Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

- Zatrzymajmy się tutaj - jęczałam, kiedy przechodziliśmy obok jakiegoś parku.

Michael tylko kiwnął głową i skręciliśmy w zieloną alejkę otoczoną drzewami. Z głównego chodnika odchodziły mniejsze dróżki, więc zboczyliśmy w jedną z nich. Zeszliśmy na trawę i usadowiliśmy się pod rozłożystym drzewem. Rozległy cień był dla nas zbawieniem, bo upał naprawdę dawał się we znaki.

Spojrzałam na dzieci bawiące się w parku. Biegały, grały w piłkę, bawiły się z psami, rodzicami, rówieśnikami. Te dzieci nie znały jeszcze świata. Nie wiedziały, co spotka je za kilka lat. Czy będą wiodły szczęśliwe życie, albo skończą jak ja, czego nie życzyłam nikomu.

- Dziwnie tak, co? - odezwał się Michael, na co zareagowałam dopiero po chwili.

- Hm? - spojrzałam na niego, wyrwana z zamyślenia.

- Patrzeć na tych wszystkich ludzi - westchnął cicho - ...którzy prowadzą normalne życie, mieszkają tu, mają rodzinę, znajomych.

Zabawne, że pomyślałam niemal o tym samym.

- No - nie odrywłam wzroku od roześmianych dzieci.

- Oni się bawią, a my...

- My też możemy - przerwałam mu.

Blondyn rzucił mi pytające spojrzenie.

- No co? - uśmiechnęłam się, widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy.

- Nie znałem cię takiej - parsknął.

- W ogóle mnie nie znasz - powiedziałam, zamiast "ja też siebie nie znałam".

- Więc zabawmy się - wyciągnął nogi na trawie, a ręce założył za głowę i oparł się o pień drzewa. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem.

- Co planujesz, Clifford? - prychnęłam.

- Dzisiejszy wieczór będzie inny, niż wszystkie - ponownie westchnął - Rozerwijmy się, Lynn.

Wstrzymałam powietrze i zacisnęłam usta. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Dlaczego znowu to zrobił? Dlaczego nazwał mnie Lynn?

- Cholera, przepraszam - usiadł z powrotem prosto i spojrzał na mnie przerażony.

- Okey - po krótkich zmaganiach zdobyłam się na blady uśmiech - Muszę przywyknąć i w końcu o nich zapomnieć.

- Lena... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Lynn - powiedziałam cicho. Powinnam dawno o tym zapomnieć.

- Lynn - poprawił się - Miałaś mi opowiedzieć, co takiego się wydarzyło.

- W moim życiu? Zdecydowanie za dużo - pokręciłam głową.

- Przepraszam, to chyba nienajlepszy moment.

- Powinieneś przestać ciągle tylko przepraszać - przewróciłam oczami - Nigdy nie jest dobry moment, ale od czegoś trzeba zacząć.

Dostrzegłam na jego twarzy cień uśmiechu.

- Miałam kiedyś wielu przyjaciół - westchnęłam na myśl o nich wszystkich - Will, Katherina, Sarah - wzięłam głęboki oddech - Christian McDale - jego imię i nazwisko wydusiłam z większym trudem, niż pozostałe - Mieliśmy po piętnaście lat, kiedy zaczęłam darzyć go czymś więcej, niż tylko przyjaźnią. Jemu podobała się Kat. To mnie dobijało. Któregoś dnia, nad jeziorem, powiedziałam mu o tym. Obiecał, że nikt się nie dowie, ale wiedziałam, że nie będzie już, jak dawniej. Następnego dnia w szkole, Will patrzył na mnie krzywo, wytykał palcem, rozmawiając po cichu z Christianem. Nie mogłam uwierzyć, że mu powiedział. Ale to było oczywiste, w końcu Will był jego najlepszym kumplem. Po prostu nie miałam odwagi z nim porozmawiać, nawet na niego spojrzeć. Nasze rozmowy przestały być codziennością, nie przychodził do mnie, kiedy szliśmy do szkoły, nie odprowadzał do domu. Myślałam, że Sarah i Kat mi pomogą, ale zanim się obejrzałam, ona i Chris byli szczęśliwą parą. Długo chciałam im to powiedzieć, ale było już za późno. Nie chciałam, aby Kat zerwała z nim z mojego powodu. Może byłam zbyt naiwna. A Sarah? Jako jedyna ze mną została, spędzałyśmy razem przerwy, rozmawiałyśmy do późna. Szkoda, że w końcu przestała się do mnie odzywać. Nie z dnia na dzień. To trwało dosyć długo, zanim zupełnie straciłam z nimi kontakt. Mniej więcej w tym samym czase... - Zbierało mi się na płacz. Czułam gulę w gardle, rosnącą z każdym kolejnym słowem - ...w domu się pogorszyło. Ojciec krzyczał na mamę, kłócili się coraz częściej. Któregoś dnia po prostu ją uderzył. To też trwało dosyć długo. Kiedy miesiąc później wróciłam do domu... Mama wylądowała w szpitalu i wtedy wykryli nowotwór - głos mi się załamał i zaczęłam płakać. Płakać, jakby ona wciąż ze mną była i walczyła o życie w szpitalnej sali.

Michael przysunął się bliżej i objął mnie silnymi ramionami, przyciskając do swojej klatki piersiowej. Szeptał coś, ale byłam zbyt rozkojarzona, a w mojej głowie odbijały się jedynie dźwięki głośnego szlochu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro