Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

- Włamaliśmy się - stwierdziłam po raz kolejny, targana wyrzutami sumienia.

Leżałam na starym kocu, który ukradliśmy z domku na drzewie, w rozpadającej się szopie na narzędzia. Stał tu tylko jeden stół i szafka z drzwiczkami obklejonymi przynajmniej trzema różnymi okleinami, ale przy ścianach i na blacie znajdowały się zakurzone, od dawna nie używane łopaty, grabie, kosiarka i wiele innych rzeczy. Sądząc po ich stanie, szopa nie była odwiedzana od bardzo dawna. Żarówka zwisająca smętnie z sufitu pozostała niezapalona. Nie chcieliśmy wzbudzać żadnych podejrzeń.

- Już raz się włamaliśmy - zauważył Michael, który leżał obok mnie wsparty na łokciu i bawił się kosmykiem moich rozwalonych na podłodze włosów.

Miejsca nie było zbyt dużo, a ja leżałam na plecach, nie myśląc o tym, żeby przewrócić się na bok. Widziałabym oczy Michaela. Patrzyłabym, jak wpatruje się we mnie wzrokiem, który powoli stawał się dla mnie coraz bardziej uciążliwy.

- Nikt nie korzystał już z tego domku na drzewie - wzruszyłam ramionami.

- A na co ci to wygląda? - chłopak wskazał na nasze otoczenie, od obdartych drzwi szafki, po nieużywaną piłę łańcuchową - Zamek był w kiepskim stanie.

Wyłamał go. Po prostu. Ktoś z niego kiedyś korzystał, a Michael bez problemu usunął małą kłudeczkę i odsunął skrzypiącą zasówę.

- Przestań myśleć i połóż się spać - przygładził moje włosy, zaplatając sobie je wszystkie wokół nadgarstka, po czym ułożył je obok mojej głowy, by więcej się nie targały.

Musiałam je umyć. Potrzebowałam prysznica, łóżka i świeżych ubrań. Te ostatnie na szczęście spoczywały na dnie mojego plecaka. Chciałam je tylko założyć na ciało pachnące najtańszym płynem do mycia.

- Jutro będzie nas stać na pokój w motelu - obiecałam sobie, przy okazji dając to do zrozumienia Michaelowi.

- Złapiemy stopa i znajdziemy miejscówkę, gdzie takie pola będą się ciągnąć po horyzont.

Westchnęłam rozmarzona, wyobrażając sobie to miejsce. Najpierw musieliśmy na to zarobić. Kiedy staliśmy na ulicy i śpiewaliśmy, wszystkie moje problemy znikały. Z Michaelem to było możliwe.

- A teraz śpij.

Ciche słowa rozbrzmiały echem w mojej głowie, a wilgotny dotyk delikatnych warg na czole rozpalił ogień w żołądku. Wciągnęłam cicho powietrze, jednak Michael to zauważył i położył ciepłą dłoń na mojej klatce piersiowej.

- Spokojnie - w jego cichym głosie usłyszałam naraz troskę i rozbawienie.

- Śpij, Michael - mruknęłam i zamknęłam oczy w obawie, że wyczuł mój strach i zawiedzenie.

Umiał wyczytać ze mnie wszystko. Wiedział, jak bardzo niepewnie się teraz czułam, a mimo to pozwalał mi milczeć, nie naciskał, wręcz zamykał mi usta z troski o moje delikatne uczucia. Czułam się jak uschnięty liść, który mógł rozsypać się za najmniejszym dotykiem.

Zanim się obejrzałam, ręka Michaela znajdowała się na moim brzuchu, a moja dłoń na jego dłoni. Straciłam rachubę czasu, a jasne włosy łaskotały mnie w twarz, gdy ich właściciel wtulił się w moje ramię. Czułam jego spokojny oddech na szyi, więc uspokoiłam także swój. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć.

***

Otworzyłam ociężałe powieki, a promienie porannego słońca, przedzierające się przez szczeliny w blaszanym dachu, połaskotały mnie po twarzy. Ze zdumieniem stwierdziłam, że Michael jeszcze spał. Wciąż w tej samej pozycji, z ręką na moim brzuchu i głową na ramieniu, ale jedną nogę oparł na mojej, przez co nasze ciała splotły się w spójną całość. Bijące od niego ciepło nie pozwalało mi poruszyć choćby jednym palcem.

Chwilę później poczułam łaskotanie długich rzęs na szyi, a cichy, zachrypnięty głos wyrwał mnie z porannego zamyślenia.

- Nie chciałem cię budzić.

- Nie spałeś?

Wiedział, że się obudziłam, poczuł bicie mojego serca i głębszy oddech, a nawet to, że mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni.

- Nie.

Oblizałam suche usta i wlepiłam wzrok w żarówkę zwisającą z sufitu.

- Dobrze spałeś? - spytałam.

- Jak nigdy.

Ta odpowiedź dała mi dziwną satysfakcję. Dobrze wiedziałam, że miał za sobą niekończący się szereg nieprzespanych nocy.

- Ty też spałaś spokojnie - to nie było pytanie.

- Tak.

Kątem oka zauważyłam delikatny uśmiech, rozciągający jego wargi. Przymknął oczy i przesunął rękę na moim brzuchu. Przestraszyłam się, że ją zabierze, ale on tylko splótł razem nasze palce.

- Lynn.

- Tak?

- Nawet nie wiesz, jak cudownie się teraz czuję - wyszeptał w moją rozpaloną skórę - Teraz i zawsze, kiedy jesteś obok. Kiedy mogę czuć twoją obecność.

To wyznanie było dla mnie jasną obietnicą, że kiedyś będziemy na zawsze szczęśliwi.

- Wiem - powiedziałam cicho - Rozumiem, jak się czujesz.

- Tak?

- Tak.

Więcej nikt się nie odezwał. Leżeliśmy wtuleni w siebie, a to wystarczyło. Coś w Michaelu się odbudowało, a we mnie pękło, nie wiedziałam z jakiego powodu. Musiałam to przetrwać, jak zawsze, wiedziałam jednak, że któregoś dnia będę naprawdę szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro