2 znajomi
Siedzę do góry i czuję się jak w więzieniu, gdy impreza na dole trwa w najlepsze. Głośna muzyka leci z jakiś głośników, a ja nie jestem pewna czy many tu wierzę albo komputer. Właściwie w ogóle się tutaj nie rozejrzałam. Nie mam pojęcia ile ludzi się tu znajduje, bo nie mam nawet odwagi wyjrzeć przez okno. Jestem trochę głodna, ale nie na tyle odważna..
Kładę dłoń na moim brzuchu, przypominając sobie o rozwijającym się tam życiu. Nigdy nie byłam tak zaskoczona jak tego dnia, dwa tygodnie temu gdy wpadł do mojego rodzinnego domu i powiedział, że chce tego dziecka. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
A teraz jestem tu więźniem.
Słyszę śmiechy samych facetów, jeśli to jego najbliżsi przyjaciele to wszyscy są chłopcami z bractwa. Urodzeni we właściwych rodzinach, z właściwymi priorytetami i dużymi możliwościami. Nie wiem nawet czy któryś z nich ma dziewczynę. Właściwie to prawie w ogóle ich nie znam. To była studencka impreza...
Wtedy nie byłam taka nieśmiała.
Cóż, wtedy też nie byłam w ciąży.
Cichutko wychodzę z pokoju, nie chcąc zostać przyłapaną. Siadam na szczycie długich schodów z miejsca, którego wiem, że nie będzie mnie widać.
To idealne miejsce do podsłuchiwania.
I to jest to, co teraz robię.
– Powiedz dlaczego wyniosłeś się z domu bractwa, lubiłeś tamto miejsce.
– Kupili mi własnym dom, miałem z nimi dyskutować?
Nie dziwię mu się. Nic dla siebie nie znaczyliśmy przed tym wszystkim. Nie mogę wymagać od niego, żeby się do mnie po prostu przyznał. Ja także nie oswoiłam się jeszcze z tą myślą, nie mam mu tego za złe..
Plączę się cały czas wokół tej samej myśli, bo nie chcę być zła na cały świat. Tłumaczę to sobie jak tylko się da, żeby pośród tego znaleźć jakąś dobrą myśl, jak na przykład fakt, że nie chce pozbyć się naszego dziecka.
Znowu kładę dłoń na brzuchu..
– Nie jest trochę za duży jak dla jednej osoby? Czy może Shelly przeprowadza się z tobą?
– Stary, byliśmy na dwóch randkach, dlaczego miałbym w ogóle mówić jej o tym miejscu?
– Mogę zobaczyć ile sypialni jest na górze? Czy może coś tam ukrywasz? – pyta inny kolega – Zaprosiłem kilka dziewczyn. Może będę potrzebował pokoju..
– Nie – nie zaskakuje mnie stanowczość w jego głosie, ale zaskakuje mnie, że się nie zgadza – Zaprosiłem was tutaj, ale to nie znaczy, że wchodzicie na górę.
– Ukrywasz tam coś?
– Wróćmy do Shelly – mówi kolejny głos – To niezła laska..
– No – mówi Luke – Bardzo niezła.
– Ja tam jestem zdania, że za wcześnie na stałe dziewczyny. Dopiero od roku jesteś w bractwie.. powinniśmy szaleć.
To prawda.
Jednak czasem nic nie idzie tak jak powinno.
Chociaż nie rozmawialiśmy o tym, w ogóle nie rozmawiamy. Po prostu zmienił miejsce zamieszkania i to wszystko..
– Umówiłem się z Shelly na przyszły tydzień.
Czy mam prawo być zdenerwowana?
Coś się we mnie zaciska, ale nie jestem pewna, co to takiego.
Będzie spotykał się z innymi dziewczynami?
Oczywiście, że będzie, przecież nigdy nawet nie byliśmy na randce, ani nawet nie zamierzaliśmy..
Nie chcę tak żyć, to wydaje się bardzo przykrym życiem, bardzo samotnym, może gdy jutro odwiedzi mnie siostra poczuję się lepiej.
Słyszę dzwonek do drzwi.
To pewnie te dziewczyny, o których mówił jeden z nich. To na pewno one, bo są bardzo głośne. Słyszę całusy i damskie chichoty.
– Przyniosłyśmy trochę alkoholu..
– Cholera, własne mieszkanie jest super. Nie muszę się dzielić tymi ślicznotkami z dwudziestoma facetami.
Czy jest tam Shelly? Jak ona wygląda?
Dzwonek dzwoni jeszcze raz i któryś z nich szybko otwiera drzwi.
– Luke! Zobacz kto przyszedł!
– Shelly – mówi on.
– Słyszałam o imprezie i pomyślałam.. ludzie mówią, że to twój nowy dom.
– Tak.
Nie widzę, co robi, ani jak się przy niej zachowuje.
Jest w niej zakochany?
Planuje być?
Jego rodzice o tym wiedzą?
Chce dziecka i chce tamtej dziewczyny?
Nigdy nie powiedział, że chce mnie. Wręcz wyraźnie zaznaczył, że nie chce ślubu. Ja też go nie chcę, tylko, że może przez myśl mi przeszło.. nie to głupie, bardzo. A teraz widzę jak bardzo.
Muzyka przycicha, ale słyszę skrzypienie kanapy. Będą grali w jedną z tych pijackich gier, pewnie w te same, które graliśmy tamtej nocy.
Nie jestem jego dziewczyną, ale także nie mogę już pić, no i jestem głodna. Mogłabym mu wysłać głupiego esemesa, ale nie mam jego numeru.
To żałosne.
Przecież to też moje miejsce i..
Ktoś idzie.
O Boże.
Ktoś jest na schodach i kieruje się do góry..
A ja jak idiotka biegnę do mojego pokoju i zamykam się na klucz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro