XVIII. Jednym spojrzeniem mogła namówić mnie do czego tylko chciała
,,Uśmiechnij się choć twoje serce boli
Uśmiechnij się, chociaż się łamie
Kiedy chmury są na niebie
Poradzisz sobie...
Jeśli uśmiechniesz się ze swoich swoim strachem i smutkiem.
Uśmiechnij się, a może jutro
Okaże się, że życie nadal ma sens
Jeśli tylko..."
~ ,,Smile" Charlie Chaplin, słowa: John Turner i Geoffrey Parsons
*Michael
Obudziłem się z nieznośnym bólem głowy i brakiem chęci do czegokolwiek. Nawet nie miałem siły podnieść się z łóżka. Czując na twarzy pierwsze promienie słońca, które zaczynało świecić prosto w moje oczy, odwróciłem się tyłem do okna. Dlaczego wieczorem go nie zasłoniłem? Niewiele pamiętałem z ubiegłej nocy. Właściwie ostatnie, co sobie przypominałem to moment, w którym wychodziłem z pokoju. Nie wiedziałem, co działo się później. Zaraz, zaraz, skoro wychodziłem... to dokąd? Dopiero, gdy o tym pomyślałem, zerwałem się do pozycji siedzącej, czego zaraz pożałowałem, bo od razu poczułem zawroty głowy i mdłości. Potrzebowałem momentu, aby dojść do siebie. Chciałem zapomnieć o wszystkim i się udało. Właściwie doprowadziłem się do stanu, w którym wszystkie przyjemności wynikające z kaca ograniczyły moje możliwości poznawcze do skupienia się na utrzymaniu równowagi. Gdy zawroty ustały, rozglądnąłem się po obcym pokoju. Zdecydowanie nie znajdowałem się u siebie. Wtedy zobaczyłem Bellę, która spała zwinięta na fotelu. Co za kompromitacja. Zostało mi tylko mieć nadzieję, że nie zrobiłem niczego głupiego. Powoli opuściłem stopy na podłogę i oparłem łokcie o kolana, po czym schowałem głowę w dłonie. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał, że kręciło mi się w głowie. Chciałem wrócić do siebie, zanim Bella się obudzi. Ze wstydu za to, co ze sobą zrobiłem na jej oczach, wolałem uniknąć porannej konfrontacji. Tymbardziej, że w mojej głowie była jedna, wielka, czarna dziura. Lecz drzwi okazały się zamknięte, a klucza nie było w zasięgu wzroku. Jeszcze chwiejnym krokiem zbliżyłem się do fotela, jednocześnie hamując odruch wymiotny.
- Bella. - Delikatnie potrząsnąłem ją za ramię, na co tylko machnęła ręką, odganiając mnie i odwróciła się na drugi bok. - Otworzysz drzwi?
- Koncert dopiero wieczorem - odpowiedziała jeszcze zaspanym głosem, nadal zwrócona tyłem do mnie.
- Chciałbym wrócić do siebie. - Nerwowo przeczesałem dłonią włosy, a ona tylko westchnęła teatralnie i się przeciągnęła.
- Moje plecy. - Wstała i się wyprostowała. Wyminęła mnie i rozglądnęła się w poszukiwaniu klucza do pokoju.
- Przepraszam za wczoraj - odezwałem się niepewnie - i za to, że musiałaś spać w fotelu.
- W porządku, trafisz do siebie? - Odpowiedziała w taki sposób, że nie wiedziałem, czy jest zła, bo rzeczywiście coś odwaliłem, czy po prostu zmęczona.
- Powinienem, jeśli wczoraj zrobiłem coś nie tak, to przepraszam, niczego nie pamiętam.
- Nie dziwię się, że nie pamiętasz, narąbałeś się jak szewc, ale niczego nie zrobiłeś. - Wyjęła klucz z szuflady, a ja mogłem odetchnąć, chociaż nadal czułem przeogromny wstyd.
- Przepraszam jeszcze raz.
- Michael nic się nie stało, ale wczoraj powiedziałeś mi trochę o... twoim związku.
- Wybacz, że zawracałem ci tym głowę.
- Nie to mam na myśli, po prostu, gdybyś może chciał pogadać, zamiast znowu się upijać, to wiesz, gdzie mnie szukać. - Zacisnąłem wargi w wąską linię i tylko potaknąłem.
- To jednorazowa sytuacja. - Starałem się mówić pewnie. - I proszę, niech to zostanie między nami.
- Za późno, już zdążyłam porozsyłać do tabloidów zdjęcia jak śpisz narąbany na stole - powiedziała tak poważnie, że przez chwilę nawet jej uwierzyłem. - Kiepski żart. - Chyba zorientowała się, że trochę mnie przestraszyła. - Tak na poważnie, buzia na kłódkę, nie było cię tutaj.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję za wszystko, że mnie wysłuchałaś, ogarnęłaś i nie dopuściłaś, abym wyszedł w takim stanie, jeszcze tego brakowało, aby ktoś mnie zobaczył.
- Nie ma sprawy, może to marne pocieszenie, ale jesteś naprawdę w porządku, nie pozwól, aby to, co się stało cię zniszczyło. - Położyła mi dłoń na ramieniu, a ja po prostu ją przytuliłem. Miałem wrażenie, że na ten gest zesztywniała, ale tylko na chwilę. Zaraz jednak się rozluźniła. A może tylko mi się zdawało? Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odsunęliśmy się od siebie natychmiast, a ja przezornie schowałem się w łazience, aby nie stwarzać niepotrzebnie powodów do jakichś domysłów, w końcu nie wiedziałem, kto stoi za drzwiami. Bella przez chwilę z kimś rozmawiała, ale przez drzwi słyszałem tylko stłumione dźwięki i nie mogłem rozpoznać głosu. Nie trwało to na szczęście długo.
- Możesz już wyjść - powiedziała zza drzwi, a ja wyszedłem z łazienki. Patrzyła na mnie i się uśmiechała. - Szukają cię. - Wydawała się być tym faktem dosyć rozbawiona.
- Frank? - Potaknęła ruchem głowy. - I co mu powiedziałaś?
- Że wróciłeś do siebie i pewnie jeszcze śpisz. - Wzruszyła ramionami. - Mówił, że wczoraj u niego byłeś i pytałeś o mój pokój.
- Nie pamiętam.
- W takim razie dobrze się trzymasz po alkoholu, bo nie wyglądałeś na aż tak pijanego, przynajmniej, gdy przyszedłeś.
- To miał być komplement?
- Interpretuj sobie jak chcesz, nie wiem jak ty, ale ja jestem głodna. - Zmieniła temat.
- Raczej nic nie przełknę. - Na samą myśl o jedzeniu miałem odruch wymiotny. Mimo że planowałem wyjść, to usiadłem na fotelu, aby zapanować nad swoim ciałem. Sprawiała wrażenie jakby jej się nie spieszyło, aby się mnie pozbyć, a ja z jakiegoś powodu wolałem zostać, nie chciałem być sam. - Moja głowa.
- Takie są skutki picia wódki. - Zaśmiała się krótko, chociaż mi wcale nie było do śmiechu. - Pierwszy raz masz kaca?
- Aż takiego? Tak. - Złapałem się za głowę. - Masz może wodę?
- Mam. - Sięgnęła po butelkę do niewielkiej lodówki i podała mi. Łapczywie wypiłem połowę na raz. Ona w tym czasie sięgnęła po telefon i zamówiła śniadanie do pokoju. Gdy odłożyła słuchawkę, usiadła obok mnie. - Lepiej? - Spytała kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie bardzo.
- Poprosiłam o miętę, powinna trochę pomóc.
- Niepotrzebnie, właśnie miałem wychodzić.
- Możesz zostać, przecież widzę, że ci się nie spieszy. - Uśmiechnęła się ciepło. - Koncert jest dopiero o dziewiętnastej, do tego czasu wydobrzejesz.
- Nie czuję się jakbym miał wydobrzeć.
- Uwierz mi na słowo, naprawdę nie jest tak źle jak ci się wydaje.
- Tylko gorzej.
- Nie dramatyzuj. - Podeszła do drzwi, bo właśnie ktoś przyniósł jedzenie. Podała mi kubek, z którego mocno było czuć miętowy zapach, a sama usiadła przy stole i zaczęła zajadać naleśniki, a ja ciągle walcząc ze sobą, popijałem gorący napar. - Chcesz wyjść na miasto? - Spytała nagle, a ja popatrzyłem na nią zastanawiając się czy aby nie żartuje. Jednak wyglądało na to, że zadała to pytanie całkiem poważnie. - Trochę świeżego powietrza dobrze ci zrobi.
- Jak mam niby wyjść?
- Najlepiej na dwóch nogach. - Słysząc to przekręciłem oczami. - Założysz jakiś płaszcz czy coś tak jak w Nowym Jorku.
- Bella - przerwałem jej. - To nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego? Mamy sporo czasu, a nie widziałeś miasta, ja też nie.
- A jeśli ktoś mnie rozpozna?
- To będziemy mieli rozgrzewkę przed koncertem. - Uśmiechnęła się. - To jak? - Spojrzała mi prosto w oczy. Może sprawiła to sytuacja w jakiej się znalazłem, może kac, ale miałem słabość do tych oczu. Przekonała mnie. Gdy na mnie patrzyła miałem wrażenie, że jednym spojrzeniem mogła namówić mnie do czego tylko chciała.
*Bella
Udało mi się go przekonać na wyjście na miasto. Wziął prysznic i wymknęliśmy się z hotelu tylnym wyjście. Miasteczko nie należało do największych, a w środku tygodnia, koło południa, na ulicach świeciło pustkami. Większość osób pewnie spędzała ten czas w pracy, mijaliśmy tylko pojedynczych ludzi, przechodzących z zakupami czy siedzących w kawiarniach, popijających kawę.
- Spokojnie nikt cię nie pozna. - Dźgnęłam go w bok, widząc jak się rozgląda dookoła. Podobnie jak w Nowym Jorku, w dniu, w którym go poznałam, był ubrany w długi płaszcz z kapturem, a swoją twarz zasłaniał szalem. Nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi, ale on wydawał się dość spięty. Dodatkowo ciągle sprawiał wrażenie, jakby myślami był gdzieś daleko. Wiedziałam, że to dla niego ciężki dzień, nie tylko przez kaca. Nadal nie powiedział, co dokładnie się stało, ale słuchając go poprzedniej nocy, miałam swoje podejrzenia. Gdy patrzyłam na niego, kiedy był w takim stanie, nie mogłam tak po prostu przejść obojętnie obok. Wmawiałam sobie, że po prostu wykorzystuję sytuację, ale wbrew sobie, naprawdę chciałam, aby chociaż na chwilę o tym zapomniał.
- Wiesz dokąd idziemy?
- Przed siebie. - Odwróciłam się przodem do niego. - Nie martw się tym.
- Trafimy z powrotem? - Słysząc to pytanie tylko westchnęłam ostentacyjnie, na tyle głośno, aby na pewno usłyszał.
- Jackson, nie marudź, mamy czas, narazie zwiedzamy, a jak będzie czas na powrót, to będziemy się martwić. - Nie wyglądał na przekonanego. Wymyśliłam sposób, aby trochę go rozruszać.
- Szal ci się zsunął. - Znajdowaliśmy się w pobliżu parku, a wokół nie było nikogo, więc udając, że poprawiam mu szal, szybkim ruchem go zdjęłam i zaczęłam uciekać.
- Bella! Co ty robisz! - Krzyczał za mną, ale kompletnie się tym nie przejęłam. Podejrzewałam, że zaraz zacznie mnie gonić i się nie pomyliłam. - Bella!
- Chcesz go odzyskać, to się postaraj! Chyba jeszcze nie jesteś aż taki stary! - Wbiegłam prosto do parku, a następnie na ścieżkę wokół jeziora, które znajdowało się w jego centrum.
- Oddaj go! To nie jest zabawne! - Był coraz bliżej mnie, ale nie odpuszczałam i przyspieszyłam. Być może przez pracę fizyczną moja kondycja była dużo lepsza niż myślałam i trudno było mu mnie dogonić.
- Ja się bawię dobrze. - Zaśmiałam się i zatrzymałam dopiero na pomoście.
- Jesteś szalona. - Po chwili dotarł do mnie i oparł się plecami o barierkę. Gdy nasze oddechy się uspokoiły, zauważyłam, że na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Przecież nic nie zrobiłam.
- Ani trochę, tylko musiałem gonić cię przez pół miasta.
- Jakie pół miasta? Przecież to nawet nie jest pół parku, no i nie chcę nic mówić, ale wciąż mnie nie złapałeś. - Kiedy szykowałam się do ponownej ucieczki on zorientował się w porę i zagrodził mi drogę.
- A teraz? - Popatrzył na mnie zadowolony z siebie, a ja szybko przeanalizowałam sytuację i po prostu przebiegłam pod jego ramieniem. Niestety miał dobry refleks. Natychmiast złapał mnie w pasie, nie pozwalając zrobić ani kroku dalej, a ja automatycznie zesztywniałam. Moje ciało samo zareagowało, zanim głowa zdążyła pomyśleć. To był odruch. On czując, że coś się stało od razu mnie wypuścił. - Wszystko w porządku? - Pokiwałam tylko głową. Nie mogłam pokazywać, że coś jest nie tak, nie jemu.
- Masz mnie. - Odwróciłam się w jego stronę, starając się, aby mój uśmiech wyglądał jak najbardziej szczerze, chociaż czułam jak mocno wali mi serce. Oddałam mu szal, którym od razu zasłonił twarz.
- Na pewno wszystko ok?
- Tak, po prostu nie spodziewałam się, że masz taki refleks.
- Ładnie tutaj. - Rozglądnął się dookoła rozmarzonym wzrokiem i oparł o barierkę.
- Rzeczywiście. - Stanęłam obok niego i skierowałam wzrok w stronę, w którą patrzył. Było cicho i spokojnie, tylko na drugim brzegu ktoś siedział łowiąc ryby, jakby to, że znajdujemy się w środku miasta nie miało znaczenia.
- Cieszę się, że mnie wyciągnęłaś.
- Spoko, a jak się czujesz?
- Lepiej, miałaś rację, że świeże powietrze pomaga. - Stojąc tak, spędziliśmy jakiś czas, aż listopad nie dał o sobie znać zimnym deszczem. Na szczęście, jak się okazało nie odeszliśmy aż tak daleko, jak myśleliśmy. Jednak kilkanaście minut, które spędziliśmy na szukaniu drogi do hotelu i dobiegnięcie do niego wystarczyło, aby porządnie zmoknąć. Gdy tylko wbiegliśmy do windy Michael oparł się o jedną ze ścian i wybuchnął śmiechem. - Dawno się tak dobrze nie bawiłem.
- Cieszę się. - Wysiedliśmy z windy na odpowiednim piętrze, trafiając prosto na Billa, który spojrzał na nas jak na czubków. W końcu oboje byliśmy mokrzy tak, że z naszych ubrań Kapała woda, a dodatkowo to wszystko wydawało się Jacksona niesamowicie bawić.
- Frank mówił, że leczysz kaca w pokoju. - Spojrzał znacząco na mężczyznę stojącego obok mnie, a ten tylko wzruszył ramionami. - Sprowadzasz go na złą drogę. - Puścił mi oczko i się uśmiechnął. Na tyle, na ile zdążyłam go poznać, był jedną z osób, którym rzeczywiście zależało na dobru Michaela, a teraz wyglądało na to, że zdobyłam jego zaufanie. Nie wydawał się mieć nic przeciwko, widząc nas razem.
- Przecież tylko wyszliśmy się przejść - powiedziałam, jakby nie było to nic nadzwyczajnego. - Chcieliśmy zobaczyć trochę miasto, na ulicach o tej porze są i tak pustki.
- Nie mówię, że to źle. - Uniósł ręce do góry. - Ale lepiej idźcie się wysuszyć, bo Frank wyjdzie z siebie jak was zobaczy i tak już jest wkurzony, że od rana go ignorujesz - zwrócił się do Michaela.
- Nie mam żadnych planów na dzisiaj poza koncertem, nie mogę mieć czasu dla siebie?
- Chciał coś z tobą ustalić na jutro, ale nie wnikałem.
- Ogarnę się i do niego zaglądnę. - Spojrzał na mnie. - Dziękuję raz jeszcze, za wszystko. - Przytulił mnie, po czym rozeszliśmy się do swoich pokoi. Gdy już się wysuszyłam, zaczęłam chodzić po pokoju od ściany do ściany, próbując uspokoić swoje rozbiegane myśli. Już sama nie wiedziałam czego chcę. W jego towarzystwie czułam się z każdym dniem swobodniej. Coraz częściej zapominałam się, tak jak tego dnia. Nie sądziłam, że będzie tak trudno. W końcu jak mogłam spędzać z nim czas, słuchać o jego problemach, śmiać się, a jednocześnie ciągle go nienawidzić? To wszystko miało być prostsze. To on zniszczył mi życie. Nie pozwolił mi uciec. To jego zeznania odebrały mi lata, które powinnam spędzić w szkole, wśród znajomych, imprezując, być może nawet studiując. Starałam się pielęgnować tą nienawiść, pamiętać o tym wszystkim. Nie sądziłam, że mogłabym do niego poczuć jakąkolwiek sympatię. Ale w praktyce... życie brutalnie wszystko weryfikowało. Im bardziej się do niego przekonywałam, tym bardziej moje życie traciło sens.
***
Hej!
Dzisiaj trochę lżejszy rozdział (w końcu) mimo tego, co dzieje się w życiu naszych bohaterów. Jak myślicie czy cała sytuacja zbliży ich do siebie? I co zrobi Bella? 🤔
(Ja wiem, ale nie powiem 😎)
Ogólnie przyznam wam się, że opowiadanie leży praktycznie skończone w moich notatkach od pół roku, może dłużej (trochę się waham nad zakończeniem) xD teraz tak naprawdę poprawiam rozdziały i zmieniam jakieś drobne rzeczy, także być może obejdzie się bez dłuższych przerw w publikowaniu (postaram się!)
Chętnie przeczytam opinie na temat tego co sądzicie o opowiadaniu do tej pory.
Więc zapraszam do zostawienia po sobie śladu! I wyczekujcie kolejnego rozdziału niedługo!
Ps. Jak wam się podoba nowa okładka? 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro