jest w środku sprawiała, że nie mogłam złapać tchu. Zakrwawiony piasek raz po raz pojawiał się przed moimi oczami.
— To się zdarza — powiedziała Innes, wyrywając mnie z zamyślenia. — Młode matki często tracą pierwsze dzieci. Oczywiście nie wszystkie — dodała szybko, widząc moją przestraszoną minę. Bądź co bądź, za rok prawdopodobnie będę spodziewać się dziecka. — A ona spadła ze schodów. Biedaczka... Miej na nią oko. Będzie słaba. Musi jeść. To bardzo ważne. I nie pozwól jej myśleć zbyt długo.
Dojście do siebie zajęło Mairen dwa tygodnie. Po tym czasie wróciła do pracy. Stopniowo odzyskiwała dobry nastrój, chociaż była przygaszona. Nie przeczytała listu od Amrothosa, który nosił datę świadczącą o tym, że posłaniec ze złymi wieściami jeszcze do niego nie dotarł. Spaliła go w kominku i więcej o nim nie rozmawiałyśmy.
Zainteresowanie małżeństwem Amrothosa zaczynało powoli maleć. Ludzie przyzwyczaili się już do tego, że Mairen mieszka w domu księcia, tym bardziej że nie pojawiała się na przyjęciach więc nie wystawiała się na widok dam. Ja sama również rzadko wychodziłam i spędzałam wolny czas na czytaniu i ćwiczeniu rohirrickiego. Mairen śmiała się, że mieszkając ze mną ona też nauczy się tego języka.
Styczeń przyniósł nam deszcz, śnieg, sztormy i kolejny list od Amrothosa, po którym Mairen przez cały dzień nie wychodziła z komnaty. Zeszła na dół późnym wieczorem. Czytałam właśnie wyjątkowo zawiły tekst spisany w języku rohirrickim i zastanawiałam się, czy fakt, iż jedna z krów nie miała rogu ma jakiekolwiek znaczenie, skoro opisywano wygląd doliny. Chyba, że czegoś nie zrozumiałam...
— Co czytasz? — zapytała, nalewając sobie wina z karafki stojącej na stole.
— Sama chciałabym wiedzieć... — mruknęłam. — Jak się czujesz?
— Smutno... — Wzruszyła ramionami i usiadła obok. — Chciałabym gdzieś pójść, porozmawiać o głupstwach, popatrzeć, co niedorzecznego nosi teraz szlachta.
— Świetnie się składa — powiedziałam i podałam jej kawałek papieru, którym bawiłam się podczas lektury. Mairen przeczytała krótki tekst i uniosła brwi.
— Królowa? Mam iść do pałacu?
— Nie musisz, jeśli nie chcesz. Mogę nas jakoś wytłumaczyć...
— Nie, chodźmy — powiedziała, a ja zaniemówiłam. — Mam ochotę utrzeć nosa wszystkim damom, które obgadywały mnie przez pół jesieni. Poza tym... — Machnęła kopertą, którą z sobą przyniosła. — Obiecałam Amrothosowi, że będę wychodzić do ludzi, którzy nie są moimi pacjentami.
— To... dobrze — odparłam, w ostatniej chwili powstrzymując się od pytania, jak zareagował na smutne wieści.
Następnego dnia Mairen była znacznie mniej pewna, czy chce iść do pałacu. Ubrała się w lawendową suknię z obszernymi rękawami, a włosy upięła w niski kok. Wyglądała tak pięknie, że ja w moich srebrach i szarościach czułam, że wyglądam blado i niepozornie. Zasługiwała na ten moment.
— Pięknie, lady Mairen — powiedziałam, ostatni raz poprawiając zapięcie płaszcza.
— To nadal dziwnie brzmi. Do ciebie od urodzenia wszyscy mówili z użyciem tych wszystkich tytułów. Ja jestem po prostu Mairen.
Pałac powitał nas ciszą i ciepłem. Przyjęcie urządzono dla wąskiego grona, a i wśród niego zabrakło kilku osób, w tym Eowiny, która będąc w zaawansowanej ciąży nie oddalała się od Emyn Arnen. Szczerze mówiąc, wątpiłam żeby była częstym gościem w stolicy nawet jeśli nie spodziewałaby się dziecka. Od ślubu pojawiła się w stolicy dwa razy. Tęskniłam za nią, teochę nawet złościł mnie jej upór, ale nie miałam zamiaru zmuszać jej do przebywania w miejscach, gdzie nie czuła się dobrze.
Kątem oka obserwowałam, jak Mairen rozgląda się dookoła. Była to jej pierwsza wizyta w pałacu, którego ogrom i przepych bardzo ją onieśmielały. Król i królowa czekali w małej sali jadalnej, która wcale nie była mała, ale nazwano ją tak dla odróżnienia pomieszczenia wielkości połowy Domów Uzdrowień, gdzie zazwyczaj przyjmowano gości.
— Plecy prosto, delikatny uśmiech na twarzy, nie przestrasz się i nie daj sprowokować.
— Co? — zapytała trochę nieprzytomnie, ale nie zdążyłam jej odpowiedzieć bo stanęłyśmy w drzwiach i usłyszałyśmy nasze imiona.
— Księżniczka Lothiriel i lady Mairen z Dol Amroth!
Dygnęłam i weszłam do środka, upewniając się, że Mairen idzie za mną. Ze sztucznym uśmiechem odpowiadałam na powitania obcych mi osób, intensywnie zastanawiając się, czy kiedyś już ich spotkałam. Moja bratowa niepewnie podążała za mną, gdy zbliżałyśmy się do pary królewskiej.
— Dobrze cię widzieć, pani — powiedziała królowa z uśmiechem. — Dawno u nas nie gościłaś.
— Praca w Domach Uzdrowień zajmuje mi wiele czasu — odparłam i delikatnie złapałam Mairen za ramię. — Wasza Wysokość, czy mogę przedstawić moją bratową? Lady Mairen, żona mojego brata Amrothosa.
Mairen zbladła, ale przywołała na usta uśmiech i dygnęła z wrodzoną gracją. Gdy Amrothos udawał się do króla przed podróżą, stanowczo odmówiła mu swojego towarzystwa. Nie uważała się za gotową na spotkanie z monarchą. Kłamczucha.
— To zaszczyt — powiedziała, a ja zauważyłam, że kilka obserwujących nas kobiet uniosło brwi ze zdziwieniem. Dziewczyna ze wsi umiała się zachować!
Lody zostały przełamane, a pierwszy egzamin zaliczony. Król pamiętał Mairen z Domów Uzdrowień i prowadzili teraz uprzejmą rozmowę. Kilka dam posłało jej pełne zazdrości spojrzenia.
— Harpie — skwitowała królowa, przystając obok mnie. — W głowie im tylko nieślubne dzieci, śluby i mezalianse.
— Zawsze tak było i zawsze będzie — odparłam. — Ale oczywiście wszystkie nieba by przychyliły — posłałam jednej z pań z pozoru serdeczny uśmiech. Ją pamiętałam. O ile się nie myliłam, kilka lat wcześniej bardzo chciała zostać moją teściową.
— Twierdzą, że unieszczęśliwiam króla — powiedziała gorzko.
— Słucham?!
— Minął rok od naszych zaślubin, a księcia jak nie było, tak nie ma...
— Wszystko ma swój czas... — zaczęłam, ale mi przerwała.
— Och, wiem to. Widziałam moment, w którym dam królowi syna. Za wiele lat.
— Lat, pani? — upewniłam się. Za wiele lat sama będę mieć gromadkę dzieci, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Była starsza niż ja a mimo to...
— Zadziwiłam cię, księżniczko — roześmiała się nagle. — Widzę wiele rzeczy i jestem spokojna o potomstwo. W moim przypadku cały proces przebiega nieco... Bardziej złożenie. Ale przykro mi, gdy pomyślę o tych wszystkich plotkach. To niszczy ludzi. — Przeniosła wzrok na Mairen, teraz osaczoną przez dwie korpulentne damy. — Czas na kolację! – Klasnęła w dłonie.
Mairen z radością usiadła obok mnie.
— To było okropne! Nawet Ioreth nie wymusza informacji w ten sposób...
— Witaj w moim... Naszym świecie — powiedziałam z rozbawieniem i uniosłam kieliszek. — Za pierwsze przyjęcie i spotkanie z hægtessan. — W ostatniej chwili zmieniłam słowo „wiedźmy" na jego rohirricki odpowiednik bo reszta gości zaczęła zajmować miejsca obok nas.
Ta kolacja byłaby zapewne miłym wydarzeniem, gdyby nie obecność dwóch osób: mnie i Mairen. Po głównym posiłku panowie skupili się wokół króla, natomiast my usiadłyśmy przt ogniu, mając w zasięgu ręki lekkie przekąski i wino. Najpierw to ja stałam się ofiarą: z matczyną troską pytano mnie o przygotowania do ślubu z królem barbarzyńców i o przeprowadzkę do Edoras. Pod niebiosa wychwalano moje poświęcenie dla sojuszu, aż chłodno i nieuprzejmie oznajmiłam, że wolę być królową barbarzyńców niż żoną płaczliwego maminsynka. Nellas z Ethir Anduin, matka rzeczonego maminsynka, w którego imieniu prosiła o moją rękę niemal zadławiła się sałatką.
— Tak daleko odeszli od Valarów... — westchnęła leciwa dama, której imienia nie potrafiłam przywołać. — Czczą pamięć Eorla, jakby był co najmniej Majarem...
— W Eorlu znajdziesz, pani, odbicie wszelkich cech miłych Manwemu i Vardzie. Wystarczy przyjrzeć się jego postaci. Rohan to piękny kraj, ojczyzna szlachetnych ludzi — powiedziała królowa i wśród zebranych na krótką chwilę zapanował spokój.
Kolejne niezobowiązujące rozmowy dotoczono we względnie dobrych nastrojach. Nikt nie ośmielał się podważać wiedzy królowej Arweny, gdy chodziło o prawa rządzące światem. Któryś dociekliwy uczony prześledził w ostatnich miesiącach jej drzewo genealogiczne. Galadriela, Celeborn, Finarfin... Imiona legendarne, owiane tajemnicą, a jednak potomkowie elfów, ludzi i Majarów przebywali z nami w tym samym pomieszczeniu. Kto, jeśli nie król i królowa mogli wypowiadać się w tych kwestiach? Po pewnym czasie przyszła kolej na Mairen. Zaklęłam pod nosem, słysząc pytanie o potomka mojego brata.
— Wszystko w swoim czasie. — Padła dyplomatyczna odpowiedź. — Mąż buduje dla nas dom w Fornoście.
— Tak daleko? Wśród dzikich?
— Świetne warunki do budowania nowych osad. Fornost był niegdyś wspaniałym miastem — wtrąciłam się. — Zjednoczone Królestwo potrzebuje silnych ośrodków na północy.
— Tak długo z dala od żony? — towarzyszka lady Nellas wydęła usta z powątpiewaniem. — To nie wróży dobrze.
— Co masz na myśli, pani? — chłód w głosie Mairen zapewne powstrzymałby zapędy połowy armii, ale nie damy rządne plotek i skandali.
— Och... Nic, po prostu... Mężczyzna z temperamentem pani męża... Chcę tylko powiedzieć, że... Oni nie zawsze są wierni — dokończyła szeptem.
— Jak pani śmie?! Mój mąż...
— No już, już kochana. — Nellas poklepała ją po dłoni. — Tak już jest, nic na to nie poradzisz.
— Nie wszyscy są jak twój mąż, pani. Radzę pilnować, by nie obłapiał w kątach kilkunastolatek – warknęła Mairen i wstała gwałtownie. — Błagam o wybaczenie — skłoniła się zaskoczonym gospodarzom. — Nie czuję się najlepiej. Za pozwoleniem oddalę się.
— Naturalnie — królowa uśmiechnęła się ciepło. — Mam nadzieję, że zobaczymy się, przed twoim wyjazdem do Eriadoru, pani.
Słowa Mairen wywołały towarzyską burzę wśród większości pań. Przez chwilę siedziałam niezauważona przez nikogo, zastanawiając się, czy powinnam jakoś wytłumaczyć Mairen przed królem i królową.
— Tak to jest, gdy dziewka z ludu wchodzi na salony — skwitował ktoś, gdy szmer wzburzenia opadł. Zagotowało się we mnie, ale siłą stłumiałam wybuch złości. Nie mogłam pozwolić sobie na urządzanie awantur kilka miesięcy przed ślubem.
— Przynieście, proszę, okrycie pani Nellas — rozbrzmiał głos królowej. — Wychodzi.
Nellas gwałtownie wciągnęła powietrze i gniewnie odstawiła kieliszek na stolik. Na usta z pewnością cisnęło się jej wiele słów, jednak powstrzymała się z widocznym trudem i ruszyła do wyjścia. Pochyliłam głowę, gdy mnie mijała. Uśmiech na mojej twarzy był zdecydowanie zbyt szeroki.
— Przekaż swej bratowej nasze przeprosiny, pani — powiedział król, podczas pożegnania. — Nie chcieliśmy narazić jej na przykrości.
— Dziękuję, wasza wysokość — uśmiechnęłam się z wdzięcznością. — Myślę, że już wyproszenie Nellas będzie dla niej wystarczającą rekompensatą...
— Zabiłaby nieśmiertelnego ilością wypowiadanych przez siebie słów — westchnęła Arwena.
— Kiedy opuszczasz stolicę, pani? — zapytał król.
— Za miesiąc. Dla księżnej zbliża się czas rozwiązania. Chcę być przy niej.
— Dobrze, że ma w tobie przyjaciółkę — powiedział, a ja zaczęłam zastanawiać się, co czuł on, gdy odrzucił jej miłość.
* * *
Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Faramir chodził w tę i z powrotem, a Elphir wystukiwał pierścieniem tylko sobie znany rytm na gzymsie kominka. Trawiło mnie poczucie winy. Powinnam być tam, w środku. Nie powinno mnie obchodzić, co pomyślą Faramir i Elphir. „Wszystko, co teraz robisz w pewnym sensie odnosi się do spraw państwowych." Słowa ojca, wypowiedziane jeszcze w lecie. Przyszłej królowej nie wypadało odbierać porodu. Jednak jako uzdrowicielka powinnam być w środku. W rzuconej w kąt pokoju torbie miałam białą, sztywną koszulę i prostą spódnicę z ciemnego materiału. Wystarczyłoby tylko się przebrać...
Zza drzwi dobiegał stłumiony jęk Eowiny. Faramir znowu zesztywniał i zaprzestał swojej wędrówki przez pokój. Prawie nie krzyczała, tylko czasem, gdy skurcz był wyjątkowo bolesny, wydobywała z siebie ni to okrzyk, ni to jęk.
— Eru, ile jeszcze?!
Nie chciałam mu mówić, że większość porodów nie kończy się pod dwóch godzinach. I bez tego był kłębkiem nerwów, a wiedziałam że być może będziemy czekać do rana.
— Innes to świetna akuszerka. Wszystko będzie dobrze — powiedziałam, chcąc dodać mu otuchy.
— Chciałbym tam być...
— Uwierz mi, nie chciałbyś — wtrącił się Elphir. — Gdy rodził się Alphros, zajrzałem a chwilę do pokoju. Avraniel kazała mi się wynosić. Dużo dziwnych płynów, dużo krzyku.Za drugim razem nie było lepiej...
— Wystarczy — przerwałam mu, widząc że kuzyn blednie. — Każdy przypadek jest inny. Niektóre kobiety wcale nie krzyczą. Powiem więcej: zdarza się, że mąż wychodzi z próby ulżenia małżonce z krwawymi śladami po paznokciach na policzkach — mówiłam, starając się rozładować napięcie.
— Skąd wiesz?
— Widziałam. Odbyłam szkolenie, pamiętasz? — powiedziałam, w duchu przeklinając w duchu własną gadatliwość.
— Ojciec mówił, że jego zakres nie obejmował... Myśleliśmy, że uczysz się, jak mieszać zioła.
— Ojciec nie musi wiedzieć – wycedziłam.
— Lothiriel, to nie przystoi! — Mój brat nadal był w szoku. — Zwłaszcza tobie.
— Kiedy zdałam egzamin, nie byłam jeszcze zaręczona. — Wzruszyłam ramionami.
Za drzwiami rozległy się szybkie kroki i po chwili do pomieszczenia weszła Innes. Czoło miała mokre od potu i starała się uspokoić oddech. Coraz częściej widziałam ją w takich stanie podczas porodów. Mimo lat praktyki, nie potrafiła nie przeżywać tego wydarzenia. Później siadała i trzymała się za serce, próbując zmusić je do regularnego rytmu. Innes starzała się, co wraz z Mairen przyznawałyśmy z niechęcią.
— Wszystko w porządku, panie – powiedziała uzdrowicielka, zanim Faramir zdążył się odezwać. — Ale potrzebuję pomocy.
— Po kogo posłać?
— Po nikogo, Lothiriel wystarczy.
Innes miała do pomocy jedną z nowych dziewcząt. Jeszcze w Minas Anor mówiłam, że nie nadaje się do odbierania porodów, ale wraz z Ioreth uparły się, że musi się tylko przyzwyczaić. Sądząc po minie Innes, nie przyzwyczaiła się.
— Moja siostra nie będzie odbierała porodu. Nie zgadzam się!
— Dobrze, że to nie zależy od ciebie — powiedziałam, podnosząc torbę.
— Lothiriel, twoja pozycja...
— Zamieniasz się w ojca, Elphirze! I to nie jest komplement. Do ślubu zostały dwa miesiące, jeszcze nie jestem królową!
— Jesteś narzeczoną króla!
— Którego siostra rodzi! Chcesz, żebym zachowywała się jak królowa? Proszę bardzo! Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na temat mojego zachowania! Eomer wie, czym się zajmuję i szanuje to!
— Lothiriel...
— Ani słowa! Mam już dość waszego zrzędzenia!
Głośno zatrzasnęłam za sobą drzwi. Innes czekała na korytarzu i kiwała głową z zadowoleniem. Chwilę później byłam już przebrana i mogłam przystąpić do pracy. Czułam, jak serce mi przyspiesza na samą myśl o tym, czego mam być świadkiem.
Eowina opierała się o parapet i mówiła do siebie po rohirricku. Wystarczyła mi chwila, żeby zorientować się, że słowa, jakie wypowiada, nie należą do najpiękniejszych.
— I jak? — zapytałam, podchodząc do niej.
— Boli — odparła i skrzywiła się. — Co ty tu robisz? Myślałam, że razem z resztą elity czekasz na kolejnego księcia Ithilien.
— Po co mam czekać tam, skoro mogę być pierwszą osobą, która go zobaczy?
— O ile zechce w końcu zawitać na ten świat i uwolni matkę od bólu.
— Daj mu chwilę — powiedziałam, masując jej plecy. — Albo jej.
— To chłopiec — zaprotestowała. — Żadna dziewczynka nie miałaby tyle siły. Bywało, że myślałam, że złamał mi żebro.
— Niedługo się przekonamy.
— Jak zareagowali, gdy Innes po ciebie przyszła?
—Nie chcesz o tym słuchać — powiedziałam z niesmakiem.
— Chcę. Przy... Przynajmniej nie myślę o tym, że moje własne dziecko rozrywa mnie na strzępy.
— Skoro tak... — Otarłam jej spocone czoło i odgarnęłam długie włosy na plecy. — Do Faramira chyba nie do końca dotarło, co się dzieje. Gdy tylko Innes powiedziała, że wszystko z tobą w porządku, przestał się interesować całą sytuacją. Zapytał tylko, po kogo posłać.
— Niesamowite! — Przewróciła oczami. — Zazwyczaj jest taki dociekliwy!
— Za to Elphir... — Nie wiedziałam, jak opisać zawód, który mi sprawił.
— Będę zgadywać... Ugh... Sprawy wagi państwowej. Królowej nie wypada.
— Jakbyś tam była. Eomer powinien przysłać do Dol Amroth i Minas Anor pismo, w którym zaznaczyłby, że nie ma nic przeciwko mojej pracy.
Eowina chciała się zaśmiać, jednak zamiast tego ponownie się skrzywiła i niemal zgięła wpół. Zacisnęła dłonie na parapecie, tłumiąc jęk.
— Powinnaś się położyć, chociaż na chwilę. Odpocznij.
— Jeszcze nie... Tak mi wygodniej... Oooch!
— Lothiriel ma rację, pani — powiedziała Innes, która dotychczas siedziała w rogu komnaty. — Proszę się położyć. Sprawdzimy, jak długo jeszcze.
Eowina powoli podeszła do łóżka i z trudem oparła się o poduszki. Uważnie przyglądałam się twarzy Innes. Stara akuszerka zawsze miała nieprzeniknioną minę. Wielu rodzącym pomagało to opanować własny strach. Chwilę później wyprostowała się z uśmiechem.
— Już niedługo.
Jakby na potwierdzenie jej słów Eowina krzyknęła głośno i jakby ze zdziwieniem. Skurcz był silniejszy od poprzedniego.
— Żarty się skończyły — powiedziała Innes. — Teraz trzeba przeć, pani.
— Już?! — Oczy Eowiny były wielkie jak spodki.
— Gdy poczujesz, że zbliża się skurcz — powiedziałam, biorąc ją za rękę. — Jeśli będzie ci niewygodnie, pomogę ci zmienić pozycję, dobrze?
Skinęła głową i wzięła głęboki, drżący oddech. Obserwowałam to już wiele razy, jednak ten poród był dla mnie szczególny pod dwoma względami. Prawdopodobnie już nigdy nie będę przy żadnym pomagała. Przede wszystkim jednak chodziło o Eowinę. Chciałam być wsparciem dla niej i Faramira. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że Innes staje obok mnie. Położyła swoją spracowaną dłoń na naszych o ruchem głowy wskazała mi nogi łóżka. Zamieniłyśmy się bez słowa, mimo że miałam ochotę zapytać, dlaczego akurat tym razem pozwoliła mi zająć swoje miejsce. Czytała mi w myślach i wiedziała, jak ważna jest ta chwila, czy po prostu nie czuła się najlepiej?
— Ręczniki i gorąca woda! — zawołałam do służącej. Dziewczyna wybiegła z komnaty. – Wszystko będzie dobrze, Eo. Teraz!
— Lothiriel... A... A jeśli ja umrę? — zadała to pytanie z przerażeniem, które zmroziło mnie do szpiku kości. — Dziś... Dziś mija dwa lata od śmierci Theodreda... Co, jeśli ja też...
— Nie umrzesz — powiedziałam twardo. — Wszystko przebiega jak trzeba. Teraz!
Krzyk księżnej Ithilien musieli słyszeć wszyscy. Na początku byłam przerażona. Widziałam ją już w Domach Uzdrowień podczas wojny. Wtedy cierpiała w milczeniu. Nie usłyszałam ani jednego słowa skargi.
Kolejna godzina nie należała do łatwych. Pod koniec obie byłyśmy mokre od potu. Eowina z wysiłku, ja z nerwów. Kilka razy pomagałyśmy jej to podnieść się, to oprzeć na stosie poduszek. Innes dyszała już niemal tak ciężko, jak rodząca, a na policzki wystąpiły jej niezdrowe rumieńce. Warknięciem przywołałam bladą jak ściana pomocnicę, by zmieniła Innes. Kobieta z westchnieniem ulgi opadła na krzesło pod oknem, a ja skupiłam się na rodzącej.
— Widzę główkę! — zawołałam podekscytowana i szybko wzięłam ręcznik ze stosu. — Jeszcze troszkę... Teraz!
Eowina znowu krzyknęła, a uzdrowicielka sapnęła z bólu, gdy ta pierwsza ścisnęła jej rękę. Dla mnie jednak liczył się tylko maleńki chłopczyk, który niemal wpadł mi w ramiona z donośnym płaczem.
— Chłopiec! Eo, masz syna!
Innes zerwała się ze swojego miejsca i szybko zajęła się pępowiną. Już po chwili podałam maleństwo matce. Eowina ostrożnie wyciągnęła po niego ramiona i przytuliła go delikatnie. Chłopiec poczuł dotyk matki i przestał płakać. Usiadłam ciężko na kraju łóżka, dopiero po dłuższej chwili orientując się, że łzy ciekną mi po policzkach. Poczułam, jak Innes kładzie mi dłoń na ramieniu i lekko ściska.
— Elphir powinien być dumny, zamiast gadać głupstwa.
— Faramir! — przypomniałam sobie. — Trzeba mu powiedzieć.
— Powiedz mu, że mamy syna. — Eowina mówiła słabym głosem, w którym pobrzmiewało szczęście.
— Idź — Innes skinęła głową. — To powinnaś być ty.
Wśród uzdrowicielek panowała niepisana zasada: nowinę oznajamiała ta, która pierwsza trzymała noworodka w ramionach. Było to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Zdarzało się bowiem, że wiadomość, którą miałyśmy przekazać, była zła.
Na miękkich nogach wyszłam na dziwnie pusty korytarz. Po krzykach Eowiny echo moich kroków brzmiało dziwnie głośno. Dopiero pod drzwiami zorientowałam się, że ręce mam ubrudzone krwią, a twarz lepi mi się od potu. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Było tam stanowczo dużo więcej osób, niż dwie godziny wcześniej. Wśród zebranych zobaczyłam Beregonda, a nawet Opiekuna, który musiał przyjechać niedawno bo nadal miał na sobie strój podróżny. Nie wiedziałam też o wizycie ludzi z Rohanu. Teraz wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni, a ja niemal fizycznie odczuwałam każdą plamę krwi na moim ciele i ubraniu. Powinnam była przynajmniej umyć ręce.
— Lothiriel... — Faramir popatrzył na mnie ze strachem w oczach, a ja zbeształam się w duchu za trzymanie go w niepewności. Wyglądałam strasznie, musiał być przerażony.
— Masz syna, Farmirze — powiedziałam głośno. — Osobiście powitałam go na świecie.
Kilka zebranych osób otworzyło usta ze zdumienia, ale Faramir minął mnie w drzwiach i pobiegł do żony. Posłałam bratu promienny uśmiech i poszłam za nim. Na miejscu Innes kończyła właśnie myć maleństwo. Chłopczyk płakał głośno, gdy uzdrowicielka polewała jego główkę wodą. Umyłam ręce i podeszłam bliżej. Wzięłam do ręki biały kocyk, żeby Innes mogła od razu otulić nim dziecko. Nasza pomocnica jakby zapadła się pod ziemię. Miałam tylko nadzieję, że nie zemdlała gdzieś z wrażenia.
Już po chwili Faramir z niedowierzaniem i lękiem wyciągał ręce po swojego następcę.
— Witaj, maleńki — szepnął, walcząc ze łzami. — Witaj, synku.
Ponownie poczułam wilgoć na policzkach. Ten człowiek przeszedł przez niewyobrażalne rzeczy, a mimo to nadal potrafił się cieszyć w tak niewinny sposób. Wyszłyśmy z Innes na korytarz, cicho zamykając za sobą drzwi. Ten moment był tylko ich.
Niedaleko mojej komnaty spotkałyśmy Opiekuna. Najwyraźniej szedł pogratulować młodym rodzicom i osobiście upewnić się, że wszystko w porządku. Albo chciał zmyć mi głowę za to, że mogłam wywołać skandal.
— To było moje polecenie, panie — Innes nie dała mu dojść do słowa.
— Proszę to wyjaśnić księciu i gościom z Rohanu, Innes. My porozmawiamy w Minas Anor.
— Wątpię, by przybysze z Rohanu mieli coś złego do powiedzenia na mój temat, biorąc pod uwagę okoliczności. — Niby mimochodem wyjęłam zza dekoltu łańcuszek, na którym zawiesiłam zaręczynowy pierścień. — Tym bardziej mój brat niewiele ma do powiedzenia w tej sprawie.
— Nie godzi się, żeby królowa...
— Nie godzi się, żebyś mnie upominał, panie — odparłam chłodno. — Zakończyłam pracę w Domach Uzdrowień tydzień temu i tym samym nie masz prawa wydawać mi poleceń. Lepiej też, żeby Innes nie spotkały żadne nieprzyjemności. Pan wybaczy.
Oddaliłam się, przybierając najbardziej królewską pozę, na jaką było mnie w tamtej chwili stać. Ubrudzona i spocona, z włosami w nieładzie z całą pewnością nie przypominałam królowej, którą miałam stać się wiosną. Daleko mi było do królowej Arweny i jej dostojeństwa, a jednak czułam się dziwnie silna.
Późnym wieczorem siedziałam na parapecie, zajęta czytaniem jednej z nielicznych kronik Rohanu, gdy drzwi mojej komnaty otworzyły się delikatnie i pojawił się w nich Faramir z synkiem na rękach. Chłopczyk nie spał, a oczka utkwił w ojcu.
— Zwiedzamy — powiedział Faramir, podchodząc do okna. — Nie mogę... Nie potrafię tak po prostu zostawić go w kołysce. Nie wiedziałem, że istnieje taki rodzaj więzi... Mógłbym dla niego zabić tysiąc razy.
Nie miałam pojęcia, o czym mówi. Jeszcze nie. Patrzył na swojego dziedzica jak na najpiękniejsze zjawisko w Śródziemiu.
— Mogę? — zapytałam po chwili. Faramir ostrożnie podał mi chłopca, który natychmiast zmarszczył czoło i wygiął usta w podkówkę. — Cichutko, to tylko ciocia — mruknęłam uspokajająco, kołysząc go delikatnie. — Jest taki... Idealny. Podobny do ciebie — stwierdziłam.
— Ma jasne włosy — odparł.
— Mogą ściemnieć, podobnie jak jego oczy wcale nie muszą być niebieskie.
— Chciałbym, żeby takie zostały. Są takie same, jak oczy Eowiny — powiedział i pogłaskał policzek synka. — Ma na imię Elboron. Elfy tak pięknie śpiewały w noc, kiedy... — urwał, zdając sobie sprawę, że wypowiedział swoje myśli na głos. — Pasuje ci dziecko w ramionach — zmienił temat.
— Kto wie? — zaśmiałam się cicho. — Może za rok o tej porze...
Były śluby i zaręczyny, to teraz będą dzieci :P
A teraz coś, czego nigdy nie robię, ale miałam dołek w tym tygodniu, a FlowerLandcaster123 swoimi pytaniami sprawiła, że poprawił mi się nastrój. Nie przecięgając
1. Serio? Musisz pytać? To chyba oczywiste! Oczywiście, że Eomer. Chociaż nie chciałabym, żeby Lothi miała przeze mnie złamane serce... Ale do rzeczy. Nie mam pojęcia, jak wyglądałby mój dzień... Myślę, że byłby to dzień w podróży. Może odwiedzenie Helmowgo Jaru albo Fangornu? Coś takiego.
2. Nie mam pojęcia, jak nazywają się fandomy xD Ale: szeroko pojęte Śródziemie, chociaż Silmarillion wymaga odświeżenia. Oprócz tego Opowieści z Narnii, Gra o tron, Zwiadowcy, The 100 i kilka pomniejszych.
3. Legolas – chciałabym sprawdzić, czy skończą mu się strzały.
4. Wszystkie pochodzą z platformy Unsplash. ALE to spoilery dotyczące prac, które być może tu opublikuję, więc ich nie pokażę. :P
5. Rohan albo Fornost
6. Theoden. Chciałabym, żeby mógł zobaczyć te „lepsze dni", o których mówił Eowinie. On i Eomund. Jego relacja z dziećmi mogłaby być warta zobaczenia.
7. Zależy od nastroju. Na zajęcia zakładam co mam pod ręką, lubię dłużej pospać :P Kiedy mam czas, lubię się „odstawić". Kocham sukienki i obcasy, nieważne, jak bardzo boli mnie potem kręgosłup :P
8. Słucham muzyki filmowej (soundtracki z Władcy Pierścieni, Opowieści z Narnii, Gry o tron i Otlander to moje ulubione). Kocham Two Steps From Hell, Fleurie, Ruelle, Eurielle i wielu innych wykonawców. Zazwyczaj tych mniej znanych. Co do książek, to kocham fantasy oraz sagi rodzinne. Mam do nich słabość J
9. Dużo tego jest. Najbardziej samotności i tego, że zrobię coś nie tak i wszystko zepsuję.
10. Czegoś, co mogłoby poważnie mi zaszkodzić i spowodować trwały uszczerbek na zdrowiu.
11. Nie pojechałabym do Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
12. Rodzina, wiara (jestem katoliczką i nie wstydzę się tego), przyjaciele i książki (zarówno te czytane jak i te, które próbuję pisać)
13. Ojej, to Ty jesteś od wymyślania im wizerunków! Hm....
Aragorn – na luzie, ale schludnie. Dłuższe włosy i zarost. Typ faceta, w pobliżu którego dobrze się znaleźć podczas burdy w autobusie miejskim. Może nauczyciel historii? Taki, który zabiera uczniów w teren i przekazuje im historię otoczenia.
Boromir – człowiek biznesu. Garnitur, drogie auto, najlepszy telefon i zegarek. Trochę arogancki ale uczciwy mimo wszystko
Legolas – artysta. Wiecznie zamyślony i szkicujący w parku. Obrońca praw zwierząt
Gimli – nie wiem... Nieco szorstki na pierwszy rzut oka... O, wiem! Typ człowieka, który na wszystko narzeka i patrzy dookoła wilkiem, ale dokarmia bezdomne zwierzaki na ulicy, gdy nikt nie patrzy
Frodo – ten nieogarnięty kolega z roku, który jakimś cudem zalicza wszystkie egzaminy.
Sam – przyjaciel wszystkich. To dzięki niemu Frodo zalicza te egzaminy
Merry i Pippin – przed każdymi zajęciami wychodzą na fajkę i zawsze się spóźniają. Zawsze razem. Nieco nieogarnięci, ale za przyjaciółmi stanęli by murem. Po prostu koledzy z roku
Gandalf – nic nie poradzę, że widzę go jako profesora. Postrach studentów, zawsze ze stosem materiałów na ćwiczenia, od którego czuć fajki na kilometr. Zawsze kiedy się wydaje, że zakończy karierę studencką połowy roku, lituje się i daje wymarzone 3. Na pierwszych zajęciach oznajmia rocznikowi, że „ nie przejdzie". Studencki kwadrans u niego nie istnieje. Wykładowca przybywa, kiedy uzna za stosowne
Arwena – córka rektora, do której każdy wzdycha, ale wszyscy boją się jej ojca, więc nikt nawet nie próbuje. Nieobecna duchem i oczytana, ale w środku twarda i nie do zdarcia
Eowina – wojująca o równouprawnienie dziewczyna z sercem na dłoni. Nieco pyskata i samotna, często nadrabiająca miną. Ubiera się na sportowo, ale jak idzie na imprezę wszyscy „zbierają szczęki z podłogi"
Wyszła mi wersja studencka ale co tam xD
Nominuję:
AnOld-FashionedGal
FlowerLandcaster123
Varda_Elentari
1.Którą postać pominiętą w filmach Jacksona chciałbyś/chciałabyś zobaczyć w serialu, który ma postać?
2. Trzy postaci drugoplanowe, które skradły Twoje serce? (niekoniecznie LotR)
3. Postać z filmu, serialu lub książki, znienawidzona przez wszystkich, ale ukochana przez Ciebie?
4. Od jak dawna piszesz?
5. Twój znak zodiaku?
6. Film, który oglądasz/książka którą czytasz, gdy masz zły dzień?
7. Z jakim zawodem wiążesz swoją przyszłość/kim jesteś z zawodu?
8. Ile języków obcych znasz?
9. Kto cię ostatnio zdenerwował?
10.Którą postać z Silmarillionu wprowadziłbyś/wprowadziłabyś do Władcy Pierścieni?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro