11 na wodzie
Jeżdżę bez sensu po okolicy, aż w końcu decyduję się wyjechać za granice naszego miasteczka. Nie wydaje mu się to przeszkadzać, a już na pewno nie martwi się o paliwo. Cały czas wygląda przez okno.
– Bez problemu znalazłaś kluczyki do mojego samochodu? – wszystko jest chyba ciekawsze od spojrzenia w moją stronę.
– Zostawiłeś je na szafce w korytarzu.
Jak każdy zwykły człowiek, który wraca do domu i ma na korytarzu pojemnik na klucze i inne pierdoły, które i tak się zgubią.
– Dzięki, że po mnie przyjechałaś. Nie musiałaś.
– Robisz mi codziennie śniadanie, tak się odwdzięczam.
– Powinnaś spać – informuje mnie – Jesteś na pewno zmęczona.
I samotna.
Ale on też teraz na takiego wygląda.
– Chcesz zjeść burgery? Jestem głodny.
Wszystko, co mówi nie trzyma się kupy.
– Dwa miasteczka stąd, mają całodobowego Burger Kinga. Dasz radę?
– Nie jestem, aż tak zmęczona.
– To dobrze, bo to będzie długa noc, a ja nie chcę wracać do domu, ani zostać sam. Jesteś na mnie skazana.
Nie przeszkadza mi to, nawet jeśli powinno. Może właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Sięga do radia, a po chwili zaczyna lecieć jakaś muzyka, która nie jest nieprzyjemna dla moich uszu, ale jest mi obca, przynajmniej ten zespół. Nie przesadza z głośnością, ale do dźwięków z głośników dochodzi jego głos, co czyni te muzykę wyraźniejszą. Nie wiedziałam, że nuci, a może nawet śpiewa i jest w tym całkiem dobry. Chociaż nie jestem specjalistką, odróżniam wycie od przyjemnego głosu. Wielka mi sztuka, prawda? Od razu może powinnam zasiąść w jury X Factora. Któraś piosenka jest mi w końcu znajoma i z jakiegoś powodu do głosu Luke'a dołącza mój głos. Czuję, że na mnie spogląda i się uśmiecha. Zaskakuje mnie, gdy zaczyna śpiewać głośniej, ale rozluźniam się na tyle, żeby także mocniej nadszarpnąć moje struny głosowe.
To mnie uszczęśliwia.
Krzyczę głośniej, teoretycznie śpiewam, ale chyba gubię rytm. On dołącza w tym domu jeszcze bardziej mnie przekrzykując. Uwalniam emocje i niewypowiedziane słowa. Gdy piosenka się kończy, Luke nawet nie zastanawia się dwa razy i wciska wstecz. Nie zastanawiam się dwa razy i zaczynam ponownie śpiewać.
Czuję się wolna po raz pierwszy odkąd dowiedziałam się o ciąży.
Powtarzamy to jeszcze raz zanim dojeżdżamy do Burger Kinga. On jednak nie jest skłonny wysiadać z samochodu, co kończy się tym, ze musi wręczyć mi swoją kartę, żebym mogła zapłacić za jedzenie. W innej sytuacji mógłby być to gest w stylu dżentelmena, a teraz jest tylko częścią prawdy, a zarazem układu.
– Nie przeszkadza ci zapach?
Na jego kolanach spoczywa gigantyczna torba z jedzeniem, a on nie otwiera jej jakby nagle nie był głodny.
– Nie jesz?
– Wiesz gdzie jest ten mały port gdzie są zacumowane trzy łódki?
– Nigdy tam nie byłam.
Więc kieruje mną, gdzie i kiedy powinnam skręcić. Raz nie zdążam, więc zajmuje nam to więcej czasu. Faktycznie nie ma tu niczego więcej po za trzema łódkami, które nie są zbytnio zadbane. W poświecie księżyca i w idealnie niebieskiej wodzie, odbijają się cienie łódek, którymi chyba nawet ja bałabym się wypłynąć.
– To żaglówki. Chodź.
On wysiada zanim ja w ogóle zdążę zgasić samochód. Idzie o dziwo do tej najbardziej zaniedbanej i po prostu na nią wskakuje. Gdy staję na pomoście, on wyciąga do mnie rękę, żeby mi pomóc. Nie waham się, po prostu przyjmuję jego dłoń. Luke zdejmuje buty i nakłania mnie do zrobienia tego samego. Po czym siada na dziobie i opuszcza nogi do wody, powtarzam po nim i po chwili siedzimy ramie w ramie.
– Proszę – kładzie przede mną burgera – Nic nie zamówiłaś, więc uznałem, że spróbujesz tego, co ja lubię.
Nic nie zamówiłam, bo nie wiem.. nie uważałam, że powinnam? Nie chciałam bez sensu wydawać jego pieniędzy i przy okazji czułam się już wystarczająco dziwnie, składając jego zamówienie. I co? Miałam po prostu domówić coś dla siebie?
– Przepraszam, że wyszedłem.
– Przepraszam, że się rozpłakałam.
Wydaje mi się, że oboje czekaliśmy, żeby to powiedzieć i chodziło tylko o wyrzucenie tego z siebie.
– To mój przeprosinowy burger, okej?
Próbuję. Nie mając pewności, że nie skończy się to wymiotami.
Zadzwonił po mnie, bo nie chciał być już nimi, nawet z nią. Może i byłam ostatnią deską ratunku, ale w tej chwili się tak nie czuję. Wiem, że chodzi o dziecko, ale w tej chwili i ja czuję się ważna.
– Co to za miejsce?
– Chciałem brać udział w regatach. Zamierzałem kiedyś opłynąć świat dookoła, więc gdy na osiemnastce urodziny dostałem trochę pieniędzy... w każdym razie kupiłem to, rodzice się dowiedzieli i sprowadzili mnie na ziemie. Nie zrobisz tego. Niby kiedy, przecież będziesz lekarzem. Musisz w to włożyć całego siebie..
– Luke, możesz być kimkolwiek chcesz.
Nie wiem jak moja dłoń znalazła się na jego kolanie, ani kiedy skończyliśmy jeść. Jednak jest tam i sugeruje mu, że jego życie się nie kończy, a jednocześnie jest przeświadczeniem o wszystkich zmianach. To skomplikowane jak wszystko pomiędzy nami.
– Chcę być tatą dla naszego dziecka i to na razie jedyna rzecz, której jestem pewien.
Kładzie swoją dłoń na mojej i może i jego jest większa i może i jego jest męska, ale w tej chwili nie czuję, żeby była silniejsza. Moja i jego razem, tak jak dziecko wielości limonki we mnie.
Kątem oka widzę jak obraca głowę w moim kierunku, gdybym nie była tak bardzo przejęta jego dłonią na mojej, może byłabym w stanie się także ruszyć.
– Wiem, że to dziwne...
– Może nie potrafię o nim mówić, ale także jestem pewna. Nie wiem jak to będzie i to mnie przeraża, ale.. chcę tego.
I znowu straciłam rachubę jak jego dłoń znalazła się w moich włosach i zarazem obróciła moją głowę w swoim kierunku. Nie wiem także kiedy.. kiedy jego usta opadły na moje, bo teraz mnie całuje.
Zaborczo.
Mocno.
Ale inaczej niż tamtej nocy.
Pochylam się w jego kierunku, żeby bardziej go poczuć. Rozchylam wargi, a jego język zaczyna tańczyć z moim. Chcę się tym napawać, chcę zapamiętać każdą sekundę tego, chcę być bliżej.
To pocałunek z rodzaju tych, które mają coś uleczyć, które mają zapewnić ci pocieszenie.
I nawet gdybym bardzo tego chciała, muszę się odsunąć.
– Hej – dotykam jego policzka, a mój kciuk muska jego wargi – Co ty na to, żebyś to powtórzył innego dnia? Jak będziesz czuł się lepiej? – przyciągam drugą dłonią po jego włosach – Wiem, że jestem z tobą w ciąży, ale nie chcę..
Nie potrafię tego dokończyć, bo po części to nie ma sensu. Będziemy mieć razem dziecko, weźmiemy ślub, a ja nie chcę, żeby mnie całował. To znaczy chcę, ale chcę, żeby zrobił to z właściwych powodów. Chcę, żeby pocałował mnie dla nas i tylko dla nas, a nie z powodu tego, co wydarzyło się na tej imprezie.
– Przepraszam – zanim zabiera moją dłoń ze swojego policzka, całuje jej wnętrze – Powinniśmy wracać, jest późno.
Zabiera swoje ręce ze mnie i się odsuwa.
– Ja.. – drapie się po karku – Nie wiem dlaczego to zrobiłem.
Właśnie dlatego nie mogę pozwolić mu się całować.
***
Doszłam do wniosku, że albo odpiszę na komentarze albo dodam rozdział, więc zostawiam wam rozdział i liczę na ochy i achy!!! A tak serio, dzięki, że jest was tu tak dużo i wam się podoba:)))))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro