Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV. Nie wracaj tutaj

,,(...)
Jest dla nas miejsce
Czas dla nas
Trzymaj moją dłoń i dotrzemy do połowy drogi tam
Trzymaj moją dłoń
I zabiorę cię tam
Jakoś
Pewnego dnia''

~ Tom Waits ,,Somewhere''

*Michael

Rozmowa z Frankiem nie należała do przyjemnych. Pojawiły się problemy z kolejnym koncertem, przez co przewidywaliśmy opóźnienie. Jednak nie to było największym problemem. Jak się okazało zdjęcia z koncertów, na których występowałem razem z Bellą, obiegły prasę, a anonimowy informator opowiadał bzdury o naszym romansie. Brukowce prześcigiwały się w wymyślaniu kolejnych absurdalnych historii. Takie kłamstwa niestety się sprzedawały. Mój menadżer zwrócił mi też uwagę, abym uważał i nie stwarzał dwuznacznych sytuacji, co wziąłem sobie do siebie. Dodatkowo, Bella była piękną kobietą i miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągało. Dlatego przez kolejne dwa tygodnie unikałem jej. Nie chciałem w chwili słabości zrobić czegoś, czego bym później żałował, ani dawać jej złudnych nadziei na to, że nasza relacja może być czymś więcej niż znajomością, to byłoby okrutne. Tatiana była dla mnie najważniejsza, nie mogłem zniszczyć tego, co udało nam się odbudować.

Po kilkunastu koncertach nadszedł czas na tygodniową przerwę, podczas której większość członków zespołu mogła wrócić do domów. Przeważnie takie przerwy w trakcie trasy się nie zdarzają, ale musieliśmy przełożyć koncerty w Denver. W miejscu, w którym miały się odbyć pękła rura i zalało część budynku. Również zdecydowałem się wrócić na te kilka dni do Los Angeles, tym samym zrobić Tatianie niespodziankę. Gdy rozmawialiśmy, nie zająknąłem się o tym ani słowem, a ona chyba nawet się nie domyślała, że coś planuję. Tak znalazłem się w Kalifornii i gdy tylko razem z obstawą wyszliśmy z samolotu, poprosiłem szofera, aby zawiózł mnie prosto do mojej partnerki. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w kwiaciarni, w której kupiłem wielki bukiet czerwonych róż. Pod jej domem, zniecierpliwiony wysiadłem z samochodu i zadzwoniłem do drzwi. Jednak nikt nie otwierał, nawet po ponownej próbie. Zacząłem się martwić, w końcu była sama, coś mogło się stać. Po kilkukrotnym naciśnięciu dzwonka zdecydowałem się nacisnąć klamkę i wejść do środka. Drzwi na szczęście okazały się otwarte, co tylko bardziej mnie zaniepokoiło. Oznaczało to, że musi być w środku.
- Tatiana! Jesteś tutaj? - Zaglądnąłem do salonu, do kuchni, do łazienki, ale nigdzie jej nie było. Dodatkowo panowała cisza, jakby rzeczywiście dom był pusty. Jednak po chwili drzwi do sypialni się uchyliły i mogłem odetchnąć z ulgą, bo pokazała się w nich moja dziewczyna cała i zdrowa.
- Mike? - Przyglądała mi się zaskoczona, poprawiając swoje rozczochrane włosy. - Co ty tutaj robisz?
- Niespodzianka. - Podszedłem do niej i ją przytuliłem, ale chyba ciągle była zdezorientowana. - Mam tydzień przerwy przed kolejnym koncertem, wszystko w porządku?
- Tak, po prostu czytałam książkę i przysnęłam. - Przetarła zaspane oczy. - Jeszcze nie do końca się obudziłam. - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie krótko, a ja przyciągnąłem ją do siebie ponownie tak blisko jak tylko mogłem. - To naprawdę ty - odezwała się po chwili, jakby dopiero teraz do niej dotarło, że to nie sen.
- We własnej osobie, właśnie, to dla ciebie. - Podałem jej kwiaty, które wywołały na jej twarzy szeroki uśmiech. Wzięła bukiet do rąk i powolnym krokiem poszła w kierunku kuchni.
- Są piękne, zdejmiesz wazon?
- Jasne. - Włożyła kwiaty do naczynia i postawiła na stole. Zrobiliśmy sobie coś do picia i poszliśmy usiąść na kanapę, a ona od razu się do mnie przytuliła. Nie musieliśmy robić nic więcej, potrzebowałem tylko tego, aby była obok.
- Tęskniłam za tobą. - Położyła głowę na moim ramieniu, a ja pogłaskałem ją po zaokrąglonym brzuchu. Jej ręka automatycznie wylądowała na mojej. - On też.
- Uwierz, że tęskniłem sto razy bardziej, brakuje mi ciebie tam na trasie.
- Pretensje musisz mieć do Franka - prychnęła i skrzyżowała ręce. - Sama się nie zwolniłam.
- Może i nawet wyszło lepiej skoro jesteś w ciąży.
- No tak w końcu nie jest trudno znaleźć kogoś na moje miejsce.
- Tat...- Ona jednak przerywa mi nie pozwalając dojść do słowa.
- Widziałam twoje zdjęcia z tą blond siksą. - Spojrzała na mnie lekko się odsuwając, a ja nie do końca rozumiałem czemu się denerwuje.
- Tylko razem występujemy.
- Jasne, a patrzysz na nią jakbyś chciał ją...
- Kochanie nie bądź zazdrosna. - Tym razem to ja nie pozwoliłem jej dokończyć. - Nic mnie z nią nie łączy, a tak patrzę tylko na ciebie. - Cmoknąłem ją w szyję.
- Nie jestem zazdrosna.
- Nie? - Uśmiechnąłem się. - W takim razie, co to było? - Ona tylko wzruszyła ramionami.
- Bawi cię to? - Odwróciła głowę w drugą stronę. Ja tylko przysunąłem się bliżej i zacząłem całować jej szyję oraz obojczyki, lekko zsuwając ramiączko jej koszulki. Wiedziałem, że sprawia jej to przyjemność. Zauważyłem, że się uśmiechnęła.
- Kocham cię i nawet nie myślę o żadnej innej kobiecie. - W końcu spojrzała na mnie, przyciągając mnie lekko za koszulę po czym wpiła się w moje usta. Pocałunek był długi i miałem wrażenie, że bardziej namiętny, niż jakikolwiek wcześniej. Moje ręce szybko znalazły się na jej ciele, ściskając jej uda, błądząc po plecach i pośladkach. Zaczęło się to przeradzać w coś więcej, ale po chwili przerwała.
- Lekarz mówił, że nie możemy - westchnęła niezadowolona, opadając na oparcie kanapy. - Żadnych przyjemności.
- Nadrobimy. - Pogłaskałem ją po policzku. - Teraz najważniejsze jest wasze zdrowie. - Pogłaskałem ją po brzuchu. Kochałem ją i to dziecko, chociaż jeszcze się nie urodziło. Jednak czekałem na to z niecierpliwością. Nadal trudno było mi uwierzyć w to, że zostanę ojcem, ale jednocześnie byłem tak szczęśliwy, jak nigdy wcześniej.
- Właśnie, moi rodzice przyjechali w odwiedziny, teraz pojechali na zakupy, ale niedługo wrócą.
- Nie wspominałaś.
- Jakoś mi to umknęło, ale w końcu będziesz miał okazję ich poznać. - W tym momencie zacząłem się lekko denerwować. Mimo że byliśmy razem, to nie było jeszcze okazji do wspólnego spotkania. Tatiana widziała się z nimi dość rzadko więc nigdy się nie udało. Gdy weszli do domu, lekko się stresowałem, w końcu po tych wszystkich, krążących w mediach plotkach mogli mieć już wyrobione zdanie na mój temat. Ona chyba to wyczuła, bo stanęła obok i złapała mnie za rękę. Moi przyszli teściowie wydawali się zaskoczeni moją obecnością, ale na szczęście przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Chociaż na początku byłem odrobinę zdystansowany, ich pozytywne nastawienie pozwoliło mi szybciej poczuć się komfortowo w ich towarzystwie. Wydawało się, że mnie zaakceptowali. Całą czwórką rozmawialiśmy do późna. Dopiero niedługo przed północą Tatiana powiedziała, że jest zmęczona, a ja postanowiłem pójść położyć się razem z nią.
- Niepotrzebnie się denerwowałeś - powiedziała układając się na łóżku. - Nie było tak źle.
- Masz naprawdę świetnych rodziców.
- I polubili cię. - Delikatnie przesunęła dłonią moją twarz w swoją stronę. - Kocham cię. - Pocałowała mnie.
- Kocham cię bardziej. - Uśmiechnąłem się. Patrzyła na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Pocałowałem ją, po czym przytuliłem, równocześnie kładąc dłoń na brzuchu. - Nawet sobie nie wyobrażasz jaki jestem szczęśliwy. - Gdy byłem z nią wszystkie wątpliwości znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wierzyłem w to, chciałem wierzyć, że już będzie dobrze. Musiało być.

*Bella

Po tej jednej rozmowie z niewiadomych dla mnie powodów Michael zaczął mnie unikać. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Może zniechęciłam go do siebie w jakiś sposób? Zastanawiałam się nad tym przez cały lot do Nowego Jorku, ale nie miałam pojęcia, co takiego się wydarzyło. W końcu po opóźnionym locie wysiadłam z samolotu i od razu uderzyło mnie chłodne powietrze. Minęła połowa października i było to czuć. Nikt na mnie nie czekał więc skierowałam się prosto na przystanek. Jednak godzina też mi nie sprzyjała, bo trafiłam na najgorsze korki w mieście. Na szczęście od momentu przesiadki na metro droga nie trwała już długo. Widok Bronksu po kilku tygodniach przebywania w innych miastach, spania w nie najtańszych hotelach i tym wszystkim, co widziałam na trasie, był jak powrót do innego świata, od którego zdążyłam się odzwyczaić. Kto by pomyślał, że tak łatwo jest przywyknąć do lepszego życia. Miałam nadzieję, że równie szybko wrócę do rzeczywistości.
Niestety pechowa passa trwała dalej. Okazało się, że winda nie działa i musiałam wdrapać się na ósme piętro po schodach, razem z walizką, która ani trochę mi tego nie ułatwiała.
- Kurwa mać - zaklęłam pod nosem, gdy musiałam zrobić przerwę, aby wziąć kilka oddechów. Z każdym krokiem bagaż robił się coraz cięższy, ale w końcu dotarłam pod drzwi. Gdy tylko znalazłam klucze, weszłam do mieszkania. Megan akurat stała w kuchni i kiedy tylko przekroczyłam próg spojrzała na mnie zaskoczona. Nie mówiłam jej, że wracam więc dopiero po chwili podeszła do mnie i mnie przytuliła. Nie spodziewałam się, że ucieszy się na mój widok. Nadal tak ciepłe relacje z ludźmi były dla mnie pewnego rodzaju abstrakcją.
- Czemu nie mówiłaś, że wracasz? - Spytała ściskając mnie, jakbyśmy nie widziały się conajmniej kilka miesięcy.
- Niespodzianka? - Odpowiedziałam niepewnie, odsuwając się od niej. Chociaż się uśmiechała, na jej twarzy były zauważalne oznaki zmęczenia.
- Zrobić ci herbatę? Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- Pozwól mi chociaż odłożyć rzeczy i się ogarnąć. - Zaśmiałam się krótko i poszłam do pokoju. Odstawiłam tylko walizkę po czym poszłam wziąć prysznic, który był na tyle przyjemny, że nie miałam ochoty wychodzić. Stałam tak długo, aż woda nie zaczęła robić się zimna, zmuszając mnie do opuszczenia łazienki. Dopiero wtedy wróciłam do Megan, która siedziała na kanapie wpatrując się w telewizor, a na stoliku stały już dwa kubki z parującą herbatą. Okazało się, że temat morderstw ciągle był aktualny. Nawet o tym nie myślałam, gdy mnie tutaj nie było. Ile mogło ich być przez ten czas?
- Nadal go nie złapali? - Ona pokręciła głową.
- Ale jedna z dziewczyn przeżyła i mają jego portret pamięciowy. - Wetchnęła i wskazała na ekran, gdzie właśnie wyświetlał się niewyraźny rysunek. Wyglądał tak typowo, że wydawało się, że bardziej się nie da. Zwykły, biały facet, z krótko ostrzyżonymi włosami, ciemnymi jak wspomniała dziennikarka, bez żadnych znaków szczególnych. Twarz, którą zapomina się zaraz po tym, jak znika z pola widzenia. Gdy tylko temat wiadomości się zmienił moja współlokatorka wyłączyła telewizor. - Opowiedz mi coś, bo mam już dość tych złych informacji.
- Coś się stało, gdy mnie nie było?
- Ktoś podpalił kamienicę obok, podobno kilka ulic dalej też. - Oparła głowę na rękach. - Wczoraj była jakaś strzelanina i nie mogłam spać przez całą noc, dzień jak co dzień. - Skończyła z sarkastycznym uśmiechem. - Naprawdę mam dość mówienia i słuchania o tym, chętnie posłucham czegoś innego.
- A co byś chciała wiedzieć?
- Wszystko! Jak było w wielkim świecie? Co robiłaś? - Patrzyła na mnie wyczekująco, jakby naprawdę chciała chociaż na chwilę oderwać się od tego miejsca.
- Właściwie nie mam za dużo do opowiadania, praca jak praca. - Przeczesałam dłonią włosy, a ona sięgnęła po gazetę leżącą na stoliku.
- A tak na poważnie. - Otwarła ją na jednej ze stron i podała mi ją. - Dlaczego nie chcesz nic mówić, skoro i tak wszędzie o tym piszą? - Zerknęłam na zdjęcie, które umieszczono na całej stronie. Zostało zrobione podczas jednego z koncertów i chociaż w innej fryzurze, makijażu i ubraniach sama siebie ledwie poznawałam, to Megan nie miała wątpliwości na kogo patrzy.

,,Kim jest tajemnicza następczyni Tatiany Thumbtzen?''

Tak głosił wielki nagłówek. Siedziałam wpatrując się w tekst na stronie i niedowierzając do końca w to, co tam się znajduje.
- Nie mogłam o tym mówić - odpowiedziałam dopiero po chwili, odkładając czasopismo. - Nie czytaj tych głupot.
- Jak to się stało, że ty, tam, z nim?
- Kiedyś poznaliśmy się przypadkiem. - Wzruszyłam ramionami. - Zaproponował mi pracę, bo poprzednia dziewczyna akurat wyleciała, koniec historii.
- Tak po prostu go spotkałaś i zaproponował ci pracę?
- Widzieliśmy się kilka razy wcześniej.
- Chcesz powiedzieć, że randkowałaś z samym Michaelem Jacksonem?
- Nie ''randkowałam'', szukał miejsca, bo coś tam kręcił i chciał zobaczyć Bronks.
- No i co ty masz do tego?
- Zgubił się, wpadł na mnie, pomogłam mu, chwilę gadaliśmy, chciał mi zapłacić, no ale się nie zgodziłam, wtedy spytał czy nie chciałabym go oprowadzić i za to mi zapłaci - streściłam na jednym oddechu całą historię.
- I tyle?
- A co miałoby jeszcze być? Trochę rozmawialiśmy poza koncertami, tyle, właściwie całymi dniami go nie widziałam. - Celowo w mojej opowieści pominęłam inne spotkania, chociaż widziałam, że zżera ją ciekawość. Wszystkiego nie musiała wiedzieć, a im mniej wiedziała tym lepiej.
- Ale z jakiegoś powodu zaproponował ci pracę.
- O to musisz zapytać jego, nie wiem co siedzi mu w głowie.
- No dobra, a jak ci się występuje?
- Dobrze, ale mam nadzieję, że inni mnie nie poznają.
- Coś ty, ja cię ledwo poznałam.
- Dobra praca, pracą, teraz mam tydzień przerwy, może masz ochotę się rozerwać?
- Czy ty proponujesz wyjście do klubu? - Poruszyła brwiami.
- Ecstasy chyba dalej funkcjonuje, co nie?
- Ecstasy jest nieśmiertelne. - Zerwała się z łóżka i pociągnęła mnie za rękę. - Chyba musiałaś bardzo się za nami stęsknić. - Nie przyznałam się do tego, tylko się uśmiechnęłam. Od razu zaczęłyśmy się szykować, aby godzinę później już być w drodze do baru.
Tam też odrobinę się zmieniło. Zniknęło kilka stolików, aby zrobić niewielki parkiet do tańca, a miejsce w rogu zajął DJ, który właśnie się rozgrywał czekając na publiczność. Keyla, kiedy tylko nas zobaczyła wyszła zza baru, aby się przywitać.
- Nasze marnotrawne dziecko wróciło do domu - zaśmiała się ściskając mnie. - Ten twój casanova wypuścił cię?
- Na calutki tydzień. - Już nawet odpuściłam sobie zaprzeczanie. Na szczęście nie ciągnęła tematu. Megan też nie powiedziała jej o swoim małym odkryciu, gdyby było inaczej, zapewne nie skonczyłoby się na jednym pytaniu.
- W takim razie mamy okazję do świętowania. - Poszłyśmy prosto do lady i usiadłyśmy na wysokich krzesłach, a ona bez pytania nalała nam do kieliszków mocnego alkoholu. Bawiłyśmy się dobrze, nie zważając na uciekający czas. Współlokatorka w pewnym momencie poszła z kimś tańczyć, a do mnie przysiadł się jakiś mężczyzna. Całkowicie go zignorowałam nie przerywając rozmowy z Keylą, do póki się nie odezwał.
- Pamiętasz mnie? - Dopiero wtedy na niego spojrzałam. Natychmiast wstałam i się od niego odsunęłam. Widziałam go zaledwie raz, ale tą twarz pamiętałam doskonale. Tym razem znajdowała się na niej jeszcze blizna, która musiała powstać, gdy się broniłam. A może nie? Może miał ją już wcześniej?
On wstał zaraz za mną i podszedł bliżej. Keyla wydawała się być równie wystraszona jak ja, nie reagowała. - Chyba czegoś nie dokończyliśmy ostatnio. - Złapał mnie za podbródek. Liczyłam na to, że jestem bezpieczna, mając ludzi obok, ale nikt nic nie zrobił. On siłą wyciągnął mnie na zewnątrz i chociaż próbowałam się wyrywać, był silniejszy, a wypity alkohol nie pomagał. Mimo że lekko chwiałam się już na nogach, to byłam w pełni świadoma tego, co się dzieje. Przycisnął mnie do ściany za budynkiem. Gdy tylko zaczął mnie dotykać, z przerażenia sparaliżowało mnie, nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu, ani wydać z siebie dźwięku.
- Daj jej spokój. - Usłyszałam dziwnie znajomy głos. Obok nas jak się okazało stał Lewi i mierzył się wzrokiem z mężczyzną, który nadal mocno mnie trzymał.
- Spierdalaj. - Odepchnął go, ale tamten nie odpuszczał. Po chwili rozległ się dźwięk odbezpieczanego pistoletu. - Gdyby nie twój ojciec to byś nie przeżył tutaj nawet dnia. - Poczułam, że uścisk się rozluźnia. Ten tylko splunął pod nogi Lewiego i odszedł. Byłam zbyt wystraszona, aby powiedzieć chociaż słowo, a on po prostu odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę.
- Dzięki. - W końcu się odezwałam, drżącym głosem.
- Nie wracaj tutaj - powiedział jakby od niechcenia, nawet na mnie nie patrząc. Nie wiedziałam, czy to była groźba, czy ostrzeżenie. Nie wiedziałam dlaczego mi pomógł. Stałam tak bez ruchu jeszcze długo po tym, jak zniknął w ciemnościach. Nie chciałam wracać do klubu, ani do domu, ale nie miała dokąd pójść. Nie czekając na nikogo wróciłam do siebie. Zatrzymałam się przed lustrem na korytarzu i przyjrzałam się sobie. Osoba, którą w nim widziałam, z całym bagażem doświadczeń, wprawiała mnie w obrzydzenie. Brzydziłam się siebie, swojego ciała, tego kim jestem. Z każdym dniem tylko się upewniałam, że nie zasługuję na nic więcej niż takie życie. Momentalnie wszystko do mnie wróciło. To ze mną musiało być coś nie tak, gdybym była normalna, on nie traktowałby mnie w taki sposób. Zasługiwałam na to wszystko, co mnie spotkało. Czułam się winna. On robił to wszystko przeze mnie. Był dobrym człowiekiem, wszyscy mówili, że był dobrym człowiekiem, to że mną coś musiało być nie tak. To była moja wina. Usiadłam na podłodze i po prostu się rozpłakałam.

***

Hej! No i jest kolejny rozdział!

Jak wam się podoba? Zapraszam do zostawienia po sobie śladu.

A tak swoją drogą, oglądliście ,,Thriller 40"? Jeśli tak, to jak wam się podobał? Dowiedzieliście się czegoś nowego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro