Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI. Nie da się przestać kogoś kochać z dnia na dzień

,,Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?''

~ ,,Nic dwa razy'' Wisława Szymborska

*Michael

Długi, samotny spacer pozwolił mi ochłonąć, wszystko przemyśleć i znaleźć siłę na szczerą rozmowę. Miałem nadzieję, że uda nam się tym razem nie zakończyć jej kłótnią. Naprawdę ją kochałem całym sercem, zależało mi na tym, aby nam się ułożyło. Jednak życie miało dla nas swój plan. Tak jak się spodziewałem, Tatiany nie było już na plaży. Zanim wszedłem do domku, jeszcze przystanąłem, aby poobserwować zachód słońca, które powoli chowało się za horyzontem. Ocean mienił się całą paletą ciepłych barw, a grzbiety niewielkich fal wydawały się błyszczeć, jakby były ze złota. Zawsze w takich chwilach dziękowałem Bogu za to, że stworzył świat, który jest tak niesamowity i za to, że mogłem doświadczać tego cudu, którym była natura, prawie na każdym kroku. Gdy ten spektakl się zakończył ruszyłem do środka, ale zanim zdążyłem się odezwać, usłyszałem głos Tatiany, która była tak wciągnięta w rozmowę telefoniczną, że nawet nie usłyszała dźwięku otwieranych drzwi. Nie chciałem podsłuchiwać, ale usłyszałem coś, co sprawiło, że pozostałem niezauważony w miejscu, w którym słyszałem każde słowo.

- Zostawię go, jak tylko wrócimy do Los Angeles... tak pamiętam, będzie tak jak obiecałam, z hukiem... nie wiem, powiem, że jest gejem czy coś, zrobię przedstawienie, dziennikarze łykną wszystko... staram się, ale ile można udawać, już mnie to męczy... dobrze wiesz, że nigdy go nie kochałam, od początku taki był plan i się go trzymajmy... - te słowa uderzyły we mnie tak mocno, jak żadne wcześniej. Nie mogłem uwierzyć, że mówi o mnie, o naszym związku. - Coś ty, nie zorientuje się, niczego nie podejrzewa, myśli, że to przez to durne zwolnienie.... jest naiwny jak dziecko, je mi z ręki... dam ci znać kiedy i gdzie, a ty sprzedasz to prasie i zadbasz o to, aby dziennikarze byli na miejscu... oczywiście, że się z nim przespałam... - Usłyszałem jej śmiech. Jeśli miałem wątpliwości, czy rozmowa dotyczy mnie, to z każdym zdaniem tylko je traciłem. - Mówię ci, Jackson się nie zorientuje, wierzy mi w każde słowo, zrobi wszystko o co poproszę, a my po wszystkim podzielimy się zyskami... tak mam zdjęcia dla prasy. - Nie mogłem już dłużej tego słuchać, dowiedziałem się i tak zbyt wiele. Nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Po cichu poszedłem do pokoju i skierowałem się na balkon. Jeszcze nie docierało do mnie to wszystko. Usłyszenie tego to jedno, ale uwierzenie w to, że to było prawdziwe, że mi się nie wydawało, że to wszystko nie było tylko moim wyobrażenie, że się nie przesłyszałem, to druga sprawa. Z każdą chwilą jednak stawało się coraz bardziej realne. Zaciskałem dłonie na barierce, aby tylko się nie rozpłakać. Byłem naiwny myśląc, że po tylu latach różnych znajomości nauczyłem się już rozpoznawać ludzkie intencje. W końcu w moim życiu pojawiali się ludzie, którzy chcieli mnie wykorzystać, próbowali udawać moich przyjaciół, ale uciekali, gdy tylko zaczynałem stawiać granice. Jednak życie szybko to zweryfikowało. Nikt nie zmanipulował i nie zranił mnie nigdy aż tak bardzo. Szybko zostałem ukarany za tą łatwowierność. Nie mogłem nawet ufać kobiecie, która, jak mi się wydawało, kochała mnie. Mimowolnie w moich oczach zebrały się łzy. Próbowałem zastanawiać się, co robić. Nie byłem w stanie myśleć do końca trzeźwo, ale wiedziałem, że muszę zakończyć ten związek, nie ważne jak bardzo będzie to bolesne. Ale przejście od myśli do czynów dzielił gruby mur uczuć. Kochałem ją. Ciągle ją kochałem nawet jeśli cierpiałem. Nic na to nie mogłem poradzić.

Wróciłem do łóżka i ukrywając ból, położyłem się obok niej bez słowa. Nie byłem gotowy na tą rozmowę. Ona natomiast wcale nie chciała spać. Ku mojemu zdziwieniu sama się do mnie przytuliła.
- Przepraszam Mike, przez to wszystko jest mi ciężko ostatnio - odezwała się cichym głosem. Nie odpowiedziałem, z nadzieją, że da mi spokój, ale nie miała takiego zamiaru. Zaczęła błądzić dłońmi po mojej klatce piersiowej, zjeżdżając nimi coraz niżej.
- Jestem zmęczony. - Zebrałem w sobie wszystkie siły, aby wydusić z siebie kilka słów. Wyglądała na zawiedzioną, ale nie zamierzała odpuszczać. Złapałem ją za ręce, gdy próbowała je wcisnąć pod moją koszulkę. - Powiedziałem, że jestem zmęczony. - Starałem się być najbardziej stanowczy jak umiałem. Było to trudne. Trudno było wytrzymać w jednym pokoju, ale tak samo ciężko było jej nie ulec.
- Nie rozumiem, od kilku dni chodzisz za mną i próbujesz się zbliżyć, a jak w końcu mam ochotę, to nie chcesz.
- Posłuchaj. - Wziąłem głęboki oddech. Do tej pory nie wiem, co mnie wtedy powstrzymało, aby nie wybuchnąć i nie wykrzyczeć wszystkiego, co przed chwilą usłyszałem. - Odkąd przyjechaliśmy płaszczę się i robię wszystko, aby poprawić ci humor, ale ty masz to gdzieś, nie chcesz ze mną rozmawiać, a ja nie wiem o co chodzi. - Podparłem się na ramionach. - Nie będziemy się godzić przez łóżko, jeśli będziesz miała ochotę porozmawiać o tym, co się z tobą dzieje to daj znać, bo ja już nie mam siły. - Po tych słowach postanowiłem przenieść się na kanapę. Nie poszła za mną, nie zawróciła, nie odpowiedziała. Czy tego oczekiwałem? Być może, w jakimś stopniu tak. Gdyby tylko zatrzymała mnie, pokazała, że jeszcze jej zależy, powiedziała, że mnie kocha, zapomniałbym o tej rozmowie. To naiwne, ale w moim życiu niewielu ludzi było dla mnie tak ważnych, a tym najważniejszym byłem w stanie wiele wybaczyć. Każdy człowiek potrzebuje bliskości, kogoś, komu mógłby zaufać, ja też nie byłem wyjątkiem. W końcu jestem tylko człowiekiem...

Nie mogłem spać. Przekręcałem się z boku na bok, aż w końcu miałem dość. Udałem się prosto na plażę, gdzie usiadłem nad samym brzegiem oceanu. Noc była ciepła, a woda regularnie falowała sięgając moich stóp. Nie dałem rady dłużej powstrzymywać łez. Nie panowałem nad sobą, pozwoliłem wypłynąć wszystkim emocjom, które zbierały się przez ostatnie dni. Czułem się jak śmieć, którym można się bawić, wykorzystać i wyrzucić, gdy się znudzi. Jakbym nie zasługiwał na miłość. Co z tego, że miałem wszystko... Ojciec miał rację, kiedy mówił, że trudno będzie znaleźć kobietę, która pokocha mnie, a nie moje pieniądze i nie będzie chciała wykorzystać mojej sławy. Taka jest cena za życie, które wybrałeś. Ostrzegał mnie. Nigdy nie będzie zwyczajne. Ale czy to ja wybrałem sobie takie życie? Nawet nie miałem szansy nigdy poznać innego. I przecież sława nie sprawia, że jestem cyborgiem bez uczuć, obojętnym wobec innych ludzi, o czym cały świat wydawał się zapomnieć. Miałem nigdy nikogo nie kochać? Potrzebowałem, tak jak każdy, bliskości, akceptacji, a ona mi to dawała. Poświęcała czas na rozmowy ze mną, dzieliłem się z nią swoimi sekretami, pozwalała mi być sobą i wydawała się kochać takiego, jakim jestem. Przez to tak trudno było mi uwierzyć, że to wszystko fikcja, że udawała. Chociaż bardzo chciałem, aby to był sen, aby tej rozmowy nigdy nie było, jednak bolesna świadomość dawała mi o sobie znać z każdą mijającą minutą. Wydawało mi się, że czułem jak pęka mi serce.

Od tamtej pory niewiele rozmawialiśmy, na szczęście wracaliśmy do Los Angeles lada dzień. Nadal nie wiedziałem jak zakończyć tą relację, jakie słowa będą odpowiednie, czy decyzja na pewno jest dobra, czy się nie przesłyszałem. Atmosfera od wylądowania była dość napięta i miałem wrażenie, że czuli to wszyscy wokół. Poprosiłem szofera, aby najpierw odwieźć Tatianę do domu, gdzie pod pretekstem pomocy z walizkami wszedłem z nią do środka. Wolałem, aby nikt nie słyszał tej rozmowy. Wewnątrz staliśmy na przeciwko siebie, nie wiedząc jak się zachować. Wyduszenie jakiegokolwiek słowa wydawało się niemożliwe. Nieustannie miałem wątpliwości. Czy chodziło o mnie? Czy na pewno nie mówiła o kimś innym? Ciągle naiwna nadzieja, kłóciła się z tą bardziej racjonalną częścią mojej osobowości.
- Może zostaniesz na noc? - Przerwała ciszę, robiąc kilka kroków w moją stronę. Zarzuciła mi ręce na szyi i spróbowała pocałować, ale z trudem odwróciłem głowę. - To jakaś kara? - Zmarszczyła brwi, jednocześnie krzyżując ręce.
- Powinniśmy porozmawiać. - Zacząłem od chyba najbanalniejszego tekstu jaki mogłem wymyślić.
- Dlatego proponuję, abyś został. - Ponownie zbliżyła się, przesuwając dłońmi po moich ramionach. - Nie pożałujesz. - Patrzyła mi w oczy wzrokiem, który miałem wrażenie, mógłby przejrzeć mnie na wylot.
- Nie - odpowiedziałem najbardziej stanowczym tonem, na jaki było mnie stać w tamtej chwili. Skupiłem całą swoją energię i silną wolę, aby złapać ją za ręce, zmuszając, aby mnie nie dotykała. - Ostatnio miałem trochę czasu, aby wszystko przemyśleć.
- Ty chyba nie chcesz... - Wyglądała na zaskoczoną.
- Powinniśmy się rozstać, ten związek nie ma przyszłości. - Przerwałem jej. Chciałem wyjść stamtąd jak najszybciej, zanim jeszcze dotarło do mnie, co się dzieje.
- Przecież wiesz, że to nieprawda, widzę jak na mnie patrzysz, widzę, że ciągle mnie kochasz. - Przymknąłem oczy na dźwięk tych słów. Poczułem jej dłoń na swoim policzku. Każde wypowiedziane przez nią zdanie bolało, dlatego, że znałem prawdę. - Wiem, że tego nie chcesz, miałam kilka gorszych dni, ale to nie jest powód do rozstania.
- Nie kocham cię. - Skupiłem się, aby to kłamstwo zabrzmiało szczerze. - To koniec. - Wziąłem głęboki oddech, próbując zapanować nad złością i smutkiem. Wiedziałem, że od wybuchu, dzieli mnie kilka słów, cienka granica, do której przekroczenia niewiele brakowało. Gdybym nie wyszedł, przekonałaby mnie, abym został. Wtedy nie byłbym w stanie doprowadzić tego do końca. - Przepraszam, to wszystko, co mam do powiedzenia. - Zanim zdążyła cokolwiek dodać, opuściłem jej dom, ostatkiem sił, powstrzymując łzy. Nie chciałem, aby ktoś widział jaki jestem słaby. Może powinienem być zły, wygarnąć jej to wszystko, ale nie potrafiłem. Wsiadłem do samochodu i opuściłem osłonę oddzielającą mnie od kierowcy. Dopiero wtedy się rozpłakałem. W domu zamknąłem się w swojej sypialni i nikogo nie wpuszczałem do środka... nie wpuszczałbym, gdyby ktokolwiek chciał wejść. Na ranczu jednak nie było nikogo, kto mógłby się zainteresować tym, co się stało.

Dopiero wieczorem mój stan pozwolił na wzięcie słuchawki i wykręcenie numeru do Elizabeth. To jedna z niewielu osób, z którą mogłem szczerze porozmawiać. Odebrała prawie od razu.
- Tak?
- Liz, to ja. - Gdy się odezwałem, byłem zaskoczony tym, jak brzmi mój głos. Ona także od razu usłyszała, że coś jest nie tak.
- Co się stało?
- Zerwałem z Tatianą. - Łamię się. Jeśli sądziłem, że rozmowa bez emocji jest już możliwa, to się pomyliłem. Po drugiej stronie panowała cisza przez dłuższy czas. Musiała być zaskoczona tą informacją. W końcu jeszcze niedawno opowiadałem jej, jak bardzo jestem szczęśliwy.
- Dlaczego?
- Oszukała mnie, cały czas mnie oszukiwała. - Przetarłem oczy. - Nigdy mnie nie kochała.
- Powiedziała ci to?
- Nie mi... usłyszałem przypadkiem jej rozmowę telefoniczną, ona.. nie chcę o tym nawet myśleć... powiedziała to wszystko komuś... - zdania, które wypowiadałem, byłem zmuszony przerywać. - Ten związek od początku był kłamstwem.
- Ale jesteś pewien, że mówiła o tobie?
- Tak, chyba że spotykała się jeszcze z jakimś innym Jacksonem.
- Trzymasz się jakoś?
- Nie, nie wiem, chyba to wszystko do mnie jeszcze nie dociera.
- Przyjadę do ciebie w weekend.
- Dziękuję Liz, ale nie trzeba, niedługo zaczynam pracę nad teledyskiem, później próby do trasy, będę miał czym zająć głowę.
- Zdajesz sobie sprawę, że uciekanie od tego nie sprawi, że poczujesz się lepiej.
- Nie uciekam.
- Tylko będziesz się zapracowywał, tak?
- I tak bym pracował, teraz po prostu jest mi to na rękę.
- Jeśli jednak zmienisz zdanie to możesz na mnie liczyć, przylecę nawet z drugiego końca świata.
- Dziękuję ci za wszystko, wiesz co jest najgorsze? To głupie, ale wciąż ją kocham.
- To nie jest głupie, nie da się z dnia na dzień przestać kogoś kochać. - Rozmawialiśmy jeszcze długo, gdy skończyliśmy minęła już północ. Próbowałem zasnąć bez tabletek, ale kończyło się tylko na tym, że przekręcałem się z boku na bok, walcząc z szalejącymi myślami. W końcu zdałem sobie sprawę, że bez nich noc będzie bezsenna. Wiedziałem, że nie powinienem ich brać kiedy nie jestem w trasie, więc spróbowałem się przewietrzyć. Zarzuciłem na siebie sweter i udałem się na spacer po Neverlandzie, który nocą zmieniał się z wesołego parku rozrywki, w miejsce jak z horroru. Wokół rozbrzmiewało skrzypienie dobiegające z karuzeli czy jakiegoś innego urządzenia i pojedyncze odgłosy zwierząt z zoo. Nie było już żadnych pracowników poza kilkoma ochroniarzami, którzy kręcili się po posiadłości. Jedynie pojedyncze lampy rozstawione wzdłuż ścieżek dawały jakieś światło. Posiadłość w niczym nie przypominała tego radosnego miejsca, którym stawała się za dnia. Włóczyłem się tak bez celu, ale to wcale nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Wręcz przeciwnie, jakby otoczenie wzmogło mój ból. Zrobiłem więc to, co w takich chwilach pomagało mi najlepiej. Przelałem to wszystko na pierwszą lepszą kartkę papieru, którą znalazłem w kieszeni.

She always takes it with a heart of stone
Cause all she does is throws it back to me
I've spent a lifetime looking for someone...

Każde kolejne słowo jakby samo ze mnie wychodziło, jakby ktoś prowadził moją rękę.

You and your friends were laughing at me in town...

 Bazgrałem kolejne litery jak w amoku, najszybciej jak potrafiłem. W mojej głowie zaczął kiełkować rytm, który mógłby do niej pasować. Pobiegłem do studia znajdującego się na posiadłości i zacząłem nagrywać, jedną zwrotkę, refren i... nie dałem rady więcej. Usiadłem pod ścianą płacząc jak małe dziecko. Zostałem w tej pozycji aż zaczęło robić się jasno, a z samego rana cisnąłem kasetę z nagraniem do pudła, a kartkę z tekstem zmiąłem w kulkę, po czym zostawiłem gdzieś na konsoli. Początkowo chciałem ją wyrzucić, jakby wraz z tym, wszystkie moje problemy miały zniknąć, ale nie mogłem. Zdałem sobie sprawę, że to, co napisałem było do bólu prawdziwe, chociaż jeszcze nie wiedziałem, czy chcę się tym z kimkolwiek dzielić.

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro