Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

I ruszyliśmy.

O ósmej dwadzieścia siedem byliśmy znowu w drodze. Zostawiliśmy za sobą ten zimny kawałek betonu, z którym łączyła nas tylko jedna chłodna noc. Byliśmy wolni od tego miejsca, które nienawidziło nas tak samo, jak reszta świata.

- Wiesz - zagadnął Michael dokładnie o dziewiątej czternaście - Lynn.

Zimny dreszcz przeszedł moje ciało, a potem ulga.

- Hm? - mruknęłam, siląc się na jak największą obojętność.

- Um - zmarszczył brwi i przygryzł lekko dolą wargę - Nie wiem, chciałem po prostu przerwać tę ciszę.

Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową.

- Nie mów, że nigdy cię to nie gryzło - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

- Cisza? Lubię ciszę - wzruszyłam ramionami.

Nie była to do końca prawda, bo czasem cisza była najgorszym z możliwych rozwiązań. Ale nie dało się ukryć, że od czasu do czasu była potrzebna. Jednak w tej sytuacji obojętność wygrała. Nie zależało mi na jakiejś kolejnej głębokiej rozmowie, chociaż głos innego człowieka potrafił w moim przypadku zdziałać cuda.

- Nie o to chodzi - Michael przewrócił oczami, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia - Ja też ją lubię. Serio, szanuję, ale takie momenty, kiedy nie ma o czym gadać...

- Kto powiedział, że nie mamy o czym rozmawiać? - spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.

- Czasem nie potrafię pojąć twojej logiki, Lynn - zaśmiał się cicho.

Zimny dreszcz, ulga.

- Możemy porozmawiać o czym tylko chcesz - ciągnęłam - Uważam po prostu, że zbędne jest otwieranie ust, kiedy to niepotrzebne.

Tym razem to on prychnął i pokręcił głową z rozbawieniem.

- Co cię bawi? - spytałam, jakbym nie znała odpowiedzi.

- To samo, co ciebie - na jego usta wkradł się niewielki uśmiech. Nonszalancki, lekko rozbawiony. To Michael, którego nie znałam.

- Twoje poglądy?

- I twoje.

Westchnął cicho, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak wiele musiałam się jeszcze o nim dowiedzieć, żeby móc nazwać go kimś w rodzaju przyjaciela. Milczenie przerwało kolejne westchnienie i fala słów wylewająca się powoli z jego ust.

- To zabawne, jak mało o tobie wiem.

No proszę, czyżby czytał mi w myślach?

- Z dnia na dzień - ciągnął - dowiaduję się o tobie nowych rzeczy, o których dotąd nie miałem pojęcia. Zaskakujesz mnie, mała. Mam wrażenie, że za każdym moim spojrzeniem ty jesteś kimś zupełnie innym. I za każdym razem patrzę na ciebie inaczej.

- To źle?

- Bynajmniej - zaśmiał się cicho - Sprawiasz wrażenie przygnębionej i zagubionej, i może to nie tylko wrażenie, ale naprawdę jesteś zajebistą osobą.

- Zajebistą? - unoszę brwi - Nie znalazłeś lepszego określenia?

- Nie jest łatwo ubrać to w słowa, okay? - znowu się zaśmiał.

Ale mi nie bardzo było do śmiechu. Czułam się doceniona. Wiedziałam, że komuś na mnie zależało. I to dziwne uczucie. Łaskotanie w żołądku i fala ciepła w klatce piersiowej. To było zupełnie nowe.

Czy tak właśnie czuli się szczęśliwi ludzie?

Zawsze mnie to zastanawiało. Jak to jest mieć kogoś bliskiego, kogo się wspiera i kocha. Teraz już wiedziałam, bo od śmierci mamy Michael był dla mnie najbliższą osobą, jaka stąpała po tej ziemi. Kochał mnie, wspierał, zawsze był przy mnie - co było właściwie nieuniknione, kiedy całe dni spędzaliśmy w swoim towarzystwie i właściwie byliśmy na siebie skazani.

Zaciągnęłam się świeżym powietrzem. On coś mówił i znowu się śmiał. A potem zamilkł. Przystanął, wpatrzony w jakiś odległy punkt. Chyba zauważył, że byłam przez chwilę nieobecna, bo tylko spojrzał na mnie z podejrzliwą iskierką w oczach i złapał mnie za nadgarstek, a potem powiedział:

- Chodź, pokażę ci coś.


Halo, misie, wbijać mi na "Strangers // Calum Hood", bo jakoś was tam nie widać xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro