Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI. Nie chciałam mówić ci tego przez telefon

,,Martwe liście wyrzuca się do śmieci
Ale wspomnienia i żale też
Ale moja cicha i wierna miłość
Zawsze uśmiecha się i dziękuje życiu
Tak bardzo cię kochałem, byłaś taka piękna
Dlaczego mam zapomnieć?
Czasy gdy życie było piękniejsze
A słońce było cieplejsze niż dziś.''

~ Jacques Prevert ,,Les feuilles mortes''

*Lily

Nie mogłam zgodzić się na jego propozycję. Chociaż nie dałam mu odpowiedzi od razu, gdy to przemyślałam, zbyt wiele przeszkód stało mi na drodze. Odkąd Jackson pojawił się w moim życiu, walka z własnymi demonami z każdym dniem stawała się z każdym dniem trudniejsza. Coraz częściej towarzyszyły mi nieprzespane noce. Każde spotkanie sprawiało, że wspomnienia stawały się wyraźniejsze i bardziej realne. Jakbym przeżywała to codziennie na nowo. Chyba tylko cudem udało mi się nie zwariować. Trudno powiedzieć, czy to była jego wina, czy tego, że po ośmiu latach wróciłam do świata, w którym trudno było uciec przed samym sobą. Bardzo chciałam oddzielić moją przeszłość, od mojego życia, ale nie mogłam. Jednak nie to było głównym powodem, dla którego musiałam odmówić. CIągle wisiał nade mną mój wyrok, przypominając mi o ograniczeniach i o tym, że chociaż mieszkam za murami więzienia, to w każdej chwili mogę tam wrócić. Gdy po rozmowie z Jacksonem byłam na komisariacie, na rutynowej, comiesięcznej wizycie, policjant dość dobitnie uświadomił mi, że nie mogę wyjeżdżać za granicę, gdy napomknęłam o nowej pracy. Gdybym spróbowała, prawdopodobnie zgarnęliby mnie z pierwszego lotniska, którego próg bym przekroczyła. Nie chciałam problemów ani zwracania na siebie większej uwagi.

Zanim jednak miałam porozmawiać z moim niedoszłym pracodawcom na temat decyzji, którą podjęłam, bardziej martwiła mnie sytuacja z Megan, która od ostatniej kłótni nie odezwała się do mnie ani słowem. Nie mogłam tak tego zostawić, chociaż na początku wydawało mi się, że tego właśnie chciałam. Żadnych relacji, żadnych uczuć, tylko zemsta, po której będę mogła bez skrupułów skończyć ze sobą. Nikomu miało nie być mnie żal ani mi miało nie być żal. W końcu łatwo jest umierać, gdy nie ma się nikogo. Ale to wszystko okazało się trudniejsze niż myślałam. Nie mogłam tak po prostu przestać czuć, chociażbym ze wszystkich sił wmawiała sobie, że jest inaczej. Po ośmiu latach w więzieniu wydawało mi się, że zapomniałam jak to jest lubić kogoś, nie mówiąc już o miłości. Myślałam, że nie jestem już zdolna do żadnej, nawet najmniejszej sympatii. Jednak gdy ona milczała, ja z każdym dniem zdawałam sobie sprawę, jak bardzo brakuje mi głupiej rozmowy o pracy czy wyjścia do klubu. W końcu po kilku dniach mijania się w drzwiach, okazało się, że wróciłyśmy do domu równocześnie. Nie zamierzała zmienić swojego postępowania więc ja musiałam schować dumę do kieszeni i pierwsza wyciągnąć dłoń na zgodę. Zrobiłam nam obu herbatę po czym usiadłam obok niej na kanapie.
- Nie chcę się kłócić - odezwałam się pierwsza, a ona popatrzyła na mnie przez chwilę.
- Przecież się nie kłócę. - Skrzyżowała ręce. - Dałaś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz gadać to z tobą nie gadam.
- Nie chcę rozmawiać na niektóre tematy, tyle.
- Nie chodzi mi tylko o to, ja wiem, że wyjście z kicia bywa trudne, ale do cholery staram się ci pomóc, a ty masz to w dupie, ile można? - Słysząc to oparłam głowę na rękach i gapiłam się przez moment w ekran telewizora. Dlaczego nie mogłam po prostu dać sobie spokoju?
- Przepraszam - powiedziałam w końcu jedno słowo, które z trudem przeszło mi przez gardło. W końcu nikt nie lubi przyznawać się do winy.
- I? To wszystko?
- Nie wiem, co mam ci jeszcze powiedzieć, doceniam to, co robisz i brakuje mi rozmów z tobą. - Megan słysząc to, tylko westchnęła. - Naprawdę cię lubię.
- Ciekawie to okazujesz. - Chyba moje zachowanie, naprawdę ją zraniło, wydawała się nie ustępować.
- Przerosło mnie to, życie tutaj jest trudniejsze niż myślałam, do tego zaczynasz tematy, o których chcę zapomnieć.
- Co się stało, że na jakiekolwiek wspomnienie o jakimkolwiek mężczyźnie reagujesz aż tak? - Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie jakby zaskoczone tym, że ktoś dzwoni. Wstałam pierwsza i poszłam odebrać. Okazało się, że to nikt inny jak Jackson, który odezwał się pierwszy raz od kilku dni. Od razu zaczął przepraszać i się tłumaczyć, że miał do załatwienia sporo spraw związanych z teledyskiem, chociaż nawet o to nie pytałam. Zaproponował też spotkanie jeszcze tego samego wieczoru. Akurat miałam wolne, więc się zgodziłam i umówiliśmy się, że po mnie podjedzie. Na tym właściwie skończyliśmy rozmowę, bo musiał wracać do pracy. Gdy tylko odłożyłam słuchawkę, poczułam na sobie wzrok Megan.
- Kto to był? - Nie mogła się powstrzymać od zadania pytania.
- Szef, dorabiam sobie poza fabryką - odpowiedziałam, co właściwie nie było kłamstwem, bo w końcu zaproponował mi pracę. Ona wydawała się dość zaskoczona.
- Jak dorabiasz?
- Gość ma dużo pieniędzy i płaci za oprowadzanie go po mieście.
- A ty się na tym znasz?
- Ani trochę. - Wzruszyłam ramionami. - On o tym wie.
- Czyli liczy na coś więcej.
- Nie liczy - odpowiedziałam pewnie, z nadzieją, że to zakończy spekulacje, chociaż ona wydawała się mi nadal nie wierzyć. W końcu cała historia była grubymi nićmi szyta, ale już tego nie podważała.
- Dziwne, w takim razie uważaj na siebie, w klubie mówili, że kręci się tutaj jakiś dziwny typ i podobno zabił dwie prostytutki, ale policja to ukrywa.
- Ukrywa, albo to tylko plotki.
- Tylko ostrzegam. - Uniosła ręce do góry. - To naprawdę dziwne, że niczego od ciebie nie chce. - Wzruszyłam ramionami, bo co mogłam odpowiedzieć? Mi samej wydawało się to dziwne. Gdy się z nim widziałam, szukałam jakiegoś haczyka w tym wszystkim, ale nie zauważyłam niczego niepokojącego. Być może rzeczywiście polubił Bellę, może miał inny powód, dla którego proponował kolejne spotkania. Chociaż było mi to na rękę, to nie mogłam tego zrozumieć. Miał w końcu wokół siebie tylu ludzi, którzy nie odbiegali od niego statusem, a spotykał się ze mną. Czy się bałam? Tak, ale nie tak bardzo, jak innych mężczyzn, trudno mi wytłumaczyć dlaczego tak było. Gdyby posunął się za daleko... byłoby łatwiej. Nie musiałabym dłużej udawać, nie musiałabym kłamać ani zabiegać o jego zaufanie. Oskarżenia nadszarpnęłyby jego nieskazitelną opinię, jednak miałam nadzieję, że na tym by się nie skończyło. Gdybym potrafiła to udowodnić i zostałby skazany, byłby zniszczony. Jedynym problemem było to, że nie sprawiał wrażenia, jakby chciał skrzywdzić mnie czy kogokolwiek innego.
- Nie rozumiem cię. - Megan zerknęła na mnie kręcąc głową. - Albo jesteś naiwna, albo zakochana.
- Jakby jedno od drugiego czymś się różniło. - Odpowiedziałam z ironią, uśmiechając się pod nosem.

*Michael

Z samego rana już miałem wychodzić z pokoju, aby jechać na plan, kiedy zadzwonił telefon. Nie zastanawiając się nad tym, od razu wróciłem, aby odebrać.
- Halo?
- Mike? - Zamarłem słysząc dobrze znajomy głos. W pierwszej chwili, nie byłem nawet w stanie niczego odpowiedzieć. - Jesteś tam? - Spytała.
- Skąd masz ten numer? - Usiadłem i zmusiłem się, do wypowiedzenia jednego zdania. Zdawałem sobie sprawę, że powinienem natychmiast odłożyć słuchawkę, ale nie potrafiłem.
- To bez znaczenia, powinniśmy porozmawiać.
- Nie mamy już o czym. - Starałem się mówić najbardziej obojętnym tonem na jaki było mnie stać. Prawda była jednak taka, że chociaż minęło zaledwie dwa miesiące, jej głos momentalnie wywołał szybsze bicie mojego serca.
- Zostawiłeś mnie, nie mam pojęcia dlaczego, nawet nie dałeś mi dojść do słowa.
- Powiedziałem ci, że ten związek nie miał przyszłości.
- Bo miałam gorszy humor? Mike, przecież nie tak to powinno wyglądać, naprawdę mnie nie kochasz? - Jej słowa, sprawiały, że panowanie nad emocjami z każdą minutą wydawało się coraz trudniejsze.
- Nie kocham cię - wypowiedziałem jedno zdanie z wielkim trudem, w taki sposób, że nawet sam w nie nie wierzyłem. Resztkami sił tylko próbowałem opanować drżenie głosu.
- Słyszę, że jest inaczej, porozmawiajmy chociaż.
- Nie wrócimy do siebie.
- Nie chciałam ci mówić tego przez telefon - westchnęła - jestem w ciąży. - Zamarłem słysząc to. Nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć i po co mi to mówi. - Mike?
- Gratulacje.
- Sobie pogratuluj, bo to twoje dziecko.
- Co proszę? - Oparłem głowę na wolnej ręce. - Jak to możliwe...
- Mam ci tłumaczyć jak to działa?
- Zabezpieczaliśmy się. - Byłem w szoku, ale odzywały się we mnie jeszcze jakieś resztki zdrowego rozsądku.
- Widocznie nie zadziałało, to już czwarty miesiąc. - Wystarczyło jedno zdanie, aby mój zdrowy rozsądek zniknął. W głowie tylko dudniły mi słowa: Dziecko, moje dziecko.
- Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Chciałam, ale mnie zostawiłeś i nie dałeś mi dojść do słowa. - W jej głosie usłyszałem wyrzuty. - Musimy się spotkać.
- Zadzwonię do ciebie, jak wrócę do Los Angeles. - To jedyne, co byłem w stanie z siebie wydusić. Po tych słowach tylko się pożegnaliśmy i zakończyłem połączenie. Ciąża wszystko zmieniała. Nie chciałem, aby wychowywało się w rozbitej rodzinie, bez ojca. Nie mogłem na to pozwolić. Siedziałem tak bez ruchu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W mojej głowie kotłowało się setki różnych myśli i wątpliwości. Ciągle pamiętałem dobrze, co słyszałem. Każde jej słowo. Nigdy go nie kochałam. Dopiero z zadumy wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
- Mike, już powinniśmy... - Usłyszałem głos mojego menadżera. - Wszystko w porządku? - Widząc w jakim jestem stanie podszedł bliżej i usiadł na łóżku.
- Tatiana jest w ciąży - wypaliłem bez zastanowienia. - Właśnie dzwoniła.
- Przecież nie jesteście razem. - Popatrzył na mnie marszcząc brwi.
- Mówi, że to czwarty miesiąc.
- I niczego nie zauważyła, kiedy byliście razem? Nagle sobie przypomniała?
- Nie kłamałaby, nie w takiej sprawie, to zbyt ważne. - Nie docierało do mnie, że mogłaby mnie oszukiwać jeśli chodziło o dziecko, nawet ona.
- Nie wiesz do czego zdolni są ludzie, przecież cztery miesiące to prawie połowa ciąży. Dlaczego mówi ci o tym dopiero teraz? - Pokręciłem tylko głową. Nie potrafiłem myśleć tak trzeźwo. Chodziło o dziecko. O moje dziecko.
- Nie odbierałem od niej telefonów, nie pozwoliłem dojść do słowa, muszę się z nią spotkać.
- To twoja decyzja, ale uważaj na nią.
- Nie mogę jej tak zostawić, nie jestem taki.
- Nie mówię, abyś to robił, ale bądź ostrożny.
- Chyba się spieszymy. - Wstałem i skierowałem się w stronę drzwi ucinając temat. Miałem mętlik w głowie. Nie chciałem, aby ktoś się w to wtrącał. Zawsze marzyłem o dziecku, traktowałem to bardzo poważnie. Gdyby okłamała mnie w tej sprawie, dała nadzieję tylko po to, aby ją za chwilę odebrać, byłoby to najgorsze, czego doświadczyłem w moim życiu. Jednak nie potrafiłem jej nie wierzyć.

- Już nie spotykasz się z tą dziewczyną? - Usłyszałem głos Billa, gdy wracaliśmy do hotelu po całym dniu nagrań, a ja bezmyślnie gapiłem się w świecące za szybą neony. Moje myśli znowu zajmowała Tatiana. Tatiana i jej dziecko. Nasze dziecko.
- Co? - Spytałem zdezorientowany, w pierwszej chwili nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Może nie powinienem się wtrącać, ale jesteś jakiś przygaszony, coś nie tak z tą blondyną z Bronksu?
- Cholera. - Zdałem sobie sprawę, że przez to całe zamieszanie zapomniałem, że byłem umówiony z Bellą. - Nie, z nią wszystko w porządku, mieliśmy się dzisiaj spotkać, ale zapomniałem.
- Więc co cię trapi?
- Wszystko się pokomplikowało.
- To znaczy?
- Chodzi o Tatianę.
- Ciągle się nią przejmujesz? Myślałem, że już ci przeszło.
- To nie takie proste, rozmawiałem z nią dzisiaj. - Zauważyłem, że zerknął na mnie kątem oka, jakby czekając czy coś jeszcze powiem. Ufałem mu, mimo że był moim ochroniarzem, to po dziesięciu latach traktowałem go jak przyjaciela. Przechodził ze mną już przez różne problemy, a jednak zawahałem się. Wiedział, że ten temat jest dla mnie delikatny, więc nie naciskał kolejnymi pytaniami. - Mówi, że jest w ciąży.
- Z tobą?
- Tak, tak twierdzi, a ja chyba jej wierzę. - Pokiwał tylko głową. Nigdy nie oceniał moich wyborów, ani nie wytykał błędów, nawet jeśli sam później plułem sobie w brodę, że mogłem zrobić inaczej. Po prostu był i mnie wspierał, gdy tego potrzebowałem. Już w milczeniu dojechaliśmy do hotelu, gdzie od razu zniknąłem w swoim pokoju. Nie próbowałem nawet kłaść się do łóżka, bo wiedziałem, że i tak nie zasnę. Hotel może nie był najwyższym z budynków, ale z okna widać było dość rozległą panoramę miasta. Życie na ulicach dopiero się zaczynało. Miałem ochotę dołączyć do tych ludzi, upić się, zabawić i zapomnieć o wszystkich problemach, wyczyścić głowę i od jutra zacząć od nowa. Jednak było to niemożliwe. Z resztą, miałem być ojcem. Przetarłem oczy. W końcu emocje z całego dnia zaczęły mnie opuszczać. Dlaczego to wszystko musiało być tak skomplikowane? Krążyłem po pokoju od okna do ściany i z powrotem. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, aby zająć czymś własne myśli, wybrałem w końcu numer do Belli. Było już późno, ale prawie od razu ktoś podniósł słuchawkę.
- Halo? - Usłyszałem znajomy głos. Przez chwilę się nie odzywałem zastanawiając się, po co tak właściwie do niej zadzwoniłem. Ale skoro już odebrała, postanowiłem chociaż wyjaśnić dzisiejszą nieobecność.
- Tu Michael, chciałem cię przeprosić za dzisiejsze spotkanie, a raczej jego brak.
- W porządku, nic się nie stało.
- Mam ostatnio dużo na głowie. - Chociaż nie spytała o nic, to miałem dziwną potrzebę wytłumaczenia się. - I całkiem zapomniałem.
- Naprawdę nic się nie stało, wszystko w porządku?
- Bywało lepiej, przemyślałaś moją propozycję? - Spytałem zmieniając temat.
- Nie dam rady, nie mogę wyjechać za granicę.
- Dlaczego?
- Nie mogę zostawić rodziców na tak długo. - Byłem zaskoczony tą informacją, bo do tej pory nigdy nawet się o nich nie zająknęła.
- Nie wspominałaś nigdy o nich.
- Nie ma o czym, nie radzą sobie sami ze wszystkim, często potrzebują mojej pomocy, nie mogę wyjechać aż tak daleko, na tak długo.
- Może mogę jakoś pomóc?
- Nie. - Jej głos był na tyle stanowczy, że nie drążyłem tego, ale wpadłem na inny pomysł.
- Z tego co wiem, zaczynamy w Stanach i zostajemy chyba do świąt, może jednak chciałabyś spróbować?
- Co bym miała tam tak właściwie robić? Nigdy nie występowałam, nie tańczę, nie śpiewam.
- Tylko przejść się po scenie podczas jednej z piosenek. - Gdy to usłyszała, parsknęła śmiechem.
- A na poważnie?
- Mówię całkiem poważnie.
- I za to mi zapłacicie?
- Tak. - Uśmiecham się pod nosem, zdając sobie sprawę, jak bardzo absurdalnie może to dla niej brzmieć. - To jak?
- Można powiedzieć, że wstępnie się zgadzam, ale muszę znać daty koncertów, aby w pracy przekazać kiedy mnie nie będzie.
- Da się zrobić. - Zaskoczyła mnie ta prośba, ale nie wnikałem w szczegóły. - Powiem Frankowi i będziesz miała wszystko przygotowane, możesz podpisać umowę, zanim wyjedziemy z Nowego Jorku.
- W takim razie umówimy się jak już wszystko będzie gotowe. - Nasza rozmowa nie trwała może długo, ale poprawiła mi humor tym, że się zgodziła, przynajmniej na część trasy po kraju. W końcu występ zawsze jest przyjemniejszy, gdy występuje się z kimś, kogo się zna i lubi. A ona wzbudzała moją sympatię i ciekawość, chociaż znałem ją krótko. Coś sprawiało, że chciałem ją poznać lepiej. Jednak wraz z dźwiękiem świadczącym o końcu połączenia, moje myśli wróciły na poprzednie tory. Będę ojcem.

***

Hej!

Najpierw chciałam wam bardzo podziękować za taką ilość pozytywnych komentarzy pod poprzednim rozdziałem, bardzo się cieszę, że opowiadanie wam się podoba!

Ale jak widzicie, nie może być zbyt prosto, bo za bardzo lubię komplikować życie moim bohaterom xD

No i będzie mi bardzo miło jak zostawicie po sobie gwiazdkę i komentarz!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro