XXX. Puściły nam wszystkie hamulce
,,Rozdajemy pocałunki, słodkie kłamstwa...
Jak żetony, jak drobiazgi bez znaczenia
Potem serca cerujemy jak kieszenie
I wmawiamy sobie, że miłości nie ma
Co to jest czułość?
Nie pamiętam.
Co to jest miłość?
Nie wiem.
A jednak szukam jej
Codziennie,
Żeby odnaleźć
Ciebie.''
~ ,,Co to jest czułość?''
Słowa: Magda Czapińska
Wykonanie: Michał Bajor
*Bella
W noworoczne popołudnie obudził mnie znajomy ból głowy. Kac. Spróbowałam lekko się podnieść i rozglądnąć się po pokoju, ale zaraz z powrotem opadłam na poduszki. Zegarek wskazywał już pierwszą trzydzieści, a słońce przebijało się przez zasłony, wypominając mi, że spałam zdecydowanie za długo. Po chwili dotarło do mnie, że jestem sama. A wieczorem zdecydowanie sama nie byłam. Powoli w mojej głowie pojawiały się prześwity ubiegłej nocy, o których chyba wolałabym nie pamiętać, chociaż wtedy wydawało mi się, że doskonale wiem, co robię.
*Poprzednia noc
Patrzył na mnie tak, jak nigdy żaden inny mężczyzna. Wypity alkohol zdecydowanie pomógł zlikwidować wszystkie opory, które miałam i pozbyć się resztek strachu. Było tylko ,,tu i teraz''. To ja zainicjowałam pocałunek, ledwie znaleźliśmy się z daleka od spojrzeń całej reszty. Nie zawahał się ani chwili i od razu go odwzajemnił. Jego dłonie błądziły po moich plecach, pozwalając sobie na coraz więcej. Uniósł mnie za pośladki, a ja objęłam nogami jego biodra. Wydawało się, że minęła ledwie chwila, gdy znaleźliśmy się w sypialni. Od tego momentu już szybko traciliśmy kontrolę i kolejne ubrania, po czym wylądowaliśmy na łóżku. Ściskał moje uda, całował usta, obojczyki, piersi, zostawiając na nich drobne malinki. Jednak nagle przerwał i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania.
- Jesteś... Jesteś pewna? - Spytał zmąconym przez alkohol głosem.
- Nie przestawaj - odpowiedziałam nawet odrobinę zła, że przerwał coś, co sprawiało mi przyjemność. Nie musiałam go dłużej zachęcać. Puściły nam wszystkie hamulce.
*Teraz
Nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić. Poszukać go? Zaczekać? Udawać, że nic się nie stało? W końcu byliśmy pijani. Istniała szansa, że nawet niczego nie pamiętał, sama pamiętałam niewiele poza tym, że wylądowaliśmy w łóżku. Nie wiedziałam czy żałuję tego, co zaszło między nami. Jednak z każdą minutą byłam pewna, że nie żałuję, a to wszystko komplikowało. Upewnił się, czy tego chcę. Po raz pierwszy komuś zależało też na mnie. Czułam się bezpiecznie.
Zdecydowałam, że zanim zrobię cokolwiek, przyda mi się prysznic. Powoli zwlekłam się z łóżka i ospałym krokiem ruszyłam w kierunku łazienki. Gdy tylko skończyłam i wyszłam na korytarz usłyszałam gwar rozmów dochodzących z parteru. Zawahałam się, ale zeszłam po schodach, starając się chociaż sprawiać pozory dobrego humoru. Wyglądało na to, że większość osób już nie śpi. Dzieciaki jeszcze w piżamach siedziały na podłodze, oglądając bajkę i układając klocki, nie poświęcając mi nawet najmniejszej uwagi. Ominęłam je i skierowałam się do kuchni skąd dobiegał głos pani Katherine.
- Zachowujecie się jak dzieci! - Powiedziała zrezygnowanym głosem.
- Jesteśmy twoimi dziećmi. - Usłyszałam Michaela, który w przeciwieństwie do niej brzmiał jakby był rozbawiony. Okazało się, że Michael i Janet byli cali w mące, podobnie jak część kuchni, a ich mama siedziała na krześle, opierając głowę na rękach.
- Co tutaj się stało? - Spytałam rozglądając się dookoła.
- Mąka wybuchła - odpowiedział mój przyjaciel, ciągle chichocząc.
- Sama?
- Wpadłem na Janet i tak wyszło, ale to wina tych opakowań, od razu się rozpadają.
- Wpadłeś przypadkiem, oczywiście - prychnęła jego siostra, krzyżując ręce.
- Idźcie się umyć, bo już nie mam do was siły. - Westchnęła starsza kobieta.
- Właśnie, nie przywitałem się. - Spojrzał na mnie, a ja od razu domyśliłam się co chce zrobić.
- Ani się... - Nie dokończyłam, bo podszedł i mnie przytulił, zostawiając ślady mąki na moich ubraniach.
- Co ani się? - Uśmiechnął się szeroko.
- Pstro. - Przekręciłam oczami i pstryknęłam go w nos. - Spadaj, zanim ci oddam.
- Wyspałaś się? - Całkiem zignorował moją irytację, zadając pytanie, chociaż przezornie trzymał mnie nadal za ramiona.
- Gdybyś dał mi spać to może i bym się wyspała - wypaliłam, wiedząc, że to wprawi go w zakłopotanie i wcale się nie pomyliłam.
- To dlatego od rana ma taki dobry humor. - Zaśmiała się Janet, szturchając go w bok.
- Porozmawiacie sobie później, Bella mi pomoże, a wy idźcie się ogarnąć, bo zaraz w tej mące będzie nie tylko kuchnia - wtrąciła ich mama. Oboje wyszli, a ja zostałam sam na sam z Katherine. Zdecydowanie wolałam przebywać z nią, dlatego było mi na rękę, że chciała, abym jej pomogła. Czułam się bezpieczniej niż w towarzystwie jego braci. Co prawda, żaden nawet krzywo na mnie nie spojrzał, ale nie sprawiało to, że ufałam im bardziej. Zaczęłyśmy więc robić naleśniki, co szło nam całkiem sprawnie. Co jakiś czas ktoś zaglądał, aby spytać czy potrzebujemy pomocy, w końcu zrobienie śniadania dla takiej ilości osób jest dosyć czasochłonne.
Po kilku godzinach część rodziny rozjechała się do siebie, a druga część kręciła się po parku rozrywki. W domu został Michael i jego siostry, które też kręciły się gdzieś po posiadłości.
- Jestem wykończony - odezwał się, gdy tylko weszliśmy do sypialni. Usiadłam na łóżku, a on położył się, kładąc głowę na moich kolanach i przymknął oczy. Wczorajszy dzień i dzisiejszy poranek były na tyle intensywne, że mocno go zmęczyły. Nie było nawet czasu, aby usiąść i w spokoju porozmawiać.
- Nie za wygodnie ci?
- Jest akurat. - Lekko się uśmiechnął i spojrzał na mnie, spod uchylonych powiek. Objął mnie, po czym wtulił się w mój brzuch.
- Wszystko w porządku? - Spytałam, jednocześnie, jakoś odruchowo głaskając go po głowie.
- Tak, jestem tylko zmęczony, cieszę się, że ze mną przyjechałaś.
- Cieszę się, że mnie zaprosiłeś.
- Jeśli chodzi o wczorajszą sytuację. - Zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Wypiliśmy za dużo, oboje. - Słysząc to podniósł się do pozycji siedzącej.
- Nie chciałaś tego? Albo skrzywdziłem cię w jakiś sposób? - Próbował spojrzeć mi w oczy, ale uciekałam wzrokiem. To nie było takie proste. Chciałam tego, wtedy. Miałam pewność, że tak było, ale... określenie tego, co czułam później, było o wiele trudniejsze.
- Nie skrzywdziłeś. - Odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Ale coś jest nie tak. - Złapał mnie za rękę, a ja lekko ją ścisnęłam. - Naprawdę mi na tobie zależy, bardzo, nie tylko jak na przyjaciółce, ale nie chciałbym żebyś przez to, co się stało, przestała mi ufać.
- Ufam ci jak nikomu innemu. - W końcu odwróciłam głowę w jego kierunku. Mimowolnie porównywałam wczorajszą noc, do moich poprzednich doświadczeń. Tym razem było inaczej, chciałam tego, czułam się bezpiecznie, a Michaelowi zależało na mnie, ale byłam cholernie pogubiona w swoich uczuciach. Jedna część mnie mówiła, że to nie może się udać, nie z tymi wszystkimi kłamstwami, którymi karmiłam go od początku, jednak druga widziała jak na mnie patrzył, jak mnie dotykał... - Mi też na tobie zależy.
- Nie wyglądasz na szczęśliwą.
- Bo to nie jest dla mnie takie proste jak dla ciebie. - Podkuliłam nogi pod klatkę piersiową i oparłam na nich głowę.
- Wiem, że jest ci trudno...
- Nie wiesz Michael, nie wiesz jak to jest bać się każdego mężczyzny, każdego dotyku, nawet spojrzenia, nie rozumieć, że ktoś może być dla ciebie dobry, trudno mi to po prostu przetrawić. - Nic nie powiedział, tylko przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. - Trudno mi uwierzyć, że nie jesteś taki jak on. - Dodałam podnosząc ponownie na niego wzrok. - Ten, który... który mi to robił. - Wypuściłam powoli powietrze, aby powstrzymać łzy.
- Nie jestem i nigdy nie będę, nie skrzywdzę cię. - Położył dłoń na moim policzku i nasze oczy się spotkały.
- To nie jest takie proste.
- Nigdzie nam się nie spieszy. - Uśmiechnął się. - Masz piękne oczy.
- Dziękuję. - Nie bardzo wiedziałam, co mogłabym odpowiedzieć. Nie przywykłam do takich słów i sytuacji. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, aż zbliżył swoją twarz do mojej, po czym mnie pocałował. Najpierw krótko, jednak nie widząc sprzeciwu, zaczął go przedłużać. Moje ręce same powędrowały na jego kark. Nawet przeszło mi przez myśl, że może moje życie nie jest jeszcze do końca spisane na straty. Ale dotarło do mnie, że to nierealne. Oderwałam się od niego. - Przepraszam. - Wstałam i wybiegłam z pokoju, a później z willi. Przerosło mnie to. Czułość, którą od niego otrzymałam, mnie przerosła. Wszystko było nie tak.
*Michael
Po intensywnym sylwestrze w końcu nadeszła chwila wyciszenia i moment na rozmowę. Nie wiedziałem czy był odpowiedni, ale nie mogłem przemilczeć tego, co się stało. Nawet jeśli byliśmy pijani, to zmieniało wiele. To i to, co działo się już wcześniej. Chciałem wiedzieć na czym stoję, czy ona widzi przyszłość w naszej relacji. Bała się, a jakakolwiek czułość była dla niej obca, jakby nie rozumiała, że może nie sprawiać jej bólu. Jednak krok po kroku otwierała się przede mną. A ja z każdą chwilą tylko upewniałem się w tym, co czuję.
- Nigdzie nam się nie spieszy. - Po tych słowach pocałowałem ją. Położyła dłonie na moim karku, przyciągając mnie do siebie. Czułem jak moje serce przyspiesza. Szybko znalazła się na moich kolanach, siadając na nich okrakiem. Trudno było mi się powstrzymać, aby nie pójść dalej, ale gdy tylko włożyłem dłonie pod koszulkę nagle oderwała się ode mnie i wybiegła. Byłem tak skołowany tym wszystkim, że nie pobiegłem za nią od razu. Dopiero po chwili ruszyłem się z miejsca, ale wpadłem prosto na Josepha, ledwie przekroczyłem próg domu.
- Latasz za kolejną panną? - Rzucił, zatrzymując mnie. Nie miałem ochoty na to odpowiadać, szczególnie, że nie był w najlepszym humorze. - Daj jej spokój.
- Nie wtrącaj się - powiedziałem pewnie. To nie była jego sprawa.
- Dopiero jedna cię zostawiła, nie nauczyłeś się jeszcze, że z każdą kolejną będzie tak samo?
- Przestań.
- Tylko ostrzegam i spójrz na siebie, ta kobieta nie jest dla ciebie, myślisz, że wybierze ciebie, gdy może mieć każdego?
- Skończyłeś?
- Oszuka cię i zostawi, taka jest cena sławy. - Jego słowa były zimne, wypowiedziane bez nawet nawet odrobiny emocji, jakby stwierdzał oczywisty fakt. Zawsze taki był. Przez lata nic się nie zmieniło, nie pozwalał mi nawet myśleć o szczęściu. Odkąd byłem dzieckiem wszystko, cokolwiek robiłem miało być skupione na karierze. Kiedy bracia żenili się, ja słyszałem, że zwyczajne życie nie jest dla mnie. Dlatego zawahałem się. Może miał rację? W jednej chwili przypomniał mi o wszystkim, o czym próbowałem zapomnieć. O Tatianie, o dziecku, o tym co zrobiła. Nie kochałem jej, już nie, ale zdrada, zostaje w pamięci na długo i boli nawet wtedy, gdy wydaje się, że można już ruszyć do przodu. Gdy raz zostanie się zdradzonym, trudno ponownie zaufać. Może rzeczywiście jedyne, co mi zostało to być do końca życia sam? Nie pozwalać sobie na miłość, nie ufać już nikomu? Tak to miało wyglądać według Josepha. I tak być może by wyglądało, gdyby nie jeden, mały zgrzyt. Byłem człowiekiem i nie mogłem od tak wyłączyć uczuć o czym wiele osób wydawało się zapominać.
- Michael. - Usłyszałem głos Belli, gdy siedziałem przy kominku, czytając książkę. Jej włosy były jeszcze wilgotne od deszczu, który musiał zagonić ją do domu. - Porozmawiamy?
- Siadaj. - Odłożyłem książkę i zrobiłem jej miejsce na kanapie, chociaż po tym, co usłyszałem od Josepha, nie miałem już ochoty na żadne rozmowy.
- Przepraszam, że tak zareagowałam. - Niepewnie usiadła obok.
- W porządku.
- Widzę, że nie jest, to moja wina. - Bardziej stwierdziła niż spytała. - Naprawdę nie chciałam cię zranić.
- Nie chodzi o ciebie, nie tylko.
- Co się dzieje? - Spytała łapiąc mnie za rękę.
- Mój ojciec, Joseph, bywa... trudny. - Odwróciłem się w jej stronę. - Czasami mówi rzeczy, których nie powinien.
- Co ci powiedział?
- Czy to ważne?
- Widzę, że cię to dręczy więc tak. - Nie odpowiedziałem. - Michael, ja ci ufam, ty mi też możesz. - Mocniej ścisnęła moją dłoń.
- Czasami już nie wiem komu mogę ufać, a Joseph nigdy nie był dobrym ojcem. - Spuściłem głowę. - Potrafił być naszym menadżerem, ale nie ojcem.
- Pokłóciliście się?
- Nie do końca. - Mówienie o tym sprawiało mi trudność. Chociaż sądziłem, że słyszałem już na tyle dużo, że jego słowa stały się dla mnie obojętne. Ale czy słowa kogoś, kto powinien być jedną z najważniejszych osób w naszym życiu, kiedykolwiek tracą znaczenie? - Twierdzi, że moja sława wyklucza to, że ktoś może mnie kiedyś pokochać. - Ułożyłem głowę na jej ramieniu. - Mówi, że z każdą kobietą będzie tak jak z Tatianą, że przez to kim jestem i jak wyglądam nigdy nikt mnie nie pokocha.
- Mike, przecież to nie prawda, wcale tak nie musi być i co mu nie pasuje w tym jak wyglądasz?
- Nie wiem, zawsze coś mu nie pasowało. - Słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. To, że nas bił, to jedno, ale zawsze gorsze było to, co do nas mówił. - Gdy byłem nastolatkiem przez niego nienawidziłem siebie tak bardzo, że nawet myłem się po ciemku, aby tylko nie patrzeć w lustro. - Przyciągnęła mnie do siebie bliżej i przytuliła. - Chciałbym czasami po prostu nie czuć nic, zapomnieć o tym wszystkim.
- Współczuję ci Michael, jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na szczęście, a Joseph nigdy nie powinien mówić ci czegoś takiego, i nic z tego nie jest prawdą, ani jedno słowo.
- Naprawdę tak uważasz?
- Nie kłamię, już zdążyłam cię trochę poznać, nie znam drugiej takiej osoby, a Tatiana to idiotka, skoro nie potrafiła tego docenić.
- Nie kocham jej, ale ciągle nie mogę zapomnieć o tym, co zrobiła, czasami już sam zaczynam myśleć jak Joseph.
- Znajdziesz na pewno kogoś, kto pokocha cię tak jak na to zasługujesz i kogo ty pokochasz.
- Może już znalazłem. - Uniosłam lekko jej podbródek, łapiąc spojrzenie jej błękitnych oczu.
- Nie jestem odpowiednią osobą, nie będziesz przy mnie szczęśliwy.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo nie potrafię dać ci nawet w połowie tego, co ty dajesz mi.
- Czujesz coś do mnie?
- Przy nikim nigdy wcześniej się tak nie czułam, ale jeszcze nie wiem, czy potrafię się w tym odnaleźć, nie chcę cię skrzywdzić.
- Jeśli nie chcesz mnie skrzywdzić, to mnie nie oszukuj, bądź szczera tak jak do tej pory, a resztę spróbujemy jakoś poukładać, razem.
- Obiecuję - odpowiedziała po chwili wahania. - Nie oszukam cię.
***
Hej!
Trochę to trwało, ale jest nowy rozdział. Bez zbędnego gadania, czekam na wasze opinie i zapraszam do zostawienia ⭐ jeśli rozdział wam się podobał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro