🧡8
***
- Naprawdę, jest jak mówię! - powiedziała dziewczyna trochę błagającym tonem.
- Skoro chcesz mi wmówić, że dopiero co znalazłyście to labolatorium i przez tyle czasu ktoś go przed wami ukrywał - porucznik wstał z miejsca - to wiedz, że nie jestem debilem.
- Ale to prawda!
- Czym jest ta maszyna? - pochylił się nad Emily. - Co chcecie z nią zrobić? Masowy zamach? Rozpocząć wojnę? A może doprowadzić do kontroli sztucznej inteligencji nad ludźmi!?
- Boże, nie! - dziewczyna stawała się coraz bardziej zestresowana. Porucznik wziął głęboki oddech.
***
- Evans, do cholery! Współpracuj jeśli chcesz dzisiaj wrócić do domu!
- Dom jest w ruinach. Z chęcią prześpię się na komisariacie. - powiedziała Amber z krztyną kpiny w głosie. W odpowiedzi usłyszała skrzypnięcie krzesła, pod wpływem parcia pleców gliny. - Poszłam po ogórki, zobaczyłam klapę i bach! Gadająca do nas maszyna!
- Nie przyszło ci do głowy, że może być ona niebezpieczna?
- Niebezpieczna? Poznałam Rose na tyle dobrze, że nie zakładałabym, że jest groźna.
- A jednak.
- Co ma pan na myśli? Dlaczego wogule doszło do tej sytuacji!?
Starszy od niej mężczyzna zastanawiał się chwilę, czy odpowiadać na jej pytanie. Jednak nie odważył się od razu.
- Rose? Tak nazwałyście tą maszynę?
- Sama się tak przedstawiła. Musiała mieć wcześniej wbudowany program.
- Miałyście z nią jakiś kontakt po waszym pierwszym spotkaniu?
- Głównie ja. Uczyłam ją to i owo.
- Uczyłaś? Kurwa, mój expres do kawy ciągle się psuje, a wasza maszyna umie się uczyć? - pokręcił głową.
***
- Masz pozwolenie na broń? - spytał spokojnie porucznik.
Chłopak patrzył na swoje spięte ręce, nie odzywając się. Denerwowało to drugiego mężczyznę. Nie lubił, gdy się go ignoruje.
- Pytam do cholery! - uderzył dłonią w stół. - Skąd miałeś pistolet?!
- Mam różne znajomości. I nie, nie mam pozwolenia.
Anderson odchylił się na krześle, zakładając ręce.
- Dobrze w takim razie. - zaczął - A co wiesz na temat Rose?
Spojrzał na porucznika zdziwiony.
- Przespałem się kiedyś z jedną Rose, ale jaki to ma związek?
W odpowiedzi dostał tylko głupi uśmieszek Hanka.
***
- Anderson.
- Nie zapominaj się Evans.
Dziewczyna przekręciła oczami.
- Dobrze, PORUCZNIKU Andersonie. Nadal nie rozumiem, dlaczego nas skuliście. Rose coś zrobiła?
Wiedział, że to pytanie nie ucieknie. W końcu i tak się dowiedzą. Szef nie będzie tym faktem zadowolony, ale zdecydował się im wyjaśnić. W pewnym sensie żal mu było tych młodych ludzi.
- Ehh, ta maszyna miała w sobie potasek cyjanu bez papierów na bezpieczne korzystanie z niego. W odpowiednich warunkach, jest to bardzo wybuchowa substancja.
Dziewczyna patrzyła na niego z wybałuszonymi oczami.
- Ale... Dlaczego on tam był?
- Może do zamachu? Katastrofy? Tylko twórca mógł to wiedzieć. Wierząc waszym zeznaniom, to nie wy. - spojrzał na dziewczynę - Wiesz, kto to mógł zrobić?
Amber wlepiła wzrok na swoje ręce z namysłem. Po chwili Anderson dostał odpowiedź.
***
- Oprócz nas, mieszka w domu jeszcze jedna osoba. Nie mieliśmy z nim kontaktu od kiedy odkryłyśmy Rose.
- O kim dokładnie mówisz?
- Jacob. Mieszka z nami jeszcze Jacob Rather. Nie wiem, może to i jego sprawka, ale, do cholery, po co miałby to przed nami ukrywać? - spojrzała glinie w oczy.
- Gdzie się obecnie znajduje?
- Pojechał na koncert, ale dzisiaj miał wrócić do domu.
- Rozumiem. A pan Yoongi? Co robił w waszym domu w tym czasie?
- Sama chciałabym wiedzieć.
Anderson podniósł wysoko brew.
- Patrząc na pani reakcję, nie wiedziała pani o tym, że nosi przy sobie broń?
- Powinnam była się domyślić.
***
Policjant usiadł na krześle za biurkiem.
- Niezłego cholerstwa załatwiłeś dziewczynom. Na co ci to było? Po jakiego chuja to wszystko robiłeś?
- Eksperymentowałem.
- Jeśli twoim zdaniem stworzenie sztucznej inteligencji wymieszanej z substancją wybuchową jest niewinnym "eksperymentem", - poprawił się na krześle - powinienem cię wysłać do psychiatryka.
- Pasowałbym tam. - uśmiechnął się.
- Jaki był twój cel?
- Żaden. Ćwiczyłem programowanie.
- A cyjanek?
Jacob oparł się o krzesło.
- Rose zaczęła rozwijać się w niezwykle szybkim tempie. Gdyby była taka konieczność, przydałby się jej przycisk autodestrukcji. Nie pomyślałem jednak, że Amber mogła go wcisnąć. A była do tego zdolna.
- Miałbyś długą odsiadkę, gdyby coś im jebło na ryj.
Chłopak zamilkł. Anderson przyglądał się chwilę młodemu, krzyżując ręce.
- Dlaczego właściwie to ukrywałeś?
- Emily z Amber to świetne plotkary. Poza tym potrzebowałem spokoju do tego projektu.
- Patrząc na akta sprawy, na jednym z komputerów często włączałeś muzykę hard style.
- To co innego.
- Dobrze w takim razie. Oprócz kary pieniężnej za brak zgody na substancje wybuchową, czeka cię jeszcze jedna rozmowa.
- Po co?
- Niejaki pan Kamski chce z tobą zamienić słówko.
Jacob podniósł brwi. Mimo zaciekawienia, które w nim drzemało, był lekko ospały. Nie czekał jednak długo na wejście wysokiego, młodego mężczyzny z lekko dłuższymi włosami na górnej części głowy, zawiązanymi w kucyk.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro