Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

lekarz zepsutych dusz - 2


Ulice lśniły pustkami, w nielicznych oknach świeciły się już światła. Ludzie o tej godzinie zazwyczaj zaczynali szykować się do pracy, niewiele było osób, które o czwartej rano decydowali się na spacer po parku z niemalże obcym sobie człowiekiem.

Czegoż to jednak miłość nie robi z zakochanymi? Czyż oni nie robią i rzeczy głupszych, niżli zwykły, niezobowiązujący spacer po parku?

Jednakże spacer Taekwoona i Wonsika nie skończył się w parku, a jedynie w nim zaczął. Ich wspólna droga nigdy się nie skończyła, trwała wiecznie i nieprzerwanie w ich sercach.

Gdy oczom Taeka ukazała się ławka, nieco się zdenerwował, nie widząc przy niej Wonsika. Usiadł więc, starając się zachować spokój i zimną krew, gdy nagle czyjaś drobna dłoń dotknęła jego głowy, lekko ją klepiąc.

— Cześć. A więc jesteś. — Ręka Wonsika nie opuszczała włosów Taekwoona, który chwilę później wstał, a jego twarz przybrała kolor aż zbyt czerwony.

— Chciałbym Cię gdzieś zaprowadzić — mówił Ten od ławki, wsuwając w dłoń starszego swoją własną, chłodną rękę.

Poszli więc, trzymając się za ręce, prosto do pracowni artystycznej Wonsika, gdzie ten spędzał większość swojego czasu.

——

Zapach farby olejnej niecierpliwie wdzierał się do nozdrzy Taekwoona, drażniąc jego węch.

Całe pomieszczenie było wręcz obsypane najróżniejszymi, niedokończonymi obrazami i pustymi płótnami, na środku natomiast tkwiła zasłonięta prześcieradłem sztaluga i obok mniejsza, odkryta.

— Chciałbym, żebyś pomógł mi coś namalować — zaczął nieśmiało Taek, zwracając się do Taekwoona i puszczając jego dłoń. Ten przytaknął, uśmiechając się ciepło do swojego towarzysza.

I chciał wręcz sobie przyrzec, że już nigdy nie umyje tej dłoni, tak działał na niego Wonsik.

Na mniejszej ze sztalug młodszy chłopak umieścił jeden z wielu niedokończonych obrazów; były na nim jedynie zarysy najpiękniejszych z kwiatów, które chciał, aby Taekwoon dokończył. Chwycił więc farbę i podał ją Wonsikowi razem z pędzlem, niemo prosząc go o dokończenie malunku.

— Ale ja nie mam pojęcia o malowaniu... Ostatni raz bawiłem się tym w podstawówce — wyjąkał tylko, ale Wonsik szybko go uciszył, łapiąc za jego policzek wciąż chłodną, zabrudzoną farbami dłonią.

— Proszę — westchnął cicho, powoli zbliżając się do twarzy Taekwoona, szybko jednak przerwał i w zawstydzeniu odwrócił głowę. — Zacznij od łodyg.

I zgodził się wypełnić wolę Tego od ławki. Rozpoczął ostrożnie, lekko muskał pędzlem płótno, ledwo zostawiając na nim ślady farby. Potem trochę odważniej nadawał obrazowi wyrazu i wczuł się niemal tak bardzo, że nawet nie zauważył, jak wielki uśmiech widniał w tym momencie na twarzy Wonsika. Kontynuował swoją pracę, już w pełni oddając się sztuce, pochłonięty nowym zajęciem, byleby tylko sprawić, że Ten od ławki będzie szczęśliwy.

A w jednej krótkiej chwili ich usta połączyły się w niezdarnym, nieco nieśmiałym i nerwowym pocałunku, kolejnej z przysiąg, gwarantującej im wieczność.

Tak wydawało się wtedy tej dwójce i szczerze wierzyli, że będą razem już na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro