Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XX. Jest zaskakująco normalna

,,Jed­ne­go ser­ca i rąk bia­łych dwo­je!
Coby mi oczy za­sło­ni­ły moje,
Bym za­snął słod­ko, ma­rząc o anie­le,

Któ­ry mnie nie­sie w ob­ję­ciach nie­ba...
Jed­ne­go ser­ca! tak mało mi trze­ba,
A jed­nak wi­dzę, że żą­dam za wiele!"

~ ,,Jednego serca! Tak mało! Tak mało" Adam Asnyk

*Bella 

Po kilku miesiącach trasy, wraz z początkiem grudnia nadszedł dzień ostatniego koncertu przed świętami, który odbywał się w Los Angeles i jednocześnie miał zakończyć moją przygodę ze sceną. Dalej w końcu nie mogłam pojechać, nawet jeśli bym chciała. Michael, po zakończeniu występu, zaprosił cały zespół i tancerzy, w tym również mnie, na małe, przedświąteczne przyjęcie. Odbywało się ono w sali bankietowej hotelu, w którym spędzaliśmy tę ostatnią noc. Nie do końca potrafiłam odnaleźć się w takich oficjalnych sytuacjach, nawet gdy byłam tylko ''tłumem''. Po części oficjalnej wypatrywałam piosenkarza, z którym jako jedynym nawiązałam bliższy kontakt, jednak ciągle wydawał się zajęty rozmową z kimś. Na szczęście z czasem atmosfera trochę się rozluźniła. Był alkohol, muzyka, a część osób zaczęła korzystać z parkietu. Siedziałam z boku, przy jednym ze stolików i przyglądałam się wszystkiemu. Mimo że spędziłam z tymi ludźmi kilka miesięcy w trasie, czułam się między nimi obco więc wolałam się nie wychylać, ale to był mój wybór. Nie miałam potrzeby wchodzenia z nikim w żadną bliższą relację. Do tego, po ostatnim miesiącu w mojej głowie pojawił się jeden, wielki mętlik niezrozumiałych dla mnie, a do tego sprzecznych uczuć, od których nie mogłam oderwać się nawet na chwilę. Sama kompletnie nie wiedziałam czego chcę. Czy ciągle chcę się na nim zemścić? Czy po tym wszystkim jeszcze potrafię? Czy może to wszystko bezsensu. A jeśli nie to... to co tak naprawdę mi zostało? Tracąc jedyny cel jaki miałam w życiu, straciłabym powód, aby żyć. Chociaż starałam się sobie wmawiać, że jest inaczej, to podświadomie już wiedziałam, że to początek mojego końca.
- Zatańczysz? - Usłyszałam za sobą niespodziewanie, znajomy głos,  który wyrwał mnie na chwilę od rozmyślań. Odwróciłam się i jak się okazało był to jeden z tancerzy. Rozmawiałam z nim raz, może dwa, pomiędzy występami, starał się mnie gdzieś wyciągnąć, ale zawsze odmawiałam, dając mu jasno do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana. Chociaż wydawał się całkiem miły. - To jak? - Dopytał, gdy przez dłuższą chwilę nie odpowiedziałam. 
- Nie umiem tańczyć. - Przeczesałam dłonią włosy. Prawda była taka, że nigdy nawet nie próbowałam, ale wciąż miałam opory przed taką bliskością z mężczyznami. Nie chciałam, aby ktoś obcy mnie dotykał. Michaelowi pozwalałam na większą bliskość, co czasami kosztowało mnie bardzo dużo samozaparcia, ale miałam w tym swój cel... tak mi się przynajmniej wydawało. Natomiast pojawienie się kogoś jeszcze, to byłoby zbyt wiele. 
- Na pewno nie jest tak źle. - Pociągnął mnie delikatnie za rękę i zaczął ruszać się w rytm muzyki. - Jeśli będzie, to we Włoszech stawiam ci lampkę wina. 
- Nie jadę z wami dalej. 
- Dlaczego? - Wydawał się tym faktem zaskoczony i usiadł obok. - Zwolnił cię? 
- Nie, mam tutaj swoje zobowiązania i nie mogę wyjechać na tak długo. 
- To tym bardziej musimy zatańczyć, jeden taniec. - Spojrzał na mnie, a mi powoli kończyły się argumenty. Zawahałam się, ale ostatecznie się zgodziłam, z nadzieją, że da mi spokój. Domyślałam się, że gdybym odmówiła, nie mogłabym się go pozbyć przez resztę wieczoru. Patrick, bo tak miał na imię, prowadził bardzo umiejętnie, nawet mimo moich plątających się nóg. Sytuacja była dla mnie kompletnie niekomfortowa, czułam, że moje ciało jest spięte, jakby w każdej chwili gotowe do ucieczki. Jednak wydawało mu się to nie przeszkadzać. Przetrzymał mnie na parkiecie jeszcze przez drugą piosenkę, ale przy trzeciej stanowczo odmówiłam dalszego tańca i wróciłam na swoje miejsce. Jednak on poszedł za mną i usiadł obok. - Jesteś z Nowego Jorku? Dobrze zapamiętałem? 
- Tak, a ty? - Spytałam od niechcenia. 
- Z Buffalo, to też stan Nowy Jork, ale od kilku lat mieszkam już w LA. - Potaknęłam tylko, wydając z siebie mruknięcie. Wolałam, aby sobie poszedł, jednak nie odpuszczał. - Przeprowadziłem się na studia, ale zacząłem tańczyć, rzuciłem uniwerek i jak widać wyszło mi to na dobre. 
- Rzeczywiście. 
- A ty jak znalazłaś się na trasie? 
- Trochę szczęście, trochę przypadek - odpowiedziałam z obojętnością wzruszając ramionami, jakby to nie było nic takiego. - Można powiedzieć, że byłam w dobrym miejscu i w dobrym czasie. 
- Akurat Frank wylał Tatianę jak ją trochę za bardzo poniosło na scenie - mówiąc to ściszył głos i nachylił się bliżej mojej twarzy. - Podobno byli razem z Jacksonem i nawet zrobił jej dziecko, chociaż ona teraz mówi, że płacił jej, aby udawała związek, bo jest gejem. 
- Wierzysz w takie plotki? 
- Właściwie mam to gdzieś, ale tak mówią, masz ochotę na drinka? - Zmienił temat.
- Dzięki, wypiłam już jednego i wystarczy. 
- Może sok? - Pokiwałam tylko głową, a on odszedł w kierunku baru. Dopiero wtedy mogłam odetchnąć. 
- Jak się bawisz? - Nie wiadomo skąd nagle dosiadł się do mnie Michael. Od powrotu do Los Angeles nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Miałam nawet wrażenie, że nie chce tu być. 
- Całkiem dobrze, a ty? 
- W porządku, ale jestem zmęczony, chcę niedługo zbierać się do Neverlandu. 
- Dokąd? 
- To mój dom, tak nazwałem swoje ranczo. -  Oparł głowę na ręce i spojrzał na mnie, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiając. - Chciałabyś może zostać jeszcze kilka dni w Los Angeles? Oczywiście zapraszam cię do siebie. 
- Trochę mnie zaskoczyłeś, muszę tylko sprawdzić w kalendarzu, czy czasami nie mam już zmian w fabryce, ale myślę, że tak. 
- Mogłabyś wrócić dzisiaj ze mną, wtedy jutro od rana będę mógł ci wszystko pokazać. - Wyglądało, jakby naprawdę mu zależało, abym z nim pojechała. 
- Dlaczego mi to proponujesz? 
- Chciałbym ci się odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie zrobiłaś i w końcu to ja mogę cię gdzieś oprowadzić. - Mimo lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, odniosłam wrażenie, jakby to nie był jedyny powód. Ale nie dopytywałam o nic więcej, bo akurat wrócił Patrick z napojami, przerywając nam rozmowę. Chyba widok Michaela go zaskoczył, ale ten szybko wymyślił jakąś wymówkę i odszedł. Rozmawialiśmy na jakieś mało znaczące tematy, aż po raz kolejny poprosił mnie do tańca i pociągnął na parkiet, zanim jeszcze zdążyłam zaprotestować. W jednym momencie zaczęło kręcić mi się w głowie, a nogi zrobiły mi się jak z waty. Odruchowo musiałam się go mocniej przytrzymać, aby nie upaść. 
- Co się dzieje? - Spytał, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Miałam wrażenie, że trochę odlatuję. 
- Słabo mi, możemy usiąść? 
- Odprowadzę cię - zaproponował i nim odpowiedziałam, ruszył w kierunku wyjścia. 
- Chcę tutaj zostać. - Starałam się mówić stanowczo, ale on nie słuchał. Z każdą minutą coraz bardziej traciłam panowanie nad swoim ciałem, chwiałam się na nogach, jakbym była pijana, a przecież byłam pewna, że wypiłam tylko jednego drinka. To nie było możliwe. - Chcę zostać - powtórzyłam. 
- Co się dzieje? - Jak przez mgłę, usłyszałam inny głos. 
- Za dużo wypiła, odprowadzę ją do pokoju. 
- Dużo wypiłaś? - To pytanie było skierowane do mnie. Pokręciłam głową. A tak mi się przynajmniej wydawało. Poczułam jak uginają się pode mną kolana i prawie upadłam, ale ktoś szybko mnie złapał. 
- Zajmę się nią. 
- Dam sobie radę. - Z jakiegoś powodu tancerz nie chciał odpuścić. Nie wiedziałam, co się stało, ale już po chwili zaczęłam się unosić nad ziemią. 
- Pojedziemy do mnie, ok? - Chyba poczułam ulgę, gdy dotarło do mnie, że głos należy do Michaela. 
- Tak. 
- Co się stało? - Musieliśmy dotrzeć do samochodu, bo tym razem odezwał się Bill. - Ktoś tu chyba za dobrze się bawił. 
- Ktoś jej czegoś dosypał, musimy jechać do szpitala. - Nie straciłam świadomości, słyszałam i rozumiała każde słowo, dlatego na dźwięk słowa ,,szpital'', zebrałam wszystkie siły, aby zaprotestować. 
- Nie. - Starałam się, aby mój głos brzmiał stanowczo. - Nie chcę. 
- Musimy jechać, nie wiadomo, co to jest. 
- Rano - mówiłam powoli, oddzielając każde słowo. - Przejdzie, to nic. - Nie wiedziałam, czy w końcu odpuścił, czy nie, ale auto ruszyło. Całkiem straciłam poczucie czasu. Miałam wrażenie, jakby minęła zaledwie chwila, do momentu, w którym się zatrzymaliśmy.  Ponownie ktoś wziął mnie na ręce, a moja głowa swobodnie opadła. Sufit na szczęście zdecydowanie nie wyglądał na szpitalny. - Jesteśmy w zamku? 
- W moim domu - odpowiedział spokojnie. Szybko wylądowałam na czymś miękkim i odleciałam. 

*Michael

Nie chciałem wracać do Los Angeles. Nie chciałem wracać sam do Neverlandu. Gdy tylko opuściłem samolot, wszystkie wspomnienia związane z Tatianą uderzyły we mnie jakby ze zdwojoną siłą. Dlatego poprosiłem Bellę, aby została, chociaż na kilka dni. Nie chciałem być sam. Wszystko pogarszały zbliżające się święta, które mieliśmy spędzić wspólnie z jej rodziną i z naszym dzieckiem... Sam nie wiedziałem co robić. My nigdy nie obchodziliśmy świąt, ale spotykaliśmy się całą rodziną, jeśli akurat wszyscy mieliśmy wolne. Jednak tym razem wolałem tego uniknąć. Wiedziałem, że będą zadawali pytania, na które jeszcze nie czułem się gotowy odpowiadać. Od Belli niestety nie dostałem od razu odpowiedzi. Do tego zauważyłem, że rozmawiała z jednym z moich tancerzy, dlatego wolałem się usunąć. Zamieniłem jeszcze kilka słów z pozostałymi członkami zespołu, ale czułem, że wystarczy mi wrażeń na jeden dzień i poprosiłem Billa, aby przygotował samochód do powrotu. Chciałem jeszcze znaleźć dziewczynę i znalazłem, w dosyć nieciekawej sytuacji. Wyglądała jakby mocno się upiła, a Patrick, gdzieś ją prowadził. To wszystko było o tyle dziwne, że rozmawiając z nią nie czułem od niej alkoholu, ani nie zachowywała się, jakby coś piła. Postanowiłem podejść, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku, wtedy usłyszałem, jak mówiła do niego, że chce zostać. Miałem złe przeczucie. Jej stan nie do końca pozwalał na powiedzenie dokąd chce iść i co robić, ale uwierzyłem jej, gdy dała znak głową, że nie piła. Nie chciałem zostawiać jej samej w hotelu, dlatego zabrałem ją do siebie, gdzie od razu skontaktowałem się z moim lekarzem. Raczej nie tryskał radością z powodu godziny, o której do niego zadzwoniłem, ale zgodził się przyjechać.  Zaprowadziłem go od razu do sypialni, gdzie leżała dziewczyna. Bill siedział obok, w razie, gdyby coś się działo. Ona, kiedy tylko zobaczyła lekarza, zaczęła drżeć. Nie mogła się ruszyć, ani nic powiedzieć, tylko patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem. Doktor usiadł obok i zaczął szukać czegoś w torbie, a z jej oczu spłynęły łzy. Kucnąłem obok łóżka i położyłem dłoń na jej ręce. 
- Jestem z tobą cały czas, jesteś bezpieczna. - Pogłaskałem ją po czole. Naprawdę się bała. - Lekarz tylko cię zbada. - Na dźwięk tych słów zaczęła głębiej oddychać. 
- Już mogę ci powiedzieć, że to na 99% GHB - odezwał się lekarz zanim jeszcze przeszedł do jakiegokolwiek badania. 
- Czyli? 
- Kwas gamma-hydroksymasłowy, być może zmieszany z czymś jeszcze, młodzież na to mówi ,,pigułka gwałtu'', pewność byśmy mieli po badaniach krwi, ale raczej nie zagraża jej życiu, jutro nie będzie nic pamiętać.
- Jesteś pewien? Nic jej nie będzie? 
- Tak, przynajmniej nie fizycznie, psychicznie po czymś takim może potrzebować pomocy. 
- Dlaczego się trzęsie i tak ciężko oddycha? 
- Może być ciągle świadoma, wygląda na atak paniki, ale na tą chwilę nie mogę niestety nic więcej zrobić. 
- Dziękuję, że przyjechałeś. 
- Nie ma sprawy, gdyby coś się działo to dzwoń. - Pożegnaliśmy się i opuścił pokój. Dopiero wtedy Bella wydawała się uspokoić. Przykryłem ją szczelniej kołdrą i zająłem miejsce na fotelu, który stał obok łóżka. Na szczęście dość szybko udało jej się zasnąć. 
- Powinieneś zwolnić tego sukinsyna, który jej to podał. - Pierwszy raz odkąd przyjechaliśmy odezwał się mój ochroniarz, który również przez cały czas nie wychodził z pokoju. - A jeśli nie, to powiedz mi, który to, to pewne rzeczy wyjaśnię mu ręcznie. - Zacisnął dłonie w pięści. - Co tak patrzysz? Nie toleruję takich gnid. 
- Nie spodziewałem się, że tak zareagujesz. 
- Odkąd mam córkę mam jeszcze mniejszą tolerancję dla skurwieli jego pokroju, no i lubię ją, jest zaskakująco normalna jak na kobiety, z którymi się spotykasz. 
- Nie spotykam się z nią. - Od razu sprostowałem. - Ale wiem co masz na myśli. 
- Dlatego proszę cię, abyś zrobił coś z tym gościem. - Pokiwałem tylko głową, chociaż nie miałem siły o tym myśleć. W pierwszej kolejności zależało mi na tym, aby dziewczyna doszła do siebie. Wyjąłem z szafy koc dla siebie i Billa, po czym rozłożyłem fotel. Nie wypraszałem go, wiedziałem, że też się martwił. Powoli dopadało mnie zmęczenie, ale wolałem zostać w pobliżu, gdyby coś działo się w nocy. 

Nad ranem obudził mnie dotyk na mojej nodze. Otwarłem oczy i po włączeniu lampki zauważyłem, że Bella wstała i musiała przypadkiem się o mnie oprzeć. Chwiejnym krokiem starała się dojść do drzwi. Od razu do niej podszedłem. Jej twarz była blada, a oczy lekko zaszklone. 
- Pomogę ci. - Nie czekając na odpowiedź, złapałem ją za ramiona, aby nie upadła. 
- Będę rzygać - powiedziała, a ja od razu zaprowadziłem ją do łazienki, gdzie zwymiotowała, gdy tylko nachyliła się nad sedesem. Ledwie zdążyłem przytrzymać jej włosy. Kucnąłem obok i głaskałem ją po plecach. - Przepraszam. - Oparła głowę na toalecie. Jej całe ciało drżało. 
- Nic się nie dzieje, zimno ci? - Lekko potaknęła. Podałem jej kawałek papieru, którym wytarła buzię i pomogłem jej wstać. Przepłukała twarz w umywalce i zaprowadziłem ją z powrotem do sypialni. 
- Przepraszam, wydawało mi się, że wypiłam tylko jednego drinka. - Oparła głowę na rękach, gdy tylko usiadła na łóżku. - A prawie niczego nie pamiętam. 
- Nic się nie stało, nie przejmuj się tym teraz, tylko odpoczywaj. - Położyła się, a ja ją przykryłem i położyłem mokry ręcznik na czole, bo wydawała się odrobinę rozpalona. 
- Dziękuję - powiedziała jeszcze cicho, zanim zasnęła. Mi już się nie udało. 

*** 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro