XXXV. Wciąż mam nadzieję, że nie kłamałaś, gdy mówiłaś o miłości
,,Nie opuszczaj mnie
Trzeba zapomnieć
Wszystko, co da się zapomnieć
Co już przeminęło
Zapomnieć czas nieporozumień
I czas stracony na szukaniu 'jak'.
Zapomnieć te godziny,
Które czasami zabijały
Ciosami 'dlaczego'
Szczęśliwe serce..."
~ ,,Ne me quitte pas''
słowa: Jacques Brel
wykonanie: Jacques Brel
*Scarlett
Żaden koszmar nie mógł się równać z przygotowaniami do kolejnego procesu. Po rozmowie z Michaelem nadal nie byłam pewna czy dam radę, ale zdecydowałam się spróbować. Gdy powiedział, że jest w stanie dać mi szansę, uwierzyłam. Po tym jak opuścił pokój, od razu na jego miejscu ponownie znalazła się moja adwokatka, której oświadczyłam, że zmieniłam zdanie. Po raz pierwszy miałam powiedzieć komuś o wszystkim, bez zatajania, półsłówek, niedomówień. Prawniczka wyraźnie się ożywiła, może nawet ucieszyła, że zgodziłam się na jej propozycję, chociaż trwało to tylko przez moment, bo zaraz ponownie przybrała postawę pełną profesjonalizmu.
- Na początku muszę cię uprzedzić, że jeśli dojdzie do rozprawy będzie przynajmniej dwóch biegłych psychologów lub psychiatrów, jeden od obrony, a drugiego na pewno będzie chciał wyznaczyć prokurator, będziesz musiała powiedzieć im wszystko i odpowiedzieć na każde pytanie. - Pokiwałam tylko głową. - Jeśli wolisz, możemy przełożyć rozmowę na jutro, jest już późno.
- Chcę mieć to z głowy. - Wahałam się, ale wolałam tego nie odkładać, mimo że po całym dniu czułam się wyczerpana. Nie wiedziałam jak długo to zniosę.
- Więc możemy zacząć? - Potaknęłam. - Czy to prawda, że Frederick Jones cię zgwałcił?
- Tak.
- Kiedy to się stało?
- Dzień wcześniej. - Przetarłam oczy, starając się nie rozpłakać. - Nie mogę, przepraszam, to bezsensu.
- Spokojnie, możemy porozmawiać o tym jutro, albo za kilka dni, na początku potrzebuję tylko informacji, które będą argumentem do wznowienia procesu.
- Niech pani pyta.
- Czy to był pierwszy raz? - Pokręciłam głową. - Powiedziałaś o tym adwokatowi?
- Tak.
- Jak zareagował?
- Powiedział... żebym nie kłamała, wtedy wszystko szybciej pójdzie i dostanę krótszy wyrok, możemy już skończyć? - Czułam, że jestem coraz bliżej załamania. Walczyłam sama ze sobą, aby tylko dotrwać do końca i wrócić do celi.
- To, co powiedziałaś jest bardzo ważne, bo świadczy o tym, że adwokat nie dopełnił obowiązków i na tą chwilę to wystarczy, jeśli sąd uzna moje argumenty i wyda zgodę na wznowienie procesu zajmiemy się biegłymi, ale ja też chciałabym usłyszeć wszystko, w sądzie nie będę cię o to pytała, wystarczą biegli, ale prokurator będzie próbował podważyć to, co mówisz na każdy możliwy sposób dlatego chciałabym cię przygotować.
- Rozumiem.
- Sąd cię nie uniewinni, ale ze względu na okoliczności może załagodzić wyrok, z innego paragrafu skazuje się kogoś za zabójstwo z premedytacją, a z innego jeśli stało się to w samoobronie i mamy dużą szansę, aby sprawa była ponownie rozpatrzona, bo adwokat nie dopełnił swoich obowiązków, zajmę się pismem i odezwę się do ciebie jak tylko dostanę jakąś informację zwrotną i zostają ławnicy, to przede wszystkim ich musisz przekonać do siebie i swojej wersji wydarzeń. - Po tym pożegnała się i opuściła pomieszczenie a do środka weszło dwóch policjantów.
- Wstawaj. - Jak zawsze, nie rozczulali się nad nikim, tylko twardo wydawali polecenia. - Już! - Opierając się o stół, wstałam, o mało się nie przewracając. Dopiero wtedy poczułam jaka jestem wykończona. Nie panowałam nad swoim ciałem, a nogi miałam jak z waty. Może przez nerwy, może przez to, że odkąd trafiłam do aresztu prawie nic nie jadłam ledwie podniosłam się z miejsca. - Wychodzisz, ktoś wpłacił kaucję. - Domyślałam się, że to Michael. Ze wszystkich osób, które znałam on miał najmniej powodów, aby to zrobić, ale nikt inny nie przychodził mi do głowy. I nie pomyliłam się. Czekał na mnie na korytarzu, zwracając na siebie uwagę wszystkich pracowników, którzy ukradkiem mu się przyglądali. Wyglądał, jakby chciał stamtąd uciec i to zainteresowanie wcale mu nie odpowiadało. - Twoje rzeczy są do odebrania przy wyjściu.
- Już je zabrałem - Jakby znikąd pojawił się Bill. - Paparazzi ciągle kręcą się przy drzwiach, musisz zasłonić twarz. - Zwrócił się do mnie. Wygrzebałam ze swojej torby jakąś bluzę z kapturem, którą naciągnęłam na siebie.
- Chodźmy stąd - odezwał się Michael, jednocześnie nakładając na oczy ciemne okulary.
- Nie rozglądaj się, nie zatrzymuj, tylko prosto do samochodu. - Zostałam jeszcze poinstruowana zanim opuściliśmy komisariat. Na zewnątrz wcale nie było tłumu dziennikarzy, ale rzeczywiście stało kilku fotografów, nie kryjąc się jakoś szczególnie ze swoją obecnością. Wyszło z nami również trzech policjantów, którzy wspomagali Billa w trzymaniu na dystans dziennikarzy próbujących zbliżyć się za bardzo. Naciągałam na głowę kaptur tak mocno, jak tylko mogłam, a Michael objął mnie, abym mogła ukryć twarz w jego klatce piersiowej. Słyszałam z boku dźwięki migawki aparatów i kątem oka widziałam kilka błyskających lamp. Na szczęście bardzo szybko znaleźliśmy się w samochodzie z przyciemnianymi szybami, gdzie mogliśmy odetchnąć, ale oni nie odpuszczali. Mimo że było już późno i ciemno, jechali za nami aż do samego hotelu, gdzie dopiero po wjeździe do garażu mogliśmy poczuć się bezpieczniej.
- Nie zdejmuj kaptura do póki nie wejdziemy do pokoju. - Nie rozumiałam czemu miało to służyć, ale zrobiłam tak jak mi mówili.
- Dlaczego? Tutaj chyba nikogo nie ma.
- Są kamery, wolę mieć pewność, że żadne nagrania, na których ktoś mógłby cię rozpoznać nie wyciekną. - Poszłam z nimi nie pytając o nic więcej. Jeden z pracowników hotelu wpuścił nas tylnymi drzwiami i zaprowadził do odpowiedniego apartamentu, z sypialnią, salonem i aneksem kuchennym.
- Gdyby coś się działo, jestem obok. - Bill spojrzał znacząco na Michaela. Nie ufał mi, odkąd zobaczyłam go na komisariacie, patrzył na mnie z podejrzliwością. Musiał wiedzieć o wszystkim.
- Poradzimy sobie. - Ochroniarz miał pokój obok więc tylko skinął głową i już po chwili zostaliśmy sami. Między nami wciąż było czuć napięcie. Chyba żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć.
- On wie o wszystkim? - Odważyłam się spytać.
- Wie.
- Myśli, że mogłabym cię skrzywdzić?
- A na to już nie jest za późno? - Usiadł na sofie, nie obdarzając mnie nawet jednym spojrzeniem.
- Przepraszam. - Tylko to przyszło mi do głowy. Co mogłabym więcej powiedzieć? Ale jeśli do tej pory miałam wątpliwości, czy ma do mnie żal, to jego słowa, wszystkie je rozwiały. - Mogę wrócić do swojego mieszkania, nie chcę, żebyś na siłę się ze mną męczył.
- Nie robię niczego na siłę, ale muszę sobie to wszystko poukładać.
- Wiem, że mi nie ufasz, ale jeśli wszystko się uda... postaram się to naprawić, jeśli tylko będziesz tego chciał. - Uścisnęłam jego dłoń, ale on od razu ją zabrał.
- Potrzebuję czasu, uwierz, że nie jest mi łatwo.
- Dlaczego po tym, co ci zrobiłam, jeszcze tu jesteś i mi pomagasz?
- Wciąż mam nadzieję, że nie kłamałaś, gdy mówiłaś o miłości, jest już późno, przyniosę ci kołdrę. - Szybko zmienił temat, jakby miał dość tej rozmowy, albo po prostu nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Zrobił tak jak powiedział, po czym zniknął za drzwiami sypialni, a ja zostałam sama. Pościeliłam kanapę i położyłam się. Zmęczenie szybko wzięło górę, ale niestety nie udało mi się zasnąć na długo. Obudził mnie koszmar. Ktoś mnie gonił, a ja uciekałam. Nie widziałam kim był, ale musiałam uciekać. Czułam, że muszę. Ale był coraz bliżej, aż w końcu mnie złapał. Wtedy się obudziłam. Nie wiedziałam, czy krzyczałam, ale moje oczy były mokre od łez. Siedziałam z podkulonymi nogami, bojąc się ponownie zasnąć. Tak bardzo chciałam, aby ktoś był obok, nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam tego potrzebować, lecz nagle zabrakło mi czyjejś bliskości.
*Michael
Chciałem ją wspierać, ale coś we mnie, nie pozwalało być tak blisko jak wcześniej. Namówiłem ją, aby posłuchała swojej prawniczki, obiecując, że nie zostanie z tym sama, ale gdy przekroczyliśmy próg pokoju hotelowego, nie wiedziałem co powiedzieć ani co robić. Wciąż miałem wiele pytań, które nie potrafiłem zadać. W areszcie powiedziała, że mnie kocha. Tylko te słowa powstrzymały mnie przed wyjściem stamtąd i zostawieniem tej relacji za sobą. Nie było to proste, jednak nie chciałem ponownie przeżywać tego, co było po rozstaniu z Tatianą. Nie sądziłem, że wylądujemy razem w hotelu, ale po tym jak ją przekonałem czułem się zobowiązany, aby wspierać ją na tyle, na ile mogłem. Cały następny dzień spędziliśmy właściwie mijając się. Żadne z nas nie zaczynało rozmowy, ani nie mogło znaleźć tematu, jakby w tej sytuacji żaden nie nadawał się do zajęcia sobie czasu. Pod hotelem zdążyli zebrać się już fani i dziennikarze, co skutecznie uniemożliwiło nam jakiekolwiek wyjście. Zostaliśmy poniekąd zmuszeni do swojego towarzystwa, mając odrobię prywatności tylko oddzielni ścianą pomiędzy salonem, a sypialnią. Jedno siedziało w kuchni, drugie w pokoju, unikając ciszy, która stawała się niekomfortowa przebywając w jednym miejscu. Oczywiście też media zaczęły już się rozpisywać na temat mojej wizyty na komisariacie i snuć domysły o jej celu, o czym uświadomił mnie telefon od Franka. Nie wydawał się zadowolony. Zdawał sobie sprawę, że balansuję na cienkiej granicy dzielącej mnie od skandalu, chociaż nie zrobiłem nic złego, ale w końcu wyobraźnia dziennikarzy nie miała granic. Byłem świadomy, że powiązanie mnie ze sprawą Scarlett to tylko kwestia czasu. Kiedy dziennikarze zaczynają drążyć, potrafią dokopać się do wszystkiego, a Michael Jackson z kryminalistką wydawał się dosyć chodliwym tematem. Po rozmowie z menadżerem po prostu stałem oparty o parapet, obserwując tłum zgromadzony pod hotelem. Tej wizyty w Nowym Jorku niestety nie udało się zachować w tajemnicy. Wszystko się tak bardzo skomplikowało, że już sam nie wiedziałem, co dalej i nie mogłem wymyślić żadnego rozwiązania, które by było dobre. Może rzeczywiście odwieźć ją do mieszkania? Może, gdy zobaczą, że jestem sam, dadzą nam spokój? Nie będą wyciągać tej sprawy? Media, Scarlett, zabójstwo, kłamstwa... tego wszystko było zbyt wiele, aby podjąć jakąkolwiek decyzję. Któryś z fanów musiał zobaczyć mnie w oknie, bo jak przez mgłę usłyszałem, że skandują moje imię. Jednocześnie ktoś zapukał do drzwi.
- Wejdź. - Odsunąłem się od okna i naciągnąłem na nie zasłony.
- Dzwoniłam do adwokata. - Dziewczyna odezwała się niepewnie, zaglądając do pokoju. - Przeszkadzam ci.
- Nie przeszkadzasz, czegoś się dowiedziałaś?
- Tylko tyle, że wysłała pismo i jego rozpatrzenie może zająć od kilku dni do kilku tygodni.
- Zostanę tak długo jak będę mógł.
- Dziękuję. - Podeszła bliżej. - Kiedy zaczynasz trasę?
- Pod koniec stycznia wylatujemy.
- To już niedługo.
- Dziennikarze zaczęli pisać. - Usiadłem na łóżku, zmieniając temat. - Możliwe, że będą drążyć i dokopią się do tej całej sprawy.
- Nie chcę ci robić więcej problemów, mogę odejść, nie chcę jeszcze bardziej mieszać w twoim życiu. - Skrzyżowała ręce, obejmując nimi swoje ramiona. - I tak już wystarczająco... I tak za bardzo już namieszałam.
- Bel... Scarlett, nie musisz odchodzić, obiecałem, że będę cię wspierać.
- Nie jesteś mi nic winien, nie chcę, żeby cokolwiek, co zrobiłam źle wpłynęło na twoją karierę.
- Nie wpłynie. - Podszedłem do niej. Sam nie miałem pewności, co do swoich słów. - Nie przejmuj się.
- Zabiłam człowieka, jeśli dowiedzą się, że mnie znasz, że byłam na trasie, przecież nie zostawią...
- Nie martw się tym, Frank się tym zajmie. - Zawahałem się, ale przytuliłem ją. - Jestem tutaj z tobą.
- Mam wrażenie, że wcale nie chcesz być, wiem, że wszystko się zmieniło.
- Zmieniło się - przyznałem jej rację, jednocześnie łapiąc ją za ręce. - Ale wciąż cię kocham, czuję, że nawet mimo tych wszystkich kłamstw... że nie wszystko było fikcją.
- Nie rozumiem jak możesz nadal mnie kochać.
- Chyba tak to już jest z uczuciami, że nie zawsze się je rozumie. - Podniosła na mnie wzrok i pokręciła tylko głową.
- Wczoraj w areszcie, nie kłamałam - mówiąc to błądziła wzrokiem po pokoju. - Kocham cię. - Nie patrzyła na mnie, tylko nerwowo bawiła się kosmykiem swoich włosów, jakby te słowa, ta sytuacja, wiele ją kosztowały. - Nie jestem pewna czy wiem, co to znaczy, ale nie przychodzi mi inne określenie na to co czuję, nie chcę cię znowu zranić. - Trochę zaskoczony nagłą otwartością, nie do końca wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Trudno jest odzyskać zaufanie. W końcu może mówiła to tylko po to, aby ponownie mnie zwodzić? Zemścić się tak, jak sugerował Bill? Wykorzystać mnie w jeszcze inny sposób? Zrobiłem się podejrzliwy, ale nie chciałem ponownie zostać oszukany. Biłem się z własnymi myślami. Chciałem ją przytulić, pocałować, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że nam się uda, a jednocześnie coś mnie przed tym powstrzymywało. Ostatecznie milczałem. - To nie jest dobry moment, przepraszam. - Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony wyszła, zostawiając mnie samego z własnymi myślami.
***
Hej!
Majówka więc jest trochę wolnego, a co za tym idzie, udało mi się napisać kolejny rozdział! Także zapraszam do wyrażania swoich opinii 😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro