Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

- Spaać, błagam, seen... - jęczę, leżąc na ladzie w cukierni.

Jest samo południe. Żadnych klientów, chętnych na zjedzenie ciastka. Żadnych osób, które chciałyby zamówić tort urodzinowy. Żadnych zleceń do wykonania. Nic. Do. Roboty.

- Jimin, dziecko drogie, czy mógłbyś się nie zasypiać na blacie? - słyszę za sobą głos.

Przeciągam się i powoli podnoszę, obracając do tyłu.

- Ale szefieee... - ziewam. - Jest taak nuuuudnoooo... - przeciągam słowo, by podkreślić jego znaczenie.

Przejeżdżam dłonią po twarzy, mając nadzieję, że jakoś mnie to wybudzi. Nie pomaga. Ani trochę.

- Po pierwsze. - staje obok mnie i rozgląda się po sporym pomieszczeniu. - Ile razy muszę Ci powtarzać, że ja naprawdę mam własne imię i nie chcę, żebyś do mnie mówił "szefie?" - robi dłuższą pauzę, nabiera powietrza w płuca i wypuszcza je powoli. - A po drugie, wcale nie jest nudno. - uśmiecha się do mnie. - Tylko spokojnie. - puszcza mi oczko. - Naucz się odróżniać te dwa słowa.

- Nie znasz się. - chichoczę. - U dinozaurów też było tak "spokojnie", aż w końcu wszystkie wyginęły i zostałeś tylko filozofujący Ty.

Śmieje się. Zaczyna się naprawdę głośno śmiać. Patrzę na niego i nie jestem dłużny - również opanowuje mnie głupawka.

Mój szef, a raczej, Jin, jest naprawdę świetny. Można go określić mianem "3W": wyluzowany, wyrozumiały... i.. no... i tego... teraz nie pamiętam, ale na pewno jest jakieś trzecie W!

- Jestem tylko o trzy lata starszy, okej?! - pyta, udając zdenerwowany ton. Nie jest wcale zły.

- Jasne, jasne. - uśmiecham się. - Trzy lata starszy od triceratopsa czy może t-rexa?

Odwracam głowę i zostaję pacnięty lekko w jej tył.

- Aishh. - rozmasowuję miejsce uderzenia, udając, że boli. - To jak, mogę już iść do domu?

- Dobra. - mówi po dłuższej ciszy. - I tak zamykam dzisiaj wcześniej. - dodaje, gdy już ubieram kurtkę.

Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zamykał wcześniej. Spoglądam na niego zdziwionym wzrokiem.

- Organizuję przyjęcie. - no tak, mogłem się tego spodziewać.

Pomimo iż Jin zachowuje się jak taki świetny kumpel, jest bardzo poważnym człowiekiem. W mieście jest naprawdę ceniony i wszyscy, dosłownie wszędzie go znają. Zawsze chodzi w garniturach i nosi krawaty. I jak się można domyślić - jest bogaty. Pewnie mieszka w jakimś minimalistycznie urządzonym apartamencie, w którym każda rzecz jest więcej warta niż moje życie.

- To, hm... miłej zabawy? - życzę mu, bo w sumie, nie wiem, co powiedzieć.

Kieruję się powoli do wyjścia. Zarzucam swoją torbę na ramię i chwytam za klamkę.

- A Ty nie przyjdziesz? - pyta zdziwiony. - Wszyscy pracownicy są zaproszeni. Mówiłem reszcie, żeby Ci przekazali.

- To teraz widzisz... - mówię spokojnie. - Jak sprawnie działa przekaz informacji w naszej ciastkarni.

- Popracujemy nad tym. - uśmiecha się. - Więc wyślę Ci dzisiaj mój adres, mam nadzieję, że się pojawisz. - klepie mnie serdecznie w ramię.

- Zobaczymy. - chichoczę i wychodzę.

Zimne powietrze od razu uderza mnie w twarz. Poprawiam rękawiczki i zaciągam materiał szalika na nos. Nie chcę się rozchorować. Bardzo szybko łapię wszelakie wirusy. Ostatniej zimy, gdy wyszedłem w samej bluzie, by wyrzucić śmieci, musiałem w domu odchorować aż trzy tygodnie. Wolę nie ryzykować.

Idę powolnym krokiem i rozmyślam nad tym, w co się ubiorę wieczorem. W pewnym momencie w mojej głowie pojawia się straszna myśl.

- O nie! Czy ja bedę musiał włożyć krawat?! - zatrzymuję się i mówię sam do siebie, a ludzie dookoła patrzą na mnie jak na wariata.

~~~
Miłego dnia, kochani! 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro