Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIII. To brzmi jak praca tylko w jednym zawodzie

"(...)

By nie być w życiu sam
Poznaję ludzi, by
Przy sobie kogoś mieć
W wieczornej nudy czas
Dla forsy żyję i
Pałaców marzeń swych
Lecz wszystko oddałbym
Za dwa miejsca w trumnie swej..."

~,,By nie być w życiu sam" ~ Michał Bajor, sł. po polsku: Rafał Dziwisz

*Michael

Nagrania przebiegły sprawnie i wszystko udało się dokładnie tak jak powinno, a ludzie, z którymi współpracowałem okazali się naprawdę fantastyczni. Gdy skończyliśmy i wróciłem do Los Angeles, w końcu miałem czas, aby wszystko przemyśleć, ale efektem tego był tylko to, że miałem coraz większy mętlik w głowie. Odciągałem spotkanie z Tatianą bardzo długo, jednak w końcu zdałem sobie sprawę, że nigdy nie będę na nie gotowy. Bałem się tego, co usłyszę, bałem się, że to tylko kłamstwo i bałem się zaufać ponownie. Wiedziałem, że nie uniknę tej rozmowy ani jej następstw, lecz bardzo długo nie mogłem się zmusić do podniesienia słuchawki. To wszystko ciągle bolało bardziej niż powinno. W końcu któregoś dnia, niedługo przed rozpoczęciem trasy, wziąłem po prostu telefon do ręki i do niej zadzwoniłem. Umówiliśmy się w jednej z restauracji, która została zamknięta i odpowiednio przygotowana na prośbę mojego menadżera. Zależało mi na tym, aby żadne niepowołane oczy nie widziały, kto siedzi w środku. Nie chciałem sensacji, zlotu dziennikarzy, paparazzi, fanów, tylko spokoju. Na miejsce dotarłem wcześniej. Zająłem miejsce z dala od okna i czekałem aż się pojawi, nerwowo zaciskając dłonie. Jak się okazało przyszła lekko spóźniona. Gdy tylko stanęła w drzwiach, ubrana w prostą, czarną sukienkę, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jednocześnie próbowałem dostrzec jakiekolwiek oznaki ciąży, jednak sposób w jaki była ubrana skutecznie mi to uniemożliwiał. Kiedy podeszła bliżej wstałem, aby się przywitać. Wyciągnąłem rękę, ona jednak zamiast ją uścisnąć od razu mnie przytuliła.
- Tęskniłam za tobą - powiedziała, a ja słysząc jej głos poczułem jak moje serce przyspiesza i mimowolnie ją objąłem. Staliśmy tak przez chwilę i żadne z nas nie chciało się odsunąć. Zobaczenie jej było trudniejsze niż myślałem, chociaż ciągle miałem w głowie jej słowa, odkąd stanęła przede mną, porzuciłem wszystkie wątpliwości co do tego, że moje uczucia się nie zmieniły. Kochałem ją. Ciągle ją kochałem. 
- Usiądź. - Odsunąłem jej krzesło. Kelner przyniósł nam menu i złożyliśmy zamówienie. Wtedy nastała między nami niezręczna cisza. Nie miałem pojęcia jak zacząć rozmowę, o co spytać. Jednak to ona pierwsza wyszła z inicjatywą.
- Naprawdę już mnie nie kochasz? - To było pierwsze pytanie jakie zadała. Przymknąłem oczy i wziąłem głębszy oddech. Jak mógłbym skłamać, gdy siedziała przede mną? Nie potrafiłem, więc po prostu milczałem. - Przecież widzę, że jest inaczej. - Złapała mnie za rękę. - Dlaczego nam to robisz?
- Naprawdę jesteś w ciąży? - Wykrztusiłem w końcu z siebie pytanie. Ona zamiast odpowiedzieć wstała i wzięła moją dłoń, którą położyła sobie na brzuchu, który jak się okazało był zaokrąglony. Nie kłamała.
- Teraz mi wierzysz? - Nie potrafiłem znaleźć żadnych słów, które mogłyby być odpowiednie w tamtym momencie. Nie kłamała. Usiadła z powrotem na krześle, nie puszczając mojej dłoni. - Kocham cię, chcę abyśmy byli razem szczęśliwi. - Gdy to powiedziała coś we mnie pękło. Wszystko, co słyszałem wcześniej przestało mieć znaczenie. Miałem mieć rodzinę, tylko to się liczyło. Te kilka słów rozwiało wszystkie moje wątpliwości. To naiwne, ale jeśli ktoś kiedyś kochał, naprawdę kochał i czuł się samotny, być może to zrozumie. Jestem tylko człowiekiem, a żaden człowiek nie jest stworzony do życia w samotności. Wszyscy potrzebujemy kogoś bliskiego, kto da nam poczucie, że jest dla nas, a my będziemy mogli być dla niego, kogoś kto nas pokocha. Wszyscy potrzebujemy miłości i drugiego człowieka, nie ważne jak bardzo byśmy się tego wypierali, tak po prostu jest. Dlatego wystarczyły mi jej słowa.
- Kocham cię. - Otrząsnąłem się po dłuższej chwili z letargu. - Tęskniłem za tobą każdego dnia - wyznałem i pocałowałem ją w wierzch dłoni.
- Dlaczego w takim razie mnie zostawiłeś?
- Ja... - Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. - Przez to wszystko myślałem, że już ci nie wystarczam. - Postanowiłem pominąć temat tamtej rozmowy. Może nie powinienem, ale bałem się, że to co usłyszę, sprawi, że stracę to wszystko, co zyskałem przed chwilą.
- Myślałeś, że mam kogoś na boku? - Podniosła na mnie wzrok, jakby była naprawdę zaskoczona. Sprawiło to, że siedząc przed nią, poczułem się jeszcze bardziej głupio przez moje podejrzenia. - Mike, kocham cię, nigdy nie było nikogo innego, przeżywałam to zwolnienie tak mocno prawdopodobnie przez ciążę.
- Przepraszam, powinienem z tobą wcześniej porozmawiać.
- Ja też przepraszam, wiem, że byłam nieznośna, kiedy już skończysz trasę możemy pomyśleć o tym, aby razem zamieszkać.
- Właśnie, trasa. - Westchnąłem. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo teraz nie chcę jechać, powinienem być z wami.
- Zaczekamy na ciebie. - Uśmiechnęła się lekko. - Kiedy wyjeżdżasz?
- Za tydzień. - Żałowałem, że nie zadzwoniłem do niej od razu, gdy tylko wróciłem. Zostało nam tak niewiele czasu... - Nie chcę zostawiać was ani na chwilę.
- Więc zostań u mnie do wyjazdu, spędzimy ze sobą te kilka dni. - Spodobał mi się ten pomysł więc jeszcze tego samego dnia przeszliśmy do jego realizacji. Może to zbyt szybko, ale nie chciałem czekać. Miałem poczucie, że i tak straciłem zbyt wiele czasu przez strach i zastanawianie się co będzie, gdy mogłem działać. Przed tym spotkaniem miałem jeszcze wątpliwości, wcześniej, byłem pewien, że już nigdy nie będziemy razem, a po jednej rozmowie nie wyobrażałem sobie, że mogłoby być inaczej. Mielibyśmy być rodziną, a to coś znaczyło. Zależało mi jednak na tym, aby media nie dowiedziały się o tym jak najdłużej. Wiedziałem, że nie utrzymam dziecka w tajemnicy, ale liczyłem na to, że zdążymy sobie z Tatianą oboje wszystko poukładać, zanim ktoś zacznie wtrącać się w nasze życie. Niestety nie miałem tyle szczęścia, nasze wspólne zdjęcia obiegły prasę już następnego dnia. Tatiana nie wydawała się tym przejęta ani zaskoczona, jednak nie wzbudziło to moich podejrzeń. A może nie chciałem tego dostrzec, mając przed oczami naszą wspólną przyszłość? W końcu pasmo niepowodzeń w moim życiu prywatnym nie mogło trwać wiecznie.

*Lily

Niektórzy zaczynają dziej od śniadania, od kawy, czy herbaty, a ja zaczynałam go od kilku kieliszków wódki.  Z okresu pomiędzy podpisaniem umowy, a początkiem trasy koncertowej pamiętam jedynie urywki. Rano - alkohol, wieczorem - tabletki, które codziennie kupowałam od Lewi'ego. Nie miałam pojęcia co to jest, ale działało, pomagało mi przespać w spokoju noc i nie myśleć o tym wszystkim. Jeśli o czymś śniłam, to z rana już niewiele pamiętałam. Nikt nie zwracał na to uwagi. Chodziłam do pracy, wychodziłam od czasu do czasu z Megan, funkcjonowałam tak jak zwykle, to wystarczyło. Nie wiem jak to się stało, że w dzień przed pierwszym występem miałam na tyle samozaparcia, aby doprowadzić się do porządku. Przez brak tabletek nie spałam całą noc, dopiero nad ranem udało mi się zasnąć, jednak nie na długo. Gdy budzik zadzwonił i wyszłam do kuchni okazało się, że Megan siedziała już przy stole, przeglądając gazetę. 
- Zrobić ci kawę? - Spytałam, czym ona wydawała się zaskoczona. 
- Tak, dzięki, co tak wcześnie dzisiaj? 
- Praca. - Westchnęłam. 
- Nie miałaś dzisiaj zaczynać tej drugiej? 
- Brygadzista kazał mi przyjść jeszcze na pół dnia jeśli chcę mieć dokąd wrócić. - Wzruszyłam ramionami. Wcale nie zamierzałam wracać, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. 
- Nie boisz się tak wyjeżdżać z obcym gościem? Jeszcze na tak długo? 
- Już nie jest taki obcy, trochę go znam. 
- Ale czym ty się będziesz tam zajmować? 
- Nie mogę powiedzieć, umowa mi zabrania. 
- Śmierdzi mi to na kilometr. - Wzięła do ręki papierosa i zapaliła. - Nie żebym wątpiła w twoje umiejętności, ale jaki normalny facet zatrudnia do nie wiadomo czego młodą, ładną dziewczynę, którą spotkał przypadkiem na ulicy? Ja cię nie oceniam, ale to brzmi jak praca tylko w jednym zawodzie. 
- To nie jest to, o czym zdążyłaś pomyśleć. 
- Nie chcę brzmieć jak twoja matka, ale martwię się, jak typ ma jeszcze kasę, to może zrobić z tobą co mu się będzie tylko podobało i chuja mu zrobisz. 
- Megan... to nie jest zły człowiek. - Starałam się ją uspokoić. - Wiem, co robię, z resztą pierwsze trzy ko... zlecenia są tutaj więc przez tydzień i tak nigdzie się nie ruszam. - Uśmiechnęłam się z nadzieją, że zapewnię ją, że nic mi nie będzie. Z jakiegoś powodu zrobiło się mi cieplej na sercu, gdy pomyślałam o tym, że komuś na tym zależy. Zdałam sobie sprawę, że już dawno... właściwie nigdy nie było nikogo, kto przejmowałby się tym co i z kim robię, gdzie jestem. Nigdy nie miałam okazji mieć przyjaciółki, chłopaka czy kogokolwiek bliskiego, a Megan, mimo że nie chciałam jej dopuścić do siebie, to powoli zaczynało mi zależeć na tej relacji. Broniłam się przed tym, wmawiałam sobie, że to nie dotyczy mnie, ale to działo się samo.
- Mam nadzieję, że naprawdę wiesz co robisz. 
- Tak, nie przejmuj się. - Usiadłam obok niej i postawiłam kawę na stole. - Co czytasz? 
- Jakiś brukowiec, piszą, że Jackson zrobił bachora jakiejś lasce. - Słysząc to o mały włos nie zakrztusiłam się kawą. - I wygląda na to, że tym razem nie kłamią. - Wskazała na zdjęcie, które było dość jednoznaczne. Zaskoczyło mnie to, bo takiej nowiny nigdy bym się nie spodziewała. Sama nie wiem dlaczego, w końcu to normalne, że mógł mieć kogoś, swoje życie, o którym wcześniej nie wiedziałam, ale jego zachowanie czasami na to nie wskazywało. Jednak nie drążyłyśmy tego tematu, bo zza okna wybrzmiał dźwięk syreny. Jednocześnie zerwałyśmy się od stołu, aby zobaczyć co się dzieje. Jak się okazało była to karetka, która zatrzymała się na przeciwko naszego bloku. Poza ratownikami obok kręciło się zaledwie kilku policjantów, którzy wyglądali jakby właśnie skończyli swoją pracę. Po chwili wnieśli na noszach kogoś w czarnym worku. Wszystko poszło bardzo szybko, ale obie gapiłyśmy się w tamto miejsce bez słów jeszcze długo po tym, jak ulica zrobiła się pusta. 
- Uważaj na siebie - powiedziałam do Megan, zanim jeszcze wyszłam. Przytuliłam ją na pożegnanie i ruszyłam w kierunku fabryki. Ten widok naprawdę wtedy mną wstrząsnął. Od jakiegoś czasu krążyły pogłoski o jakichś morderstwach, ale do tej pory nie chciałam wierzyć w to, że to prawda. Nie wiedziałam, co się stało, ale psiarni było zdecydowanie za dużo jak na zbieranie kolejnego narkomana z ulicy. Megan martwiła się o mnie, ale wychodziło na to, że to ja miałam więcej powodów do obaw, w końcu to ona zostawała w tym miejscu, w którym czekało zdecydowanie więcej niebezpieczeństw niż w hotelowym pokoju. Bronks nigdy nie należał do szczególnie bezpiecznych dzielnic, jednak z czasem ''standardowe'' zagrożenia stawały się przewidywalne. Po jakimś czasie człowiek się uczył, które miejsca omijać, kogo unikać. Wiadomo było czego można się spodziewać po narkomanie, czy członkach miejscowych gangów, a to było nowe i nikt nie wiedział jak można się przed tym uchronić. 

Na szczęście do fabryki dotarłam już dość szybko, jednak tego dnia praca kompletnie mi nie szła. Przez brak porannej dawki alkoholu moje myśli uciekały tam, gdzie nie powinny. Trzęsły mi się ręce, potykałam się o własne nogi i co chwilę coś upuszczałam. Kilka razy zebrałam zasłużone upomnienie, aż w końcu musiałam zrobić krótką przerwę. 
- W takim tempie to dzisiaj nic nie zrobimy. - Przysiadła się do mnie Carla, jedna ze starszych pracownic. - Chcesz sobie łyknąć? Dobrze ci zrobi. - Wyjęła z torby małą butelkę wódki. Kusiło, ale tylko pokręciłam głową. Nie mogłam. 
- Nie tym razem. 
- To się ogarnij i wracaj do roboty. - Wstała i popatrzyła na mnie. - To, że szef cię lubi nie znaczy, że masz mieć taryfę ulgową. 
- O co ci kurwa chodzi? - Stanęłam na przeciwko niej. 
- Wszyscy widzieli jak latałaś do niego ostatnio tu i z powrotem.
- Co ci do tego? 
- Myślisz, że jak raz czy dwa mu obciągniesz to cię nie wyleje jak się będziesz opierdalać? - Spojrzałam na nią. Jej słowa tak bardzo mnie zdziwiły, że nawet nie wiedziałam, co mogę odpowiedzieć. - I co się gapisz? Tam się idzie tylko w jednym celu, przecież nie łaziłaś na pogaduszki.
- To nie jest twoja sprawa.
- Moja czy nie moja, nikt tu nie lubi kurew.
- Nie mam niczego do ukrycia.
- To się jeszcze okaże, u nas jak się próbuje pracować dupą, a nie rękami to kończy się z pocharataną mordą, tylko ostrzegam.
- Spierdalaj, nie mam sobie nic do zarzucenia.
- Szkoda by było takiej ładnej buźki. - Zaśmiała się i wyszła. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Prawda była taka, że chodziłam tam, aby załatwić sobie powrót do pracy po trasie koncertowej. On może sugerował mi kilka razy, że powinnam bardziej się postarać, ale udawałam, że nie wiem o co mu chodzi i się udało. Jednak nie miałam zamiaru nikomu z niczego się tłumaczyć, z resztą jeśli i tak już wiedzieli swoje, nie ważne co bym powiedziała, nic by to nie dało. Dziękowałam w duchu, że wychodziłam tym razem wcześniej od pozostałych, bo po słowach kobiety, zaczęłam się realnie bać swoich współpracowników. Wiedziałam, że nie żartowała. Niestety na tym nieprzyjemności tego dnia się nie skończyły. Słyszałam co jakiś czas różne przytyki i widziałam jak niektórzy gapią się na mnie, wymieniając między sobą słowa. Nie ruszało mnie to jakoś szczególnie, ale zaczęłam się bać, że od słów przejdą do czynów. Na szczęście tym razem kończyłam pracę wcześniej i gdy tylko wybiła godzina, wybiegłam prosto na metro.

***

Hej!
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i zapraszam do wyrażania swojej opinii pod nowym! Jak zawsze będzie mi bardzo miło, jeśli coś po sobie zostawicie 😊


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro