Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🧡8

***

- Naprawdę, jest jak mówię! - powiedziała dziewczyna trochę błagającym tonem.

- Skoro chcesz mi wmówić, że dopiero co znalazłyście to labolatorium i przez tyle czasu ktoś go przed wami ukrywał - porucznik wstał z miejsca - to wiedz, że nie jestem debilem.

- Ale to prawda!

- Czym jest ta maszyna? - pochylił się nad Emily. - Co chcecie z nią zrobić? Masowy zamach? Rozpocząć wojnę? A może doprowadzić do kontroli sztucznej inteligencji nad ludźmi!?

- Boże, nie! - dziewczyna stawała się coraz bardziej zestresowana. Porucznik wziął głęboki oddech.

***

- Evans, do cholery! Współpracuj jeśli chcesz dzisiaj wrócić do domu!

- Dom jest w ruinach. Z chęcią prześpię się na komisariacie. - powiedziała Amber z krztyną kpiny w głosie. W odpowiedzi usłyszała skrzypnięcie krzesła, pod wpływem parcia pleców gliny. - Poszłam po ogórki, zobaczyłam klapę i bach! Gadająca do nas maszyna!

- Nie przyszło ci do głowy, że może być ona niebezpieczna?

- Niebezpieczna? Poznałam Rose na tyle dobrze, że nie zakładałabym, że jest groźna.

- A jednak.

- Co ma pan na myśli? Dlaczego wogule doszło do tej sytuacji!?

Starszy od niej mężczyzna zastanawiał się chwilę, czy odpowiadać na jej pytanie. Jednak nie odważył się od razu.

- Rose? Tak nazwałyście tą maszynę?

- Sama się tak przedstawiła. Musiała mieć wcześniej wbudowany program.

- Miałyście z nią jakiś kontakt po waszym pierwszym spotkaniu?

- Głównie ja. Uczyłam ją to i owo.

- Uczyłaś? Kurwa, mój expres do kawy ciągle się psuje, a wasza maszyna umie się uczyć? - pokręcił głową.

***

- Masz pozwolenie na broń? - spytał spokojnie porucznik.

Chłopak patrzył na swoje spięte ręce, nie odzywając się. Denerwowało to drugiego mężczyznę. Nie lubił, gdy się go ignoruje.

- Pytam do cholery! - uderzył dłonią w stół. - Skąd miałeś pistolet?!

- Mam różne znajomości. I nie, nie mam pozwolenia.

Anderson odchylił się na krześle, zakładając ręce.

- Dobrze w takim razie. - zaczął - A co wiesz na temat Rose?

Spojrzał na porucznika zdziwiony.

- Przespałem się kiedyś z jedną Rose, ale jaki to ma związek?

W odpowiedzi dostał tylko głupi uśmieszek Hanka.

***

- Anderson.

- Nie zapominaj się Evans.

Dziewczyna przekręciła oczami.

- Dobrze, PORUCZNIKU Andersonie. Nadal nie rozumiem, dlaczego nas skuliście. Rose coś zrobiła?

Wiedział, że to pytanie nie ucieknie. W końcu i tak się dowiedzą. Szef nie będzie tym faktem zadowolony, ale zdecydował się im wyjaśnić. W pewnym sensie żal mu było tych młodych ludzi.

- Ehh, ta maszyna miała w sobie potasek cyjanu bez papierów na bezpieczne korzystanie z niego. W odpowiednich warunkach, jest to bardzo wybuchowa substancja.

Dziewczyna patrzyła na niego z wybałuszonymi oczami.

- Ale... Dlaczego on tam był?

- Może do zamachu? Katastrofy? Tylko twórca mógł to wiedzieć. Wierząc waszym zeznaniom, to nie wy. - spojrzał na dziewczynę - Wiesz, kto to mógł zrobić?

Amber wlepiła wzrok na swoje ręce z namysłem. Po chwili Anderson dostał odpowiedź.

***

- Oprócz nas, mieszka w domu jeszcze jedna osoba. Nie mieliśmy z nim kontaktu od kiedy odkryłyśmy Rose.

- O kim dokładnie mówisz?

- Jacob. Mieszka z nami jeszcze Jacob Rather. Nie wiem, może to i jego sprawka, ale, do cholery, po co miałby to przed nami ukrywać? - spojrzała glinie w oczy.

- Gdzie się obecnie znajduje?

- Pojechał na koncert, ale dzisiaj miał wrócić do domu.

- Rozumiem. A pan Yoongi? Co robił w waszym domu w tym czasie?

- Sama chciałabym wiedzieć.

Anderson podniósł wysoko brew.

- Patrząc na pani reakcję, nie wiedziała pani o tym, że nosi przy sobie broń?

- Powinnam była się domyślić.

***

Policjant usiadł na krześle za biurkiem.

- Niezłego cholerstwa załatwiłeś dziewczynom. Na co ci to było? Po jakiego chuja to wszystko robiłeś?

- Eksperymentowałem.

- Jeśli twoim zdaniem stworzenie sztucznej inteligencji wymieszanej z substancją wybuchową jest niewinnym "eksperymentem", - poprawił się na krześle - powinienem cię wysłać do psychiatryka.

- Pasowałbym tam. - uśmiechnął się.

- Jaki był twój cel?

- Żaden. Ćwiczyłem programowanie.

- A cyjanek?

Jacob oparł się o krzesło.

- Rose zaczęła rozwijać się w niezwykle szybkim tempie. Gdyby była taka konieczność, przydałby się jej przycisk autodestrukcji. Nie pomyślałem jednak, że Amber mogła go wcisnąć. A była do tego zdolna.

- Miałbyś długą odsiadkę, gdyby coś im jebło na ryj.

Chłopak zamilkł. Anderson przyglądał się chwilę młodemu, krzyżując ręce.

- Dlaczego właściwie to ukrywałeś?

- Emily z Amber to świetne plotkary. Poza tym potrzebowałem spokoju do tego projektu.

- Patrząc na akta sprawy, na jednym z komputerów często włączałeś muzykę hard style.

- To co innego.

- Dobrze w takim razie. Oprócz kary pieniężnej za brak zgody na substancje wybuchową, czeka cię jeszcze jedna rozmowa.

- Po co?

- Niejaki pan Kamski chce z tobą zamienić słówko.

Jacob podniósł brwi. Mimo zaciekawienia, które w nim drzemało, był lekko ospały. Nie czekał jednak długo na wejście wysokiego, młodego mężczyzny z lekko dłuższymi włosami na górnej części głowy, zawiązanymi w kucyk.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #uciekajcie