28 {buja}
Luke biegnie ze mną przez pokład, przykuwając uwagę tych drogo ubranych ludzi, ale on się tym nie przejmuje. Ciągnie mnie w kompletnie nieznanym mi kierunku, a gdy wyjmuje klucz..
– Czy to kajuta kapitana?
Znowu go rozbawiam.
– Nie, ale mogę być twoim kapitanem.
Mogę przysiąc, że gdy jedną ręką odstawia mnie na ziemie i całuje jak wariat, tak drugą otwiera przed nami drzwi i wciąga nas do środka.
Zamykamy je, trzaśnięciem o nie moimi plecami. Piszczę, póki jego dłonie nie ściskają moich pośladków, w taki sposób jakby marzył o tym od dłuższego czasu. Ja sama jestem bardzo niecierpliwa, dlatego praktycznie zrywam z niego koszulkę, a robiąc to przez dziurę w kołnierzyku, rozdzieram go jeszcze bardziej. Luke pozbywa się koszulki i ponownie dopada moje usta.
Dalej jestem za daleko, co oznajmiam mu dźwiękiem, który z mojej perspektywy jest bardzo żałosny.
A wtedy on obraca mnie tyłem do siebie, tak, że muszę oprzeć dłonie o drzwi.
Dotyka moich kostek.
Sunie po nich dłońmi i przesuwa się w górę i w górę. Moje niekończące się oby i ahy zamieniając się w zapomnienie jak się oddycha gdy dotyka brzegów sukienki i podwija ją wyżej i wyżej, nie zapominając o dotknięciu wrażliwych miejsc gdy muszę unieść ręce do góry, są jak galareta i boję się, że się przewrócę. Jednak po chwili sukienki nie ma, a ja dalej stoję, a dłoń Luke'a.. klepie mnie po pupie. Nie jest to klaps, a coś w stylu zmysłowego pocierania. Chcę się obrócić do niego przodem, żeby móc na niego patrzeć, ale wtedy słyszę odpinaną klamrę paska i zamieram. Podzielność uwagi Luke'a, przyprawia mnie o dreszcze. W szczególności gdy jego dłoń wsuwa się w moje majteczki, a ja nie mogę nie naprzeć na jego palce.
Jest w tym niesamowity.
Albo ja tak zdesperowana.
Nie, pamiętam, było fantastycznie.
Całuje mnie w szyje gdy skuszę jak jego spodnie opadają na ziemie, a po chwili czuję za sobą jego wzwód, który przywiera do moich pośladków. Dopiero wtedy odpina mi stanik, dopiero wtedy zdejmuje ze mnie majtki i dopiero wtedy obraca mnie przodem do siebie. Stoi w samych bokserkach z płonącym spojrzeniem. Dotykam jego piersi, drażniąc ją paznokciami, a gdy docieram do jego bokserek, odsłaniam prezent jednym szybkim ruchem. Luke nagradza to uśmiechem i ciągnie mnie do łóżka.
Tak naprawdę nie ma tu nic po za nim i małym stolikiem. Może gdzieś ukryta jest szafa.. ale nieważne.
Całuje moją szyje, mój kręgosłup, a ja obracam głowę, żeby dostać jego ust.
Wtedy słyszę samolot.
Pokaz.
– Zabiorę cię na następny.
To wszystko, co mówi zanim moje łydki dotykają brzegu łóżka, a on kuca przede mną i układa sobie moje nogi na ramionach.
O Boże.
On zamierza...
Całuje mój brzuch, nagradza go jednym mokrym pocałunkiem, po czym przenosi swoje dłonie na moje piersi gdy ja wplatam palce w jego włosy.
A wtedy dotyka mnie tam.
A ja jestem pewna, źe zaraz spadnę z łóżka.
Pomimo głośnych samolotów, jestem pewna, że mogę być głośniejsza, jakby ciąża potęgowała wszystko dziesięciokrotnie, a zarazem sprawiała, że potrzebuję więcej i więcej... szukam ręką jego męskości, ale w mojej pozycji to niemożliwe, dlatego postanawiam ją zmienić.
– Nie – mówi – Jesteś w ciąży, nie będziesz klęczeć, Brenda.
– A jak niby w nią zaszłam?
Ignoruje mnie i znowu to on jest na mnie, pocierając się między wlanymi nogami, a po chwili rozstawia mi nogi jeszcze szerzej i mnie wypełnia. Krzyczę niemal od razu, wyginając się w łuk i przyciągając go bliżej. Łapię się jego włosów jak ostatniej deski ratunku gdy on ma plan i ssie moje piersi. Napieram na niego biodrami, jednocześni ciągnąc go za włosy, żeby dał mi swoich ust, a on to robi. Całuje mnie w takim rytmie jak porusza się pomiędzy moimi nogami. Oplatam jego szyje ramionami, a nogami talie i sprawiam, że kołyszemy się w rytm statku.
Teraz już nam się nie śpieszy.
Patrzymy sobie w oczy, trzymając się swoich rozchylonych warg, jakby myśl o ich rozłączeniu powodowała ból.
– Jestem kompletnym głupcem, Brenda. Jak mogłem myśleć, że tamten jeden raz mi wystarczy? Jesteś niesamowitą kobietą...
A wtedy mnie całuje i przysięgam, że odlatuję. W każdym razie pociągam go za sobą w mój odlot.
A gdy na mnie upada, a ja muszę rozluźnić uchwyt wokół jego pasa, uświadamiam sobie, że znowu poszliśmy do łóżka i znowu zrobiliśmy to w tłumie ludzi, przy których czujemy się obco, ale jeśli to my, dla siebie nawzajem jesteśmy tym miejscem gdzie wszystko jest takie jak powinno być i razem czujemy, że żyjemy to i tak wygraliśmy, bo jedna osoba to więcej niż zero. A czasem ta jedna.. ta jedna wystarczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro