| 2.4 | Pomyłka
Jak co roku w moje urodziny jestem wieczorem w klubie. Tym razem sam, choć Zack i tak ma przyjechać do mnie za godzinę. Dlatego nie ruszam się spod baru, gdzie siedzę już pijany. Podpieram brodę na płaskiej dłoni, oglądając z wysokiego krzesła wszystkich tańczących ludzi na parkiecie. Obserwuję ich każde dzikie ruchy, na które zaczynam chichotać jak głupi. Kilku facetów na mnie patrzy, ale nie są zbyt urodziwi, więc ich ignoruję.
Potem przenoszę oczy na pozostałe kąty w lokalu, nie mając niczego lepszego do roboty. Nic ciekawego nie ma miejsca, dopóki nie patrzę na stolik w rogu. Mój oddech przyspiesza na widok rozmawiającego chłopaka o ciemnych włosach, którego twarz jest wyprana z emocji, jak na początku naszej relacji. Potem czuję ból, nie potrafiąc znieść widoku pieprzonego Zayna Malika. To rozdzierające uczucie rozchodzi się także po reszcie mojego ciała, wywołując łzy w oczach. Nie potrafię już nad nimi zapanować, tak samo jak nad oddechem. I kiedy robi mi się słabo dopiero wychodzę na zewnątrz, potykając się co chwilę o własne nogi na prostym parkiecie.
Zaciągam się zimnym powietrzem, trzęsąc się i nie potrafiąc nad tym także zapanować. Moim ciałem owłada żałosny szloch, gdy siadam na murku przed budynkiem klubu. Co Zayn robił w Nowym Jorku?
Drżącymi dłońmi wyciągam telefon i przez załzawione oczy wybieram numer Zacka, musząc teraz koniecznie się wyżalić.
"Niw mogr oddychav*"
"Kolehne gównianw urpdziny"
Czekam na odpowiedź i ta dopiero przychodzi po kilku minutach. Od razu ją otwieram.
"?"
Wzdycham cicho i ponownie zanoszę się szlochem, dlatego jedną dłonią wycieram łzy z policzka. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że minęły już cztery pieprzone lata od tamtej katastrofy na osiemnastych urodzinach i nie mogę tego znieść. Kiedy o tym myślę...Kiedy myślę o Zaynie i naszym uczuciu rosnącym od początku, znów nie mogę oddychać. To tak szybko się skończyło, z dnia na dzień on zniknął z moich złamanym sercem, należącym do niego. A ja zrobiłem to samo, zostawiając przy swoim boku jedynie rodzinę. Nawet nie pamiętam jak wygląda Louis czy Harry. Często zastanawiałem się co mogli robić i jak bardzo się zmienić.
"Widzisłem gp"
"W klybie, przed chwils"
"Myalakem, xe zwymiotuje"
"Tsk bardzi boli mnie serve"
"Bo ono nadal gp kocha, Zack"
Wpatruję się w wyświetlacz telefonu w wyczekiwaniu, jednak nic nie nadchodzi.
- Pierdol się, ty mały chuju - szlocham i chowam smartfona do kieszeni dżinsowej kurtki, wstając z murka i idąc w kierunku naszego domu. Zataczam się na boki w towarzystwie płaczu, który na obecną chwilę należy do moich najlepszych przyjaciół.
Zatrzymuję się dopiero przy postoju taksówek, słysząc sygnał wiadomości. Wyciągam z odrobinę przymkniętymi powiekami telefon, opierając się bokiem o żółty pojazd i patrzę na SMSa, przez którego później wymiotuję.
"Niall... Ale tu Zayn"
---------------------------------
Jak coś to specjalnie te błędy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro