IX. Jeszcze wczoraj mówiłeś, że to będzie jednorazowe spotkanie
,,Rzadko udaje nam się zawczasu przewidzieć, kto lub co na nas wpłynie. Spotkanie z pewnymi ludźmi, książkami, muzyką, miejscami albo ideami może - w sprzyjających okolicznościach - uczynić nasze życie szczęśliwszym, bogatszym i piękniejszym."
~ Jonathan Carroll ,,Kąpiąc lwa''
*Michael
Po spotkaniu z tą dziewczyną, pierwszy raz od dawna spałem spokojnie. Co prawda, wziąłem tabletki, ale tym razem, jakby złe emocji na chwilę odpuściły, pozwalając mi poczuć ulgę. Z rana obudziłem się w odrobinę lepszym humorze, z gotowością do dalszej pracy, jednak okazało się, że możemy zacząć nagrywać za tydzień. Mieliśmy do zrobienia jeszcze sporo, castingi wciąż trwały, układ nie był gotowy, a scenariusz miał kilka luk, lecz mimo tego wszystkiego miałem dość dużo wolnego czasu, a bezczynność, była czymś, czego nie znosiłem. Dodatkowo, zaczynałem wtedy myśleć ponownie o Tatianie. Nie mając innych zajęć, włączyłem muzykę i zacząłem tańczyć, odcinając się od całego zewnętrznego świata. Wyrwało mnie z tego dopiero głośne pukanie do drzwi. Jak się okazało był to mój menadżer z relacją z postępów z negocjacji oraz nowymi ustaleniami w sprawie trasy, która zbliżała się wielkimi krokami. Gdy usiedliśmy przy stoliku dopiero poczułem jak bardzo jestem zmęczony, a po moim czole spływały strużki potu. Otwarłem okno, aby przewietrzyć pokój i zanim zaczęliśmy dyskusję, poszedłem jeszcze wziąć szybki prysznic.
- Dzisiaj znowu gdzieś znikasz? - Spytał, gdy skończyliśmy już rozmowę na tematy służbowe. Byłem odrobinę zaskoczony, bo ubiegłego dnia nie wspomniał o tym nawet słowem, jakby nie zauważył braku mojej obecności.
- Nie planuję - odpowiedziałem, ale jednocześnie zacząłem się zastanawiać, czy nie spotkać się z Bellą. Nie umawialiśmy się, ale obiecałem jej, że odwdzięczę się za wczorajszą pizze, a w tamtym momencie każdy powód był dobry, aby chociaż na chwilę się wyrwać. Do tego, całkiem dobrze mi się z nią rozmawiało, tak po prostu, więc czemu nie?
- Właśnie, jest jeszcze jedna sprawa, miałem zaczekać z szukaniem kogoś na trasę, nie chciałem zaczynać tego tematu wcześniej.
- Zatrudnij kogoś po prostu - wcinam mu się, nie chcą wracać myślami do nieprzyjemnych wspomnień. - Kogokolwiek, jakąś modelkę, która ci się spodoba, mnie to nie obchodzi, to tylko jedno przejście po scenie, jak dla mnie możemy nawet usunąć tą piosenkę z trasy. - Wstałem i oparłem się rękami o parapet. Dawanie Frankowi wolnej ręki nie było w moim stylu, zwykle musiałem mieć pełną kontrolę nad każdym, nawet najmniejszym elementem występów. Tym razem jednak było inaczej. Wiedziałem, że usunięcie jej z trasy nie wchodzi w grę, ale próbowałem się odciąć od wszystkiego co z nią związane. Chciałem odśpiewać ją i szybko przejść do kolejnej.
- To twój singiel.
- I przypomina mi o Tatianie, gdy tylko o nim myślę. - Westchnąłem. - Gdybyś jej nie zwolnił może wszystko potoczyłoby się inaczej - powiedziałem ciszej. Zdałem sobie sprawę, że obwiniam go o rozpad naszego związku. Wcześniej wszystko było dobrze, do momentu, w którym ją zwolnił. Wtedy zaczęło się psuć. Gdyby nie to, może nadal by mnie kochała. Gdzieś z tyłu głowy wciąż rozbrzmiewały jej słowa: nigdy go nie kochałam. Ale może powiedziała to pod wpływem emocji? Może nie chodziło o mnie? Może to wszystko było spowodowane tym, że była załamana? Może powinienem pozwolić jej to wyjaśnić, porozmawiać, może zareagowałem zbyt szybko? Tak wiele pytań, na które nie miałem odpowiedzi, kotłowało się w mojej głowie.
- Złamała zasady umowy, znała tego konsekwencje. - Podszedł do mnie i stanął obok. - Nie ingeruję w twoje życie prywatne, bo nie jestem od tego, ale znamy się już dziesięć lat więc powiem ci, co myślę, jeśli sądzisz, że rozstaliście się przez to zwolnienie, już wcześniej coś musiało być nie tak. - Zatrzymałem swój wzrok na nim przez chwilę i tylko pokręciłem głową. Z logicznego punktu widzenia, to co mówił miało sens, ale do mnie nie docierało. Kochałem ją i mogłem to powtarzać jak mantrę. Wciąż ją kochałem i byłem zły, na Franka, na siebie, na cały świat. Ufałem mu, wiedziałem, że nie zrobiłby nic, co zaszkodziłoby nie tylko mojemu wizerunkowi, ale także prywatnemu życiu, jednak nie mogłem odgonić od siebie myśli, że był największym winowajcom.
- Nie ważne, znajdź kogoś po prostu, nie muszę brać w tym udziału. - Chyba widział, że nie chcę dalej brnąć w ten temat, więc po prostu lekko ścisnął moje ramię i wyszedł. Jak długo można leczyć złamane serce? Dlaczego ciągle nawet na wspomnienie czegoś związanego z nią chciało mi się płakać? Nawet, gdy wydawało mi się, że już nad tym zapanowałem, to to wracało jak bumerang. Musiałem do niej zadzwonić, usłyszeć ją chociaż przez chwilę. Nadal znałem jej numer na pamięć i w chwili słabości wybrałem go na telefonie. Wydawało mi się, że już nie odbierze, ale jednak ktoś podniósł słuchawkę.
- Halo? - Usłyszałem znajomy głos. Na jego dźwięk poczułem gulę w gardle, która nie pozwalała mi wydusić z siebie ani słowa. - Ktoś tam jest? - Spytała ponownie, gdy nie odpowiedziałem. Odłożyłem słuchawkę i oparłem głowę na rękach.
- Co ty najlepszego robisz? - Powiedziałem sam do siebie. To nie miało najmniejszego sensu. Czułem się jeszcze gorzej niż wcześniej i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Musiałem wyjść, bo miałem wrażenie, że zwariuję. Zerknąłem na kartkę z zapisanym ciągiem cyfr, która leżała na szafce nocnej. Zdecydowałem się wykonać kolejny telefon, tym razem do nowopoznanej dziewczyny. Nie byłem pewien, co mną kierowało, ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, bo odebrała bardzo szybko.
- Tak?
- Bella? - Upewniłem się czy to ona, zanim zdecydowałem się cokolwiek zaproponować.
- Przy telefonie.
- Tu Michael, chciałabyś się może dzisiaj spotkać? - Spytałem od razu, z niepodobną do siebie bezpośredniością. Potrzebowałem rozmowy, zwykłej rozmowy, oderwania się od świata, który znałem na co dzień. Nie musiała to być rozmowa akurat z nią, ale jej numer akurat wpadł mi w ręce.
- Za kilka godzin zaczynam pracę.
- Może spotkamy się przed twoją pracą? - Brzmiałem może jak desperat, ale musiałem gdzieś wyjść, inaczej zaraz wyszedłbym z siebie.
- Chciałeś coś jeszcze zobaczyć?
- Nic konkretnego, chciałem po prostu gdzieś wyjść.
- Może zoo?
- Jasne, uwielbiam zoo. - Od razu się zgodziłem. - Podjadę po ciebie.
- Nie ma potrzeby, szybciej będzie jeśli spotkamy się na miejscu.
- W takim razie będę najszybciej jak się da, do zobaczenia.
- Narazie. - Rozłączyła się od razu. Wyszedłem poszukać Billa, który akurat chodzi po korytarzu.
- Dzień dobry - odezwał się, gdy tylko mnie zobaczył.
- Cześć Bill, jedziemy do zoo - oznajmiłem mu od razu, a on zaskoczony, tylko z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Niech zgadnę, umówiłeś się z tą dziewczyną?
- Skąd wiesz?
- Powiedz mi, ile my się znamy?
- Z dziesięć lat? - Przeczesałem dłonią włosy.
- No właśnie i pomyśleć, że jeszcze wczoraj mówiłeś, że to będzie jednorazowe spotkanie. - Wzruszyłem tylko ramionami.
- Dobrze nam się rozmawiało. - O więcej nie dopytywał. Wyszedł, aby zorganizować samochód, a ja wróciłem do pokoju, aby się przebrać. Otworzyłem okno, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Okazało się, że jest jeszcze cieplej niż wczoraj, więc postanowiłem tym razem poprosić Karen o pomoc.
- Michael! - Kóryś z fanów mnie zauważył i wykrzyknął moje imię. Wtedy zaczęli skandować je także inni. Prawie zapomniałem, że odkąd wiedzą, że tutaj jestem, ciągle koczują pod hotelem. Pomachałem im, a okrzyki zrobiły się jeszcze głośniejsze. Kiedy ich słyszałem robiło mi się ciepło na sercu.
- Kocham was! - Krzyknąłem. Nie miałem pojęcia czy mnie słyszą. Rozglądnąłem się po pokoju i wziąłem biały kapelusz. Na jego rondzie napisałem mazakiem ,,Kocham was bardziej'' i się podpisałem, po czym wyrzuciłem go z okna. Fani od razu zaczęli piszczeć, a ja zamknąłem okno i skierowałem się do mojej makijażystki. Po drodze poprosiłem jeszcze jednego z ochroniarzy, aby rozdał ludziom, którzy stoją pod hotelem wodę i zamówił dla nich coś do jedzenia. Dzień był naprawdę upalny, a oni stali tam przez cały czas, czekając tylko po to, aby mnie zobaczyć.
*Bella
Po tym jak wróciłam do mieszkania zastanawiałam się, co robić dalej. Nie miałam pomysłu jak sprawić, aby ponownie się z nim spotkać, ale po raz kolejny miałam szczęście. Telefon od niego był dziwny, brzmiał jakby naprawdę mu zależało. Nie wiedziałam czym jest to spowodowane, ale było mi na rękę, bo ciągle zależało mi na tym, aby się do niego zbliżyć. Aby zemsta mogła dojść do skutku, musiał mi zaufać. Ciągle pamiętałam o tym, jak zeznaniami odebrał mi najlepsze lata życia i jakąkolwiek szansę na przyszłość. Gdy o tym myślałam, moja nienawiść do niego tylko rosła. Gdyby wszystko potoczyło się wtedy inaczej... gdyby mnie wypuścił, zlitował się nad przerażoną nastolatką, może mogłabym zacząć od nowa, gdzieś daleko. Ale tak się nie stało. Nie wierzyłam w żadną siłę wyższą, ani karmę, po prostu przypadek sprawił, że w końcu mógł dostać za swoje.
Gdy tylko odłożyłam telefon zebrałam się do wyjścia. Megan widząc, że wychodzę tylko zatrzymała na chwilę na mnie swój wzrok, ale nawet się nie odezwała. Nadal była na mnie zła po ostatniej kłótni. Atmosfera była tak napięta, że czym prędzej opuściłam mieszkanie. Chociaż spacer do zoo zajął mi trochę czasu, to znalazłam się tam zdecydowanie za wcześnie. W oczy od razu rzuciło mi się sporo turystów i kręcącej się wokół policji, co było niespotykane w tej części miasta. Jednak tam, gdzie są zarobki, potrafili pilnować porządku, co z tego, że dwie ulice dalej na ulicach krążyli narkomani, a w ślepych zaułkach spali bezdomni. To już nie miało znaczenia, nikt się tym nie interesował, niewiele osób o tym nie mówi. A jeśli nie mówi się o jakimś problemie, to on nie istnieje, prawda?
Po jakimś czasie na ławkę dosiadł facet z wystającymi zębami i w zdecydowanie zbyt dużej koszuli. Nie zwracałam na niego uwagi, do póki nie zaczął natarczywie mi się przyglądać. Wtedy zrobiło się dla mnie mało komfortowo i wstałam, aby zmienić miejsce, jednak on zrobił to samo.
- Czekasz na kogoś? - Spytał.
- Co cię to obchodzi?
- Może czekasz właśnie na mnie? - Gdy to usłyszałam obróciłam się w jego stronę, aby dokładniej mu się przyglądnąć, lecz miałam pewność, że go nie znam. Chciałam już odejść, ignorując jego nieudolną próbę... no właśnie, czego? Poderwania mnie? Jednak on już nie wytrzymał i zaczął się śmiać. - Szkoda, że nie widzisz swojej miny. - Tym razem głos okazał się dziwnie znajomy, a ja zdałam sobie sprawę z kim mam do czynienia. Przez sztuczny zarost, mono brew i karykaturalnie wystające zęby kompletnie nie przypominał siebie. Dopiero po tym dostrzegłam ochroniarza w cywilu, którego już poznałam poprzedniego dnia.
- Tego się nie spodziewałam. - Gdy to usłyszał, wydawał się być zadowolony.
- Czyli jest szansa, że uda nam się pospacerować spokojnie. - Ruszyliśmy do kas, gdzie Michael kupił całej naszej trójce bilety, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować. Po wejściu do środka zachowywał się jakby nigdy wcześniej nie był w zoo. Zachwycał się dosłownie wszystkim, zatrzymywał się przy każdej tabliczce z informacjami, aby poczytać o danym zwierzęciu, a gdy oglądaliśmy karmienie kotików klaskał chyba najgłośniej ze wszystkich.
- Pierwszy raz jest w zoo? - Spytałam Billa, gdy staliśmy z boku i przyglądaliśmy się jak wskazując na słonia opowiadał coś z zaangażowaniem jakiemuś dzieciakowi.
- Nie, ale rzadko ma okazję być w takich miejscach, w normalnych godzinach, bez kilkudziesięciu ochroniarzy i aby nikt się na niego nie rzucał.
- Jest aż tak źle?
- Gorzej niż sobie wyobrażasz, to, że się zakrywa albo przebiera, to nie jest jego widzi mi się. - Zaledwie skończył zdanie, gdy Michael do nas podszedł.
- Te słonie są przepiękne, widzieliście? - Popatrzył na nas ewidentnie zafascynowany. - To niesamowite jakie one są mądre, mógłbym na nie patrzeć godzinami - zachwycał się, a jego radość była zaraźliwa, widząc jaki jest szczęśliwy sama mimowolnie się uśmiechnęłam. Dawno nie widziałam kogoś, kto tak bardzo by się cieszył z czegokolwiek.
- Mam rozumieć, że ci się podoba?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Uśmiechnął się, po czym zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Przytulił mnie. Mimo że ten gest wydawał się całkiem niewinny i naturalny w jego wykonaniu, to moje ciało zareagowało tak jak się tego nie spodziewałam. Sparaliżowało mnie ze strachu. Trwało to tylko chwilę, a on wydawał się nie zauważyć, że coś jest nie tak, ale byłam przerażona. Po raz pierwszy od dawna mężczyzna zbliżył się aż tak bardzo. Nie chciał zrobić mi nic złego, to było zwykłe, krótkie przytulenie, nic takiego, ale przestraszyło mnie. - Dziękuję. - Usłyszałam przy uchu zanim się odsunął.
- To ja powinnam dziękować - odpowiedziałam starając się panować nad swoim ciałem i głosem. Musiałam, nikt nie mógł zobaczyć, że coś było nie tak. - W końcu kupiłeś bilety.
- Bilety biletami, to nie ma znaczenia, po prostu cieszę się, że tutaj jestem.
- Nie za co w takim razie. - Poszliśmy dalej, a ja powoli się uspokoiłam. Jego dobry humor udzielił się i nam. On z każdą chwilą nabierał więcej pewności siebie, zagadywał do obcych ludzi, którzy najpierw patrzyli na niego, jakby urwał się z choinki, ale po zamienieniu kilku zdań, chętnie z nim rozmawiali. Rzucał też jakimiś ciekawostkami na temat zwierząt, jakby miał ich w zanadrzu nieskończoną ilość. Kolejne godziny minęły nawet nie wiadomo kiedy, aż musiałam wychodzić do pracy.
- Odwieziemy cię - mówi, gdy oznajmiłam, że muszę iść.
- Nie trzeba, zoo jest otwarte jeszcze kilka godzin, a widzę, że ci się podoba więc korzystaj. - Widziałam, że się waha. - Śmiało, ja sobie poradzę.
- Jutro masz wolne? - Zadał pytanie, którego się nie spodziewałam.
- Tak, idę dopiero po jutrze rano.
- W takim razie mógłbym cię gdzieś zaprosić? Tak w ramach podziękowania za to wszystko.
- Gdzie?
- Niespodzianka.
- To jutro się zdzwonimy i wszystko ustalimy, teraz naprawdę muszę iść - pożegnaliśmy się krótko i pobiegłam na metro.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro