V. Odpłacić mu za dzień, w którym moje życie się skończyło
,,Ale są sny, które nie mogą się spełnić,
I są burze, przed którymi nie możemy się schronić.
Miałam sen, że moje życie będzie
Takie inne niż to piekło, w którym teraz żyję.
Takie różne od tego, czym się wydawało.
Teraz życie zabiło sen, o którym marzyłam.''
~ ,,I Dreamed a Dream'' sł. ang.: Herbert Kretzmel, wykonanie: Patti LuPone
*Lily
- Chcesz wrócić do domu dziecka?
- Nie - odezwałam się nieśmiało spuszczając wzrok.
- Więc to będzie nasze tajemnica.
Zerwałam się z łóżka cała przepocona. Chyba krzyczałam. Na szczęście byłam sama i nikt tego nie słyszał. Spotkanie z Jacksonem szybko przywołało najgorsze wspomnienia, przed którymi starałam się uciekać. Nie zasnęłam już przez resztę nocy. Nawet przez chwilę żałowałam, że zgodziłam się na jego propozycję i przekładałam w palcach paczkę tabletek, zastanawiając się, czy ich nie wziąć. Ale nie zrobiłam tego.
Gdy Megan wróciła po nocnej zmianie, ja już robiłam śniadanie, ciągle się zastanawiając, czy to, co wydarzyło się wieczorem, nie było tylko snem. Rozglądnęła się uważnie po pokoju, jakby przeczuwając, że coś się stało, gdy jej nie było.
- Powiesz mi, czy nie? - Nie wytrzymała zbyt długo i zadała pytanie. Przerwałam robienie omleta, popatrzyłam w jej stronę nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli.
- O czym mam ci niby powiedzieć?
- Ktoś tutaj wczoraj był, a ty się uśmiechasz. - Wzięła do ręki szal, który Jackson miał na sobie. Musiał przypadkiem go zostawić. Byłam pewna, że mimo zmęczenia po całonocnej pracy dziewczyna będzie drążyć temat. Lubiła różne plotki i ploteczki, zawsze chciała wiedzieć, co dzieje się w życiu wszystkich dookoła. - Pachnie męskimi perfumami.
- Jakiś facet się zgubił, pozwoliłam mu zadzwonić, to wszystko. - Nie bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć. W końcu, gdybym powiedziała, że była tutaj jedna z największych gwiazd na świecie, chyba by mnie wyśmiała. Sama jeszcze nie do końca wierzyłam w to, że to naprawdę miało miejsce, że dałam mu numer telefonu, a on jakby nigdy nic zaproponował mi pracę.
- Akurat. - Oparła się o blat, nie mając zamiaru odpuścić. - Jakoś trudno mi uwierzyć, że wpuściłabyś tutaj obcego faceta.
- To już nie mój problem.
- No nie bądź taka! - Przekręciłam tylko oczami.
- Mówię prawdę, gość się zgubił, zadzwonił i wyszedł, gdy ktoś po niego przyjechał, to wszystko.
- Może zostawił specjalnie, aby mieć pretekst, żeby wrócić. - Zrezygnowana pokręciłam głową, co trochę ją bawiło.
- Myślę, że nawet nie zorientował się, że czegoś mu brakuje. - Zjadłam śniadanie jak najszybciej i wykręciłam się pracą, tylko po to, aby uniknąć tłumaczenia się. Tak naprawdę, tylko dzięki niemu, nie znalazła z rana mojego zarzyganego trupa. Wcześniej, myśl o jakiejkolwiek zemście wydawała mi się absurdalna, niemożliwa. Tacy ludzie nie chodzą przecież zwyczajnie po ulicach, a tu całkiem przypadkiem, w dzień, w którym chciałam ze sobą skończyć, spotkałam go prawie pod samym mieszkaniem. Miałam kilka pomysłów na to, jak mogę mu się odwdzięczyć. Chciałam go zniszczyć, aby poczuł, to co czułam ja, aby nikt już nigdy nie kupił jego płyty, nie poszedł na koncert, aby był skończony. Gdyby nie on, jego zeznania, być może zaczęłabym lepsze życie, gdzieś daleko, tak jak to sobie wymarzyłam, ale nie mogłam. Straciłam wszystko włącznie z nadzieją. Nienawiść jaką do niego pałałam przyćmiewała wszystko inne. On mnie zatrzymał, on był głównym świadkiem. Nawet jeśli mówił tylko to co widział, to nie zlitował się nad przerażoną nastolatką, nie ruszały go moje łzy i błagania. Zabiłam, od tamtej pory tylko to się liczyło. Nie miało znaczenia, że się broniłam, ani że tamten człowiek, krzywdził mnie, od kilku lat. Nikt nie wierzył, nikt nie słuchał, nikt nie powiedział nawet jednego dobrego słowa. Byłam morderczynią, w oczach ludzi już byłam stracona na zawsze. Więc dlaczego ja miałam komukolwiek współczuć? Dlaczego miałam odpuścić, gdy już miałam okazję odpłacić mu za dzień, w którym moje życie się skończyło.
*Michael
Kilka dni po powrocie do Los Angeles zaczęły się pierwsze koncerty. Było to zaledwie kilka drobnych wydarzeń, na których śpiewałem piosenkę z nowej płyty, jako przedsmak nadchodzącej premiery i czasami do tego dochodziło kilka starych hitów. Trasa koncertowa miała zacząć się jesienią, po skończeniu nagrywania teledysku do tytułowej piosenki ,,Bad'' i wydaniu albumu. Ale skupiałem się na bieżących sprawach, a formalności pozostawiłem Frankowi. Zdecydowaliśmy się wystąpić razem z Tatianą na żywo przy ,,The way you make me feel''. Gdy to usłyszała, wydawała się równie podekscytowana jak ja. Kolejne występy wychodziły idealnie. Gdy na scenie łapaliśmy się wzrokiem, czułem te emocje, chciałem ją pocałować, jednak nie robiłem tego. Mieliśmy jasno ustalone zasady - żadnych pocałunków na scenie i chciałem się tego trzymać. Zawsze wolałem subtelniejsze formy wyrazu, do tego nie chciałem stwarzać wokół nas większego zamieszania, chociaż już od pierwszego wspólnego koncertu zaczęły pojawiać się plotki i domysły. Nie próbowałem tego prostować, a temat pomijałem. Jednak ostatni występ wszystko zmienił.
Za kulisami, pod wpływem emocji, nie zważając po raz pierwszy na obecność innych osób, pocałowałem ją, na co się uśmiechnęła.
- Mam dla ciebie niespodziankę, po koncercie - wyszeptałem jej do ucha, myśląc o naszym wspólnym wyjeździe. Udało mi się dochować tajemnicy do tej pory, a mojemu menadżerowi załatwić z jej menadżerem, aby nie planował nic na najbliższe kilka dni. Wydawało się, że niczego nie podejrzewała.
Wyszedłem na scenę, muzyka zaczęła grać. Wszystko było idealnie do momentu, gdy zbliżyłem się do Tatiany, tak jak zawsze, a ona niespodziewanie pociągnęła mnie za koszulę i krótko pocałowała. Nie miałem czasu na reakcję, a nie mogłem dać do zrozumienia publiczności, że coś jest nie tak. Przytuliłem ją i po prostu kontynuowałem występ, już wiedząc, że ten incydent może wywołać problemy. I niestety się nie pomyliłem, do tego okazały się mieć dużo większe konsekwencje niż się spodziewałem. Gdy tylko zszedłem ze sceny rozglądałem się za moją partnerką, po której jednak nigdzie nie było ani śladu. Ktoś powiedział, że rozmawiała z Frankiem, a później wybiegła. Znalazłem ją dopiero na zapleczu. Siedziała na schodkach opierając głowę o kolana.
- Wszystko w porządku? - Usiadłem obok niej.
- Wywalił mnie. - Jej głos się łamał. - Rozumiesz? Za taką głupotę. - Po jej policzkach spływały łzy, a mi trudno było patrzeć, jak płakała. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.
- Spróbuję z nim porozmawiać. - Starałem się ją pocieszać, mając nadzieję, że rzeczywiście przekonam mojego menadżera do zmiany zdania. Chociaż to graniczyło z cudem. Na szczęście do rozpoczęcia głównej trasy zostało dużo czasu. Nie wyobrażałem sobie jechać na nią z nikim innym i rozstać się z kobietą, którą kochałem, na tak długo.
- Nie zgodzi się - odpowiedziała pewnie. - Powiedział, że od jutra szuka kogoś innego na moje miejsce.
- Posłuchaj, ostatecznie to i tak moja decyzja. - Pogłaskałem ją po policzku i pocałowałem w czoło. - Nie myśl o tym teraz, za chwilę wrócimy do hotelu, zjemy dobrą kolację, spędzimy miło czas. - Nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową. Wziąłem ją za rękę i pomogłem wstać. - Kocham cię, nie wyobrażam sobie jechać z kimś innym. - Jeszcze raz ją przytuliłem. Przez cały wieczór starałem się sprawić, aby poczuła się lepiej, ale nie przyniosło to większych efektów. Ostatecznie po prostu leżeliśmy razem przytuleni, nie rozmawiając dużo. Oglądaliśmy film, który polecił mi Martin, ale zasnęła zanim jeszcze się skończył.
Dopiero rano przypomniałem sobie o biletach, które leżały schowane w walizce. Wstałem starając się jej nie obudzić i zacząłem szukać, bo nie do końca pamiętałem, gdzie je włożyłem. Przez chwilę wystraszyłem się, że nie zabrałem ich ze sobą, ale na szczęście wszystko udało się znaleźć. Położyłem je na szafce nocnej, z nadzieją, że jej nastrój będzie chociaż trochę lepszy. Akurat otworzyła oczy, gdy tylko usiadłem z powrotem na łóżku.
- Znowu nie śpisz od rana? - Spytała przeciągając się.
- Dopiero wstałem, a ty wyspałaś się?
- Może być. - Naciągnęła na siebie kołdrę. Położyłem się obok i złożyłem na jej ustach krótki pocałunek, na co zareagowała uśmiechem. Sama przyciągnęła mnie do siebie bliżej. Czuła się zdecydowanie lepiej niż wieczorem.
- Chyba trochę się rozbudziłaś. - Odgarnąłem jej włosy z czoła. - Właśnie mam dla ciebie niespodziankę. - Sięgnąłem po bilety i jej wręczyłem. - Mamy teraz kilka dni dla siebie więc pomyślałem, że może przyda nam się spędzić je razem w jakimś ładnym miejscu.
- Hawaje? - Popatrzyła na mnie zaskoczona. - Cieszę się. - Przytuliła mnie, chociaż w jej głosie nie było emocji, na które wydawałby się wskazywać uśmiech na jej twarzy. Ale może przesadzałem? W końcu zaledwie kilka godzin temu Frank ją zwolnił. Musiała to bardzo przeżywać, ale miałem nadzieję, że zapomni o tym, gdy znajdziemy się sami, w innym miejscu. Przed samym wylotem udało mi się jeszcze porozmawiać z menadżerem i przekonać go, aby wstrzymał się z poszukiwanie nowej osoby do mojego powrotu. Niechętnie się na to zgodził, wiedział, że będę próbował go namówić, aby Tatiana została w zespole i koniec końców, będzie musiał się na to zgodzić.
Od przylotu na miejsce coś się zmieniło. Tak jakby z dniem, w którym przestaliśmy razem pracować, coś się między nami popsuło. Nawet jeśli jeszcze nic nie zostało przesądzone. Chociaż jesteśmy razem, czułwm jakbyśmy byli ciągle gdzieś obok siebie. Momentami miałem wrażenie, że mnie unikała i gdyby nie to, że spaliśmy w jednym łóżku, to nie zamienilibyśmy ze sobą ani słowa. Starałem się być wyrozumiały, pocieszać ją, robić wszystko, co tylko przyszło mi do głowy, aby o tym nie myślała. Ale oddalaliśmy się od siebie tylko bardziej. Nie mogłem zrozumieć dlaczego to aż tak na nią wpłynęło.
- Jak się czujesz? - Zagadnąłem, gdy leżała na leżaku. Domek, który wynająłem miał prywatną plażę, odgrodzoną od całej reszty, więc mogliśmy odpocząć daleko od wszystkich ciekawskich spojrzeń.
- W porządku - odpowiedziała dopiero po chwili. Liczyłem na to, że coś jeszcze doda, ale wyglądało na to, że nie chciała ciągnąć tej rozmowy.
- Na pewno? Nie podoba ci się tutaj? - Dopytywałem.
- Podoba mi się, naprawdę wszystko jest ok.
- Mam wrażenie, że jednak coś jest nie tak. - Podparłem się na ramionach, próbując spojrzeć jej w oczy.
- To nie tak, po prostu marzyłam o tej pracy.
- Mówiłem ci, porozmawiam z Frankiem. - Złapałem ją za rękę i delikatnie pocałowałem. - Kocham cię, nie chcę jechać na trasę z nikim innym, ale teraz jesteśmy na wakacjach. - Na te słowa tylko lekko się uśmiechnęła, ale nie odpowiedziała. Powtarzanie tego samego po raz któryś nic nie dawało, ale nie miałem już innych pomysłów, w końcu co więcej mogłem zrobić niż porozmawiać z moim menadżerem? Starałem się ją rozweselić, rozmawiać, sprawiać przyjemność jakimiś drobnymi gestami, ale ona ciągle o tym myślała, coraz bardziej się ode mnie odsuwając. Tak naprawdę, nawet nie chciała się do mnie przytulić, a mi brakowało jej bliskości. Nie oczekiwałem od niej niczego więcej, wiedziałem, że ma gorszy okres, ale czy to, że chciałem ją przytulić albo pocałować to tak dużo? Nawet nie wiedziałem czy robię coś źle, bo na pytania odpowiadała zdawkowo, albo je kompletnie ignorowała udając, że nie słyszy. Przez to wszystko czułem się samotny, nawet bardziej niż gdy byłem sam. W końcu nie wytrzymałem już tej ciszy. - Idę się przejść - oznajmiłem wstając z koca.
- Jakbyś mnie szukał, pewnie niedługo pójdę do środka. - To jedyne słowa, które usłyszałem, wypowiedziane obojętnym tonem.
- Może chciałabyś pójść ze mną? - Podjąłem jeszcze jedną próbę, ale ona tylko pokręciła głową.
- Nie mam siły. - Nie naciskałem. Po prostu otrzepałem się z piasku i odszedłem. Wędrowałem wzdłuż brzegu oceanu, aż dotarłem do ogrodzenia oddzielającego prywatną część plaży od całej reszty. Nie widziałem nikogo po drugiej stronie, więc po prostu przeszedłem. Wokół nie było nawet żywej duszy. Zatrzymałem się dopiero w niewielkiej zatoczce, oddzielonej niewielkimi klifami od reszty. Aby się do niej dostać musiałem zejść wydeptaną ścieżką, prowadzącą w dół po mniej stromej części wzniesień. Usiadłem na piasku, wsłuchując się w dźwięk fal. Ocean miał w sobie coś uspokajającego, co pozwalało uciszyć chociaż na chwilę szumiące w głowie myśli. Zapomniałem o tym, że nie powinienem przebywać na słońcu, a tam nic mnie od niego nie osłaniało, zapomniałem o Tatianie i o problemach. Siedziałem słuchając uderzających o brzeg fal. W końcu od dłuższego czasu czułem, że wszystkie złe emocje mnie opuszczają. Najgorsze było jednak to, że będąc sam, wśród klifów, w pobliżu oceanu, czułem się mniej samotny, niż gdy przebywałem z kobietą, którą kochałem. Uświadomienie sobie tego bolało, bo mogło być pierwszym krokiem, do utraty jednej z najważniejszych osób w moim życiu.
***
Hejka!
Co prawda jestem jeszcze na wakacjach, ale mimo intensywnego zwiedzania udało mi się dodać kolejny rozdział :D
Jak wam się podoba?
Zapraszam do komentowania i dawania ☆ jeśli wam się podoba.
Wiem, że akcja rozkręca się powoli, ale mam nadzieję, że się nie nudzicie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro