Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXVII. Może to nie jest dobry moment, ale kiedy będzie lepszy?

,,I wszystkie drogi, którymi musimy kroczyć, są kręte
I wszystkie światła, które prowadzą nas, są oślepiające
Jest wiele rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć
Ale nie wiem, jak

Ponieważ być może
Będziesz osobą, która mnie uratuje
I ostatecznie
Będziesz moim wybawieniem"

~ ,,Wonderwall''
słowa: Noel Gallagher
wykonanie: Oasis

*Scarlett

Budząc się rano nie pamiętałam jak znalazłam się w hotelu, co się stało i dlaczego Michael śpi obok, obejmując mnie. Jednak te wszystkie pytania zeszły na dalszy plan, ustępując mdłością i zawrotom głowy, które były nieodłącznym elementem porannego kaca. Nie zwracając uwagi na to, czy obudzę Michaela, ruszyłam biegiem do łazienki, gdzie zwymiotowałam. Usiadłam na zimnych płytkach, opierając się o ścianę wyłożoną kolorowymi kafelkami, próbując powstrzymać atak gorąca. Musiała minąć dłuższa chwila zanim poczułam się na tyle stabilnie, aby wstać i wrócić do salonu. Woda w czajniku się gotowała, a Michael stał opierając się o blat. Wyminęłam go, po czym ponownie położyłam się na sofie, po drodze jeszcze zdejmując buty, które przez całą noc musiałam mieć na nogach.
- Zjesz coś? - W odpowiedzi tylko burknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i przykryłam się kołdrą. Nie miałam pojęcia, co się stało ubiegłego wieczoru, ale Michael zachowywał się inaczej. A w jego wypadku ,,inaczej" oznaczało to, że znowu był sobą. Jednak nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo, bo ponownie zmorzył mnie sen, z którego obudziłam się dopiero po kilku godzinach. Michael siedział na skraju kanapy, przeglądając jakieś czasopismo z ówczesnym prezydentem Reaganem na okładce.
- Jak się czujesz? - Widząc, że się obudziłam, odłożył gazetę.
- Trochę lepiej.
- Zrobię ci herbatę. 
- Nie trzeba. - Złapałam go za rękę. - Pogadamy? - Potaknął i przysunął się bliżej. - Co się wczoraj stało?
- Chyba nie wpuścili cię do hotelu, Bill mówił, że spałaś na ławce.
- Co za wstyd. - Naciągnęłam na siebie kołdrę, próbując ukryć to jak bardzo zażenowana czułam się stanem, do jakiego się doprowadziłam. 
- Ważne, że się znalazłaś. - Poczułam jego dłoń zaciskającą się na swojej. - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem. - Zaskoczona podniosłam na niego wzrok. - I muszę cię przeprosić, bo przesadziłem.
- Nie masz za co, sama jestem sobie winna. - Usiadłam, opierając czoło o zgięte kolana. Przez chwilę milczał. - Jeśli wczoraj coś zrobiłam nie tak, albo powiedziałam, to przepraszam.
- Nie, tylko rozmawialiśmy zanim zasnęłaś. 
- Powiedziałam ci coś przez co zachowujesz się inaczej niż przez ostatnie kilka dni? 
- Nie wiem, czy to jest dobry moment, aby wracać do tej rozmowy. 
- Nie chcę, żebyś się nade mną litował. - Odsunęłam się od niego, na co on zaskoczony uniósł brwi. - Widzę przecież, że coś się zmieniło. - Nie miałam pojęcia, co usłyszał ode mnie poprzedniej nocy, ale to na niego wpłynęło. Na jego zachowanie w stosunku do mnie. Chciałam, aby był blisko, potrzebowałam go, ale naprawdę bałam się, że robi to tylko dlatego, że mu mnie żal. 
- Scarlett, kocham cię i chcę cię wspierać, to nie jest litość - mówił głosem pełnym emocji, patrząc mi prosto w oczy. - Cholera, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się bałem, że już cię nie zobaczę, nie było mnie przy tobie, bałem się, że sobie... - przerwał, jakby zastanawiając się, czy to, co ma powiedzieć, będzie na pewno odpowiednie. - Nie ważne, jesteś tutaj, to się liczy. - Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Ubiegłego dnia, po rozmowie z adwokatem, byłam bliska załamania. Chyba tylko cud sprawił, że po pijaku nie skoczyłam z mostu, a trafiłam pod odpowiedni hotel. Nie musiał o tym wiedzieć. Był tam, ze mną i to się liczyło. Czując ponownie jego ciepło, słysząc słowa, które powtarzane czułym głosem, przestawały wzbudzać strach, rodziła się we mnie znowu chęć walki o siebie. Kocham cię. Nie tylko to mówił, ale i pokazywał. On tak wiele razy powtarzał mi to, jakby próbując usprawiedliwić swoje czyny. Robię to bo cię kocham. A ja tak bardzo potrzebowałam miłości. Aby wypowiadane przez Michaela ,,kocham cię" przestało przerażać, musiało minąć trochę czasu. Nawet wtedy, siedząc w jego ramionach, na kanapie, wciąż łapałam się na tym, że moje ciało było spięte, jakby przygotowywało się na to, co spodziewało się, że nastąpi. Ale nie działo się nic. Michael po prostu był. 

Koło południa, rozbrzmiał dźwięk telefonu, którego bardzo nie chciałam odbierać. Tak by było łatwiej. Zignorować to, odpuścić. Jednak mimo wszystko, wbrew sobie, podniosłam słuchawkę. Odetchnęłam słysząc po drugiej stronie kobietę. Przedstawiła się i po wszystkich formalnościach, podała termin rozmowy z biegłym, uprzedzając, że spotkań będzie prawdopodobnie kilka. Najchętniej odciągałabym to jak najdłużej, ale tak się nie dało. Odłożyłam telefon i wróciłam na swoje miejsce. 
- Jutro mam rozmawiać z psychologiem czy tam z psychiatrą. - Oparłam głowę na rękach, wpatrując się w jeden punkt na ścianie.
- Pójdę z tobą. 
- Nie chcę się nad sobą użalać. - Oparłam czoło o jego ramię, chowając twarz. - Ale nie wiem czy dam radę.
- Pamiętaj, że to się kiedyś skończy i nie będziesz musiała już do tego wracać.
- A co jeśli się nie uda? Jeśli nikt mi nie uwierzy? Jeśli biegli stwierdzą, że kłamię? Boję się. - Nie chciałam płakać, ale ponownie się rozkleiłam. Tego wszystkiego było zbyt wiele. Nie mogłam już uciec od tych wszystkich emocji. Powtarzanie tego, co przeżyłam, sprawiało, że wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Niemożliwe stało się udawanie, że przeszłość nie istnieje. Miałam ochotę się poddać bez walki. Gdyby nie obecność Michaela, pewnie tak by się to skończyło. 
- Musieliby być ślepi, aby ci nie uwierzyć. - Przytulił mnie i zaczął nucić do ucha jakąś piosenkę. Nie ważne, co to było, jego spokojny głos mnie uspokajał. 
- Wyjdziemy na chwilę się przewietrzyć? Tylko na balkon. - Skinął głową. Ubrałam bluzę z kapturem i oboje wyszliśmy, aby zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. Balkon znajdował się od strony hotelowego podwórka, a nie ulicy, co dawało nam odrobinę więcej swobody i mogliśmy w spokoju odetchnąć. Wciąż dało się wyczuć chłód, a na trawie leżał jeszcze śnieg, miejscami usypany w większe zaspy. Gdzieś w tle rozbrzmiewały dźwięki miasta. Michael oparł się o barierkę, wbijając wzrok w przestrzeń przed sobą. Z jednej strony, zachowywał się, jakby mi wybaczył, a z drugiej wciąż coś go dręczyło. - O co chodzi? - W końcu spytałam, nie mogąc już wytrzymać w ciszy. 
- Hm? - Spojrzał na mnie. 
- Coś jest nie tak. - Odwrócił się w moją stronę. - Mike, wiem, że teraz jest trudno, ale jeśli masz jakiś problem, porozmawiaj ze mną. 
- Po prostu za dużo tego wszystkiego w jednym momencie, martwię się o ciebie, o nas, niedługo trasa koncertowa. - Westchnął. - I nie wiem co mam myśleć o naszej relacji, ale nie chcę naciskać, to nie jest teraz najważniejsze.
- To jak się czujesz jest ważne. - Wzruszył tylko ramionami. 
- Wczoraj opowiedziałaś mi o wszystkim, o tym, co on ci robił - mówiąc to, jakby nieświadomie zacisnął dłonie w pięści. - Przy tym wszystko inne wydaje się takie błahe.
- Twoje uczucia nie są błahe, to co mi się przytrafiło i co czuję w związku z tym, nie jest mniej ważne niż ty, jesteś dla mnie wielkim wsparciem, ale to nie znaczy, że swoje problemy masz dusić w sobie. - Złapałam go za ręce. - Jesteś tutaj dla mnie, a ja chciałabym być dla ciebie.  
- Próbuję sobie jakoś to wszystko poukładać, ale nie jest mi z tym łatwo, ale wiem, że to nie jest dobry moment. 
- Kocham cię. - Wcięłam mu się w słowo. Zawahałam się widząc zaskoczenie wymalowane na jego twarzy, ale krótko go pocałowałam. - Może to nie jest dobry moment, ale kiedy będzie lepszy? 
- Nie chcę na ciebie naciskać. 
- Nie naciskasz. - Pocałowałam go ponownie, już pewniej. - Kocham cię. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebowałem to usłyszeć. - Przyciągnął mnie do siebie i tym razem to on złączył nasze usta. Zarzuciłam ręce na jego kark, a on ściskał moją talię. - Wszystko w porządku? - Spytał pomiędzy pocałunkami. Potaknęłam tylko głową. - Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam. - Odgarnął moje włosy, mierząc mnie wzrokiem. 
- Wrócimy do środka? - Spytałam, głaskając go po policzku. Gdy tylko przekroczyliśmy próg i drzwi za nami się zamknęły, wyłączyło mi się myślenie. Oboje daliśmy się ponieść emocjom, których nazbierało się tak wiele przez ostatnie dni i potrzebowały ujścia.

*Michael

Nie od dzisiaj wiadomo, że jesteśmy mistrzami rozwiązywania problemów. W szczególności tych, które bezpośrednio nas nie dotyczą. W końcu każdemu zdarzyło się w życiu kogoś ocenić, pomyśleć, że w danej sytuacji wiedzielibyśmy lepiej jak postąpić, że rozwiązanie jest oczywiste. Zawsze wtedy potrafimy znaleźć odpowiednie słowa czy najlepsze rady. A jednak, gdy przychodzi co do czego, wszystko nagle okazuje się dużo bardziej skomplikowane. Przez całą noc próbowałem poukładać sobie w głowie, to wszystko, co usłyszałem. Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej docierało do mnie, że może to być ponad moje siły. Nie miałem pewności czy będę w stanie jej pomóc, ani czy to, co przeżyła, pozwoli nam stworzyć związek czy jakąkolwiek relację. Może to egoistyczne, ale miałem coraz więcej wątpliwości. Tęskniłem też za czułymi słowami, bliskością, także tą fizyczną, w końcu czy to nie są zwyczajne, ludzkie potrzeby? Usłyszeć, że ktoś odwzajemnia nasze uczucia, poczuć tą osobę najbliżej jak tylko się da. Nikt nie chce trwać w zawieszeniu, a tym właśnie stała się nasza relacja. Nie miałem pojęcia, co będzie, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. To wszystko robiło się z każdym dniem tylko bardziej skomplikowana, a to, że Scarlett otworzyła się, opowiedziała mi o wszystkim, wcale niczego nie ułatwiało, wręcz przeciwnie. Czułem się jakby na moje barki ktoś zrzucił zbyt duży ciężar. Starałem się zachować cierpliwość, rozumieć, że to przez co przechodzi jest niej trudne. Mnie samemu mówienie o dzieciństwie, o Josephie, sprawiało ból, chociaż przy tym, co przeżyła ona, wydawało się być wręcz błahe.  Nie wyobrażałem sobie, co ona mogła czuć, będąc poniekąd zmuszona, aby wracać do przeszłości. Dlatego nie był to dobry moment na wymaganie od niej określenia tego, co jest między nami, jednak równocześnie potrzebowałem czegokolwiek, jakiegokolwiek sygnału z jej strony, aby wiedzieć, że jest szansa. Kochałem ją, a jednocześnie momentami chciałem uciec. Walczyłem między tym, czego sam pragnąłem, a tym, co miało być dobre dla niej. Żałowałem, że nie mogliśmy zamknąć się w Neverlandzie, zostać tam, zapominając o problemach, przeszłości i wszystkim, co mogłoby stanąć nam na drodze. Wciąż miałem przed oczami jej uśmiech, gdy razem się wygłupialiśmy, pamiętałem szalone pomysły, takie jak wyjazd nad ocean późną nocą, gdzie po raz pierwszy poczułem, że zaczyna coś nas łączyć. Czy to była prawdziwa ona? Czy wtedy czuła to samo? Czy udawała jak Tatiana, do której zdrady wciąż mimowolnie wracałem. Żeby tego było mało zbliżała się trasa koncertowa, co za tym szło, powinienem zacząć próby, spowodowane tym, że wprowadzaliśmy drobne zmiany. Musiałem zadzwonić do Franka, aby przenieść je do Nowego Jorku, bo nie mogłem zostawić Scarlett samej. Obiecałem, że przy niej będę i miałem zamiar tego się trzymać. Cała reszta problemów i pytań musiała zejść na dalszy plan, do czasu, aż znany będzie wyniki rozprawy. 

Przez część dnia rozmawialiśmy. Starałem się odsunąć na bok swoje wątpliwości i wspierać ją najbardziej jak tylko potrafiłem. Ale ona nie była ślepa. Stojąc na balkonie wpatrywałem się w pokryte śniegiem drzewa, z czego wyrwał mnie dopiero jej głos.
- O co chodzi? - Spytała, wpatrując się we mnie. - Mike, wiem, że teraz jest trudno, ale jeśli masz jakiś problem, porozmawiaj ze mną. - Ścisnęła moje dłonie. Westchnąłem, ale w końcu powiedziałem jej to, co siedziało mi w głowie. Strach, niepewność... Wszystko, co do tamtej pory dusiłem w sobie. Te słowa, które później od niej usłyszałem, były tymi, których od dawna potrzebowałem. ,,Kocham cię'' wypowiedziane bez wątpliwości, prosto w oczy. Pocałunki rozładowały napiętą atmosferę. Jednak nie skończyliśmy na tym. Z balkonu skierowaliśmy się prosto do sypialni, gdzie kontynuowaliśmy pieszczoty. Nie zauważyłem u niej strachu, gdy moje dłonie coraz odważniej wędrowały po jej ciele, gdy pozbywaliśmy się zbędnych części garderoby, ani później. Przez chwilę nie liczyło się nic innego, tylko to, że byliśmy razem, tak blisko jak tylko mogliśmy być.

- Wszystko w porządku? - Spytałem, gdy później leżeliśmy na łóżku, a ona jakby nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w sufit. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może to mnie poniosło? Że może wcale tego nie chciała? 
- Tak. - Dopiero po chwili przeniosła wzrok na mnie. - Tylko się zamyśliłam. 
- O czym myślisz?
- O niczym ważnym.
- Czyli? - Dźgnąłem ją w bok, aby trochę się z nią podrażnić.
- Przestań! Mam łaskotki. - Próbowała mnie odgonić, ale ja nie odpuszczałem. Szczególnie, gdy powiedziała, że ma łaskotki.
- Doprawdy? - Usiadłem na jej biodrach i szybko wykorzystałem zdobytą przed chwilą wiedzę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się śmiała. Chociaż za nami było wiele trudnych dni, a te przed nami wydawały się jeszcze trudniejsze, to wszystko na krótką chwilę nie miało znaczenia.
- Wystarczy! - Pozwoliłem jej złapać się za ręce tylko po to, aby za chwilę się nad nią nachylić i pocałować, dociskając jej dłonie do poduszki.
- Masz piękny uśmiech. - Pogłaskałem ją po policzku, gdy oderwaliśmy się od siebie. Chciałem ponownie ją pocałować, ale mi na to nie pozwoliła. - Coś się stało?
- Nie, nie wiem, możemy po prostu poleżeć? - Trochę zaniepokojony zszedłem z niej i położyłem się obok.
- O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie. - Po chwili zawahania przytuliła się do mnie, ja byłem coraz bardziej zdezorientowany.
- Więc, co się dzieje?
- Nie, nic, po prostu trudno to wyjaśnić, tak dużo się dzieje, tak szybko.
- Teraz to ja zaczynam się bać. - Uniosłem się na ramionach, a ona spojrzała mi w oczy. - Coś się stało za szybko?
- Nie o to chodzi.
- Żałujesz...
- Nie żałuję, nie chcę żebyś tak myślał, po prostu, ja wiem, że to głupie. - Usiadła, nerwowo przekładając pasma swoich włosów. - Ale nie sądziłam, że kiedykolwiek będę z kimś tak blisko. - W jej głosie wyraźnie dało się usłyszeć, że waży każde słowo, jakby ponownie się czegoś bała, albo mówienie o tym sprawiało jej wyjątkowo duży dyskomfort. - I nie sądziłam, że taka bliskość może być przyjemna, po prostu chyba trochę jeszcze to do mnie nie dociera i nie wiem, co robić.
- To nie jest głupie, ani dziwne. - Starałem się ostrożnie dobierać słowa. - Wiele przeszłaś, to normalne, że tak się czujesz. 
- Czuję się jakby coś ze mną było nie tak - szepnęła i odwróciła wzrok. - Chociaż nie był to mój pierwszy raz, ani pierwszy pocałunek, ani nic z tych rzeczy, ale... sama nie wiem jak to wyjaśnić, jest inaczej... inaczej niż to, co znałam do tej pory.    
- Wszystko z tobą w porządku. - Objąłem ją i pocałowałem ją w czoło. - Jest inaczej, bo ja cię kocham. 

***

Hej! 

Szczerze mówiąc, sama nie wiem, co myśleć o tym rozdziale 😅. Więc zapraszam do podzielenia się swoją opinią i zostawienia ⭐ jeśli wam się podoba!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro