Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII. Zrobiła dla mnie coś miłego, tak po prostu, chociaż nie musiała

,,Życie moje wsta­wio­ne w cień
więd­nie bez świa­tła dzien­ne­go.
Co­dzien­nie opa­da z nie­go
po­żół­kły, zwię­dły dzień...''

~ Maria Pawlikowska-Jasnorzewska ,,Dni''

*Michael

Rozstania bywają trudne, a mi pogodzenie się z tym co się stało, wydawało się ciągle niemożliwe. Całymi dniami siedziałem w domowym studiu i chociaż wszystko, co śpiewałem brzmiało jakbym był na skraju załamania nerwowego, to pomagało mi na chwilę pozbyć się bolesnych emocji. Jednak to do mnie wracało. Dni mijały, a ja czułem się tak samo załamany jak zaraz po zerwaniu. Nie radziłem sobie z tym. Myślałem o niej przez cały czas, gdy tylko nie zajmowałem głowy niczym innym. Dopiero ponowny wyjazd do Nowego Jorku pozwolił mi skupić się całkowicie na nowym teledysku. Wydawało mi się, że nie dam rady, ale niektórych terminów nie mogłem przesunąć. Jednak okazało się, że wciągnięcie się w wir pracy było łatwiejsze niż myślałem. Już od pierwszego dnia zaczęliśmy spotkania z reżyserem, scenarzystą i dopinanie wszystkich formalności włącznie z tymi, związanymi z zamknięciem stacji metra na dni nagrań. Wspólnie zdecydowaliśmy o tym, że całość nagrań odbędzie się w Brooklynie. Bardzo zaskoczył mnie Richard Price, który przyszedł z gotowymi pomysłami na scenariusz, które przeglądnęliśmy i wstępnie wybraliśmy jeden z nich, noszący tytuł ,,Presja''. Zaangażowanie wszystkich wokół, pomogło na nowo wkręcić mi się w ten projekt. Wszystko działo się bardzo szybko, a czasu było mało. Chcieliśmy wydać film w dniu premiery płyty. Z dnia na dzień ogłosiliśmy casting i razem z dwoma choreografami zaczęliśmy próby ułożenia układu, do głównej części teledysku. Dopiero późnym wieczorem wszystko zwalniało, a mnie dopadały niespokojne myśli. Szukając w walizce tabletek nasennych, wypadła z niej kartka z numerem telefonu. Nie od razu zorientowałem się do kogo on należy, ale w końcu przypomniałem sobie o spotkaniu z dziewczyną, podczas ostatniego pobytu w Nowym Jorku. Usiadłem na łóżku zastanawiając się co robić. Umawiałem się z nią, że zapłacę jej za oprowadzenie mnie po mieście, bo nie chciała wziąć pieniędzy, ani niczego innego. Mimo że podjęliśmy już decyzję w sprawie miejsca, to wybrałem numer i zadzwoniłem. Potrzebowałem porozmawiać, z kimś, kto nie jest moim ochroniarzem, menadżerem, współpracownikiem. Ale nie odebrała. Spróbowałem ponownie, ale odezwał się głos, którego nigdy wcześniej nie słyszałem więc się rozłączyłem. Odczuwałem jednak tak duży brak czyjejś obecności, że zdecydowałem się poprosić szefa mojej ochrony, aby podjechał ze mną na Bronks. Nie był zadowolony z tego pomysłu, ale się zgodził. Nie miałem pewności czy wiem dokąd jechać, ale Bill na szczęście pamiętał tamten wieczór doskonale.
- Ja nie wiem, co ci przyszło do głowy, aby tutaj przyjeżdżać - odezwał się zerkając na mnie kątem oka.
- Obiecałem jej spotkanie.
- I sądzisz, że potraktowała to poważnie?
- Jestem jej coś winien i... potrzebuję tego. - Westchnąłem i przetarłem oczy. - Muszę porozmawiać z kimś innym.
- A nie szukasz czasem zastępstwa na chwilę?
- Bill, wiem co sobie myślisz, ale nie mam zamiaru skrzywdzić tej dziewczyny i nie szukam zastępstwa, po prostu lubię być słowny, jeśli już coś obiecałem, z resztą, to będzie jednorazowe spotkanie. - Dojechaliśmy pod odpowiednią kamienicę i razem z ochroniarzem poszliśmy do jej mieszkania, jednak nikt nie otworzył. Wyglądało na to, że było puste. Mieliśmy już wracać, ale wpadłem na pomysł, aby jeszcze sprawdzić bar, w którym widziałem ją po raz pierwszy. Mój ochroniarz słysząc to tylko pokręcił głową z niedowierzaniem, ale spełnił moją prośbę. Okazało się, że dziewczyna rzeczywiście jest w środku więc postanowiliśmy, a właściwie ja postanowiłem, że zaczekamy aż wyjdzie. I wyszła, kompletnie pijana. Od razu kazałem Billowi po nią iść. Nie udało się ustalić nic konkretnego, poza tym, że nie ma kluczy, a koniec końców zasnęła na fotelu.
- I co teraz? - Spytał Bill już zniecierpliwiony. - Wiesz jak wygląda jej współlokatorka?
- Nie mam pojęcia.
- Mamy czekać aż się obudzi?
- Nie mam innych pomysłów. - Wzruszyłem ramionami. - Nie zostawimy jej przecież pod drzwiami. - Nie znałem jej, ale ona też mnie nie znała, a mi pomogła. Pamiętałem o tym i nie mogłem jej tak po prostu zostawić.
- Naprawdę wygląda jak laleczka. - Bill zaśmiał się zamykając samochód od środka. - Nie wiedziałem, że jest w twoim typie - dodał. Nie ciągnąłem tej rozmowy, chociaż w myślach przyznawałem mu rację, naprawdę wyróżniała się urodą i trudno było nie zwrócić na to uwagi. Widząc, że nie odpowiadam Bill dość szybko zasnął. Tylko ja nie spałem, nie miałem tabletek, a bez nich nie potrafiłem zapanować nad żalem i tęsknotą. Przed wylotem do Nowego Jorku Tatiana dzwoniła do mnie, chciała się spotkać i gdyby nie Liz, która jednak zdecydowała się przyjechać, pewnie dałbym się namówić. Na szczęście była obok, a kiedy tylko usłyszała z kim rozmawiam, zabrała mi słuchawkę i ją odłożyła. Nie mogłem nic na to poradzić, że wciąż ją kochałem. To było głupie, naiwne, ale gdyby tylko powiedziała, że mnie kocha, wszystko bym jej wybaczył, nawet za chwilę bliskości, której miałbym później żałować. Tak bardzo mi jej brakowało. Chyba przyzwyczaiłem się do poczucia bycia kochanym, bliskości, świadomości, że jest na świecie osoba, do której mogę wracać, na tyle, że nie mogłem się pozbierać, gdy nagle tego zabrakło. Nawet jeśli ona nic do mnie nie czuła, to ja kochałem ją naprawdę, całym sercem, z całej siły i nie mogłem przestać.

Nad ranem dziewczyna obudziła się zdezorientowana i przerażona, ledwie pamiętając ubiegły wieczór, ale na szczęście udało się ją uspokoić, po czym umówiliśmy się na spotkanie jeszcze tego samego dnia. Kilka godzin, które miałem do zaplanowanego czasu spędziłem na kolejnych spotkaniach, przymiarkach i, o zgrozo, sesji zdjęciowej. Z tego wszystkiego pod stację metra dotarliśmy spóźnieni. Gdy tylko drugi z ochroniarzy nas wysadził, wrócił do hotelu, a ja rozglądnąłem się dookoła. Od razu zauważyłem dziewczynę, która kręciła się w pobliżu. Ona też nas zobaczyła i podeszła w naszą stronę.
- Już myślałam, że zrezygnowałeś - powiedziała, gdy tylko była na tyle blisko, abyśmy ją usłyszeli.
- Spotkania trochę się przedłużyły, wybacz. - Poprawiłem kaptur, który lekko zsunął się z mojej głowy. Ponownie przebranie było ryzykowne, ale nie chciałem, aby długo czekała więc nie zawracałem już głowy Karen.
- Chciałbyś coś konkretnego zobaczyć? - Spytała, od razu przechodząc do konkretów.
- Jestem otwarty na propozycje.
- A ja nie jestem przewodnikiem, w takim razie przed siebie. - Ruszyła pewnie do tylko sobie znanego celu. Szliśmy ulicą mijając ceglane kamienice, od czasu do czasu przyciągając wzrok przechodniów. Jednak kompletnie się tym nie przejmowałem, może patrzyli na mnie jak na dziwaka, ale ciągle byłem anonimowy, tylko to się liczyło. Wyjąłem polaroida, którego miałem od niedawna i robiłem zdjęcia, gdy coś przyciągnęło moją uwagę. To było dziwne uczucie, być po drugiej stronie obiektywu i fotografować nawet czasami niczego nieświadomych ludzi. Między nami panowała cisza. Moja towarzyszka wyglądała na zmęczoną, co mnie wcale nie dziwiło, po tym, co działo się w nocy.
- Długo już tutaj mieszkasz? - Zagadnąłem, aby przerwać milczenie i rozluźnić odrobinę napiętą atmosferę.
- Wystarczająco, aby nie rozumieć, czego tutaj szuka Michael Jackson.
- Unikasz odpowiedzi? - Dopytywałem dalej, ignorując jej komentarz.
- Myślałam, że bardziej interesuje cię miasto, a nie ja. - Słysząc to, lekko się zmieszałem, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć. Jej pewność siebie odrobinę mnie onieśmielała, a moja nieśmiałość wcale nie pomagała. Odwróciła się w moją stronę, idąc tyłem i intensywnie się we mnie wpatrywała. - Zawstydziłam cię? - Kątem oka widziałem, że Bill się uśmiechał. Ona chyba chcąc mnie jeszcze bardziej zawstydzić, naciągnęła mi szal wyżej, jednocześnie muskając dłonią mój policzek. - Trochę się zsunął, a nie chcemy tutaj zaraz zlotu fanów, co nie? - Nie wiedziałem jak mam się zachować ani co powiedzieć. Zarówno ona jak i mój ochroniarz wyglądali na rozbawionych. Zawstydzenie mnie nie było trudne, a ona szybko to wyczuła.
- Widzę, że dobrze się bawicie. - Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Odrobinę, nie sądziłam, że jesteś nieśmiały.
- Pozory mylą, więc odpowiesz mi? - Zmieniłem temat.
- Mieszkam tutaj kilka miesięcy.
- I czym się zajmujesz?
- Może umówmy się tak, powiesz mi co tutaj robisz, tak naprawdę, a ja może odpowiem na twoje pytania.
- Może?
- Może. - Poruszyła brwiami i odwróciła się z powrotem, idąc ze mną znowu ramię w ramię.
- Nagrywamy film i szukam odpowiedniego miejsca.
- I Bronks miałby być odpowiedni?
- Chciałbym opowiedzieć historię chłopaka z takiej dzielnicy.
- Skąd ten pomysł?
- Widziałaś, co się dzieje przez ostatnie lata? Ciągle w mediach słyszę o przemocy, o tym, że policjant zabił kolejną osobę, przeważnie są to biedni, zbuntowani, czarni chłopcy, chciałbym... nie wiem, chciałbym pokazać im poprzez to, że można inaczej, że może pokazując historię jednego z nich poczują się zauważeni.
- Znasz kogoś takiego, że tak bardzo się tym przejmujesz?
- Nie, nie do końca, ale muszę kogoś znać? To jest problem, który po prostu mnie boli, nie powinno tak być.
- Myślenie, że jedną piosenką zmienisz społeczeństwo brzmi to dość naiwnie.
- Nie jestem głupi, ale jeśli wpłynie to na chociaż jedną osobę, będę szczęśliwy, ale też nie mam wpływu na to jak publiczność to odbierze.
- W takim razie życzę ci powodzenia. - Wyglądała, jakby nie do końca wierzyła w ten pomysł.
- Teraz chyba moja kolej na pytanie.
- Pytaj. - Uśmiechnęła się, a ja przez chwilę się zastanowiłem. Zdążyłem się już domyślić, że nie na każde pytanie odpowie.
- Czym się zajmujesz?
- Pracuję w fabryce i tyle.
- A w wolnym czasie? Tak poza imprezowaniem.
- Nie mam za dużo wolnego czasu.
- A jeśli już masz?
- Mam naprawdę nudne życie - odpowiedziała dopiero po chwili. - W porównaniu do ciebie, nie robię nic ciekawego.
- A może jakieś hobby? Albo czymś się interesujesz?
- Nie - odpowiedziała krótko, zamykając temat. - Masz może ochotę na pizzę? - Spytała, gdy mijaliśmy niewielką knajpę. Wyglądała na zamkniętą, ale przez okienko można było kupić kawałki pizzy. Gdy dotarł do mnie jej zapach, zdałem sobie sprawę, że nie jadłem nic, właściwie od wczoraj. Jednak zarówno przy lokalu jak o na ulicy panuje spory ruch, przez co nie mogę sobie pozwolić na odsłonięcie twarzy, co za tym idzie, na zjedzenie czegokolwiek.
- Nie tym razem, nie chcę robić zamieszania. - Gdy to powiedziałem, odniosłem wrażenie, że zauważyłem u niej coś w rodzaju współczucia.
- Zaczekajcie chwilę. - Nie czekając na naszą reakcję, sama podeszła do okienka i zaczęła rozmawiać z piekarzem. Gdy wskazała na nas ten tylko pokręcił głową, ale nie odpuszczała. Nie miałem pojęcia co kombinuje, ale już po chwili oboje zaczęli się z czegoś śmiać, a ona wróciła do nas. - Możemy zjeść w środku. - Uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
- Co mu powiedziałaś? - Nie odpowiedziała, bo właśnie weszliśmy do środka. Piekarz, mimo że był dość pokaźnym mężczyznom, patrzył na nas podejrzliwie i gdy tylko znaleźliśmy się w małym pomieszczeniu, zamknął drzwi na klucz. Wewnątrz znajdował się tylko jeden stolik, z którego zapewne korzystał tylko on. Największą część zajmował oczywiście piec, od którego biło ciepło, które nawet dla mnie stało się nie do wytrzymania. Musiałem zdjąć płaszcz i szal, a on wydawał się stracić głos, gdy zobaczył kim jestem. Przywykłem do takich reakcji i dziękowałem tylko w duchu, że się na mnie nie rzucił. Kiedy minął pierwszy szok udało nam się zamówić pizze, a on wziął się do pracy, nadal zerkając na mnie co jakiś czas, jakby nie wierząc, że jestem prawdziwy. Po kilkunastu minutach na naszym stole pojawił się już gotowy placek.
- Przepraszam panie Jackson - odezwał się niepewnie zanim jeszcze zaczęliśmy jeść.
- Tak? - Uśmiechnąłem się, bo zauważyłem, że stracił całą pewność siebie.
- Czy mógłbym prosić o autograf? Moja córka bardzo pana lubi. - Wyjął z kieszeni notatnik.
- Jasne, jak córka ma na imię?
- Flavia, ma dwanaście lat. - Napisałem w notatniku kilka słów i złożyłem swój podpis. Nie miałem ochoty na zdjęcia, ale wyjąłem swój aparat i sam wyszedłem z inicjatywą, aby Bill zrobił nam zdjęcie. Gdy piekarz otrzymał gotową fotografię miałem wrażenie, że zaraz popłacze się ze szczęścia. Podziękował kilka razy i zamknął okienko, przez które sprzedawał pizzę, po czym poszedł do pomieszczenia obok, a my mieliśmy chociaż pozory prywatności.
- Nie jest ci ciężko z tym, że nawet nie możesz sobie w spokoju zjeść na mieście?
- Przyzwyczaiłem się już, z resztą nie jadam za często na mieście.
- Wolisz gotować?
- Zatrudniam kucharkę. - Przez chwilę popatrzyła na mnie zaskoczona. - Albo jadam w hotelach, przeważnie w biegu, bo większość czasu spędzam poza domem.
- Zapominam, że żyjemy w trochę innych światach.
- To chyba nic złego?
- Nie, nie, ale trudno mi sobie wyobrazić, to co dla ciebie jest normalne.
- To działa w obie strony, ale czasami chciałbym żyć zwyczajnie, przynajmniej spróbować jak to jest nie być sławnym.
- Szybko byś zatęsknił za swoim życiem.
- Czemu tak myślisz?
- Nie musisz się przejmować takimi przyziemnymi problemami jak to czy wystarczy ci pieniędzy od wypłaty do wypłaty, czy nie zwolnią cię jutro z pracy, czy nie wywalą z mieszkania. - Miała rację, to nie były rzeczy, o których myślałem na co dzień. - Kto by tak nie chciał żyć?
- Mam inne problemy, pieniądze nie są takie ważne.
- Mówi to każdy, komu ich nie brakuje. - Z ironią wcięła mi się w środek zdania. Zamilkłem. - Nie chciałam cię urazić - odezwała się po chwili, jakby zdając sobie sprawę, że może zareagowała zbyt ostro. - Na pewno masz swoje problemy, ale wkurzają mnie takie banały, szczególnie jeśli mówi je ktoś, komu niczego nie brakuje.
- Może niefortunnie to ująłem, po prostu... gdy ma się pieniądze i sławę, to czasem stwarza więcej problemów. - Spuściłem wzrok. - I wtedy zdajesz sobie sprawę, że są naprawdę ważniejsze rzeczy, których nie da się kupić. - Po tych słowach zapadło milczenie. Nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze powiedzieć, a ona chyba się zamyśliła. Gdy ktoś spojrzał na moje życie z boku, niczego mi nie brakowało. Starałem się nie narzekać, bo wiedziałem, że miliony zamieniłoby się ze mną, gdyby tylko mogło. Sam nie zmieniłbym swojego życia na żadne inne. Robiłem to, co kochałem, w wieku prawie trzydziestu lat, widziałem więcej świata, niż niejedna osoba przez całe życie, mogłem kupić wszystko, o czym tylko zamarzyłem, nie martwiąc się, czy mnie na to stać. Byłem tego świadomy, doceniałem to wszystko, ale była też druga strona, której nie było widać na okładkach gazet i w telewizji. Byłem samotny, uważałem się za jedną z najbardziej samotnych osób na świecie. Nikt nie widział, że po zejściu ze sceny, potrafiłem przepłakać pół nocy, gdy myślałem o tym, że nie miałem nikogo, kto czekałby na mnie, że po trasie wrócę do pustego domu, w którym przywitają mnie jedynie pracownicy i ochrona. Oddałbym wszystko za kogoś, kto naprawdę by mnie pokochał, akceptując w pełni takiego, jakim jestem, kto nie uciekłby, gdyby podwinęła mi się noga, był na dobre i złe. Ale miałem wrażenie, że straciłem na to szansę na zawsze. Zamiast tego zostało złamane serce, żal do całego świata oraz brak nadziei na to, że kiedykolwiek się do zmieni.

W końcu, gdy przyszło do płacenia rachunku okazało się, że jest już opłacony. Bella musiała zapłacić z góry, abyśmy mogli zjeść w środku. Na szczęście właściciel okazał się uczciwy i od razu o tym poinformował, zanim Bill zdążył wyjąć pieniądze.
- To ja powinienem stawiać - odezwałem się, gdy byliśmy już na zewnątrz. - W końcu nie wypada, aby kobieta płaciła, kiedy obok jest dwóch mężczyzn.
- Bycie dżentelmenem nie wyszło już dawno z mody? - Uśmiechnęła się delikatnie zerkając na mnie.
- Ale poważnie, oddam ci pieniądze.
- Powiedzmy, że pizza jest w pakiecie ze zwiedzaniem, bo jestem słabym przewodnikiem.
- W takim razie będę musiał się odwdzięczyć. - Słysząc to, tylko machnęła ręką. Przeszliśmy do wieczora jeszcze kawałek. Nawet mimo wcześniejszej, dość poważnej rozmowy, atmosfera się rozluźniła. Traktowała mnie zwyczajnie, a to, że postawiła nam pizzę było dla mnie tak abstrakcyjne, że przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio ktoś za mnie zapłacił. Czekałem tylko, aż pokaże mi rachunek, ale nic takiego się nie stało. Nie musiała się przejmować tym, że nie mogłem zwyczajnie zjeść w środku miasta, a jednak zrobiła dla mnie coś miłego, tak po prostu, chociaż nie musiała.

***

Hej!
Mimo ciężkiego tygodnia udało mi się wstawić kolejny rozdział.
Mam nadzieję, że wam się podoba 😊
Zapraszam do zostawienia po sobie śladu w postaci ☆ i komentarza! To zawsze motywuje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro