Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 2.10 | Nowinka

Ze snu wybudza mnie Zack wbijający głośno do mojego pokoju z... Sadzonymi jajkami i bekonem na tacce?

- Zack? - mamrotam, patrząc na niego niezrozumiale. Nie wiem, co on tutaj robi o tej porze.

- Tak? - uśmiecha się i podchodzi z tacką, którą kładzie na pościeli w miejscu, gdzie jest mój brzuch.

- Czemu to musi tak dobrze pachnieć? - jęczę cicho i zaciągam się zapachem śniadania z przymkniętymi powiekami. Czuję okropne zmęczenie przez ostatnie przepłakane dni i krótki sen - Która godzina? - dodaję, odrobinę przysypiając.

- Po szóstej - mruczy pod nosem i siada przy mnie na łóżku, łapiąc moją dłoń i gładząc ją delikatnie kciukiem.

- To nawet zbyt wczesna pora na zabicie cię - wzdycham ciężko, po czym otwieram oczy, by znów przyjrzeć się śniadaniu - To dla mnie, prawda? - patrzymy sobie w oczy, aż w końcu Zack wybucha śmiechem.

- Dobre! - chichocze, wycierając łzy. Zawsze podziwiałem go za to, że umie je wymusić - Nigdy się tak nie uśmiałem!

- To co tu, do cholery, robisz? - unoszę brew.

- Mam dla ciebie coś innego - tłumaczy i zaczyna jeść bekon.

- Zaskocz mnie, patafianie.

- Powiem tak...Ruszaj się z wyra, bo za dwie godziny masz rozmowę o pracę.

Wytrzeszczam oczy i rozchylam wargi w zdziwieniu, patrząc wciąż na przyjaciela. Przetwarzam jego słowa przez co najmniej minutę, aż w końcu piszczę jak dziecko, siadając i mocno go przytulając.

- Naprawdę?!

Zack całuje mnie w skroń i wiem, że także się uśmiecha, ponieważ zawsze próbuje to zakryć w ten sposób.

- Jasne, promyczku - szepcze łagodnie do mojego ucha.

Wtulam się mocniej w ciało współlokatora, nie potrafiąc lepiej wyrazić swoje wdzięczności.

- Tak bardzo dziękuję, Zack - uśmiecham się lekko, po raz pierwszy od jakiegoś czasu.

- Jesteś moim ulubieńcem...Cóż, mimo wszystko tak jest i zrobię dla ciebie naprawdę dużo, Niall - odsuwa mnie od swojego ciała i patrzy mi ze szczerością w oczy - Ale tak jak mówiłem, wstawaj z wyra. Szefuńcio nie lubi spóźnialskich.

Chichoczę cicho, kiwając głową.

Wchodzę do wielkiej korporacji z szaleńczo bijącym sercem, które po prostu chce teraz wyskoczyć mi z piersi przez stres jaki aktualnie czuję.

Zack ostrzegał mnie przed wyjściem, żeby mówić przemyślanie i starać się nie robić z siebie durnia, jeśli rzeczywiście potrzebuję tej pracy. Szef tego gmachu jest podobno bardzo wymagający i dokładnie obserwuje ludzi, którzy przychodzą na rozmowy kwalifikacyjne.

Zależy mi na dostaniu się, jak na niczym w ostatnim czasie i w drodze na spotkanie ćwiczyłem to, co powinienem na początek powiedzieć.

Rozglądam się po przedsionku w poszukiwaniu recepcji, a kiedy ją widzę, podchodzę do niej z bladym uśmiechem na twarzy. Mam wrażenie jakbym zaraz miał zemdleć, ale staram się odrzucić tę myśl na bok, ponieważ jeśli to pozostanie w mojej głowie, to rzeczywiście stracę przytomność.

- Dzień dobry - mówię cicho, zaciskając mocno palce na piaskowej ladzie, które szybko bieleją. Wpatruję się w niebieskie oczy młodej kobiety po trzydziestce, ta wydaje się być znudzona i właściwie niemiła.

- W czym mogę pomóc? - pyta osowiale i unosi brew, na co zaciskam chwilowo usta w cienką linię, mrużąc przy tym oczy.

- Chyba nie chce pani bym panią zgłosił za takie zachowanie w miejscu pracy... - patrzę na plakietkę - panno Cadens - mówię wrednie, ledwo powstrzymując rozdrażnione warczenie. Dlaczego, do cholery, ma nazwisko jak kucyk pony?

Kobieta patrzy na mnie bez wyrazu z lekko rozchylonymi ustami, ale potem poprawia się na miejscu, prostując plecy i przybierając profesjonalną minę.

Wywracam oczami, nie potrafiąc nad tym zapanować i opuszczam ręce wzdłuż ciała, kręcąc nerwowo nadgarstkami.

- W czym mogę pomóc? - poprawia się miłym tonem.

- Od razu lepiej - burczę - Przyszedłem na rozmowę o pracę, panno kucyk pony.

- Imię i nazwisko, podrabiany Bradzie Pittie - podchodzi naprawdę młoda dziewczyna do recepcji z głupim uśmiechem na ustach. Ma brązowe, niemal czarne włosy, spływające w dół po jej ramionach oraz plecach.

Obserwuję ją uważnie i w końcu na moich ustach wita skopiowany uśmiech dziewczyny.

- Nawet nie jestem do niego podobny, kochanie - śmieję się cicho pod nosem.

- Tak jak ona do kucyka...Jestem Selena, Blondasku.

- Niall Horan - odpowiadam w końcu, a twarz Seleny rozświetla się jeszcze bardziej.

- Ah, Niall, Zack mi o tobie dużo opowiadał - mówi nagle, na co ja unoszę brew - Jego ojciec już czeka na ciebie w gabinecie.

Mrugam szybko, nie spuszczając z niej spojrzenia. Jestem zdziwiony, a tym bardziej zaskoczony. Dlaczego Zack nie powiedział, że jego ojciec pracuje w Nowym Jorku w tak dużym budynku?

- Och...Więc mnie do niego zaprowadź.

- Jesteś gotowy? - lustruje mnie spojrzeniem, mając skrzyżowane ręce na piersiach. Uśmiecham się na to szeroko, ale nieszczerze.

- Ani trochę.

----------------------------------------

Dzień dobry, miłego dnia 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro