Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII ♣


Odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu dotarłam przed uniwersytet. Dojście do celu kosztowało mnie mnóstwo stresu, gubienia się i wypytywania obcych ludzi o drogę, dlatego ucieszyłam się, gdy udało mi się dopiąć swego. Dodało mi to więcej pewności siebie i wiary we własne możliwości. W końcu amnezja nie sprawiała, że byłam słaba.

Z nową porcją energii wkroczyłam na teren kampusu. Znowu musiałam skorzystać z pomocy innych, żeby odnaleźć miejsce, w którym przesiadywał Kent, ale z tym poszło mi o wiele łatwiej. Pierwsza osoba, którą zaczepiłam udzieliła mi konkretnych informacji i wskazała właściwą drogę.

Drzwi były lekko uchylone, więc jak najdelikatniej je popchnęłam na wypadek, gdybym jednak źle trafiła. Wkroczyłam do niezbyt dużego, ale też nie za małego pokoju, tonącego w szarości i srebrze. Tylko różnokolorowe segregatory ułożone na półkach, zajmujących całą prawą ścianę, dodawały pomieszczeniu odrobiny życia. Przyglądałam się wszystkiemu z uwagą, dopóki nie usłyszałam głosu Kena.

— Usiądź, gdzie chcesz. W lodówce są napoje, jakbyś chciała się czegoś napić.

— Och, w porządku, dzięki — podziękowałam i usiadłam na skórzanej kanapie stojącej prostopadle do srebrnego biurka, za którym siedział Ken.

Na niewielkim jasnobrązowym stoliku znajdowało się pięć małych stosów książek. Rzuciłam na nie okiem, a następnie na fotel, który stał naprzeciwko, a potem na papierowy karton pełen tomów w twardej oprawie. Wtedy wróciłam spojrzeniem do Kento, zajmującego miejsce za srebrnym biurkiem przy komputerze, zza którego wystawała tylko jego głowa.

— Częstuj się, jeśli masz ochotę — zachęcił mnie raz jeszcze, wskazując na mini lodówkę po lewej stronie.

Skinęłam w odpowiedzi głową. Po przebytej wędrówce czułam suchość w gardle, więc z przyjemnością skorzystałam z jego propozycji.

Podeszłam do niewielkiego, srebrnego urządzenia i je otworzyłam. W bijącym chłodem i jasności wnętrzu znalazłam kilkanaście butelek krystalicznie czystej wody. Wzięłam sobie jedną i razem z nią wróciłam na swoje poprzednie miejsce.

Duszkiem wypiłam kilka łyków, zanim udało mi się ugasić pragnienie.

Zdjęłam torebkę i położyłam ją obok siebie, zabierając się za przeglądanie książek bezwładnie leżących przede mną. Po tytułach dowiedziałam się, że Kent studiował matematykę. Mój wzrok mimochodem powędrował do niego, gdy z niesamowitą szybkością naciskał różne przyciski na klawiaturze, nie robiąc przy tym praktycznie żadnych przerw.

Zastanawiałam się, jakie prowadził badania. Przez chwilę nawet chciałam go o to zapytać, ale nie starczyło mi na to odwagi. Ken w pewien sposób mnie onieśmielał, gdyż musiałam przy nim ważyć każde słowo. Nie tylko dlatego, że był taki zdystansowany i spokojny (chociaż i to miało swój wpływ), po prostu sam niewiele mówił, przez co odnosiłam wrażenie, że jakbym palnęła coś głupiego, to za taką by mnie uznał.

Westchnęłam cicho, próbując rozgryźć, dlaczego chciał, żebym przyszła.

Odwróciłam głowę w jego stronę, otwierając już usta, aby coś powiedzieć, ale kiedy zobaczyłam, że przeglądał leżące na biurku papiery, uznałam, że lepiej, abym mu nie przeszkadzała.

Odetchnęłam zrezygnowana, pytając siebie w myślach, czy tak będzie wyglądać cały mój dzień? Wtedy dźwięk stukania w klawiaturę znów rozniósł się po pokoju, zapewniając mnie o obecności Kento.



~ ♣ ~



Ocknęłam się, kiedy usłyszałam dźwięk zsuwających się rolet. Ziewnęłam, przecierając dłonią zaspane oczy, uświadamiając sobie, że na moment mi się przysnęło. Poczułam ukłucie wstydu i zażenowania, że dopuściłam do czegoś takiego. W końcu zasnęłam w miejscu, do którego każdy mógł wejść, jeszcze na domiar złego z osobą, której prawie nie znałam.

Spojrzałam na Kena, stojącego przy oknie. Zastanawiałam się, dlaczego nie obudził mnie wcześniej. Chciałam wierzyć, że nie zauważył mojego przyśnięcia, nawet jeżeli marne były na to szanse.

Późna pora musiała oznaczać, że skończył na dziś swoją pracę, a mnie bardziej, niż wcześniej dokuczała ciekawość tego, po co chciał, żebym przyszła.

— Czego ode mnie chciałeś? — zapytałam wprost, nie mogąc wytrzymać w niewiedzy. Wolałam się upokorzyć głupimi pytaniami, niż bezsensownymi aluzjami lub — co gorsze — nadal powstrzymywać swoją ciekawość.

Kent odwrócił się w moją stronę. Nie potrafiłam z wyrazu jego twarzy odszyfrować tkwiących w nim głęboko emocji ani myśli.

— Chciałem? Co masz na myśli?

— Jak to, co mam na myśli? To ty chciałeś, żebym tutaj przyszła — przypomniałam.

Ken jednak wyglądał, jakby faktycznie nie wiedział, o co mi chodziło.

— To ty chciałaś, żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu, dlatego zdecydowałem, że ten dzień przeznaczę dla ciebie. Jednak miałem pracę, więc poprosiłem cię, żebyś to ty przyszła do mnie. Czy to jakiś problem?

Ze wszystkiego, co powiedział, to ostatnie pytanie uderzyło mnie najbardziej. Zabrzmiało tak sugestywnie, że nawet nie powinnam śmieć sądzić, że jego tok rozumowania był niewłaściwy. Co prawda doceniałam jego starania, ale siedzenie z nim w ciszy wprawiało mnie w zakłopotanie.

— Nie, oczywiście, że nie. Po prostu... Chciałabym z tobą więcej rozmawiać — wydukałam, nie patrząc mu w oczy.

— W takim razie słucham.

Zastygłam, nie wiedząc, jak sformułować swoją wypowiedź. Usilnie zastanawiałam się nad jakimś pytaniem, które nie wzbudziłoby żadnych podejrzeń, co do mojej amnezji, a które pozwoliłoby mi dowiedzieć się czegoś więcej.

Nagle usłyszałam zbliżające się ku mnie kroki. Zerknęłam w górę, a wtedy Kent położył mi na głowie swoją dłoń, tarmosząc z siłą włosy.

— Słyszałem, że w komunikacji między kobietą a mężczyzną taki rodzaj zachowania jest szczególnie efektywny — wytłumaczył, mierzwiąc moje [kolor] kosmyki z coraz to większą siłą. 

— Kent-san, to trochę boli... — wydukałam cicho, nie chcąc go urazić, a jednocześnie starając się zachować głowę.

— Przepraszam — zabrał dłoń — nie wiem, jakiego nacisku powinienem użyć i jak dużą siłę włożyć w palce. Nie wziąłem tego pod uwagę.  

Mimo lekkiego dyskomfortu zaśmiałam się cicho na widok jego szczerze skonsternowanej miny. 

— Nic się nie stało. Następnym razem pójdzie ci lepiej — zapewniłam z pokrzepiającym uśmiechem.

— Czy na pewno wszystko w porządku? Dziwnie się ostatnio zachowujesz — wypalił nagle.

Tak nagle, że zastygłam ze wstrzymanym w płucach oddechem.

Coś wtedy we mnie pękło. Coś nieprzyjemnego.

Znowu zwrócono mi uwagę na nieodpowiednie zachowanie, jakbym...jakbym cały czas wszystkich oszukiwała. Jakbym była kimś innym. Pragnęłam wyjaśnić tę kwestię, nawet gdyby oznaczało to powiedzenie o rzeczach, o których nie powinnam mówić, ale wtedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

— Nie ruszaj się. Jak się poruszysz to zginiesz — odezwał się jakiś głos, który wydał mi się bardzo znajomy.

Odwróciłam się i spojrzałam wprost na Ikkiego, mierzącego wyzywającym spojrzeniem Kento.

— Powiedz mojej rodzinie, że walczyłem do ostatniego tchu.

— Przekażę — powiedział radośnie Ikki, po czym podał Kenowi jakieś kartki.

Uniosłam wyżej głowę, dzięki czemu zobaczyłam, że były to karty matematyczne. 

— Jesteś tak samo sprawny jak kiedyś — odparł Ken, przez chwilę sprawdzając zapiski.

— To wszystko przez ciebie. — Ikki uśmiechnął się szeroko. — Jak się miewasz, [Imię]-chan?

Zaniemówiłam. Czyżby uszy spłatały mi figla? Ikki nigdy wcześniej nie dodał do mojego imienia przyrostka chan.

— W...w porządku — wykrztusiłam w końcu.

— Cały czas tak samo? — zapytał, zdejmując okulary i pochylając się nade mną. Ten gest był mi bardziej znany.

— Dokładnie tak.

Ikki westchnął dramatycznie.

— Tylko na ciebie nie działają moce. Nie wybaczę ci tego, [Imię]-chan!

— To Ikki, jak na pewno pamiętasz. Mój dobry przyjaciel, który wierzy, że jego oczy mają specjalną umiejętność — wyjaśnił Ken.

Zmieszana przenosiłam wzrok raz z jednego na drugiego, zastanawiając się, co dokładnie się kryło za specjalną umiejętnością.

— Moje oczy naprawdę mają specjalną moc i ona jest pierwszą dziewczyną, na którą one nie działają. — Wskazał na mnie palcem. — Czy to dlatego, że jesteś tak mocno zakochana w Kenie?

Prychnęłam, niemalże krztusząc się powietrzem na to bezpośrednie pytanie.

— Nonsens. Jestem prawie pewien, że mnie nienawidzi — zaprzeczył Kent.

— Dlaczego tak myślisz? Przecież nigdy nie czułam do ciebie nienawiści — wypaliłam bez zastanowienia. Nie sądziłam jednak, abym powiedziała coś złego, dopóki nie zobaczyłam zaskoczonych min Kento i Ikkiego.

   — Przepraszam, za wiele złych wspomnień — powiedział Kento, znowu mierzwiąc mi włosy, jednak tym razem znacznie delikatniej.

— Ale to skomplikowane! — skomentował Ikki.

Chyba nigdy nie byliśmy ze sobą bardziej zgodni, pomyślałam.



~ ♣ ~



Kolejne dwa dni spędziłam w pracy, znowu nie spotykając Shina, Ikkiego ani Toma. Kiedy spytałam o nich Sawe, w końcu nie wytrzymując tej niepewności, odpowiedziała mi: ,,A dlaczego mieliby tu być?''. Nie potrafiłam znaleźć na to logicznego wyjaśnienia, niezależnie od tego, jak długo się nad tym zastanawiałam.

Wieczorem, kiedy już położyłam się do łóżka, dostałam wiadomość od Kento: ,,Chciałbym się z tobą jutro wieczorem''.

Zdziwiła mnie ta wiadomość i bezsensownie doszukiwałam się w niej drugiego znaczenia lub podtekstu. Ale tu przecież chodziło o osobę taką jak Ken, więc pewnie miał na myśli tylko to, co umieścił w e-mailu.

Odpisałam mu, że możemy spotkać się po pracy. Miałam tylko nadzieję, że nie skończy się to źle. Nie narzekałabym również, gdyby Orion wreszcie się pojawił.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro