Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28 {buja}

Luke biegnie ze mną przez pokład, przykuwając uwagę tych drogo ubranych ludzi, ale on się tym nie przejmuje. Ciągnie mnie w kompletnie nieznanym mi kierunku, a gdy wyjmuje klucz..

– Czy to kajuta kapitana?

Znowu go rozbawiam.

– Nie, ale mogę być twoim kapitanem.

Mogę przysiąc, że gdy jedną ręką odstawia mnie na ziemie i całuje jak wariat, tak drugą otwiera przed nami drzwi i wciąga nas do środka.

Zamykamy je, trzaśnięciem o nie moimi plecami. Piszczę, póki jego dłonie nie ściskają moich pośladków, w taki sposób jakby marzył o tym od dłuższego czasu. Ja sama jestem bardzo niecierpliwa, dlatego praktycznie zrywam z niego koszulkę, a robiąc to przez dziurę w kołnierzyku, rozdzieram go jeszcze bardziej. Luke pozbywa się koszulki i ponownie dopada moje usta.

Dalej jestem za daleko, co oznajmiam mu dźwiękiem, który z mojej perspektywy jest bardzo żałosny.

A wtedy on obraca mnie tyłem do siebie, tak, że muszę oprzeć dłonie o drzwi.

Dotyka moich kostek.

Sunie po nich dłońmi i przesuwa się w górę i w górę. Moje niekończące się oby i ahy zamieniając się w zapomnienie jak się oddycha gdy dotyka brzegów sukienki i podwija ją wyżej i wyżej, nie zapominając o dotknięciu wrażliwych miejsc gdy muszę unieść ręce do góry, są jak galareta i boję się, że się przewrócę. Jednak po chwili sukienki nie ma, a ja dalej stoję, a dłoń Luke'a.. klepie mnie po pupie. Nie jest to klaps, a coś w stylu zmysłowego pocierania. Chcę się obrócić do niego przodem, żeby móc na niego patrzeć, ale wtedy słyszę odpinaną klamrę paska i zamieram. Podzielność uwagi Luke'a, przyprawia mnie o dreszcze. W szczególności gdy jego dłoń wsuwa się w moje majteczki, a ja nie mogę nie naprzeć na jego palce.

Jest w tym niesamowity.

Albo ja tak zdesperowana.

Nie, pamiętam, było fantastycznie.

Całuje mnie w szyje gdy skuszę jak jego spodnie opadają na ziemie, a po chwili czuję za sobą jego wzwód, który przywiera do moich pośladków. Dopiero wtedy odpina mi stanik, dopiero wtedy zdejmuje ze mnie majtki i dopiero wtedy obraca mnie przodem do siebie. Stoi w samych bokserkach z płonącym spojrzeniem. Dotykam jego piersi, drażniąc ją paznokciami, a gdy docieram do jego bokserek, odsłaniam prezent jednym szybkim ruchem. Luke nagradza to uśmiechem i ciągnie mnie do łóżka.

Tak naprawdę nie ma tu nic po za nim i małym stolikiem. Może gdzieś ukryta jest szafa.. ale nieważne.

Całuje moją szyje, mój kręgosłup, a ja obracam głowę, żeby dostać jego ust.

Wtedy słyszę samolot.

Pokaz.

– Zabiorę cię na następny.

To wszystko, co mówi zanim moje łydki dotykają brzegu łóżka, a on kuca przede mną i układa sobie moje nogi na ramionach.

O Boże.

On zamierza...

Całuje mój brzuch, nagradza go jednym mokrym pocałunkiem, po czym przenosi swoje dłonie na moje piersi gdy ja wplatam palce w jego włosy.

A wtedy dotyka mnie tam.

A ja jestem pewna, źe zaraz spadnę z łóżka.

Pomimo głośnych samolotów, jestem pewna, że mogę być głośniejsza, jakby ciąża potęgowała wszystko dziesięciokrotnie, a zarazem sprawiała, że potrzebuję więcej i więcej... szukam ręką jego męskości, ale w mojej pozycji to niemożliwe, dlatego postanawiam ją zmienić.

– Nie – mówi – Jesteś w ciąży, nie będziesz klęczeć, Brenda.

– A jak niby w nią zaszłam?

Ignoruje mnie i znowu to on jest na mnie, pocierając się między wlanymi nogami, a po chwili rozstawia mi nogi jeszcze szerzej i mnie wypełnia. Krzyczę niemal od razu, wyginając się w łuk i przyciągając go bliżej. Łapię się jego włosów jak ostatniej deski ratunku gdy on ma plan i ssie moje piersi. Napieram na niego biodrami, jednocześni ciągnąc go za włosy, żeby dał mi swoich ust, a on to robi. Całuje mnie w takim rytmie jak porusza się pomiędzy moimi nogami. Oplatam jego szyje ramionami, a nogami talie i sprawiam, że kołyszemy się w rytm statku.

Teraz już nam się nie śpieszy.

Patrzymy sobie w oczy, trzymając się swoich rozchylonych warg, jakby myśl o ich rozłączeniu powodowała ból.

– Jestem kompletnym głupcem, Brenda. Jak mogłem myśleć, że tamten jeden raz mi wystarczy? Jesteś niesamowitą kobietą...

A wtedy mnie całuje i przysięgam, że odlatuję. W każdym razie pociągam go za sobą w mój odlot.

A gdy na mnie upada, a ja muszę rozluźnić uchwyt wokół jego pasa, uświadamiam sobie, że znowu poszliśmy do łóżka i znowu zrobiliśmy to w tłumie ludzi, przy których czujemy się obco, ale jeśli to my, dla siebie nawzajem jesteśmy tym miejscem gdzie wszystko jest takie jak powinno być i razem czujemy, że żyjemy to i tak wygraliśmy, bo jedna osoba to więcej niż zero. A czasem ta jedna.. ta jedna wystarczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro