Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVII. Każdy, tylko nie ona

,,Są takie chwile, gdy się nie śmie badać
swej własnej duszy, bo się człowiek lęknie,
że ani jednej nie znajdzie w niej struny,
co potrącona, jeszcze czysto dźwięknie.

Lecz trzeba tylko jednego spojrzenia
pełnymi wielkiej miłości oczyma,
by w akord związać wszystkie struny duszy...
potrzeba jednych oczu -- lecz ich nie ma!"

~,,Są takie chwile''  Kazimierz Przerwa-Tetmajer

*Michael

,,Michael Jackson został ojcem?"
,,Partnerka Króla Popu zdradza tajemnice ich związku!"

- Nie wierzę. - Siedziałem na skraju łóżka, opierając głowę na rękach. - Powiedz mi, że to nieprawda. - Spojrzałem na Franka z nadzieją, że to, co zobaczyłem na pierwszych stronach gazet to jedno, wielkie kłamstwo. On tylko pokręcił głową. Już kilka razy próbowałem się dodzwonić do Tatiany, ale odpowiadał mi tylko niekończący się sygnał nawiązywanego połączenia. Odkąd wyjechałem minęły ponad dwa tygodnie. W tym czasie rozmawialiśmy może kilka razy, ale krótko. Za każdym razem miałem coraz większe wrażenie, jakby odbierała telefon tylko przez to, że musiała. W końcu przestałem dzwonić, dając jej czas na przemyślenie tego wszystkiego. Ale zaledwie po kilku dniach ciszy, wybuchł skandal.
O tym, że urodziła dowiedziałem się z pisma plotkarskiego, któremu podobno udzieliła wywiadu. Nie docierało do mnie to, co się stało, te wszystkie słowa, które podobno mówiła. Liczyłem na to, że to kolejna plotka, którą wymyślił jakiś brukowiec. Nie mogła mi tego zrobić. Każdy, tylko nie ona, nie kobieta, którą kochałem, z którą miałem mieć dziecko. Nie mogła urodzić, przecież to za wcześnie. Nawet jeśli byłaby na mnie zła, nie powiedziałaby o czymś tak ważnym? - Myślisz, że ona naprawdę mogła to zrobić?
- Nie wiem Mike. Nie pokazali żadnych zdjęć, a napisać mogli cokolwiek.
- Miała urodzić przed świętami - odpowiedziałem przypominając sobie, co mówiła.
- Przecież zdarza się, że dzieci rodzą się za wcześnie, może jeszcze nie wyszła ze szpitala, albo to plotki i leży w domu, i sama o niczym nie wie? - Mój menadżer położył mi dłoń na ramieniu. - Długo było o tobie cicho, może tylko szukają sensacji? - Chciałem wierzyć, że to nie ona, naiwnie tłumaczyć wszystko, aby tylko oddalić od niej podejrzenia. Wziąłem do ręki słuchawkę i zadzwoniłem jeszcze raz.
- Halo? - Odezwał się znajomy głos, co już odrobinę mnie uspokoiło. Dałem Frankowi znak, aby wyszedł. Nie musiał słyszeć naszej rozmowy.
- Tatiana? Tu Michael.
- Po co dzwonisz? - Spytała tonem, na dźwięk którego aż mnie zmroziło. Nigdy wcześniej nie mówiła do mnie w ten sposób. 
- Widziałem artykuły.
- Więc chyba wszystko wiesz. - Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Zabrakło mi słów. Nawet nie próbowała zaprzeczać ani się tłumaczyć.
- Nie rozumiem.
- Ale czego nie rozumiesz? Nie kocham cię - powiedziała to tak obojętnie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Gdy w tle usłyszałem płacz dziecka musiałem usiąść, bo czułem jak nogi zaczęły się pode mną uginać. 
- Urodziłaś...
- Nie jest twoje.
- Chcę mieć pewność.
- Nie jest twoje - powtórzyła pewnie. Milczałem przez chwilę. Powoli wszystko do mnie docierało. Kobieta, z którą byłem, oszukiwała mnie. Dziecko, które zdążyłem pokochać zanim jeszcze przyszło na świat, nie było moim dzieckiem.
- Po co to wszystko? - Zadałem pytanie, chociaż odpowiedź była już tak naprawdę bez znaczenia.
- Daliście mi beznadziejną umowę, co drugi brukowiec teraz da mi więcej - prychnęła. - A, że ty jesteś naiwny jak dziecko, było łatwiej niż myślałam. - Po tych słowach usłyszałem tylko sygnał przerwanego połączenia. Siedziałem tak jeszcze jakiś czas ze słuchawką przy uchu. W jednej chwili straciłem wszystko, co wydawało mi się najcenniejsze. Marzenia o rodzinie i miłość, która miała być miłością mojego życia. Zostałem oszukany w najgorszy możliwy sposób. Rzuciłem słuchawką o ścianę i zerwałem się z łóżka. Chciałem odreagować. Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami i skierowałem się prosto do windy, na której jednak wisiała karteczka ,,Winda nieczynna" więc poszedłem w stronę schodów. Na moje nieszczęście wpadłem prosto na Billa, który widząc w jakim jestem stanie, nie pozwolił mi przejść.
- Mike dokąd idziesz?
- Co cię to obchodzi?
- Wyobraź sobie, że obchodzi, chodź powiesz mi co się stało. - Spróbował złapać mnie za ramię, ale natychmiast je wyrwałem.
- Okłamywała mnie, zostawiła, dziecko nie jest moje - mówiłem chaotycznie. - Wystarczy żebym mógł się urżnąć? Czy to za mało? - Przetarłem oczy.
- W takim stanie na pewno nigdzie cię nie wypuszczę.
- Nie jestem małym dzieckiem, abyś mógł mi czegokolwiek zabronić.
- Ale jesteś dla mnie jak syn, chodź wrócimy do pokoju. - Spojrzał na mnie, a ja tylko pokiwałem głową. Chociaż nosiło mnie, aby pójść gdziekolwiek, upić się, znaleźć jakąś kobietę, w końcu chętnych nie brakowało, ten jeden raz wykorzystać swoją pozycję, aby... sam nie miałem pewności po co.
- Co się dzieje? - Usłyszałem kobiecy głos. To była Bella, która wyglądała z pokoju. Musiała usłyszeć zamieszanie.
- Kup sobie gazetę, to zobaczysz, co się dzieje - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Ona chyba poczuła się lekko zdezorientowana słysząc jakim tonem się odezwałem. Bill tylko pociągnął mnie mocniej za ramię. Poszliśmy do apartamentu, gdzie od razu skierowałem swoje kroki do barku, w który był wyposażony pokój. Na szczęście, aby się napić nie musiałem wychodzić.
- Michael za kilka godzin masz koncert. - Mój ochroniarz nie pozwolił mi go nawet otworzyć.
- I co? Nie będę pierwszym ani ostatnim, który występuje po pijaku.
- A chcesz skończyć tak jak ci, którzy występują? - Zamilkłem. Usiadłem na fotelu i zacząłem gapić się po prostu przed siebie.
- Nie wiem czy jestem w stanie dzisiaj wystąpić.

*

Rozmawialiśmy długo. A raczej to ja mówiłem, a on słuchał. Aż nadszedł czas, aby szykować się do koncertu. Zdałem sobie sprawę, że nie chcę zawieść moich fanów. Tak jak nauczył nas Joseph - cokolwiek się dzieje, przedstawienie musi trwać. Dlatego zebrałem wszystkie siły jakie jeszcze mi zostały i niedługo przed rozpoczęciem pojawiłem się w garderobie, gdzie Karen już malowała Bellę. Bez słowa usiadłem na kanapie i czekałem aż skończą.
- Dzisiaj bez próby? - Karen zagadnęła mnie tak, jak zawsze miała w zwyczaju, ale nie miałem ochoty odpowiadać, więc tylko wzruszyłem ramionami. Po kilku próbach odpuściła sobie rozmowę ze mną.

Przed wyjście na scenę wziąłem jeszcze głębszy oddech i zaczęło się. Gdy tylko usłyszałam krzyczących ludzi, zobaczyłem zapełnioną widownię, odczułem nagły przypływ energii. Liczyło się tylko tu i teraz. Byłem tam dla nich, a oni byli dla mnie więc musiałem dać z siebie wszystko. To był mój dom, moja oaza, najbezpieczniejsze miejsce na ziemi, w którym wszystkie problemy przestawały mieć znaczenie. I tak było, do póki nie wybrzmiały pierwsze wersy ,,She's out of my life".

*Bella

Przez cały koncert obserwowałam go stojąc za kulisami z boku sceny. Nie robiłam tego zawsze, ale tym razem coś mi mówiło, że powinnam tam być. Jackson zachowywał się od rana jak nie on. Nigdy wcześniej nie widziałam go zdenerwowanego, a tym razem było inaczej. Coś musiało się stać i byłam pewna, że ma to związek z jego partnerką. Jednak, gdy tylko wyszedł na scenę jego wyraz twarzy całkowicie się zmienił, jakby problemy, które miał, nagle przestały go dotyczyć. Śpiewał i tańczył z uśmiechem na ustach. Do momentu, gdy muzyka zwolniła. Zaczęła jedna z ballad. Nigdy jeszcze nie śpiewał jej w taki sposób. Słuchanie tego rozdzierało serce, a gdy skończył na całej sali zapadła grobowa cisza. Gdy światła zgasły zszedł ze sceny, zostawiając fanów z zespołem, a sam usiadł na schodkach zaraz za kulisami. Oparł głowę o kolana i drżał. On naprawdę płakał. Pracownicy techniczni, którzy także oglądali koncert, wydawali się dosyć zdezorientowani. Przez chwilę patrzyłam na niego nie wiedząc, co powinnam zrobić, ale zdecydowałam się podejść i usiąść obok. Wszystko krzyczało we mnie, że nie powinnam tego robić, ale objęłam go. Nie wiedziałam czy robię dobrze. On tylko zerknął na mnie przez chwilę i schował głowę w moje ramię, a ja zaczęłam go po niej głaskać. Po raz pierwszy od dawna będąc tak blisko jakiegoś mężczyzny nie poczułam ani odrobiny strachu. Złapałam się na tym, że naprawdę było mi go żal i zależało mi na tym, aby go pocieszyć. Polubienie go to ostatnia rzecz, jakiej chciałam, jednak gdy siedział, wylewając łzy w moje ramiona, widziałam w nim po prostu człowieka, który cierpi. Jedna część mnie, krzyczała, że należy mu się, że to przez jego zeznania moje życie wyglądało tak, jak wyglądało. Lecz druga część widziała w nim kogoś, kto został skrzywdzony i współczuła temu komuś. To ta część, która odzywała się zawsze nieproszona, przypominając mi, że istnieją we mnie jeszcze jakieś ludzkie odruchy i nie jestem tak twarda, jak chciałabym być. Jego łzy sprawiały, że miękłam. Coraz bardziej nienawidziłam siebie za to, że było mi go żal.
Siedzieliśmy tam, do póki się nie uspokoił. Zespół już od dłuższego czasu zabawiał publiczność, a ktoś tylko na chwilę przyszedł zaglądnąć do nas, aby sprawdzić, co się dzieje. Gdy przestał płakać podniósł głowę i spojrzał na mnie zawstydzony.
- Przepraszam. - Przetarł oczy. - I dziękuję.
- Nie ma sprawy, ale powinieneś chyba już wracać na scenę. - On słysząc to tylko lekko uchylił kurtynę i ponownie przetarł oczy. Wyglądał jakby nie chciał kończyć tego koncertu, ale mimo to wstał.
- Powinienem. - Westchnął. - Karen jest u siebie?
- Tak. - Niechętnie ruszył w kierunku garderoby. - Michael. - Po chwili poszłam za nim i go zatrzymałam.
- Tak?
- Gdybyś chciał porozmawiać, przyjdź do mnie po koncercie.
- Muszę sobie sam najpierw wszystko poukładać. - Odwrócił się i zniknął za drzwiami garderoby. Nie spędził tam dużo czasu, a gdy wyszedł skierował się prosto na scenę, gdzie wszystkie oznaki smutku momentalnie zniknęły. Do końca koncertu nie wydarzyło się już nic nadzwyczajnego, jednak po zakończeniu jego twarz ponownie nabrała ponurego wyrazu, a on unikając wszystkich spojrzeń poszedł prosto do auta, nie zamieniając z nikim ani jednego słowa.

*

Byłam już bliska zaśnięcia, gdy usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Kto mógł czegoś chcieć o tej godzinie? Naciągnęłam tylko mocniej kołdrę na głowę, ale ten ktoś nie odpuszczał. Wręcz przeciwnie, stawał się coraz bardziej natarczywy, zmuszając mnie do ich otwarcia. Zdziwiłam się, gdy po drugiej stronie zobaczyłam Jacksona, z pełną butelką wódki w ręce. Chociaż była zamknięta, to sprawiał wrażenie, jakby to nie była pierwsza flaszka, po którą sięgał tego wieczoru.
- Mówiłaś, że możemy pogadać. - Zaczął, jednocześnie mierząc mnie wzrokiem. Zdecydowanie był pijany, nigdy wcześniej tak ostentacyjnie na mnie nie patrzył. Gdy zrobił krok do przodu, ja automatycznie odsunęłam się w tył.
- Ζa chwilę będzie północ. - Spojrzałam na niego. - I piłeś.
- Nie piłem jeszcze. - Wskazał na pełną butelkę.
- A ja jestem baletnicą. - Skrzyżowałam ręce.
- Ale malutko - mówiąc to przeciągnął ostatnią samogłoskę. - I uroczo byś wyglądała w stroju baletnicy. - Parsknęłam śmiechem słysząc to. Napięcie trochę ze mnie zeszło. - Muszę z kimś pogadać, proszę. - Nadal się wahałam, ale coś w głowie mi podpowiedziało, że może to jest właśnie ten moment, szansa, która szybko może się nie powtórzyć.
- Wejdź. - Zrobiłam mu miejsce w drzwiach, a gdy tylko przekroczył próg, zamknęłam je z powrotem na klucz. Rozglądnął się po pokoju i usiadł na krześle przy niewielkim stoliku. - Więc? - Spytałam opierając się o parapet.
- Co więc?
- Chciałeś pogadać.
- Nie chcę siedzieć sam. - Otworzył butelkę i pociągnął z niej łyka prosto z gwinta. - Też chcesz? - Spytał, a ja pokręciłam głową. - Twoja strata.
- Nie mówiłeś czasem, że nie pijesz?
- Piję okazyjnie. - Pociągnął kolejnego łyka.
- Więc co to za okazja?
- A przez co facet może pić? Przez kobietę! - Znowu nachylił butelkę do ust.
- Na zdrowie - powiedziałam sarkastycznie, zajmując miejsce na fotelu, w bezpiecznej odległości. Butelki w hotelowych barkach na szczęście nie były duże, ale nie wiedziałam ile wypił już wcześniej. Zawartość tej zniknęła dość szybko. Wyglądał jakby naprawdę chciał się po prostu upić. - Zdradziła mnie. - Zaczął bełkotać. - Kocham ją. - Wziął ponownie szkło do ręki, jednak zdając sobie sprawę, że jest puste, spojrzał na mnie. - Masz jeszcze?
- Tobie chyba już wystarczy.
- Chcę o niej zapomnieć. - Wstał, podpierając się o stół, ale po chwili usiadł. To był ten moment, w którym alkohol zaczął utrudniać mu utrzymanie równowagi. Położył głowę na stole i bełkotał coś niezrozumiale pod nosem. Nagle usłyszałam coś jakby... płacz? - Dlaczego ludzie robią takie rzeczy? - Podniósł na mnie wzrok. - Jak można tak dobrze udawać, że się kogoś kocha?
- Nie wiem, ale współczuję ci, że tak trafiłeś. - Podeszłam bliżej i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Mówiła, że mnie kocha, mówiła, że to moje dziecko, że będziemy razem, kłamała. - Uderzył pięścią w stół, aż ten zadrżał. - Kłamała we wszystkim, a ja jak idiota wierzyłem jej w każde słowo. - Wbił we mnie wzrok, jakby oczekując jakiegoś słowa pocieszenia. Nie wiedziałam co powiedzieć więc po prostu go przytuliłam. Po raz drugi tego dnia wypłakiwał się w moich ramionach. - Jestem naiwny i głupi.
- Nie jesteś, nikt nie podejrzewa z góry, że ktoś kogo kocha, go oszukuje.
- Ale ja słyszałem rozmowę... jestem głupim kretynem, idiotą, ona ma rację, jestem naiwny jak dziecko. - Odsunął się ode mnie i wstał, a następnie opierając się o ścianę, próbował dostać się do drzwi. - Wracam do siebie - oznajmił, ale ja wiedziałam, że w takim stanie zbyt daleko nie zajdzie. Chwiał się na nogach ledwie trzymając pion.
- Połóż się tutaj. - Pomogłam mu dojść do łóżka, a on nie stawiał najmniejszego oporu. Opadł na poduszki, gdy tylko to było możliwe.
- Nie potrafię jej nienawidzić. - Złapał mnie za rękę zanim zdążyłam się odsunąć. - Okłamywała mnie, oszukiwała, jestem głupi.
- Kochałeś ją...
- Skąd mam wiedzieć, kto mnie oszukuje, a kto nie, skoro ludzie potrafią aż tak dobrze udawać? Będę sam do końca życia. - Przetarł oczy po czym odwrócił się plecami do mnie i naciągnął na siebie kołdrę. Szczerze mu współczułam, za co skarciłam się w myślach. Nie powinnam. Nie mogłam. A mimo to usiadłam obok. On od razu chwycił moją rękę, jakby potrzebował czuć, że ktoś jest obok. Nic już nie mówił i niedługo po tym zasnął.

***

Hej!

Jak wam się podoba kolejny rozdział? 

W końcu coś się dzieje 🤭

Zapraszam do zostawienia po sobie śladu w postaci komentarza i gwiazdki! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro