38 pan idealny
Budzi mnie puknięcie w szybę, cholera, chyba gdy tylko wsiadłam zasnęłam.
– Spałaś tu?
– Twój syn chyba będzie wielki – przecieram oczy.
– Przesiądźmy się.
Nie mam siły prowadzić, więc to dobry pomysł. Przesiadamy się w ciszy, bo oboje nie wiemy, co powiedzieć.
– Do domu? Do łóżka?
– Czy to jakaś propozycja? – opieram głowę o szybę.
– Przepraszam, Brenda – ściska moje kolano – Naprawdę.
– Wszyscy mają do mnie jakieś wymagania. Mam ochotę zarazem krzyczeć, że ciąża to nie choroba, a zarazem nie mam ochoty wyjść z łóżka.
– Chodź, wróćmy do domu, mam pewien pomysł.
– Nawet nie można się z tobą normalnie pokłócić. Jesteś taki... – warczę – Ugh! Idealny!
– Cóż, widziałaś mnie z Shelly...
– I nawet nie zaprzeczasz! – krzyczę – Skąd tyś się urwał?
– Z domu, w którym królowały sztuczność i kłamstwa. Nie chcę takiego życia dla nas, nawet jeśli to ma być syn.
Przewracam oczami.
– Widzisz? Nawet ja nie jestem idealny.
Po drodze zatrzymujemy się pod galerią, co jest dosyć zaskakujące, bo wręcz rozkazuje mi, żebym została w samochodzie, a on szybko coś załatwi. Jego syn jest nieustępliwy, jakby czekał na jakąś niespodziankę i nie daje ani na chwile o sobie zapomnieć, dlatego nie sprzeciwiam się temu pomysłowi. Wraca dosyć szybko z uśmiechem na ustach, a coś co kupił ukrywa przede mną w bagażniku. Nawet nie mam siły o to pytać, on i tak nie daje się sprowokować, do powiedzenia mi czegoś przykrego.
Ciekawe jakby to było, gdyby to on był w ciąży. Marudziłby tak jak ja? Byłby taki niepewny jak ja? Chciałby być znowu szczupły i ładny? Bałby się, że ta ciąża zaprzepaści całą jego przyszłość?
Jestem okropnie samolubną osobą, bo nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że usunęłam moje dziecko i nie dałam mu szansy na przeżycie własnego życia, ale zarazem boję się, że już nigdy nie będę kimś więcej niż mamą, bo nie będę miała na to czasu i boję się, że przez to mogę mniej kochać moje dziecko i być na dodatek złą mamą.
Gdy wchodzimy do domu, Luke proponuje, że zrobi mi kąpiel, a ja nie wiem czy on w ogóle pamięta naszą rozmowę z przed jego zajęć. Gdybym tylko miała siłę znowu na niego nakrzyczeć, ale nie mam. Zostaję na kanapie do czasu, aż on nie przychodzi po mnie i nie bierze mnie na ręce. Burzę się, że jestem za ciężka, a on mówi jedną z tych swoich niewiarygodnie słodkich rzeczy. Otwiera przede mną drzwi od łazienki, a wtedy czuję lawendowy zapach..
– Czy to lawendowe świece?
– Podoba ci się?
Stawia mnie na nogi i zaczyna rozbierać, a ja rozglądam się jak oniemiała, na te wszystkie świeczki i kule do kąpieli, jedna z nich musi już być we wodzie. Chcę mu podziękować, ale jestem tak oniemiała, że dopiero gdy wkłada mnie do pięknie pachnącej i musującej wody jestem w stanie mówić.
– Chcesz dołączyć?
Pytanie czy ja chcę, żeby dołączył i tak chcę tego.
– Proszę – mówię – Chodź do mnie.
Uśmiecha się, ale z rezerwą.
– Wspólne kąpiele to najlepsza rzecz ze wspólnego mieszkania.
– A myślałem, że wspólne łóżko.
Przyglądam mu się jak się rozbiera i czuję jakbym nie doceniała tego na tyle na ile powinnam. Jest przystojnym, dobrze zbudowanym, młodym mężczyzną, który niesamowicie pociąga mnie od pierwszej chwili gdy go zobaczyłam. Jest moim jaskiniowcami.
– Jesteś piękny – szepczę.
– W środku i na zewnątrz?
– W tej chwili podziwiam widoczne części.
Penis wyskakuje z jego bokserek, co wywołuje mój uśmiech.
– Ładne przyrodzenie – rzucam z uśmiechem.
– Nabijasz się ze mnie? – przesuwam się, żeby mógł za mną usiąść.
– Cóż.. twój penis bardzo sprawnie działa – szukam jego ręki – O to dowód – kładę ją na moim brzuchu – Więc nie dosyć, ze ładne to i działające.
– Już ci lepiej?
– A tobie?
– Nagość i wanna, jest całkiem nieźle – głaszcze mój brzuch w kolistych ruchach – Ja też się boję, Brenda.
– W ogóle tego po tobie nie widać.
– A myślisz, że te wyjścia to z czego były? Ze strachu, tylko ze strachu. Trudno jest wracać codziennie gdzieś, mówić komuś, co się czuje i dostawać w zamian to, że po prostu to przyjmujesz. Nie chciałem naciskać, ale im więcej czasu mija...
– No bo jak można cię nie kochać, prawda?
Nie wiem czy słyszy w moim głosie wyrzuty sumienia.
– Jesteś idealny – a ja nie potrafię tego powiedzieć.
– Dzisiaj gdy przyjechałaś, pomyślałem, że musisz mnie kochać, skoro tu jesteś, ale..
– Przepraszam – czuję wyrzuty sumienia – Przepraszam, może to przez strach. Może to przez... nie wiem. Dobrze mi z tobą, naprawdę. Rozumiemy się, nie chcę, żebyś myślał, że cię wykorzystuję. Powiem to gdy będę gotowa.
– A raczej gdy to poczujesz.
Cholera.
– Przepraszam.
– Będę starał się bardziej.
Ale czy to właściwie możliwe?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro