Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

- Jestem wykończona - jęknęłam, przedzierając się przez, mniejszy już, tłum tańczących ludzi.

- Nie tak szybko, mała - Michael dogonił mnie przy wyjściu z klubu.

Mała.

- Gdzie będziemy spać? - spytałam, na co chłopak wzruszył ramionami.

Wyszłam na zewnątrz, a chłodne, nocne powietrze uderzyło mnie w twarz. Nie miałam pojęcia, która mogła być godzina. Wiedziałam tylko, że chciałam po prostu spać.

- Będziemy spać jak bezdomni? - objęłam swoje ramiona rękami, żeby złagodzić chłód, jaki mnie ogarnął.

- Coś wymyślimy - Michael pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale wątpię, żebyśmy znaleźli tu jakiś domek na drzewie - rzuciłam mu znudzone spojrzenie.

Michael przewrócił oczami i westchnął z irytacją.

- Mamy koc - wskazał na swój plecak, w którym znajdowała się nasza zdobycz - Trawa jest całkiem wygodna, wiem z własnego doświadczenia. A jeśli będzie ci zimno, oddam ci swoją bluzę.

- Niezbyt dobry pomysł, ale jak na razie najlepszy - przygryzłam kącik dolnej wargi w zastanowieniu - Ale nie oddasz mi swojej bluzy.

- Jeżeli będę musiał...

- Nie będziesz - odparłam sucho i przyspieszyłam kroku. 

Byłam coraz bardziej zmęczona. Być może to tylko złudzenie, ale wydawało mi się, że niebo trochę pojaśniało.

- Dobra, jesteśmy w centrum miasta - zauważyłam - Coś mi mówi, że nie znajdziemy tu żadnego miękkiego kawałka trawnika.

- Nawet nie wiemy, w jakim jesteśmy mieście - blondyn zmarszczył brwi - Nie znamy tego miejsca. Może nowe życie czeka na nas już za rogiem.

- Zawsze musisz powiedzieć coś tak głębokiego - westchnęłam znudzona - Czy twój mózg działa tak samo nawet w obliczu najgorszej porażki?

- Wiesz, miałem zbyt dużo wolnego czasu na czytanie jakichś gówien o życiu i pisanie o tym piosenek - wyznał - Przepraszam, jeśli ci to przeszkadza, ale mi sentencje o tym, że to może jednak nie jest tak bardzo do dupy, jak się wydaje, pomagają w takich sytuacjach.

- I wierzysz w to? - spytałam z niedowierzaniem.

Spojrzał na mnie z ukosa. Jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł.

- Czasami - powiedział krótko - rzadko - dodał po chwili.

Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. Ten człowiek zadziwiał mnie na każdym kroku. Dowiadywałam się o nim dziesiątek nowych rzeczy na minutę, ale nadal go nie znałam. Jakby był pytaniem bez odpowiedzi, największą tajemnicą czy zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać.

Skręciliśmy w boczną uliczkę. Razem, bez jakiegokolwiek porozumienia, jakby to był nasz cel podróży. To była ślepa uliczka. Stał tam tylko jeden kontener z wysypującymi się śmieciami. Ściany złączonych budynków były obdarte z farby i wysmarowane nieprzyzwoitymi rysunkami i napisami. Skoro w domku na drzewie trzęsłam się z zimna, wyobrażałam sobie ból, jaki mógł sprawić nam nocny chłód pod gołym niebem ze zjedzonym przez mole kocem.

- To konieczność - powiedział cicho Michael, jakby próbował uzasadnić coś, czego nie powinien robić - Za kilka godzin pójdziemy dalej.

- Nie mamy wyboru - rzuciłam mu przelotne spojrzenie i ruszyłam wgłąb ślepej uliczki.

Nasze tymczasowe miejsce do spania było tylko kawałkiem zimnego betonu i kątem przy załamaniu dwóch ścian. Obok stał kontener na śmieci, co izolowało nas od zgiełku nocnego życia miasta, ale zapach nie był najprzyjemniejszy. 

- Nie mamy wyboru - powtórzył Michael.

Ukucnął przy ścianie i wyciągnął z plecaka stary koc. Rozłożył go na ziemi, żeby było ciepło i miękko. wskazał ręką na miejsce pod ścianą, dając mi do zrozumienia, że mam się tam położyć.

Zdjęłam swój plecak i położyłam na ziemi jako poduszkę, a sama skuliłam się na kocu wciskając się w kąt między ścianą a betonem, który był wilgotny i naprawdę zimny. Michael ułożył się obok mnie, zapewniając mi tym samym źródło ciepła z prawej strony.

- Przepraszam - szepnął mi do ucha.

- Za co? - zdziwiłam się.

- Za to, że nie mogę ci zapewnić lepszych warunków.

- Nie bądź głupi, Michael. Nie musisz mi niczego zapewniać - prychnęłam.

- Czuję się za ciebie odpowiedzialny.

Zdziwiło mnie to wyznanie. Postanowiłam więc rozwiać wszystkie wątpliwości.

- Dlaczego? - zapytałam - Bo jesteś chłopakiem? Bo jesteś starszy o kilka miesięcy?

- Bo wciągnąłem cię w to gówno i nie umiem tego zakończyć - wypalił bez namysłu, jakby w ułamku sekundy.

- Nie, Michael - zaprzeczyłam z przekonaniem - Ty mnie z tego wyciągnąłeś.

Nie odpowiedział, więc ciągnęłam dalej.

- Nie miałam się do kogo odezwać, a wtedy zjawiłeś się ty i praktycznie wszystko się zmieniło. Jesteś moim zbawieniem, Michael - podniosłam wzrok i utkwiłam go w jego oczach. Mówiły mi tak dużo, chociaż on wciąż milczał.

- Moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy cię poznałem - oznajmił.

Zaniemówiłam, zaskoczona jego nagłą szczerością.

- Chciałem ci to powiedzieć, skoro już o tym mówimy - dodał.

Jego głos był tak kojący, uspokajający.

- Mów do mnie jeszcze - poprosiłam i zamknęłam oczy - I daj mi rękę. Chcę cię mieć przy sobie.

Nie widziałam go, ale czułam, jak powoli zbliżył się i zamknął mnie w szczelnym uścisku swoich ramion, a ja wtuliłam się w jego ciepły tors. Emocje we mnie eksplodowały, niczym tysiące sztucznych ogni, rozgrzewając każdy centymetr kwadratowy mojego ciała.

- Dzisiejszy wieczór miał być niezapomniany - zaczął mówić - I gwarantuję ci, że nie zapomnę go do końca życia.

Tak jak ja - dodałam w myślach.

Mówił długo. Mówił o dzisiejszym wieczorze. Mówił o tym, jak postanowił do mnie napisać. Mówił o tym, jak postanowił uciec. Mówił o tym, co poczuł po raz pierwszy od bardzo dawna. Mówił o mnie i o sobie.

A ja poczułam, że przez te dwa dni stał się dla mnie kimś, kogo nigdy nie miałam.

Mówił, a ja powoli traciłam świadomość.

Mówił, a ja nie byłam już zdolna odróżnić słów.

Mówił, a jego głos odbijał się echem w mojej głowie.

Mówił, a ja nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w krainę snów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro