Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVIII. Łatwo było myśleć, że będzie dobrze, gdy był obok

,,Gdy twój dzień wygląda jak samotna noc (trzymaj się, trzymaj się)
Gdy chcesz się już poddawać (trzymaj się)
Gdy myślisz że masz dosyć tego życia... cóż, trzymaj się

Każdy czasem cierpi
Znajdź oparcie wśród przyjaciół
Każdy czasem cierpi
Nie odpuszczaj
Oh, nie, nie odpuszczaj
Jeśli czujesz, że jesteś zupełnie sam - to nieprawda, nigdy tak nie jest''

~,,Everybody Hurts''
słowa: Michael Stipe
wykonanie: R.E.M. 

*Scarlett

Starałam się być silna. Naprawdę robiłam wszystko, co tylko mogłam, aby przetrwać, nawet gdy wydawało mi się, że cały świat wokół mnie się wali. Michael był obok, kochał mnie, wspierał ze wszystkich sił, zabierał na ze sobą na próby, zajmował czas, abym o tym nie myślała, ale wszystko ciągle wracało. Na zmianę czułam się dobrze, albo traciłam nadzieję na to, że się uda. Nie wiem, jak ze mną wytrzymał. Wciąż dziwiło mnie, że po prostu nie uciekł, aby zająć się swoimi sprawami, że wolał być ze mną, niż z kimś, kto nie sprawiałby mu tylu problemów. 
- Lepiej pójdę na kanapę, prześpisz się chociaż kilka godzin. - Nie mogłam spać, a Michael leżał na przeciwko z twarzą zwróconą w moją stronę.
- Nie przejmuj się mną, nie powinnaś być sama. - Przysunął się bliżej i pocałował mnie w czoło.
- Kocham cię. - Wtuliłam się w niego. Z każdym dniem, coraz łatwiej wypowiadało mi się te słowa, chociaż nadal robiłam to dosyć oszczędnie. Jednak stawały się coraz bardziej naturalne i zamiast przywoływać przeszłość, zaczynały kojarzyć się z tym, z czym zawsze powinny: miłością, ciepłem, zaufaniem, poczuciem, że jest się dla kogoś kimś ważnym.  
- Też cię kocham i jestem przy tobie. - Podniosłam na niego wzrok, po czym go pocałowałam. Kilka czułych pocałunków sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęłam. - Wszystko się ułoży - szepnął, a ja chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam i przez chwilę wierzyłam. Łatwo było myśleć, że będzie dobrze, gdy był obok.
- Niedługo wyjeżdżasz w trasę. - Nagle przypomniałam sobie, o tym dosyć ważnym szczególe. W końcu kilka dni temu zaczął próby. Wątpiłam, że uda się zakończyć całą sprawę, do końca miesiąca. Nie wyobrażałam sobie zostać z tym sama, ale co miałam zrobić? Kazać mu przełożyć koncerty, odwołać? Docierało do mnie coraz bardziej, że nie mam nikogo innego, kogo by obchodziło, co się ze mną dzieje, a gdy on wyjedzie zostanę ze wszystkim sama.
- Może uda się to jakoś przyspieszyć. 
- Jak? To wszystko trwa tak długo... poprzednio proces był po kilku miesiącach.
- Ale teraz to inna sprawa, porozmawiamy z twoim adwokatem. Nie martw się tym teraz, nie zostaniesz sama.
- Nie będzie cię ponad rok.
- Jeśli wszystko się uda, będziesz przecież ze mną. 
- A jeśli się nie uda? Co wtedy? Jeśli znowu mnie zamkną?
- Nie zamkną.
- Skąd możesz być tego taki pewien? - Podniosłam się do pozycji siedzącej. - Jeśli stwierdzą, że kłamię...
- Wiem, że się boisz i pewnie denerwujesz dzisiejszą rozmową, ale będę przy tobie cały czas, ja ci wierzę, twoja prawniczka ci wierzy, nie ma powodu, aby inni nie uwierzyli, psycholog to tylko potwierdzi. - Miał rację, odkąd zaczęłam mówić, co tak naprawdę się stało, nikt nie podważał moich słów. Ale czy to mnie uspokoiło? Nie na długo. 
- A co jeśli nie dam rady? - Spytałam już ciszej. Zamiast odpowiedzieć, po prostu wziął mnie w swoje ramiona. 

Słońce już zaczynało wschodzić, gdy odpuściłam sobie kolejne próby zaśnięcia. Naciągnęłam na siebie bluzę i wyszłam na balkon, aby całkiem się rozbudzić. Miasto o tej godzinie wydawało się całkowicie odmienione. W półmroku ciszę przerywało tylko co jakiś czas krakanie siedzącej na konarze drzewa wrony. Oparłam się o barierki i odetchnęłam zimnym powietrzem. Nie minęło dużo czasu, aż usłyszałam za sobą kroki i poczułam, że ktoś mnie obejmuje. 
- Wracaj do środka, zmarzłaś. - Ujął moje dłonie w swoje.
- Myślałam, że śpisz.
- Spałem, przez jakiś czas. - Pociągnął mnie delikatnie do tyłu, aby wejść do pokoju. Bez sprzeciwu poszłam za nim. - Jak się czujesz? - Wzruszyłam ramionami.
- Nie musisz iść dzisiaj na próbę?
- Poprosiłem Franka, aby przekazał wszystkim, że zacznie się później, nie przejmuj się.
- Nie chcę ci robić problemów.
- Scarlett, to naprawdę nie jest żaden problem, przecież próba będzie, tylko później, tym się nie martw, nie zostawię cię samej.
- Widziałam, że jest kilka zmian na trasie. - Zmieniłam temat, nie mając już siły na dalsze rozmowy o czymkolwiek związanym z dzisiejszym spotkaniem, a wiedziałam, że trasa to coś, o czym mógłby mówić bez końca. Słysząc to od razu się ożywił. Z jednej strony  twierdził, że nienawidzi tras koncertowych, ale z drugiej, dawno nie widziałam go tak podekscytowanego, jak podczas prób. W takich chwilach gołym okiem było widać, że on naprawdę tym żył i kochał to.
- Zastępujemy kilka piosenek innymi, dopracowujemy niektóre szczegóły, ta część trasy będzie jeszcze lepsza. - Uśmiechnął się, patrząc na mnie. 
- To tak się da? - Dźgnęłam go w bok, ale jednak on niespodziewanie przybrał poważny wyraz twarzy. 
- Zawsze się da, gdyby było inaczej, musiałbym skończyć karierę, bo nie zostałoby mi już nic do zrobienia.
- Chciałam przez to powiedzieć, że jesteś świetny na scenie. - Ułożyłam głowę na jego ramieniu, łapiąc go za rękę. 
- Tylko na scenie? - Poruszył brwiami, a jego twarz niespodziewanie, znalazła się bardzo blisko mojej. 
- A w czym niby jeszcze miałbyś być? - Trochę zaczęłam się z nim droczyć. On na to pocałował mnie krótko. - To miała być odpowiedź?
- Może. - Uśmiechnął się i powtórzył pocałunek, tym razem przedłużając go. Rozładowało to trochę napięcie. Wtedy ktoś zapukał do drzwi, na co Michael westchnął ostentacyjnie. - Chyba będę musiał ci na to odpowiedzieć innym razem. - Cmoknął mnie jeszcze krótko i poszedł otworzyć. - Bill, miło cię widzieć. - Wpuścił ochroniarza do środka. Ten wciąż patrzył na mnie podejrzliwie, ale nie zająknął się nawet na ten temat. Po wielu latach pracy z Michaelem wiedział, kiedy się odezwać, a kiedy lepiej trzymać język za zębami. Chociaż ich relacja zdecydowanie wykraczała poza kontakty formalne, to oddzielał momenty, w których był w pracy, od tych, kiedy rozmawiali prywatnie. 
- Wypożyczyłem drugi samochód, tak jak o to prosiłeś, nie rzuca się w oczy. 
- Dzięki, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. 
- Jesteś pewien, że chcecie jechać sami? Może jednak pojadę z wami, a drugim autem wyślę któregoś z pozostałych. 
- Nie, to zostaje między nami, nikt inny ma się w to nie mieszać ani nie wiedzieć dokąd jedziemy. 
- W porządku, będzie, tak jak się umawialiśmy. 

*Michael 

Już w nocy przed pierwszą rozmową z psychologiem nie mogła spać. Przekręcała się z boku na bok, a gdy już się udało, budziła się z krzykiem. Im godzina wyjazdu była bliżej, tym mniej się odzywała. Nie tknęła śniadania, tylko siedziała wpatrzona nieobecnym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie. Wiedziałem, że nie chciała tego spotkania, które po raz kolejny zmuszało ją do przeżywania wszystkiego ponownie. Gdybym tylko mógł chociaż zdjąć z niej odrobinę tego ciężaru, zrobiłbym to, ale nie potrafiłem. Wszystko, go mogłem zrobić, to być przy niej, ale prawda była taka, że sama musiała sobie z tym poradzić.
- Powinniśmy się powoli zbierać. - Usiadłem obok niej, łapiąc ją za rękę. - Pójdę po Billa.
- Może powinieneś zostać? Paparazzi nadal kręcą się wszędzie.
- Nie będziesz tam sama. - Pogłaskałem ją po policzku. - Poprosiłem go, aby wynajął drugi samochód, on pojedzie jednym i jeśli wszystko się uda pojadą za nim. - Potaknęła tylko głową i powoli podniosła się z kanapy, jakby chciała jak najbardziej przedłużyć moment wyjścia. Założyliśmy zimowe kurtki i w milczeniu opuściliśmy pokój. Bill kilkanaście minut wcześniej opuścił hotel autem, którym tutaj przyjechaliśmy. My wsiedliśmy w drugie. Poprosiłem ochroniarza, aby wybrał najmniej rzucające się w oczy i takie było. Szara honda, kompletnie nie zwracała na siebie uwagi. Otworzyłem Scarlett drzwi, a gdy już znalazła się w samochodzie, sam usiadłem na miejscu kierowcy. Założyłem ciemne okulary i czapkę na głowę, z nadzieją, że pomoże to w tym, aby nikt mnie nie rozpoznał. Wyjeżdżając poza teren hotelu rozglądnąłem się jeszcze dookoła, ale wydawało się, że nasz pomysł był skuteczny i wszyscy pojechali za poprzednim samochodem, myśląc, że jestem w środku. Scarlett nie odezwała się nawet słowem, tylko patrzyła przez okno, na miasto.
- Co by się nie działo jestem przy tobie. - Złapałem jej rękę, gdy zatrzymaliśmy się w korku na jednej z głównych ulic. Niestety przyjemności jeżdżenia po mieście mnie nie ominęły. Kobieta przez chwilę na mnie spojrzała, ściskając moją dłoń, po czym ponownie odwróciła wzrok. Nie odzywaliśmy się do siebie już do czasu, aż dojechaliśmy na miejsce. Idąc przez korytarz oświetlony białym światłem, dotarliśmy do odpowiedniego gabinetu. Do umówionej godziny zostało jeszcze kilka minut więc usiedliśmy na krzesłach. Dopiero wtedy Scarlett oparła czoło na moim ramieniu. Usłyszałem jak po cichu pociąga nosem. Nie wiedziałem jak mógłbym ją pocieszyć, albo podnieść na duchu. Kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy, więc po prostu objąłem ją i pozwoliłem, aby się we mnie wtuliła. Dopiero dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że oderwaliśmy się od siebie. Zza nich wyglądnęła starsza kobieta rozglądając się po korytarzu. Spojrzała na nas z lekkim zdziwieniem, ale nie byłem pewien, czy dla tego, że mnie rozpoznała, czy był jakiś inny powód. 
- Scarlett Larsen? Zapraszam. - Wstaliśmy oboje. Chciałem wejść tam z nią, ale wspierać ją, ale psycholożka tylko pokręciła głową. - Musi pan zaczekać. 
- Wolałabym, aby był ze mną. - Usłyszałem niepewny głos Scarlett. 
- Nie ma takiej możliwości, przykro mi, musi pan tutaj zaczekać. - Blondynka jeszcze raz na mnie spojrzała i weszła do gabinetu, po czym drzwi się zamknęły. Jedyne, co mi pozostało, to czekać. Spodziewałem się, że rozmowa będzie trwała dłużej, jednak minęło zaledwie pół godziny i Scarlett wyszła cała roztrzęsiona. Od razu wstałem z miejsca, aby podejść do niej i wziąć ją w ramiona, ale nie pozwoliła mi na to. 
- Nie dotykaj mnie. - Oparła się o ścianę, chowając twarz w dłonie. Podszedłem do niej, a ona mimo tego, co przed chwilą powiedziała, od razu przytuliła mnie. Starsza kobieta wyglądnęła przez drzwi, sprawiając wrażenie, jakby naprawdę jej współczuła.  
- Będzie potrzebna opinia psychiatry - odezwała się dopiero po chwili. - I musimy spotkać się jeszcze conajmniej raz. 
- Nie obejdzie się bez tego? - Spytałem, bo Scarlett w tamtym momencie, nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. 
- Nie, pół godziny nie wystarczy, aby wystawić pełną opinię, a psychiatra, zbada ją pod kątem PTSD i innych zaburzeń. 
- Innych zaburzeń? 
- Jako psycholog nie stawiam diagnoz, to może zrobić psychiatra, a diagnoza może wpłynąć na decyzję sądu i moim zdaniem w tym przypadku, jest konieczna, ale ponownie biegły musi zostać wyznaczony przez sąd.
- Jak długo to potrwa? 
- Trudno powiedzieć, muszę najpierw wystawić swoją opinię i przekazać ją sądowi, dopiero później on wyznaczy kolejnego biegłego, są procedury i to trwa. - Potaknąłem tylko głową.  - Możemy umówić się za dwa dni na kolejną rozmowę? - Poczułem, że dłonie Scarlett mocniej zaciskają się na mojej kurtce, jakby dawała mi znać, że się nie zgadza. 
- Zadzwonimy, aby to potwierdzić. - W końcu po tym mogliśmy wyjść. Szybko znaleźliśmy się ponownie w samochodzie. 
- Przepraszam, nie dam rady Michael. - Nie zdążyliśmy jeszcze ruszyć, gdy usłyszałem jej głos. - Dziękuję za wszystko. - Nie zdążyłem nawet zareagować, a ona otworzyła drzwi i wybiegła na ulicę wprost pod nadjeżdżającą osobówkę. Usłyszałem tylko pisk opon. Nie zastanawiając się nawet chwili zerwałem się z miejsca. Stała oparta o maskę samochodu, który zdążył wyhamować w ostatniej siły. Auta stojące w korku zaczęły trąbić i wymijać ich, korzystając z tego, że jeszcze świeciło się zielone światło. 
- Pojebało cię dziewczyno!? - Kierowca wysiadł, trzaskając drzwiami. - Co ty odpierdalasz!? - Rozejrzałem się dookoła i pobiegłem do nich, sam jeszcze będąc w szoku. Nie wierzyłem, że ponownie chciała to zrobić. Stanąłem między nimi, bo mężczyzna wyglądał jakby zaraz miał ją pobić. 
- Nic ci się nie stało? - Spytałem, zerkając kątem oka na dziewczynę, po której policzkach spływały łzy. Cała się trzęsła. 
- Ona jest kurwa nienormalna! - Kierowca wciąż wymachiwał rękami, krzycząc. 
- Nic się nikomu nie stało. - Starałem się jakoś załagodzić sytuację, widząc, że niektórzy zaczęli się zatrzymywać, aby zobaczyć, co się stało. Wtedy rzeczywiście pożałowałem, że nie ma z nami Billa. On wiedziałby co robić. 
- Spóźnię się przez nią na cholernie ważne spotkanie! - Rąbnął dłońmi o maskę, a ja myślałem tylko o tym, aby jak najszybciej stamtąd zniknąć. Z wciąż szybko bijącym sercem przyciągnąłem Scarlett do siebie. 
- Przepraszamy. - Nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć innego. - Już schodzimy z drogi. - Zacząłem prowadzić ją na chodnik uważając, aby nie wpaść pod kolejne auto. Zza pleców słyszałem tylko kolejne przekleństwa rzucane w naszą stronę, ale na szczęście pojechał dalej, a ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Gdy tylko znaleźliśmy się w autem oparłem głowę na kierownicy, starając się uspokoić. - Co ty robisz do cholery? - Nie chciałem na nią krzyczeć, ani się denerwować, ale po prostu straciłem cierpliwość. 
- Przepraszam. - Siedziała, ze spuszczoną głową, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. 
- Cholera jasna, naprawdę staram się robić wszystko, dosłownie wszystko, aby ci pomóc, staję na głowie, aby być z tobą, a ty na moich oczach rzucasz się pod auto i pokazujesz mi, że masz to wszystko w dupie? - Wbiłem w nią swoje spojrzenie, ale ona nadal nie odważyła się na mnie popatrzeć, ani odezwać chociażby słowem. Oparłem się o fotel i złapałem za głowę. Musiałem się uspokoić, bo inaczej nie dałbym rady dojechać gdziekolwiek. Ale wcale nie było to takie proste. W końcu dopiero co widziałem, jak ktoś bardzo bliski, kobieta, którą kochałem, chciała się zabić. Po drugi raz na moich oczach. Ile razy próbowała wcześniej? Ile razy jeszcze spróbuje? Co jeśli akurat mnie nie będzie?
- Mogę wrócić do hotelu autobusem - odezwała się cicho.
- Zaraz pojedziemy daj mi chwilę.
- Przepraszam.
- Scarlett kocham cię, rozumiesz co to znaczy? Rozumiesz, jak to jest patrzeć jak osoba, którą się kocha już po raz drugi chce sobie odebrać życie? - Nie powinienem może jej tego mówić, ale po tym wszystkim po prostu już nie mogłem trzymać języka za zębami. - Rozumiesz, że mi na tobie zależy? Że cię potrzebuję? Że chcę żebyś była w moim życiu? - Słysząc mój głos tylko bardziej wbiła się w fotel, jakby rzeczywiście chciała w nim zniknąć.

Musiała minąć chwila, zanim przynajmniej częściowo się opanowałem i mogliśmy ruszyć w stronę hotelu. Wiedziałem, że powinienem skierować się do miejsca, gdzie odbywała się próba, ale nie byłem w stanie o tym myśleć. Ciągle miałem przed oczami to, jak wyskoczyła z auta i wbiegła prosto na ulicę. Docierało do mnie, że sam nie jestem w stanie jej pomóc, chociaż starałbym się ze wszystkich sił.
- Scarlett, potrzebujesz pomocy - powiedziałem już opanowanym głosem, gdy znaleźliśmy się w pokoju. - Nie tylko mojej.

***

Hej!
Trochę dłużej zajęło mi pisanie tego rozdziału, ale jest :)

Co o nim myślicie? Zapraszam do zostawienia po sobie śladu 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro