Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🧡7

Pov. Emily

Minęły dwa dni, a Jacob ciągle od nas nie odbierał. Zaczęłam się o niego martwić, więc skontaktowałam się z jego ciocią, u której się zatrzymał, i okazało się, że zgubił telefon (co nie było u niego nowością). Był piątek, trochę czasu po skończeniu mojej pracy. Nadal byłyśmy w ogromnym szoku po naszym odkryciu, więc Amber większość czasu siedziała w laboratorium, ucząc Rose nowych słów, i próbując zrozumieć program jej działania, a ja przeglądałam Instagrama w naszym salonie.

Jednak błogość początku weekendu nie mogła trwać długo. Musiał zadzwonić dzwonek do drzwi.

Za jego progiem stała postać wysokiego chłopaka o czarnych włosach i mocnym spojrzeniu. Suga.

Naprawdę chciałam w ten weekend odpocząć.

Sytuacja się powtórzyła: patrzyłam na niego oczekując, aż powie po co tam przyszedł, jednak nie od razu doczekałam się odpowiedzi.

- Mogę wejść? – spytał, a ja zbita z tropu i trochę zdenerwowana wpuściłam go głębiej.

Rozsiadł się na kanapie i zaczął rozglądać się po salonie. Zaskoczyła mnie jego pewność siebie, ale nic nie powiedziałam.

- Nieźle się tu urządziliście. J Hope mi mówił, że ty i Amber mieszkacie razem z... jakimś kolesiem. Musicie mieć wesoło, co? - podniósł jedną brew do góry, a ja przewróciłam oczami.

- Do rzeczy. Co tu robisz?

- Oprócz siedzenia i oddychania... Właściwie to szukam Amber. Jest tutaj?

Shit.

Gdybym zawołała teraz Amber, wyszłaby z piwnicy. W dzisiejszych czasach nikt nie przesiadywał w tamtym miejscu, więc mogłoby się to wydawać podejrzane, że tam przebywała. Poza tym ona chyba nie jest zainteresowana jego wizytą, a ja nie chciałam mieć znowu zrąbanego weekendu.

- Wyszła na jakiś czas. – może i w kłamaniu nie byłam najlepsza, ale chyba uwierzył. Jednak zupełnie się tym nie przejął.

- Zaczekam tu.

W jego głosie nie wyczułam ani krzty grudki. Powiedział to bez zawahania.

- Z-zaczekasz?

Pardon?

- I tak musi jeszcze tu dojść Hobi. Chyba nie masz nic przeciwko?

PARDON?!

- Chyba możesz tu chwilę zaczekać... - zamorduję się kiedyś za swoją uprzejmość.

Usiadłam więc na kanapie obok niego i przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie. Musiałam w końcu przerwać tę nurtującą ciszę.

- Właściwie w jakiej sprawie chcesz się spotkać z Amber?

- J Hope nie daje nam spokoju z tym meczem kosza. Ale mnie się wydaje, że nie chodzi tu tylko o ten mecz. – uśmiechnął się, trochę złośliwie.

- Co masz na my-

Przerwało mi gwałtowne uderzenie do drzwi wejściowych. Ze strachu kurczowo złapałam rękę chłopaka, lecz szybko ją zabrałam z powrotem, karcąc się w myślach i rumieniąc na twarzy. Chciał widocznie to skomentować, jednak huk się powtórzył. Wstaliśmy wystraszeni, cofając się w stronę kuchni.

Za trzecim rąbnięciem, drzwi poleciały, a do środka wparowało FBI. Spojrzałam na Sugę i po chwili tego żałowałam.

W ręku trzymał pistolet skierowany na mundurowych. Widziałam w jego oczach iskrę szaleństwa.

- Zostawcie ją, bo strzelę! – wykrzyknął, a ja poczułam jak włos mi się jeży na karku.

Ją?

Staliśmy pod ścianą z szyby, przybici.

Amber kiedyś mi tłumaczyła, czym jest szachowy pat. Sytuacja bez wyjścia, nikt nie może zrobić kroku do przodu. W takim wypadku, w szachach, uznaje się remis.

Jednak teraz remis był niemożliwy.

A jednak, stało się coś, czego oboje się nie spodziewaliśmy. FBI rozbiło szybę za nami, łapiąc mnie od tyłu. Suga próbował się wyrywać. Dobrze umiał się bić, jednak w tym przypadku oni mieli przewagę liczebną. Podczas szarpaniny chłopak zdążył strzelić kulą w sufit, czym zbił szklany żyrandol. Krzyknęłam przerażona. Kawałki szkła zaczęły sypać się po podłodze.

Udało im się go obezwładnić. Leżał teraz brzuchem do ziemi, z nadgarstkami trzymanymi w tył, a do mnie dopiero wtedy dotarło, co się tu wydarzyło.

Właśnie do naszego domu wpadł oddział specjalny, Suga miał ciągle przy sobie pistolet, nasz dom jest w ruinach, a Amber... No właśnie, Amber!

Czy my, do cholery, nie możemy mieć spokojnego życia!?

Zanim się obejrzałam, jeden z mundurowych zaprowadzał Amber do samochodu.

- Dlaczego my nie mamy okien w piwnicy!? – wydarła się, a ja byłam już wystarczająco zażenowana tą sytuacją, aby zareagować na jej pytanie.

Zaczęli nas popychać w stronę wyjścia, gdy nagle do domu wszedł dorosły mężczyzna o kasztanowych włosach i małym zaroście. Miał koło czterdziestki.

- Porucznik Hank Anderson, wydział kryminalny. Przejmuję sprawę

- Nie masz uprawnień, aby zająć się tym. Co ty tu do cholery robisz? – spytał jeden z FBI, dosyć agresywnie. – Nie ważne, zabieramy dzieciaki, a my pogadamy na komendzie.

- Cholera jasna, Andersona tu brakowało! – powiedziała głośno Amber, czego nikt się nie spodziewał.

- Z szacunkiem Evans. – skierował się do dziewczyny. Skąd oni się znali? – Widzę, że jeszcze długo będziemy mieć ze sobą do czynienia. – w odpowiedzi dziewczyna przewróciła oczami.

Mundurowi większą grupką skierowali się w stronę piwnicy. Kiedy zabierali nas do „suki", po drugiej stronie ulicy zauważyłam J Hope, patrzącego z niedowierzaniem. Nasz kontakt wzrokowy szybko się urwał, kiedy cofnął się w krzaki, aby być niedostrzegalnym.

Cała panika skumulowała się w tamtym momencie. Siedziałam na fotelu, dusząc się wręcz z przerażenia i próbując nie spanikować. Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach, a ręce drżały jak szalone. Inni także siedzieli w strachu, jednak umiarkowanym. Pewnie byli w pewnym stopniu przyzwyczajeni do takich sytuacji, mi jednak nigdy się nie wydarzyło coś podobnego. Siedzieliśmy w ciszy, czekając co nadejdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #uciekajcie