35 płeć
Jeśli myślałam, że to koniec niespodzianek na dzisiejszy dzień, to się myliłam, ponieważ do ogrodu wchodzą też jego rodzice. Jego matka ma perły na szyi, a ojciec jest ubrany w garnitur, który pewnie kosztuje więcej niż wszystko, co moja rodzina ma dzisiaj na sobie.
– Dzień dobry – staram się uśmiechnąć.
– O przyszliście. Chcecie poznać płeć swojego wnuka, jednak?
Jego ojciec przewraca oczami, a ja słyszę prychnięcie Mary.
– Chyba wolałem jak ekscytowały cię łódki.
– Już wygłosiłem przemowę o zmianach, tato. Nie każ mi tego powtarzać.
– Pan domu się znalazł.
– A żebyś wiedział – przyjmuje to wszystko z uśmiechem, jakby nic nie mogło mu popsuć tego dnia.
– Muszę się napić.
– Ładna sukienka, Brenda. Sama kupiłaś? – pyta jego mama – To jeden z moich ulubionych projektantów. Możemy pojechać razem...
– Ja też coś mam dla ciebie – wtrąca się moja mama – Twój tata chciał chłopca, a ja dziewczynkę, więc prześcigaliśmy się w kupowaniu.. przyniosłam trochę tego i tego.
– I to się nazywa duch imprezy! – klaszcze w dłonie jak wariat – Jest pani moją ulubienicą.
Nasi ojcowie przewracają oczami, a jego mama jest przerażona.
– Może się napijcie, mamy tu trochę alkoholu..
– Luke, mogę na słowo? – to mój ojciec..
– Nina, przejmij dowodzenie.
Traktuje moich przyjaciół jak swoją rodzine i zdecydowanie swoich przyjaciół także jak rodzine. Zachowuje się jakby życie mu tylko sprzyjało.
– Więc.. czy u tych projektantów można złapać jakąś okazje, na przykład o połowę ceny?
– Upolowałam ostatnio w lumpeksie.. – wtrąca się moja siostra gdy ojciec Luke'a łapie się za głowę.
– Idę po alkohol.
Jego mama nie chce słuchać o lumpeksach, ale nie ma gdzie się podziać. Nie wiem czy powinno mi być wstyd, ale wiem, że nie jest, ponieważ to dobrzy ludzie, którzy po prostu nie są bogaci. Tęskniłam za moją rodziną i największą stratą byłoby teraz stanąć po stronie bogaczy, którzy nie do końca rozumieją pojecie miłości.
Calum dosiada się do naszego stolika pomiędzy mną a Niną i oferuje jej drinka.
– W czym przyjdziecie na ślub? – pyta jego mama.
– Proszę pani, ale przecież to odwołaliśmy.. chcemy...
– Odwołaliście ślub? – pyta moja mama – Będziesz tu mieszkać z dzieckiem jako kto w takim razie?!?
– A co to ślub wyznacznikiem rodziny? – pyta swobodnie Nina.
– TAK! – krzyczą obie mamy.
– Idę do Luke'a – ignoruję ich krzyki za mną, bo skoro on ma odwagę ignorować takie zaczepki, to ja też mogę.
Stoi w drugiej części ogrodu, wśród różowych lampek. Im bliżej się znajduję tym rozumiem więcej słów.
– Nie chciałbym, żebyś ją zostawił gdy znudzi ci się zabawa w dom.
Zatrzymuję się za innym drzewem, żeby dobrze ich słyszeć.
– Kiedy ślub?
– Postanowiliśmy go na razie odłożyć. Chcemy się lepiej poznać..
– A co jeśli ci się nie spodoba to, co poznasz gdy urodzi się dziecko?
– Z całym szacunkiem, ale po ślubie także może się coś zmienić. Istnieje coś takiego jak rozwody.
Nie wiem, którego z nich słowa bardziej mnie ranią.
– Kocham ją – dodaje.
– Ja też kocham moją córkę i zawsze byłem z niej dumny, dlatego nie wyobrażam sobie, że ktoś ją zrani, że nie spełni swoich marzeń, że nie będzie studiować. Kochasz ją na tyle, żeby jej na to pozwolić? Na tyle, żeby żyć z nią pół na pół? Żeby nie być samolubnym bogatym gnojkiem, Luke? Jeśli ją zostawisz, ona może zostać bez niczego.
– Pan chce, żebym wziął z nią ślub albo dał jej pieniądze i odszedł.
– Zrobiłeś jej dziecko..
– Wiem o tym! – krzyczy Luke – Weźmiemy ślub kiedy my będziemy uważać..
– A co jeśli nie będziecie?
– Oświadczyłem się jej, a ona tego nie przyjęła, dobrze? To ona tego ślubu nie chce gdy tylko będzie chciała ożenię się z nią bez zawahania.
Wtedy mój ojciec nie wie już, co powiedzieć.
– Trzymam cię za słowo, Luke.
Czekam chwile, aż przytulam się do jego pleców.
– Szukałam cię! Tu jesteś!
– Hm? – przyciąga mnie do przodu.
– Chcesz się już dowiedzieć, kogo w sobie noszę? Może rozkroimy w końcu tort?
– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.
Ale najpierw pochyla się do mnie i przyciska swoje usta do moich.
– Naprawdę cię kocham – powtarza to jak mantrę, ale nie wiem czy dla mnie czy dla siebie.
– Dowiedzmy się kogo zrobiliśmy w szafie.
– Ale nie opowiadajmy naszemu melonowi tej historii.
Luke przykłada rękę do mojego brzucha.
– Cześć, melonie, czekamy na ciebie i nie przywitamy cię w szafie.
Chichoczę, co jest zaskakująco dobrym dźwiękiem i zaskakującym podczas tego wszystkiego, co usłyszałam.
– Chodźmy.
Ashton stawia tort na stole. Pół tortu jest oblanego różowym lukrem, a pół niebieskim. Trzymam nóż, a like trzyma dłoń na mojej dłoni. Wszyscy czekają zapartym tchem, w tle leci jakaś nastrojowa muzyka, która jeszcze przed tą chwilą nie pasowała do nastroju. Rozbrajamy tort, a z niego wylewa się...
– Chłopczyk – szepczę.
– Będę miał syna! – krzyczy Luke.
Łzy zaczynają płynąć z moich oczu, ale tym razem to łzy szczęścia. Wokół nas zaczyna latać niebieskie konfetti, a ja płaczę w pierś Luke'a, gdy odchylam głowę i patrzę w jego oczy, także dostrzegam kilka łez.
– Chciałeś dziewczynkę.
– No to będziemy musieli znaleźć inny afrodyzjak niż szafa i zrobić tam dziewczynkę.
Radość, którą słyszę wokół nas jest prawdziwa. Moja przyjaciółka przytula się do moich pleców.
– Gratulacje!
Szukam mojej mamy, która także płacze w ramie taty.
Będę miała syna.
A Luke będzie lekarzem.
Niezły, odwieczny schemat.
****
Jest was tutaj tak dużo, dlatego liczę, że chociaż połowa z was zajrzy do historii, którą super przyjemnie mi się pisze i moim zdaniem ma fajny klimat.
Liczę na was:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro