Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#3 - Jason i spółka

Po powrocie do wesołego miasteczka Jack przez cały czas wypominał mi "przezabawną" wpadkę.

- Oj nie gniewaj się mała - Jack zachichotał.

- Mówiłam ci żebyś tak do mnie nie mówił, a teraz cię przepraszam ale zamierzam iść spać. Dobranoc. - syknełam.

Jack tylko pokręcił głową i skierował się do swojego pokoju.

Wstałam dosyć wcześnie. Szybko się ubrałam i pobiegłam do kuchni. L.J smarzył naleśniki.

- Już wstałaś? - zapytał.

- Tak. Co robisz?

- A co? Nie widać?

- Nope - odpowiedziałam z uśmiechem.

Klaun przewrócił oczami.

- Więc skoro jesteś ślepa to zrobię ci łaskę i powiem że robie nam śniadanie którymi będą te naleśniki.

- To ciekawe.

- Widzę że chumor ci się poprawił.

- Nawet mi nie przypominaj. - warknełam.

- Hahaha. Dzisiaj wybieram się do moich przyjaciół. Idziesz ze mną? W sumie i tak nie masz wyboru bo po tym co wczoraj zrobiłaś wolę mieć cię na oku.

- Kim są twoi przyjaciele? - zapytałam.

- Zobaczysz.

Po skończonym posiłku wyszliśmy z wesołego misteczka. Przeszliśmy przez las i skierowaliśmy się do miasta. Przemykaliśmy się przez ciemne uliczki żeby nikt nas nie zauważył. W końcu staneliśmy przed sklepem z zabawkami. L.J. otworzył drzwi, zadzwoniły dzwoneczki. Ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Zaczełam przeglądać regały. Głównie były na nich lalki.

- Ale one piękne - westchnełam. - Wyglądają jak ludzie. Nawet materiał wygląda i jest w dotyku jak skóra. Widzisz te pluszowe zabawki? Są tak idelne... w żadnym sklepie takich nie widziałam.

- Jasona to ucieszy. - clown się uśmiechnął.

Zrobiłam pytającą minę ale nic nie powiedziałam.

Po chwili usłyszeliśmy odgłos schodzenia po schodów. Nie mineła chwila a za ladą stanął jakiś błazen, jeśli można to tak ująć. Miał niebieskie włosy na których końcach były dzwoneczki które dzwoniły przy każdym delikatnym ruchu. Twarz miał białą, oczy zaś różowe.

- Jack! Już jesteś! - wykrzyknął błazen. - Co to za panienka u twojego boku?

- To jest Anita - Klaun wskazał na mnie ręką.

- Miło cię poznać cukiereczku, ale chwila! Gdzie moje maniery. Jestem Candy Pop ale możesz mi mówić Candy. - wyciągnął do mnie rękę. Oczywiście podałam mu ją ale on zamiast ją uścisnąć pocałował jej wierzch. Lekko się zarumieniłam.

- Chodźcie do środka. Przecież nie będę wam kazał tutaj stać.

Skierowaliśmy się za ladę. Okazało się że sklep jest połączony z częścią mieszkalną która była zadziwiająco duża. Weszliśmy do salonu który był pieknie urządzony. Jack i Candy Pop powiedzieli mi żebym usiadła na kanapie, a oni za chwilę wrócą. Przez cały czas kiedy ich nie było zachwycałam się wnętrzem. Nie zauważyłam nawet kiedy wrócili. Razem z nimi był kolejny mężczyzna. Miał czerwone włosy i miodowe oczy.

- Witaj Anito, jestem Jason the toy maker. - czerwonowłosy ukłonił się lekko - słyszałem że spodobały ci się moje lalki oraz zabawki.

- Tak, są cudne. Lalki wyglądają zupełnie jak prawdziwi ludzie, a co do zabawek to widać że przykładasz do nich dużo pracy, w żadnym sklepie nie widziałam lepszych. - odpowiedziałam szczerze

- Jest tutaj Puppet? - zapytał L.J.

- Powiedział że musi coś załatwić. Powinien niebawem wrócić - odparł czerwonowłosy.

Czas mijał a ja wpatrywałam się we wskazówki zegara. Oni gadali, ja się nudziłam. Spojrzałam w stronę drzwi. W ciemnościach dostrzegłam parę świecących na złoto oczu i tego samego koloru uśmiech. Trochę się przestraszyłam. Postać zbliżała się, otworzyła delikatnie drzwi które cicho zaskrzypiały. Teraz widziałam ją dokładnie. Był to chłopak.

*Ilu ich tu jest* - pomyślałam.

Miał całkowicie szarą skórę, czarne włosy i tak jak widziałam wcześniej jego oczy oraz uśmiech świeciły złotym kolorem. Z jego palców wyrastały złote cieniutkie nitki. I on... chwila... Tak! On lewitował! Normalnie unosił się nad ziemią! Patrzyłam się na niego szerokimi ze ziwienia oczami. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, pdleciał do kanapy i usiadł koło mnie.

- Dużo mnie omineło? - zapytał.

- Zależy o co pytasz. Nic za ciekawego tu się nie działo.

- Jestem Puppeteer. A ty zapewne Anita prawda?

- Tak, skąd wiedziałeś?

- Wiem wiele rzeczy i nie muszę się nimi dzielić.

Przewróciłam oczami.

- O, pulpet już wrócił! - powiedział wesoło Candy Pop.

- Po pierwsze nie lubię pulpetów a po drugie nienawidzę jak mnie tak nazywasz.

- Dobra, dobra wyluzuj. Zapoznałeś się już z dziewczyną Jacka?

L.J. zmierzył Candiego wzrokiem.

- Myślę że znasz już odpowiedź na to pytanie Candy.

- Więc skoro wszyscy jesteśmy w komplecie to możemy coś zrobić a nie bezczynnie siedzieć. - powiedział Jason.

- Chcesz porobić coś konkretnego? - zapytał mnie Jack.

- W sumie to nie wiem - zaśmiałam się, - Może mnie któryś z was oprowadzić po tym miejscu.

- Czyli wygląda na to że Jason przejmuje inicjatywę.

- Cóż poradzę Puppet - zabawkarz wzruszył ramionami - Zatem zapraszam. - powiedział zwracając się do mnie.

Weszliśmy po schodach na górę. Był tu długi korytarz, i jak wytłumaczył mi Jason są tutaj pokoje dla ich czwórki, dwa pokoje gościnne oraz łazienka. Podeszliśmy do pewnych drzwi.

- Tutaj jest mój warsztat. - W środku na półkach stały lalki, zabawki i pluszaki. W pokoju znajdowało się biórko, dwa krzesła, i jakaś komoda. Na podłodze była miękka wykładzina. Na ścianach zostały poprzyklejane różne projekty, głównie sukienek.

Podczas gdy przechadzałam się po pomieszczeniu zza biórka wysunął się jakiś pluszak, wyglądający jak wąż z kolorowymi oczami. Jego długie cielsko suneło w moją stronę. Pisnełam przestraszona i schowałam się za Jasonem.

- Nie bój się go, nic ci nie zrobi. - czerwonowłosy kucnął i poklepał węża po głowie. - Poznaj pana Gluttona.

- Hej? - powiedziałam niepewnie. Wąż ob kręcił się wokół moich nóg. - Za chwilę mnie przewrócisz. - zaśmiałam się cicho i spróbowałam uwolnić kończyny. Glutton kłapnął szczękami na pokaz i popęzł do kąta. Razem z Jasonem zeszłam z powrotem na dół, chłopak pokazał mi jeszcze kuchnię. Na dole również była łazienka. Wróciliśmy do salonu gdzie siedziała reszta domowników.

- Trochę się wam zeszło. - Candy odchylił głowę do tyłu (siedział tyłem) i uśmiechnął się szeroko.

- Bez skojarzeń Candy. - Jason posłał mu wrogie spojrzenie.

- Hej, mogę was o coś zapytać?

- Jasne, pytaj śmiało - Puppet uśmiechnął się.

- No bo tak, Jack jest mordercą to w takim razie wy też jesteście?

- To było pytanie czy stwierdzenie?

- Raczej pytanie...

- Jason wypuścił z sykiem powietrze. Żeby było jasne, ja nie morduję tylko naprawiam ludzi.

- Yhm, Jasonku, bo ci ktoś jeszcze uwierzy - Candy zaśmiał się kpiąco.

- Nie zaczynaj. - warknął - Nie mam nastroju na kłótnie z tobą.

- A na co ty masz nastrój? Proszę państwa ten oto czerwonowłosy osobnik odczuwa zazwyczaj dwie emocje które są podstawą jego funkcjonowania, czyli gniew i złość, ewentualnie radość czy coś.

- No to się popisałeś inteligencją.

- Masz coś do dodania?

- Tak, 9+7.

- Ale cię pojechał - Jack zaczął się śmiać.

- Przyniosę śrubokręt bo widzę że się rozkręcasz - Candy nie dawał za wygraną.

- Po co? U ciebie nawet wkrętarka nie dałaby rady.

Nie wytrzymałam i parsknełam śmiechem.

- Wydaje mi się że wygrałem. 1:0 kolorowy smalcu. - Candy przewrócił oczami

- Nie zapominaj że to ja jestem zwycięzcą wielu pojedynków.

- Ale punkty się wyzerowały.

- Ale...

- Tak po prostu. Musisz to zaakceptować.

- Kurde, Jason nie pamiętam kiedy miałeś tak gadane. - Puppet się zaśmiał.

- Nie pamiętam kiedy ostatnio się śmiałeś Puppeeter. To dzisiaj mamy niesamowity dzień.

Time skip

Wracałam właśnie z Jackiem do wesołego miasteczka. Nie ważne jak próbowałam zagiąć jego przyjaciół joe udało mi się dowiedzieć jal zabijają. Przez cały czas spotykałam się z tą samą odpowiedzią: "Nie powinno cię to interesować". Kiedy dotarliśmy na miejsce skierowałam się do kuchni, zrobiłam sobie kanapki i poszłam do swojego pokoju.

- Jack! Masz jakieś kredki i kartki papieru?

Po chwili clown przyszedł z torbą i plecakiem,moją torbą i plecakiem.

- Byłeś w moim domu? - zapytałam niepewnie.

- Wszyscy żyją. - przewrócił oczami.

- Okej... - L.J podał mi moje rzeczy. Wyjełam z plecaka szkicownik, piórnik, telefon i słuchawki. Włączyłam ulubioną playlistę, otworzyłam szkicownik na pustej stronie i zaczełam szkicować. W słuchawkach leciała jedna z moich ukochanych piosenek - Chlorine wykonawcy Twenty One Pilots. Zaczełam po cichu śpiewać. Z kresek powstał szkic by potem przerodzić się w kontury a na koniec w czarno białe dzieło. Muszę przyznać że bardzo dobrze mi wyszło. Rysunek przedstawiał kobietę o długich włosach, z jej oczu wypływała czarna substancja która spływała po jej policzkach. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech ukazyujący spiczaste zęby, jej głowa była delikatnie uniesiona do góry.

- Idź spać bo jutro cię też gdzieś zabieram i może na dłużej. - Jack stał w drzwiach.

*Mam nadzieję że nie słyszał jak śpiewam*

- Gdzie?

- Tego dowiesz się jutro, dobranoc dzieciaku.

- Znalazłeś nowe przezwiska dla mnie?

- Znajdę jeszcze więcej, przyzwyczjaj się. - pokręciłam głową.

- Zaraz pójdę. - kiedy Jack wyszedł wyjełam z toryby piżamę i poszłam do łazienki się ogarnąć do spania. Po skączeniu wieczornego rytułału zmęczona padłam na łóżko i wtluliłam się w ciepłą kołdrę. Moją głowę zaprzątały myśli gdzie jutro idziemy ale w końcu udało mi się zasnąć.

1379 słów.
Kończy się szkoła i w końcu mam czas na pisanie.
Do zobaczenia 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro