Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIX. Jesteśmy tylko przyjaciółmi?

,,Próbowałem z tobą rozmawiać i sprawić, abyś zrozumiała

Wszystko co musisz zrobić, to zamknąć oczy

I po prostu wyciągnij swoje ręce i dotknij mnie 

Obejmij mnie i nigdy nie pozwól odejść

Zawsze pragnąłem, abyś okazywała mi coś więcej niż słowa

Wtedy nie musiałabyś mówić, że mnie kochasz

Bo już bym to wiedział...''

~ ,,More than words''
Tekst: Gary Cherone, Nuno Bettencourt
Wykonanie: Extreme 

*Bella

Co to jest miłość? Kiedy się zaczyna, a kiedy kończy? Jak poznać, że to jest właśnie to, gdy usta nie potrafią wypowiedzieć tych dwóch słów. Nie wiedziałam, czy to co czułam, to już miłość, ale zdecydowanie nie doświadczyłam tego nigdy wcześniej. To była zaledwie chwila. Jeden, krótki moment, w którym wszystko się zmieniło. Coś sprawiło, że się nie bałam, przeciwnie, chciałam, aby był tak blisko, jak tylko mógł być. Gdy dłońmi dociskał mnie do swojego ciała, serce waliło mi jak szalone. Po raz pierwszy nie zmuszałam się do bliskości, nie ulegałam czyimś pragnieniom, ale swoim własnym. Gdy oderwaliśmy się od siebie, uśmiechał się patrząc mi w oczy. I chociaż to był tylko pocałunek, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, to wszystko było nowe, inne niż bliskość,  którą znałam. Czułam się jak nastolatka, która pierwszy raz całuje się z chłopakiem i dopiero odkrywa jak to jest. Nie był to mój pierwszy pocałunek, ale po raz pierwszy do niczego się nie zmuszałam, a towarzyszyło mi przyjemne uczucie, sprawiające, że chciałam więcej. Czy to dobrze? Czy to tak powinno wyglądać? Czy to powinnam czuć? Odwróciłam wzrok, aby nie zobaczył jak bardzo jestem zdezorientowana.
- Wszystko ok? - Poczułam jego dłoń na policzku. Tylko potwierdziłam ruchem głowy. Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Przyciągnęłam go do siebie i krótko pocałowałam, obserwując jego reakcję. Czy to było właściwe? On jednak wciąż się uśmiechał, co zachęciło mnie do obdarzenia go kolejnymi pocałunkami, które odwzajemniał. Jego dłonie błądziły po plecach, miarowo się zaciskając. W pewnym momencie uniósł mnie do góry, pozwalając, abym oplotła nogami jego biodra. Moje ciało zaczęło drżeć, gdy poczułam, że ląduję na łóżku. Zauważył to i tylko nachylił się nad moją twarzą, nie robiąc jednak nic więcej. Dopiero, gdy sama przyciągnęłam go bliżej, zaczął ponownie całować moje usta, jednak po chwili zjeżdżając coraz niżej na szyję i obojczyki. - Sprawia ci to przyjemność? - Spytał, unosząc się nade mną na ramionach tak, aby ponownie patrzeć mi w twarz.
- Nie wiem... - Może pytanie wydawało się proste, ale odpowiedź na nie sprawiła mi trudność. Chociaż do niczego się nie zmuszałam, ani on mnie nie zmuszał, to nadal połączenie tego rodzaju bliskości z pojęciem przyjemności, gdzieś z tyłu głowy się wykluczało. Michael pogłaskał mnie po policzku, po czym położył się na boku. - Przepraszam - wyszeptałam. 
- Nic się nie stało. - Przyciągnął mnie bliżej i pocałował w czoło. Długo nie mogłam spać tej nocy, analizując wszystko, co się stało. Tak naprawdę nie doszło do niczego więcej poza pocałunkami, jednak wystarczyło, abym pogubiła się jeszcze bardziej. Może jednak wszystko się ułoży? Może jeszcze będzie dobrze? Bardzo chciałam w to wierzyć, wierzyć w życie, które obiecały mi jego bezpieczne ramiona, czułe pocałunki, ciepłe słowa.  Wbrew wszystkiemu pozwoliłam sobie czuć do niego coś, czego nie powinnam. Jednak wraz z nastaniem poranka, dopadła mnie brutalna rzeczywistość. To nie miało szans się udać. Została tylko złość na samą siebie i swoją słabość. Wystarczyła tak naprawdę odrobina troski, kropelka okazane mi dobroci i zapominałam, co to znaczy trzeźwe myślenie. Z każdym dniem potrzebowałam go coraz bardziej i chciałam coraz więcej, jednocześnie moje poczucie winy rosło coraz bardziej im bliższa stawała się nasza relacja. Oszukiwałam go, i zabrnęło to już zdecydowanie za daleko, aby można było to naprawić.

- Mogę? - Michael zapukał, uchylając drzwi, gdy z rana pakowałam swoje rzeczy na wyjazd. Nie wracaliśmy do wczorajszych wydarzeń, nie było na to czasu. Aby zdążyć na samolot i tak robiliśmy już wszystko w pośpiechu. 
- Wejdź - powiedziałam nawet nie odwracając się w jego stronę. 
- Spakowałaś się już? Niedługo powinniśmy wychodzić. 
- Prawie - mówiąc to, wrzuciłam kilka ubrań do walizki. 
- Wszystko w porządku? - Podszedł bliżej, przytulając się do moich pleców. 
- Tak, tylko trochę się denerwuję. - Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i głęboko odetchnęłam. 
- Będziesz ze mną, spędzimy miło czas, wszystko będzie dobrze, nie martw się na zapas. 
- Potrzebuję jeszcze czegoś? 
- Zabierz dobry humor i będzie wszystko. - Pocałował mnie w czoło po czym wziął moją walizkę. Po poprzednim wieczorze zachowywał się zdecydowanie pewniej, jakbyśmy przełamali jakąś granicę. Zdawałam sobie sprawę, że liczy na coś, czego nie mogłam mu dać, a mimo to, nie potrafiłam go odtrącić, a jakby tego było jeszcze za mało, to sama nie mogłam się powstrzymać i coraz odważniej okazywałam mu uczucia. Robiłam to z pełną świadomością, że to nie może się udać.
Uśmiechnął się, gdy złapałam go za rękę, wychodząc z kamienicy i mocniej ją uścisnął. Droga na lotnisko, chociaż długa, zleciała nam szybko. Na miejscu już wszystko zostało przygotowane, aby Michael mógł wsiąść do samolotu wcześniej, nie zwracając na siebie uwagi innych pasażerów. Tak jak zawsze, stresowałam się kontrolą dokumentów, ale wszystko przebiegło zaskakująco sprawnie. Pod jakimś pretekstem udało mi się jeszcze wcześniej wyjść i zgłosić na komisariacie, że wyjeżdżam. Policjant, który w sylwestra dostał dyżur chyba za karę, tylko przypomniał o standardowych procedurach, ale nawet nie dopytywał o żadne szczegóły. Miałam wrażenie, że mam zdecydowanie za dużo szczęścia w ostatnim czasie. 

Po długim locie i podróży przez zatłoczone Los Angeles w końcu dotarliśmy do willi. Gdy tylko stanęliśmy w drzwiach od razu na powitanie wybiegła ciemnoskóra dziewczyna, na pierwszy rzut oka mniej więcej w moim wieku, i rzuciła się Michaelowi w ramiona, mocno go ściskając. 
- Tęskniłam za tobą Applehead. - W pierwszej chwili wydawała się mnie nie zauważyć. 
- Też się stęskniłem, ale może najpierw byś się przedstawiła? - Ona oderwała się od niego, dopiero wtedy zwracając na mnie uwagę. Sprawiała wrażenie zaskoczonej, ale szybko wyciągnęła dłoń w moim kierunku. 
- Janet, wybacz nie zauważyłam cię wcześniej, a mój cudowny braciszek nie wspomniał oczywiście, że kogoś przyprowadzi. - Spojrzała na niego karcącym wzrokiem, na co ten tylko wzruszył ramionami. 
- Bella - przedstawiłam się, ściskając jej dłoń. 
- Jesteście parą? - Spytała prosto z mostu. Bezpośredniością zdecydowanie różniła się od starszego brata.
- Przyjaźnimy się - odpowiedziałam szybko. Właściwie od ubiegłego wieczoru nasza relacja zaczęła wybiegać poza ''przyjaźń'', ale właściwie żadne deklaracje nie padły. Bardziej adekwatne byłoby określenie "to skomplikowane", szczególnie, że nie wiedział o tak wielu rzeczach... zbyt wielu.
- Miło cię poznać. - Zerknęła na Michaela, który w milczeniu opierał się o framugę. - Mama i Toya też już są, Rebbie przyjedzie za dwie godziny z mężem i dzieciakami, wezmą też Josepha po drodze, Jerm dzwonił, że ruszą jak młoda im zaśnie, aby nie marudziła po drodze. - Zaczęła zdawać mu całą relację na jednym oddechu. Ciągle staliśmy w progu, gdy po chwili z jednego z pomieszczeń wyłoniły się dwie kobiety. Domyśliłam się, że starsza z nich to mama Michaela, a młodsza - kolejna z sióstr. Obie się mi przedstawiły, przy czym pani Jackson od razu wzięła mnie w objęcia, jakbym była częścią rodziny, a nie osobą, którą widziała po raz pierwszy w życiu. 
- Cieszę się, że z nami jesteś kochana - powiedziała stojąc na przeciwko mnie. - Michael dużo o tobie opowiadał. 
- Naprawdę? - Spytałam, jednocześnie z jego siostrami, które wydawały się równie zaskoczone jak ja. 
- Nam nic nie mówił. - LaToya skrzyżowała ręce na piersiach. 
- Może raz wspomniałem. - Lekko speszony przeczesał dłonią swoje włosy. - Chodź, zostawisz swoje rzeczy. - Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów, unikając dalszej rozmowy na ten temat. 
- Naprawdę mówiłeś o mnie swojej mamie? - Znaleźliśmy się już na tyle daleko od pozostałych, że nikt nas nie słyszał. 
- Może raz czy dwa coś wspomniałem, ale nic złego. - Uniósł ręce do góry i się uśmiechnął. 
- Domyślam się po tym jak mnie przywitała. 
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi? - Zatrzymaliśmy się przed jednymi z drzwi, a on wbił wzrok prosto we mnie. Milczałam. - Wczoraj na to nie wyglądało. - Nachylił się nade mną, wciąż patrząc prosto w moje oczy. 
- Michael, proszę nie naciskaj na mnie. - Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale odpuścił. 
- Tutaj możesz zostawić rzeczy. - Wskazał na jedne z drzwi. Był zawiedziony i nie musiałam czytać w myślach, aby to widzieć. Spodziewał się innej odpowiedzi. - Pójdę pomóc w przygotowaniach, możesz się dołączyć jeśli chcesz.

Razem zeszliśmy na dół, gdzie każdy znalazł sobie jakieś zajęcie. Michael razem z siostrami zaczął dekorować dom, a jego mama zawołała mnie, abym pomogła w kuchni. Głupio byłoby jej odmówić, dlatego się zgodziłam, chociaż o gotowaniu miałam znikome pojęcie, lekko mówiąc.  Starałam się najlepiej jak tylko potrafiłam, ale brak wprawy był aż nadto widoczny. 
- Tak ci będzie łatwiej, zobacz. - Wzięła nóż i pokazała mi w jaki sposób filetować rybę. 
- Nigdy wcześniej tego nie robiłam. 
- Nie szkodzi, nauczysz się. - Uśmiechnęła się ciepło. - Twoja mama nie uczyła cię gotować? 
- Zawsze dużo pracowała - odpowiedziałam wymijająco, ważąc słowa, aby czasami nie powiedzieć czegoś, co zaprzeczałoby temu, co wie Michael. 
- Czym się zajmuje? 
- Kiedyś była sekretarką, ale od kilku lat już nie pracuje. 
- A twój tata? 
- Był żołnierzem, jest na emeryturze - skłamałam bez mrugnięcia okiem. Chociaż  nie do końca, bo naprawdę zajmowali się tym, o czym mówiłam, jednak nie miałam pojęcia co się z nimi stało, ani nawet czy jeszcze żyją. I chyba nawet nie chciałam tego wiedzieć. 
- Przepraszam, że wypytuję, ale chcę cię poznać. 
- W porządku. 
- A ty? Czym się zajmujesz? 
- Pracuję w fabryce. 
- W Nowym Jorku prawda? Mike wspominał, że tam mieszkasz. 
- Tak, tam się poznaliśmy. 
- Pochodzisz z Nowego Jorku? 
- Nie, urodziłam się koło Chicago.
- My pochodzimy z Gary, to nie tak daleko, gdy chłopcy zaczynali koncertować Joseph często załatwiał im występy właśnie w Chicago. 
- Chyba byłam za mała, aby wtedy o nich słyszeć. 
- Ile masz lat? Wyglądasz bardzo młodo. 
- Dwadzieścia cztery. - Rozmowa toczyła się dalej, a kobieta wydawała się naprawdę zainteresowana tym, co mówiłam i potrafiła słuchać odpowiedzi. Sprawiała, że z każdą chwilą otwierałam się bardziej i chętniej odpowiadałam na pytania. Jednocześnie musiałam się bardziej pilnować, bo domyślałam się, że wszystko, co powiem może trafić do Michaela. Pani Katherine przyjęła mnie jakbym była częścią rodziny, której tak naprawdę nie miała od bardzo dawna. Dało mi to jakąś namiastkę tego, co straciłam, jednocześnie wywołując smutek, którego starałam się nie pokazywać. To nie był czas na łzy ani rozpamiętywanie przeszłości. 

Z każdą godziną w Neverlandzie robiło się coraz głośniej. Kolejne osoby przyjeżdżały, przedstawiając mi się, ale było ich tak wiele, że mimo szczerych chęci, nie potrafiłam zapamiętać wszystkich imion. Ktoś puścił muzykę, zagłuszając odrobinę ożywione rozmowy. W pewnym momencie Michael zniknął gdzieś razem ze swoimi braćmi, a ja zostałam sama, obserwując z boku całe to zamieszanie. Dzieciaki bawiły się razem, ganiając po korytarzu czy co rusz znikając w innym pokoju, których tutaj nie brakowało. Katherine siedziała na kanapie, zajmując się najmłodszym z dzieci, a ojciec Michaela siedział rozmawiając o czymś z Rebbie i popijając whisky. To, co rzuciło mi się w oczy, to dystans pomiędzy nim, a każdym z jego dzieci. Gdy przyjechał, żadne z nich nawet nie uścisnęło go na powitanie, co najwyżej podali mu rękę. Był też jedyną osobą, która wzbudzała we mnie tak duży lęk. O ile bracia Michaela, tak jak każdy obcy mężczyzna, sprawiali, że czułam się po prostu niekomfortowo, tak na widok Josepha miałam ochotę panikować.

- Czemu tak stoisz sama? - Podeszła do mnie Janet, niosąc w ręku dwa kubki z drinkami.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, nie mogę znaleźć Michaela.
- Pewnie siedzą w którymś pokoju i mają swoje "męskie" rozmowy. - Przekręciła oczami. - Zawsze wolą cisnąć się w jakiejś klitce.
- Dlaczego?
- Chyba zostało im to po trasach, wiesz, spali w hotelu, w jednym pokoju, chyba tak im się lepiej gada. - Wyciągnęła w moją stronę dłoń z jednym z kubków. - Na rozruch.
- Dzięki. - Wypiłam większego łyka i od razu poczułam jak się rozluźniam.
- Długo już się znacie?
- Kilka miesięcy, może pół roku, poznaliśmy się kiedy nagrywał teledysk w Nowym Jorku.
- Wtedy jeszcze był z tą pindą. - Nerwowo pociągnęła kolejny łyk. - Nie wiem ile z tego co mówią w mediach to prawda, ale odkąd się rozstali zrobił się strasznie skryty, chyba tylko mamie powiedział, co tak naprawdę się stało.
- Myślę, że musi sobie najpierw sam wszystko poukładać.
- Ale zawsze rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. - Spojrzała smutno w podłogę. - A teraz wyciągnąć od niego cokolwiek to cholerny cud, chciałabym go wspierać, ale nawet nie wiem co się dzieje.
- Mu też nie jest łatwo, nie wiem czy mogła go bardziej zranić.
- A ty wiesz co się stało? - Zawahałam się nad odpowiedzią, ale zaprzeczyłam ruchem głowy. Wolałam nie narażać się na dalsze pytania. Jeśli on sam o tym nie mówił, ja tym bardziej nie powinnam.

*Michael

Zakochałem się i z każdym dniem moja pewność, co do tego rosła. Jednak wydawało mi się, że stąpałem po cienkim lodzie. Ciągle miałem na uwadze to, o czym mi powiedziała i świadomość, że każdy mój ruch, mógłby ją wystraszyć. Chociaż nabrałem więcej odwagi, gdy sama zaczęła inicjować pocałunki, łapała mnie za rękę, czy przytulała. Nie dało się ukryć, że pobyt w Nowym Jorku sprawił, że zbliżyliśmy się do siebie, dlatego czułem zawód, gdy wolała nie określać naszej relacji, tak, jak chciałbym to usłyszeć. Może potrzebowała więcej czasu, może chodziło o coś innego. Odpuściłem dalszą rozmowę, aby nie psuć sobie humoru. W końcu lepiej rozpocząć nowy rok z pozytywnym nastawieniem, mimo wszystko.  

- No to teraz jak na spowiedzi. - Zaczął Tito, gdy usiedliśmy w jednym z mniejszych pokoi, aby przez chwilę w spokoju porozmawiać. Przez mieszkanie w malutkim domku, później w jednym pokoju hotelowym, ścisk był dla nas bardzo naturalny i zawsze wybieraliśmy najmniejsze pomieszczenie, aby chociaż na chwilę poczuć się bardziej swobodnie. - Czemu nie jesteś z Tatianą? - Podał mi szklankę whisky z lodem. 
- Rozstaliśmy się. - Wzruszyłem ramionami, starając się udawać, że jest mi to obojętne. 
- To wiemy, ale co się stało? 
- Musimy psuć sobie dzień? 
- Komu się wygadasz jak nie braciom młody. - Marlon poklepał mnie po plecach. Wziąłem łyka alkoholu i zacząłem opowiadać wszystko od feralnego telefonu na Hawajach po ciążę. Gdy skończyłem moja szklanka była już pusta. 
- Ale skoro już wcześniej kręciła, to dobrze, że to nie twoje dziecko, pewnie by dalej tobą manipulowała. 
- Chciałem, aby było moje. 
- Jeszcze masz czas na dzieci. 
- Łatwo ci mówić, wy już macie swoje rodziny. 
- Może zabrzmi to brutalnie, ale ty masz karierę większą niż którykolwiek z nas mógłby sobie wymarzyć. - Usłyszałem głos Jerma, który do tej pory milczał. - Coś za coś. 
- Coś za coś - powtórzyłem po nim, wpatrując się w pustą szklankę, w której została jeszcze resztka nieroztopionego lodu. 
- A ta dziewczyna, z którą przyszedłeś? Jesteście razem? - Ciszę, która nastała przerwał dopiero Randy. 
- Przyjaźnimy się - odpowiedziałem niepewnie, ciągle mając w pamięci ostatni wieczór. - To skomplikowane. 
- Taką rybkę sam bym złowił, oczywiście gdybym nie miał żony. - Marlon dźgnął mnie w bok i dolał alkoholu. Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, aż nie stwierdziliśmy, że warto wrócić do pozostałych. Gdy tylko przekroczyłem próg salonu wpadłem na Josepha. Podałem mu rękę na powitanie i zamieniłem kilka słów na temat trasy koncertowej i nowej płyty. Chociaż minęło kilka lat, wciąż miał do mnie żal o odejście z zespołu, ale mimo tego, pomrukiwał z aprobatą, gdy opowiadałem jak wyglądają koncerty oraz twierdził, że nowa płyta jest dobra. To największy komplement na jaki było go stać. Nasze życie poza karierą nie interesowało go jakoś szczególnie, co było mi na rękę, bo to ostatnia osoba, której chciałbym się zwierzać z czegokolwiek. Wzrokiem szukałem Belli, którą zauważyłem przy oknie. Mimo tego, co powiedziała mi wcześniej, objąłem ją od razu, gdy tylko podszedłem. 
- Coś się stało? - Zerknęła ukradkiem na moją twarz. 
- Nie, tylko rozmawiałem z braćmi i pytali o Tatianę. - Zaczęła głaskać mnie po plecach. 
- Przyjaciele, tak? - Z tyłu usłyszałem rozbawiony głos Toi, co sprawiło, że natychmiast odsunęliśmy się od siebie. Stała razem z Janet, najwyraźniej przyglądając nam się od dłuższego czasu. Humor obydwu wskazywał na to, że wypiły już co najmniej kilka drinków. Oboje z Bellą spojrzeliśmy na siebie, ale żadne z nas się nie odezwało, zostawiając moje siostry w niepewności. Przyjęcie powoli się rozkręcało, głównie dzięki dzieciakom, które skutecznie rozruszały całe towarzystwo swoją niespożytą energią, ciągle szukając uwagi dorosłych, padły dopiero niedługo przed północą. Natomiast moja przyjaciółka nie odstępowała mnie na krok, czując się dosyć niepewnie wśród moich bliskich. A może chodziło o coś innego? Nie dopytywałem, ale zdecydowanie wolała być bliżej mnie. Z każdą godziną, z każdym kolejnym drinkiem atmosfera coraz bardziej się rozluźniała. Kilka minut przed północą wszyscy wyszliśmy do ogrodu, aby oczekiwać na pokaz fajerwerków. Patrząc na zegarek odliczaliśmy ostatnie dziesięć sekund. Równo z tym, jak wybiła północ na niebie rozbłysły wielokolorowe sztuczne ognie. Spojrzałem na Bellę, która obejmowała mnie, opierając głowę na moim ramieniu. Wyczuwając moje spojrzenie podniosła na mnie wzrok. Po chwili wahania położyła dłoń na moim policzku po prostu mnie pocałowała, całkowicie ignorując to, że cała uwaga w pewnym momencie skupiła się na nas. Tak rozpoczął się Nowy Rok 1988.

***

Hej!
Mam wrażenie, że rozdział wyszedł odrobinę chaotyczny, prawie tak bardzo jak uczucia naszych głównych bohaterów xD

Ale liczę na Wasze opinie i wszystkie przyjmuję na klatę 😁

Tak poza tym, oglądał ktoś może Oscary? Co sądzicie o wynikach? Jak dla mnie bez zaskoczeń, chociaż po cichu liczyłam na to, że docenią Ryana Gostlinga i Lily Gladstone (chociaż Oscar dla Emmy Stone w pełni zasłużony).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro