XXV. Przytulisz mnie?
,,Koszmarne zjawy budzą Cię nocą
Miłości boisz się
Nawet gdy płaczesz starasz się ukryć
By Cię nie słyszał nikt
To tylko strach on zawsze z Tobą jest
Ale możesz to zmienić"
~ ,,Strach"
Słowa: Artur Gadowski
Wykonanie: IRA
*Bella
Wszystko wskazywało na to, że pierwsze święta na wolności spędzę sama. Sądziłam, że tego nie odczuję. Jednak od kilku dni grzmiało w radiu i telewizji o spędzeniu świąt z najbliższymi, co wpłynęło na mnie gorzej niż myślałam. Z naszego okna, jako jednego z niewielu, nie rozbłyskiwały choinkowe światełka. Gdy w wieczór Bożego Narodzenia ukradkiem wyglądałam przez szybę, w kamienicy na przeciwko widziałam całe rodziny siedzące przy jednym stole. Ulice wydawały się wyjątkowo spokojne, jakby na ten jeden dzień w roku, to miejsce przestawało być najgorszą dzielnicą Nowego Jorku. Megan wyjechała, a mi nie zostało nic innego niż zrobić to, co robi wielu samotnych ludzi w dni takie jak ten, gdy wyjątkowo mocno dociera do nas, że na całym świecie nie ma nawet jednej osoby, do której moglibyśmy zadzwonić i życzyć jej wesołych świąt. Wygrzebałam z lodówki wódkę bez etykiety i nalałam sobie do kieliszka. Jednak nim zdążyłam go wypić, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo, więc chciałam to zignorować, lecz ktoś dalej uparcie się dobijał. Niechętnie podniosłam się z kanapy i poszłam sprawdzić. Otworzyłam drzwi tylko na tyle, na ile pozwalał mi łańcuch, w końcu nie miałam pojęcia, kto może przychodzić o tej godzinie. Jak się okazało był to mężczyzna w długim płaszczu z walizką w ręce. Twarz zasłaniał szalem i chwilę mi zajęło, zanim zorientowałam się, kim jest mój gość.
- Wpuścisz mnie? - Dopiero jego głos upewnił mnie w tym, że to Michael. Od razu otworzyłam, wpuszczając go do środka, on jednak zamiast wejść, natychmiast mnie przytulił, zatrzymując się na progu.
- Sręskniłem się - szepnął mi do ucha.
- Ja też Mike, ale wejdź do środka. - Delikatnie odsunęłam go od siebie, jeszcze lekko zdezorientowana tą niespodzianką. - Nie spodziewałam się, że przyjedziesz.
- Przecież obiecałem. - Uśmiechnął się, zdejmując z siebie kolejne warstwy zimowej garderoby. - I chciałem się z tobą zobaczyć przed trasą.
- W takim razie rozgość się. - Gestem wskazałam mu na kanapę i fotele, zapominając, że na stoliku stoi otwarta butelka wódki, a obok niej pełny kieliszek, co wyglądało dosyć niefortunnie. On oczywiście to zauważył. Od razu sprzątnęłam że stolika i wylałam zawartość kieliszka do zlewu, a flaszkę schowałam do lodówki. Czułam, że mnie obserwował. - Napijesz się herbaty?
- Chętnie. - Przeszedł za mną i oparł się o blat, gdy ja stawiałam czajnik na kuchence. - Wszystko w porządku?
- Jak najbardziej.
- Dlatego pijesz sama?
- Michael, to nie jest nielegalne. - Ton mojego głosu brzmiał już lekką irytacją. Nie przywykłam do tego, że ktoś zwracał mi uwagę na cokolwiek, co robiłam. Od dawna nikt się nie wtrącał jakoś szczególnie w moje poczynania, bo nikogo to po prostu nie obchodziło. - Ale jak już chcesz wiedzieć, to przyszedłeś w idealnym momencie i nie zdążyłam wypić ani łyka.
- Nie złość się, po prostu się martwię. - Podszedł bliżej i ponownie mnie przytulił. Nie spodziewałam się tego, ale wcale nie chciałam, aby się odsuwał. Oparłam czoło o jego ramię po czym głęboko odetchnęłam. - Nawet nie wiesz jak bardzo się za tobą stęskniłem. - Uniosłam głowę, aby spojrzeć na jego twarz. On swoje oczy skierował w moim kierunku, a zauważyłam w nich coś, czego wcześniej nie widziałam. Patrzył na mnie inaczej niż wcześniej. A może tylko mi się wydawało? A może widziałam tylko to, co podświadomie chciałam zobaczyć?
- Aż tak?
- Żebyś wiedziała, na trasie spędziliśmy razem tyle czasu, że aż dziwnie się poczułem, kiedy wyjechałaś z Neverlandu. - Słysząc to delikatnie się uśmiechnęłam. Wyglądał jakby mówił prawdę, chociaż trudno było mi w to uwierzyć. Ktoś tęsknił? Za mną?
- I jak ty sobie poradzisz przez ten rok beze mnie. - Na te słowa westchnął i oparł brodę o czubek mojej głowy.
- Już mi ciebie brakuje - wyznał. - Możesz jeszcze zmienić zdanie.
- Chciałabym, ale nie mogę. - Odsunął się ode mnie dopiero, gdy czajnik zaczął gwizdać, dając nam znać, że woda właśnie się zagotowała. Zaparzyłam herbatę i rozsiedliśmy się na kanapie. Po chwili przysunęłam się bliżej, aby się do niego przytulić. - Też się za tobą stęskniłam - powiedziałam, już sama nie wiedząc, czy to prawda, czy nie. Nie mogła być. Na te słowa kąciki jego ust lekko się uniosły i otoczył mnie ramieniem. Sama nie mogłam sobie przypomnieć momentu, w którym stało się to dla mnie komfortowe.
- Czyli nie wyganiasz mnie do hotelu?
- Nie byłoby ci tam wygodniej? Tutaj mogę ci zaproponować tylko kanapę.
- Mi to nie przeszkadza, chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu.
- To może w moim pokoju będzie ci lepiej.
- Bella. - Przerwał mi. - Spokojnie, kanapa brzmi dobrze i wydaje się całkiem wygodna.
- I wali fajkami.
- Nie czuję tego. - Puścił mi oczko porozumiewawczo. - Nie przejmuj się już takimi drobnostkami.
- To ja poszukam pościeli. - Już miałam wstać, ale on mnie przytrzymał.
- Mamy czas, mam wrażenie, że jesteś dzisiaj jakaś nieswoja, o co chodzi?
- Nic takiego, trochę te święta... nie wiem, przytłoczyły mnie.
- Czemu nie spędzasz ich z rodzicami? - W pierwszej chwili, gdy padło to pytanie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie miałam zbyt dużego wyboru niż dalej brnąć w kłamstwo. Ktoś może powiedzieć, że zawsze mamy wybór, w ja wybrałam oszustwo. W końcu nic nie stało na przeszkodzie, aby wykorzystać ten moment jako pretekst do powiedzenia mu prawdy, przynajmniej jej części. Być może nawet na to zasługiwał. Ale byłam zagubiona, już sama nie wiedziałam czego chcę ani co dalej. A jego obecność wcale nie pomagała mi się odnaleźć. Wręcz przeciwnie. Jego troska, to że naprawdę się martwił i zależało mu na tej relacji, wywoływało zamieszanie w mojej głowie.
- Nie. - Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i oparłam na nich głowę. Czułam się źle okłamując go. Za każdym razem gorzej, ale nie mogłam inaczej. Przyznanie tego przed samą sobą nie należało do najłatwiejszych, ale nie chciałam go stracić. Gdyby się dowiedział, odszedłby. Moje kłamstwa zabrnęły za daleko, aby się z nich wycofać.
- Dlaczego?
- Mówiłam ci, nie obchodzimy świąt, ale kiedy widzę tych wszystkich ludzi razem... sama nie wiem.
- Czujesz się samotna, bardziej niż w inne dni? - Odwróciłam głowę w jego stronę, gdy to powiedział.
- Coś w tym stylu.
- Znam to uczucie. - Ponownie mnie objął i przyciągnął do siebie. - Ale na szczęście nie musimy już być sami, przynajmniej przez kolejne kilka dni. - Uśmiechnął się delikatnie, a ja niepewnie odwzajemniłam ten uśmiech. Zanim poszliśmy spać, spędziliśmy razem jeszcze jakiś czas, do momentu, gdy zrobiło się naprawdę późno. Jednak noc tym razem była wyjątkowo niespokojna. Dręczyły mnie koszmary, aż któryś w końcu sprawił, że obudziłam się z wrzaskiem. Gdy tylko usłyszałam kroki za drzwiami z przerażeniem zeskoczyłam z łóżka i z całej siły wcisnęłam się w róg ściany, jakby miało to być najbezpieczniejsze miejsce. Drżąc, schowałam głowę w kolanach. Sen wydawał się tak realny, że byłam pewna, że on wrócił.
*Michael
Gdy otwarła mi drzwi i zobaczyłem ją po raz pierwszy od kilku tygodni, nie mogłem się powstrzymać przed przytuleniem jej nim wszedłem do środka. Naprawdę za nią tęskniłem, nawet bardziej niż myślałem. Nie chciałem jej wypuszczać z objęć nawet na chwilę. Po kilku tygodniach w trasie, gdy spędzaliśmy ze sobą wieczory czy chodziliśmy po mieście, gdy wyjechała z Neverlandu, nagle poczułem jak bardzo mi tego brakuje. Tej odrobiny normalności, jaką wnosiła do mojego życia i jej samej. W czasie przerwy od koncertów nie narzekałem na niedobór zajęć, ale ciągle towarzyszyła mi jakaś pustka. Czy można tak szybko się do kogoś przywiązać? Czy kilka miesięcy, w których wydarzyło się tak wiele, to krótko? Czy mogłem zakochać się tak szybko, po poprzednim nieudanym związku? Te pytania towarzyszyły mi odkąd pożegnałem ją na lotnisku. Coraz częściej myślałem o niej już w innych kategoriach niż tylko przyjaźń. Chciałem być przy niej i aby ona była przy mnie, rozmawiać z nią, przytulać. Chciałem, aby pozwoliła mi siebie pokochać. Mimo że pocałowałem ją, jeszcze w Los Angeles, to wtedy nie byłem tego pewien, ale z każdym dniem zdawałem sobie sprawę, że to uczucie nie mija. Jednocześnie jednak ona, chociaż powoli się otwierała, to ciągle trzymała dystans. Nie potrafiłem określić co mogła czuć.
Wyglądało na to, że ona też się stęskniła. Wydawała się jednak smutna, a dodatkowo zaniepokoił mnie widok alkoholu na stole. Oczywiście, starałem się z nią porozmawiać, aż w końcu wyznała, że czuje się po prostu samotna w święta. Na tym ten temat się skończył. Później rozmawialiśmy, właściwie nie odrywając się od siebie do póki nie zmorzył nas sen. Jednak nawet zmęczenie po podróży nie pozwoliło mi zasnąć zbyt szybko. Nie brałem tabletek, starałem się nie brać, gdy nie wyjeżdżałem poza Stany. Tak zalecał lekarz, co jednak przekładało się na problemy ze snem. Przekręcałem się z boku na bok, aż usłyszałem rozrywający nocną ciszę krzyk, który całkowicie mnie rozbudził. Dochodził z pokoju Belli więc od razu podniosłem się z kanapy i poszedłem sprawdzić, co się stało. Nie spodziewałem się widoku, którego zastałem. Dziewczyna siedziała wciśnięta w róg pokoju, z podkulonymi nogami, cała się trzęsąc. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co robić. Zaświeciłem światło i podszedłem bliżej, co wydawało się wywołać u niej jeszcze większą panikę.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęła łamiącym się głosem, nawet nie podnosząc na mnie wzroku, zanim jeszcze zdążyłem wyciągnąć choćby rękę w jej kierunku.
- Bella to ja, nikogo innego tutaj nie ma. - Położyłem rękę na jej ramieniu, ale ona na ten gest tylko się wzdrygnęła i jeszcze mocniej wcisnęła w ścianę. J
- Odejdź, nie chcę... - jakby urwała w pół zdania.
- Spokojnie, to ja Michael, jestem tutaj. - Uklęknąłem obok niej w bezpiecznej odległości.
- Odejdź - wychrypiała już ledwie słyszalnie.
- Nikt cię nie skrzywdzi, popatrzysz na mnie? - Ona jednak uparcie chowała głowę w swoich kolanach, dodatkowo osłaniając ją rękami. - Bella, nie skrzywdzę cię. - Delikatnie starałem się chwycić ją za dłoń. Dopiero po chwili poczułem jak mocniej ją ściska. Niepewnie podniosła na mnie wzrok, pokazując swoje zapłakane oczy.
- Michael - wyszeptała moje imię.
- Nikogo innego tutaj nie ma. - Pogłaskałem ją po głowie, a ona rozglądnęła się po pokoju, jakby nadal szukając potencjalnego zagrożenia. W końcu jej ciało wyraźnie się rozluźniło. - Pomogę ci wstać. - Wyciągnąłem ręce w jej kierunku, a ona po krótkim zastanowieniu je ujęła. Wciąż się bała. Podciągnąłem ją do góry, po czym zaprowadziłem do łóżka, a sam usiadłem obok. Nie miałem pojęcia czy to dobry moment, aby zaczynać rozmowę o tym, co się właśnie stało. Ona, przerażona, z szeroko otwartymi oczami, patrzyła w sufit. - Co się dzieje? - Dopiero, gdy zadałem pytanie, spojrzała na mnie.
- Nic, nie wiem, to tylko sen. - Ręką odnalazła moją dłoń i ją ścisnęła. - Przepraszam.
- Nie przepraszaj, opowiesz mi? Co ci się śniło? - Pokręciła głową. Jakby na samo wspomnienie snu, po policzkach spłynęło jej kilka łez. Nie naciskałem dalej. - Zostać z tobą do póki nie zaśniesz?
- Nie musisz, idź spać, będziesz zmęczony. - Przetarła kawałkiem kołdry załzawione oczy, które zaraz ponownie się zeszkliły.
- Nie muszę jutro wcześnie wstawać, na pewno nie chcesz porozmawiać?
- Nie, przytulisz mnie? - Tego się nie spodziewałem. Nigdy tak wprost o to nie poprosiła ani sama raczej nie inicjowała żadnej bliskości. Nie czekałem i od razu wziąłem ją w ramiona.
- Cii jestem przy tobie - szepnąłem po ponownym napadzie płaczu. Głaskałem ją po plecach, nie rozluźniając uścisku. Ona kurczowo trzymała się mojej koszuli, również nie chcąc zwiększać dystansu. Pierwszy raz widziałem kogoś aż tak przerażonego. Bo to nie był zwykły strach. Zdecydowanie też nie był spowodowany tylko złym snem. Nagle odsunęła się ode mnie.
- Nie musisz tutaj być. - Jej głos drżał i podobnie jak wcześniej podciągnęła kolana pod brodę. - Możesz iść, nie musisz na to patrzeć.
- Wolisz zostać sama?
- Nie wiem. - Pociągnęła nosem, a jej wyraz twarzy mówił, że próbuje powstrzymać łzy.
- Jestem przy tobie i cię nie zostawię.
- Nie chcę żyć- szepnęła ledwie słyszalnie. Na te słowa po prostu ją przytuliłem.
- Nie wiem co się dzieje, ale nie zostaniesz z tym sama. - Głaskałem ją po głowie, aby ją uspokoić. Bałem się, że zechce zrealizować to, co powiedziała pod wpływem emocji. Nie chcę żyć - chociaż wypowiedziane cichutko, miało w sobie jednocześnie pewność i bezsilność.
- To bezsensu Michael - odezwała się zachrypniętym głosem. - To wszystko jest bezsensu, zostaw mnie.
- Nie zostawię, ty mnie nie zostawiłaś, gdy cię potrzebowałem, ja też tego nie zrobię. - Pocałowałem ją czule w czubek głowy. - Zależy mi na tobie.
- Zależy? Przecież ledwie mnie znasz.
- Nie wiem o tobie wszystkiego, ale to co wiem mi wystarczy. - Pokręciła tylko głową i spojrzała mi w oczy jakby chciała się upewnić, że mówię prawdę. Jej niebieskie tęczówki wydawały się smutniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. - Możesz zawsze na mnie liczyć.
- Dziękuję.
- Spróbujesz się położyć? Może uda Ci się zasnąć? - Potaknęła tylko ruchem głowy i położyła się, nie wypuszczając mnie z objęć, co zmusiło mnie, abym ułożył się na łóżku razem z nią.
- Nie zasnę, boję się. - Mocniej mnie ścisnęła.
- Będę tutaj cały czas.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***
Hej!
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem 😊
Mam nadzieję, że ten również wam się podoba.
Zapraszam do zostawienia po sobie śladu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro