Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Nie mogłam myśleć o nim w ten sposób. Nie mogłam, nie mogłam, nie mogłam. A jednak coś wręcz kazało mi tak myśleć. Byłam rozdarta gdzieś pomiędzy "było lepiej, gdy byliśmy przyjaciółmi" a "pocałuj mnie teraz".

- Coś mi mówi, że nie znajdziemy miłej staruszki, która mieszka w wielkiej willi i zechce nas przyjąć - głos Michaela wyrwał mnie z zamyślenia.

Nie miałam pojęcia, jak długo chodziliśmy, ale niebo było już całkowicie ciemne.

- Hm? - spojrzałam na niego zdezorientowana - Och. Tak.

- Właściwie, było dobrze tam, gdzie ostatnio. Tylko może unikniemy smrodu, jak znajdziemy miejsce bez kontenera na śmieci.

- Tak.

- Nie było ci zimno? - spojrzał na mnie z zatroskaną miną.

"Było, ale lubię, jak mnie przytulasz. Proszę, wróćmy tam i przytul mnie znowu."

- Nie.

- Jak nam się poszczęści, może znajdziemy kawałek trawy i nie będzie tak twardo.

- Tak.

Nie mogłam uporządkować myśli. Nigdy nie myślałam o nim w ten sposób. Byliśmy już blisko. Cholernie blisko. Spaliśmy razem dwie noce z rzędu, trzymaliśmy się za ręce, przytulaliśmy się, kiedy wszyscy na parkiecie skakali do głośnej muzyki.

Całowaliśmy się.

- Może poszukamy przy polu? - zapewne spodobałby mi się ten pomysł, gdybym akurat słuchała Michaela - Tam jest dużo domów i nie ma tylu samochodów, ani takiego hałasu. Ale pewnie będzie trochę zimniej.

- Tak, to dobry pomysł - powiedziałam powoli, kiedy ponownie przetworzyłam w głowie jego słowa.

Cholera. Całowaliśmy się.

- Lynn - chłopak zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.

Przystanęłam.

- Popatrz na mnie - obrócił moją głowę tak, abym nie miała wyjścia. Musiałam na niego spojrzeć.

"I tak będę patrzeć na ciebie, kiedy nie będziesz widział."

- Co? - spytałam.

Michael uśmiechnął się szeroko.

Te usta.

- No co?

Tym razem zaśmiał się cicho.

"Pocałuj mnie."

- Michael.

- Dziwnie się zachowujesz, Lynn - powiedział w końcu.

- Zależy, co rozumiesz przez "dziwnie" - spojrzałam wyżej, prosto w jego perfekcyjne oczy.

- Coś się stało? - zmarszczył brwi, a jego uśmiech momentalnie zbladł.

"Tak."

- Nie.

Uniósł brwi, przeszywając mnie na wylot przenikliwym spojrzeniem.

- Co miałoby się stać? - wzruszyłam ramionami.

Zapewne w tym momencie oboje pomyśleliśmy o tym samym. Ale nikt się nie odezwał. Zapadło milczenie, którego nie mogłam dłużej znieść.

- Jestem głodna - odwróciłam się i ruszyłam dalej przed siebie.

Michael został w tyle. Wciąż się nie odzywał. Ja szłam dalej, nie zważając na niego. Bałam się patrzeć mu w oczy. W końcu jednak mnie dogonił.

- Możemy się zatrzymać, żeby coś zjeść - zaproponował.

Mruknęłam jakieś "yhm" i pokiwałam głową.

Kupiliśmy sobie po zapiekance z pieczarkami. Pierwszy porządny posiłek od kilku dni. Dawno nie jadłam nic z takim apetytem. Cały czas grzebałam w kieszeniach w poszukiwaniu jakichkolwiek pieniędzy, za które mogłabym kupić więcej niż garść cukierków. Niestety teraz tylko na to było mnie stać.

- Zaczekaj - Michael przystanął, oblizując palce po zjedzonej zapiekance - Mówiłaś, że interesowałaś się muzyką.

Przygryzłam policzek od środka. Nie lubiłam rozmawiać o tym, co robiłam i jaka byłam kiedyś.

- Tak - powiedziałam sucho, powstrzymując się od dopowiedzenia, że nie tylko interesowałam się muzyką, ale żyłam nią.

Chłopak uśmiechnął się tajemniczo, a ja posłałam mu pytające spojrzenie.

- Moglibyśmy coś zaśpiewać i w ten sposób zarobić trochę pieniędzy.

Stałam przez chwilę wpatrzona w Michaela, rozważając jego propozycję.

- Skończyłam z muzyką - rzuciłam i ruszyłam szybkim krokiem w drugą stronę.

- Lynn - chłopak dogonił mnie i chwycił za łokieć, tym samym zatrzymując mnie w miejscu - W przeciwnym razie będziemy musieli wrócić do domu.

Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę.

- Ja nie mam domu, Michael - wyszeptałam.

- Będziemy musieli wrócić do Sydney - powiedział, jakby żałował swoich ostatnich słów, a teraz próbował to naprawić.

- Zgoda.

Zacisnęłam usta. Perspektywa powrotu do najbardziej znienawidzonego przeze mnie miejsca na ziemi przekonała mnie do zmiany zdania. Spojrzałam na Michaela, kiedy ten uśmiechnął się szeroko.

- Jakie znasz kawałki? - zapytał i ruszyliśmy przed siebie spacerkiem.

Spróbowałam sobie przypomnieć piosenki, które grałam i śpiewałam, a czasem sama je pisałam.

- Uwielbiałam ballady - westchnęłam - Poruszające, które chwytały za serce. No, wiesz.

- Wiem - Michael uśmiechnął się do mnie - Poruszająca piosenka to naprawdę wielki skarb. W tych czasach trzeba szukać takich ze świecą.

- Wiesz, są takie... - westchnęłam rozmarzona - Nieśmiertelne, które wciąż są śpiewane przez artystów i wydawałoby się, że za każdym razem opowiadają inną historię.

Chłopak zgodził się, zamykając moją dłoń w swojej dłoni.

- Pomyślałam, że moglibyśmy zaśpiewać "Alleluja".

To była jedyna piosenka, która przychodziła mi teraz do głowy. Nie chciałam rozdrapywać starych ran, a cała reszta piosenek przywodziła mi na myśl te wszystkie dni, które przecierpiałam w samotności. Nie chciałam do tego wracać.

- Skoro tak sobie życzysz... - blondyn wzruszył ramionami.

- Nie musimy, jeśli nie chcesz.

- "Alleluja" to dobry pomysł. Możemy to zaśpiewać. Ale pomyślałem sobie, że mógłbym pokazać ci jedną z moich piosenek.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Pomyślałam, że w ten sposób uda mi się bardziej poznać Michaela.

- Zgoda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro