Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Leżąc w wysokiej trawie, z dłonią zamkniętą w dłoni Michaela, obserwowałam chmury i myślałam. Ostatnio myślałam często i dużo. Nie zawsze wychodziło mi to na dobre, ale co innego miałam robić, jak nie myśleć?

W mojej głowie wciąż błąkało się wspomnienie Michaela sprzed dwudziestu minut. Kiedy to wbiegł w pole, stanął na środku i rzucił się w wysoką trawę. Wtedy chwycił mnie za rękę i dotąd jej nie puścił. Jakby bał się, że mu ucieknę, a przecież nie mogłam go zostawić tu samego. Mówił mi kiedyś, że chciałby pooglądać niebo z kimś dla niego ważnym. Dotąd robił to sam. Więc chyba mówił o mnie. Prawda?

- Wiesz, że i tak musimy znaleźć miejsce do spania - powiedziałam cicho, nie odrywając wzroku od małej, samotnej chmurki, która zupełnie przypadkiem przybłąkała się tutaj dosłownie pół minuty temu.

Chciałam jej zapytać, gdzie zgubiła swoich przyjaciół, ale ona milczała, a na niebie nie było żadnej innej chmury. Nazwałam ją Lena. Była jak ja.

- Nie odpuścisz, co? - usłyszałam przy uchu cichy śmiech Michaela.

- Mamy jeszcze czas, ale...

- Proszę cię tylko o jedną rzecz - przerwał mi chłopak - Tylko o to, żebyś nie psuła tej chwili.

Poczułam się lekko urażona, dopóki Michael nie zaśmiał się znowu.

- Z czego się śmiejesz? - spytałam.

Zmierzyłam palcem odległość, o jaką przemieściła się chmurka, od kiedy pojawiła się na niebie. Dwa złączone razem palce. To chyba niedużo.

- Z ciebie - oznajmił bez zastanowienia - Bawisz mnie.

- Ty nie jesteś lepszy - żachnęłam się.

- Daj spokój, tylko się droczę.

Nie puszczając mojej ręki, drugą odgarnął z mojej twarzy zagubiony kosmyk włosów. Kątem oka dostrzegłam, że na mnie patrzył. Oderwałam wzrok od chmurki i skierowałam go w niezwykle przenikliwe oczy Michaela.

- W porządku, Lynn? - obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.

- Tak - odparłam - Chyba tak - poczułam, jak kąciki moich ust nieznacznie powędrowały do góry.

- Nie gniewaj się - ponownie przejechał wskazującym palcem po mojej twarzy, ale tym razem z drugiej strony. Powoli, od skroni, przez kość policzkową, aż do linii szczęki, by na końcu odgarnąć za ucho resztę włosów, które wpadały mi do oczu.

- Nie jestem na ciebie zła - nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym zachować poważnego wyrazu twarzy.

- Dąsasz się.

- Wcale nie.

- Nie masz siedmiu lat, Lynn - ponownie się zaśmiał.

Przez chwilę oboje milczeliśmy.

- Czasem bym tak chciała - westchnęłam - Mieć znów siedem lat i nie przejmować się... Tym wszystkim. 

- Po to cię tu zabrałem.

Patrzeliśmy na siebie w milczeniu. Miałam wrażenie, że świat obrócił się do góry nogami, a my za chwilę odzyskamy grawitację i spadniemy w dół, w stronę nieba. Jedynym ratunkiem była teraz moja mała chmurka. Modliłam się, żeby złapała nas, kiedy będziemy spadać.

- Lynn.

Dźwięk mojego imienia sprowadził mnie na ziemię.

- Michael.

Uśmiechnął się szerzej.

- Zrób coś dla mnie.

- Co tylko chcesz - westchnęłam - W końcu nie mamy nic do stracenia, prawda?

W jego oczach pojawiły się figlarne iskierki.

- Miejmy znów siedem lat - powiedział powoli.

Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie.

- Okay - wzruszyłam ramionami.

- I... - chciał powiedzieć coś, co chyba nie przechodziło mu przez gardło.

- I...? - zachichotałam.

- Nie mamy nic do stracenia, tak? - patrzył mi w oczy dziwnym wzrokiem, którego nie umiałam zidentyfikować. Jak zwykle tajemniczy i nieprzewidywalny.

Ale nikt tak nigdy na mnie nie patrzył.

Nikt.

- Podobno - potwierdziłam.

Ale wciąż nie miałam pojęcia, na co się zgodziłam, lub - być może - jaką trudną decyzję za niego podjęłam. A za jego spojrzeniem wciąż kryła się jakaś tajemnica. Jakby to, co chciałabym o nim wiedzieć, było dla mnie zupełnie nieosiągalne.

I w jednym momencie cały świat stanął na głowie.

Michael powoli przyciągnął mnie do siebie, wciąż patrząc mi w oczy. Jego usta były tak niebezpiecznie blisko moich.

Nie wiedzaiałam, co mną pokierowało, kiedy położyłam rękę na jego torsie, nie pozwalając mu zmniejszyć dzielącej nas odległości o żaden kolejny milimetr.

Zastygł w bezruchu.

Odsunął się.

Usiadł.

Pokręcił głową.

- Przepraszam - wymamrotaliśmy w tym samym czasie.

Usiadłam obok niego, choć było to najgłupszą rzeczą, jaką mogłam teraz zrobić.

- Przepraszam - powtórzyłam - Po prostu... Nigdy tego nie robiłam.

Westchnął.

- Ja też nie - spojrzał na mnie z ukosa i uśmiechnął się półgębkiem.

Może liczył, że mnie to przekona. Ale pomimo tych wszystkich myśli kłębiących się w mojej głowie, wciąż nie do końca wiedziałam, czego właściwie chciałam. Czego oczekiwałam.

- To jedyny powód? - spytał wprost - Wstydzisz się?

Milczałam.

- To proste - pochylił się nieco i założył mi kosmyk włosów za ucho - Pokażę ci.

Widocznie byłam na tyle zagubiona, że moje ciało postanowiło wziąć to w swoje ręce i przestać się mnie słuchać. Więc kiedy on zbliżał się powoli do moich ust, nie protestowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro