Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIX. To nie tylko słowa, a prawdziwe emocje

,,Jeśli pewnego dnia życie Ciebie mi wyrwie
Jeśli umrzesz będąc daleko ode mnie
Nie obchodzi mnie to, jeśli mnie kochasz,
Ponieważ ja również umrę
Będziemy mieć dla siebie wieczność
W błękicie nieskończoności
W niebie nie ma problemów
Czy wierzysz że się kochamy, mój kochany?"

~  ,,Hymne a l'amour''
słowa: Edith Piaf
wykonanie: Edith Piaf

*Michael

Bezsilność jaką czułem po tym jak Scarlett chciała się zabić, była nie do opisania. Wystarczyła chwila, a mogłem ją stracić. Po raz drugi. Długo nie mogłem dojść do siebie. Egoistycznie jest w takim momencie myśleć o sobie, ale czułem się złamany i bezużyteczny, jakby to, że ją kocham, to co robię, nie miało żadnego znaczenia. A może robiłem za mało? Może tylko wydawało mi się, że robię wszystko, co mogę? Bałem się, że gdy tylko stracę ją z oczu, ponownie spróbuje i to będzie moja wina, w końcu powinienem ją chronić, nawet przed nią samą. Niczego nie pragnąłem tak bardzo, jak tego, aby w końcu to wszystko się skończyło. Nie ważne jak, po prostu, żeby się skończyło. Poczucie winy nie dawało mi spokoju, a myśli, że mogłem coś zrobić, zapobiec temu, szumiały w mojej głowie. Musiałem z kimś porozmawiać, o czymkolwiek, bo nie mogłem wytrzymać już sam ze sobą. Gdy zasnęła, zostawiłem ją samą i podszedłem do drzwi, jeszcze sam nie wiedząc, dokąd chcę pójść. Ledwie położyłem dłoń na klamce,  ktoś zapukał do środka. Lekko tym zaskoczony uchyliłem drzwi, za którymi stał szef mojej ochrony. 
- Coś się stało? - Spytałem, jednocześnie robiąc mu miejsce, aby wszedł do środka. 
- Odwołałeś dzisiejszą próbę, to ciebie chciałem o to zapytać. - Wzruszyłem ramionami. - Coś ci zrobiła? 
- Nie mi, sobie. - Usiadłem na na krześle, opierając głowę na dłoniach. - Prawie. - Bill zaskoczony uniósł brwi i zajął miejsce obok. - Nie ochroniłem jej Bill, nic nie mogłem zrobić, gdyby tamto auto nie wyhamowało... - Mimowolnie mój głos zaczął się łamać, a w oczach zbierały mi się łzy.
- Nie wiem, co ci powiedzieć. - Poczułem jego dłoń na swoim ramieniu. - Powiedziała dlaczego to zrobiła? - Pokręciłem głową.
- Nie, nie musiała... to moja wina, przeze mnie musi przez to przechodzić.
- Nawet tak nie mów.
- Ale to prawda, gdybym tylko jej nie namawiał, aby spróbowała w sądzie... - Zdałem sobie sprawę w tamtym momencie, bardzo dobitnie, że to od tego wszystko się zaczęło. Że to naprawdę moja wina. W końcu widziałem jak reaguje nawet na wspomnienie o tamtym człowieku. - To mnie przerosło Bill, myślałem, że dam sobie radę, ale nie mam pojęcia jak jej pomóc.
- Posłuchaj mnie, przede wszystkim to nie jest twoja wina, robisz zbyt wiele swoim kosztem, gdybyś jej nie przekonał, trafiłaby do z powrotem do paki, uważasz, że to lepsze życie?
- Ale może by nie próbowała...
- Zapominasz, że nie jest niewinna, zabiła człowieka i została za to skazana. 
- Gdybyś wiedział to, co ja, nie oceniałbyś jej tak surowo.
- Po prostu nie pozwól sobą manipulować i zrzucać na siebie winy, okłamywała cię, może robić to znowu.
- Ona nie kłamie, ani nie udaje, nie tym razem.
- Nie znam jej tak jak ty, ale się o ciebie martwię.
- Już sam nie wiem, mam wrażenie, że wszystko co robię, to za mało. 
- Wyciągnąłeś ją z aresztu, przeniosłeś tutaj cały zespół, aby być z nią, zdecydowanie nie robisz za mało, ale sam nie zawsze będziesz w stanie wszystkim pomóc.
- Kocham ją. - Przetarłem dłonią oczy. - A ona chciała to zrobić po raz drugi, przy mnie, nie wiem... nie wiem ile razy próbowała wcześniej. - Coraz trudniej było mi powstrzymać łzy. Nie chciałem płakać, ale emocje z całego dnia, powoli ze mnie schodziły. - Mam wrażenie, że nieważne jak bardzo się staram ona nie wierzy w to co czuję, może nawet mnie nie kocha. 
- Nawet jeśli cię kocha i wie, że ty kochasz ją. - Zawahał się, jakby starając się dobrać odpowiednie słowa. - Jeśli przeżyła coś co sprawiło, że nie daje rady, miłość może nie wystarczyć. 
- Co mam robić? - Zdesperowany spojrzałem na niego, oczekując, że znajdzie sposób, który sprawi, że wszystko się ułoży. On jednak milczał. - Już późno - odezwałem się w końcu po jakimś czasie. - Powinieneś odpocząć, ja też. - Podniosłem się z miejsca. Chciałem zostać sam.
- Jeśli potrzebowałbyś czegoś to wiesz gdzie mnie szukać. - Potaknąłem po czym odprowadziłem go do drzwi.
- Dziękuję Bill, dobrej nocy. - Pożegnaliśmy się, po czym zamknąłem drzwi.
- Naprawdę myślisz, że cię nie kocham? - Na dźwięk tego głosu odwróciłem się zaskoczony. W drzwiach sypialni stała Scarlett. Miała bose stopy, a za długa koszulka luźno zwisała sięgając prawie jej kolan. Wyglądała na zmęczoną i drobniejszą niż jeszcze tego samego dnia rano. A może wcześniej nie zwróciłem uwagi na to, że chudnie w oczach? Obejmowała rękami swoje ramiona i wpatrywała się we mnie smutnym wzrokiem, oczekując odpowiedzi. Musiała słyszeć naszą rozmowę.
- Nie o to chodziło. - Podszedłem do niej.
- A o co?
- Po prostu po tym, co się dzisiaj stało, trudno mi uwierzyć, że to co do siebie czujemy, nie wystarczy...
- Nie chcę być dla ciebie ciężarem. - Wtrąciła się i wycofała do sypialni, gdzie usiadła na łóżku.
- Skąd ci to przyszło do głowy? Nigdy tak o tobie nie myślałem. - Usiadłem obok, łapiąc jej rękę. Odwróciłam wzrok, uparcie wpatrując się w okno. - Kocham cię, nie wiem co mam jeszcze zrobić, aby to do ciebie dotarło.
- Dlaczego? Co ty z tego masz? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem na tyle, że nie wiedziałem, co mam powiedzieć. - No właśnie, nie ma nic za co mógłbyś mnie kochać. - Sama sobie odpowiedziała. 
- To nie prawda. - Wziąłem jej twarz w swoje dłonie, zmuszając, aby na mnie popatrzyła. - Nie doceniasz siebie. 
- Za co mam siebie doceniać? Za to, że odkąd wyszłam wszystkich okłamywałam? Za to, że zabiłam człowieka?     
- Wiele przeszłaś, więcej niż jestem w stanie sobie wyobrazić, ale mimo to jesteś tutaj i walczysz o siebie, zaufałaś mi i związałaś się ze mną, mimo wszystko cały czas idziesz do przodu, jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. 
- Nie jestem. - Pokręciła głową. - Kocham cię, to jedyny powód, dla którego to robię, gdyby było inaczej nawet bym nie próbowała. - Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czoło. - Michael.
- Tak?
- Nie chcę żebyś się obwiniał, cokolwiek się stanie, to nie twoja wina.
- O czym ty mówisz? - Milczała. - Scarlett, obiecaj, że nic sobie nie zrobisz. - Zdesperowany odsunąłem się od niej, trzymając jednak ręce ma jej ramionach. - Scarlett, cholera jasna, obiecaj, że będziesz żyć! - Podniosłem głos, co rzadko mi się zdarzało, ale chciałem wręcz zmusić ją do złożenia tej obietnicy. 
- Nie krzycz. 
- Przepraszam, kocham cię, zależy mi na tobie. - Złapałem ją za ręce. - Znajdziemy kogoś, kto ci pomoże, nie zostaniesz z tym sama, będę przy tobie cały czas. 
- Obiecuję - szepnęła. -  Spróbuję. 

*Scarlett

Gdyby ktoś mnie spytał dlaczego to zrobiłam, dlaczego rzuciłam się pod ten cholerny samochód, odpowiedziałabym, że nie wiem. Po rozmowie z psychologiem coś mnie złamało. To było łatwiejsze. Przez chwilę o niczym innym nie myślałam. Tylko, aby to zakończyć raz na zawsze. W chwili słabości dopadło mnie poczucie, że wszystkim stwarzam tylko więcej problemów. Michael przekładał próby, aby być ze mną, wszystkich ściągnął do Nowego Jorku ze względu na mnie. Przez chwilę czułam, że robi zbyt wiele, że, że łatwiej będzie mu beze mnie. Chociaż przecież nie zrobił nic, co sprawiło, że mogłabym tak pomyśleć. Przeciwnie, nie narzekał, był, gdy go potrzebowałam, a ja po prostu w jednej chwili postanowiłam to wszystko zakończyć. Nie udało się. Jedyne, co osiągnęłam, to wyprowadziłam go z równowagi. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie. Wtedy, tak jak nigdy wcześniej, dotarło do mnie, że naprawdę mu zależy. Że to nie tylko słowa, a prawdziwe emocje. Źle mi było z tym wszystkim, zarówno z własnymi doświadczeniami, jak i tym, że doprowadziłam go do tak skrajnych emocji. Nie miałam pojęcia jak to wszystko poukładać. I nawet mimo tego, że mnie kochał, wciąż w mojej głowie pojawiały się myśli, aby to zakończyć. Nie mogłam od nich uciec. Nawet, po tym jak obiecałam mu, że już nie spróbuję. Niestety tego nie dało się od tak wyłączyć. 

Nie wiedziałam, czy nasza rozmowa go uspokoiła, ale zasnął przede mną. Było późno, a ja tylko przekręcałam się z boku na bok, próbując walczyć z natrętnymi myślami. W końcu wstałam i poszłam do kuchni, później na balkon, próbując znaleźć sobie miejsce. Aż w końcu przyszedł mi do głowy inny pomysł. Głupi, absurdalny, bezsensowny, ale kto w takiej sytuacji podejmuje jakieś racjonalne decyzje? A ja, jeśli miałam żyć, musiałam zrobić coś, aby chociaż na chwilę się od tego odciąć. Za dużo się wydarzyło w ciągu jednego dnia. Naciągnęłam na siebie kurtkę i skierowałam się w stronę drzwi. Pomyślałam jeszcze o Michaelu. Zawahałam się, ale sięgnęłam po notes, z którego wyrwałam karteczkę i napisałam tylko ,,wyszłam na spacer, wrócę''. Przyczepiłam ją magnesem do lodówki, po czym wyszłam. Idąc ulicą rozglądałam się dookoła szukając, w zasadzie sama nie wiedziałam do końca czego. Miejsca, w którym mogłabym chociaż na moment zapomnieć o wszystkim, jednak żaden z klubów, pod którymi tłoczyli się w większości nastolatkowie, zapewne próbujący wejść do środka na podrabianych dowodach, nie był tym, czego szukałam. Przechodząc obok stacji metra, zatrzymałam się. Prowadzona jakimś impulsem zeszłam schodami do środka. Za kilka minut miał odjechać pociąg w kierunku, który doskonale znałam. Tremont. Miejsce, do którego nie sądziłam, że jeszcze wrócę. W końcu wsiadłam do wagonu. Tak dawno już nie jeździłam, że zdążyłam się odzwyczaić od charakterystycznego zapachu wagonów. Chociaż o tej godzinie nie było tłumów, to jednak w środku znajdowało się kilka osób, w tym grupa pijanych nastolatków i mężczyzna mierzący wzrokiem wszystkich po kolei. Stanęłam blisko wyjścia, gdzie czułam się odrobinę bezpieczniej, bo w każdej chwili mogłam uciec, ale nic się nie stało. Zaskakująco spokojnie dojechałam na odpowiedni przystanek. Gdy już wysiadłam, jakby automatycznie skierowałam swoje kroki ulicą wzdłuż muru zapełnionego graffiti i po przejściu kilku przecznic byłam w odpowiednim miejscu. Zasłonięte okna, kilka osób palących trawkę przy wejściu oraz migający nad drzwiami napis, wciąż bez jednej litery. Miało się wrażenie, że Ecstasy zawsze tu było i zawsze będzie. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka, gdzie od razu uderzył mnie zapach tytoniu oraz głośna muzyka. Rozglądnęłam się dookoła, aż przy barze zobaczyłam znajomą twarz. Keyla oczywiście pracowała. Już myślałam, że mnie nie poznała, jednak gdy tylko spojrzała w moją stronę, od razu wiedziałam, że jest inaczej. Sprawiała wrażenie, jakby zobaczyła ducha. Podeszłam do baru i usiadłam na przeciwko, a ona ciągle się we mnie wpatrywała. 
- Nalejesz mi to, co zawsze? - Zaczęłam, jakby nigdy nic, a ona po chwili parsknęła śmiechem i wyciągnęła butelkę z pod lady. 
- Megan mówiła, że znowu siedzisz. - Nalała wódki do kieliszka. - A tu niespodzianka. - Wzruszyłam tylko ramionami i na raz wypiłam kieliszek. - Wkurwiona była jak się okazało, robiłaś ją w chuja. - Nie przestawała mówić, nalewając mi ponownie kieliszek do pełna, z którego właściwie od razu skorzystałam.- Skoro nie w kiciu, to gdzie byłaś? 
- Włóczyłam się tu i tam. 
- Słyszałam o tym tu i tam, Megan pokazywała mi gazetę, ciężko cię poznać, ale jak się dobrze przyglądnąć to od razu widać, że to ty. 
- Boże o czym tym mówisz? - Oparłam łokcie na blacie i położyłam głowę na dłoniach. 
- No z Jacksonem, na scenie.
- Nie mówmy o tym. 
- Przynajmniej nie zrobił ci dziecka zanim cię zwolnił, tak jak poprzedniej.
- Proszę cię.. 
- Bo nie zrobił, prawda?   
- A wyglądam jakbym była w ciąży?
- Przeciwnie, jesteś chuda jak szkapa. - Przekręciłam oczami słysząc to. - To teraz wracasz do Tremont?
- Nie wiem.
- To co tutaj robisz?
- Nie wiem, muszę ochłonąć. - Słysząc to ponownie mi polała.  Tak właśnie spędziłam tamtą noc. Siedziałam, piłam kieliszek za kieliszkiem i rozmawiałam z Keylą o głupotach. Przynajmniej ją niewiele obchodziło, czy kłamałam czy nie. Być może też będąc barmanką przywykła do słuchania różnych opowieści. Byłam już lekko wstawiona, gdy skądś pojawiła się Megan. Może Keyla do niej zadzwoniła? A może po prostu przyszła przypadkiem spędzić resztę wieczoru w barze. Widząc mnie, zmarszczyła brwi, ale po chwili usiadła obok. 
- Kogo ja widzę. - Zerknęła na mnie. - Wracasz do naszego kurwidołka? 
- A mam jeszcze dokąd? 
- Nie mogę cię wyrzucić z mieszkania, nalejesz mi? - Zwróciła się do Keyli. - Więc chyba masz nam sporo do powiedzenia, co?
- Przepraszam, nie chciałam was okłamywać.
- Nie pierdol, jakbyś nie chciała to byś tego nie robiła. - Zamilkłam słysząc to. - Na chuj kłamać nawet z durnym imieniem?
- Chciałam się odciąć od starego życia.
- I co? Odcięłaś się? - Pokręciłam głową, na co ona parsknęła. - A co z resztą? Siedziałaś za zabójstwo? - Tym razem potaknęłam. - Będziesz teraz siedzieć i kiwać głową?
- Daj jej już spokój, to tylko imię.
- Tylko czy nie tylko, ale wyszłam na idiotkę - warknęła. - Gliny cię szukały i do póki nie pokazali mi zdjęcia byłam pewna, że się pomylili, jeszcze trochę, a by kurwa myśleli, że pomagam ci się ukrywać, czy chuj wie co. 
- Dobra napijcie się na zgodę i będzie po wszystkim. - Nalała nam płynu tym razem w innym kolorze, który jednak okazał się równie mocny jak poprzedni. 
- No to gdzie byłaś przez ten cały czas? Mówiłaś, że z Jacksonem masz pracować do świąt. - Obie kobiety patrzyły na mnie wyczekująco. - No Lily, opowiadaj. 
- Scarlett. - Poprawiłam ją. - To długa historia. 
- A spieszy ci się? - Zawahałam się. Chociaż szumiało mi już w głowie, to nie wiedziałam, czy mogę powiedzieć o Michaelu, o tym co nas łączy. Gdyby był kimś innym, może nawet bym się nad tym nie zastanawiała. Ale był Michaelem Jacksonem, który próbował chronić swoją prywatność. Miałam świadomość, że nie mogę być pewna, czy jutro to, co powiem dzisiaj, nie trafi do któregoś z brukowców. 
- Poznałam kogoś. - Obie otworzyły oczy zaskoczone. - I większość czasu spędziłam z nim, później rzeczywiście na trochę trafiłam do aresztu, wszystko się trochę pokomplikowało, ale możliwe, że skrócą mi wyrok. 
- Czekaj, czekaj, po kolei, poznałaś faceta? - Potaknęłam. - I jesteś z nim? Teraz? 
- Tak. - Przeczesałam nerwowo dłonią włosy. Właściwie po raz pierwszy w życiu byłam w związku i rozmowa na ten temat była dla mnie nie do końca komfortowa, chociaż przecież tak normalna w tej sytuacji. 
- Jak się poznaliście? 
- Przypadkiem, na ulicy, pomogłam mu, gdy się zgubił. - Megan spojrzała na mnie wzrokiem, jakby zaczęła łączyć fakty. Czy kiedyś wspominałam jej coś o Michaelu? Na pewno rozmawiałyśmy na jego temat raz, może dwa, gdy pokazywała mi artykuł w gazecie. Jednak nie miałam pewności czy opowiedziałam jej o tym, jak się poznaliśmy. - Zostawił mi swój numer, ale nie oddzwoniłam, kilka dni później spotkałam go dokładnie w tym samym miejscu, czekał na mnie, umówiliśmy się i tak wyszło. - Nie byłam dumna z tego, że ponownie je okłamuję. Ale tłumaczyłam sobie to tym, że to ze względu na Michaela. Wolałam nie wiedzieć, co by się wydarzyło, gdyby wszyscy się o nas dowiedzieli. Dziennikarze zaczęliby drążyć kim jestem. Kryminalistką, morderczynią... Nie daliby mu spokoju. A już bez tego wszystko było wystarczająco skomplikowane.  
- Jaki jest? Przystojny? 
- Dobry w łóżku? - Wtrąciła się Keyla, a ja tylko uśmiechnęłam się niedowierzając, że zadała to pytanie. 
- Patrząc po jej minie, to niezły musi być z niego terminator. - Słysząc to obie parsknęły śmiechem. Trzepnęłam Megan w ramię. - Za co? - Nadal się śmiała. 
- Brakowało mi was - odezwałam się po chwili, gdy już trochę się uspokoiły. Tęskniłam za nimi. Przez to wszystko, już prawie zapomniałam jak bardzo. Może określenie tego przyjaźnią nie jest odpowiednie, ale przez te kilka miesięcy, połączone wspólnymi doświadczeniami, stworzyłyśmy pewną, specyficzną relację, której mi brakowało. Potrzebowałam takiej luźnej rozmowy, która na chwilę pomogła mi zapomnieć o wszystkim innym. 

***

 Hej! 

Mam nadzieję, że nie uciekliście i ktoś jeszcze czekał na kolejny rozdział 😅 Ale zrobiłam sobie małe wakacje przed sesją i  po krótkiej przerwie wracam z kolejnym rozdziałem!  Tym razem towarzyszy mu jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości jakie znam: ,,Hymne à l'amour'' Edith Piaf, jeśli nie znacie, to polecam posłuchać! 

Zapraszam do zostawienia po sobie śladu w postaci opinii i jeśli rozdział wam się podobał. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro