| 1.61 | Niespodzianka
No to zaczynamy maraton ok 😏
-------------------
Po tygodniu ciągłego widzenia się z Malikiem mogę śmiało powiedzieć, że zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, co naprawdę mnie cieszyło. Byłem wdzięczny, że tak blisko dopuszcza mnie do siebie mimo obecnych w nim obaw. Jego zaufanie wobec mojej osoby wiele dla mnie znaczy.
- Dzięki za żelki, jestem Ci dłużny, czarnuchu - powiedziałem roześmiany, dojadając ostatni plasterek kwaśnego żelka.
- A było naprawdę miło - burknął zabawnie pod nosem, udając oburzenie przez przezwisko jakie do niego skierowałem.
Odchyliłem głowy do tyłu, która leżała na jego klatce, i spojrzałem na niego uśmiechnięty, przejeżdżając kciukiem parę razy po jego kilkudniowym zaroście.
- Lubię Cię w nim - przyznałem cicho, patrząc w dół na brodę, a dokładniej na jego usta. Nie byłem w stanie tego powstrzymać.
- Nie podlizuj się teraz, mały zgredzie - szepnął i odtrącił moją dłoń, kiedy starał się nie roześmiać. Nie był już osobą, która stara się za wszelką cenę odtrącać od siebie ludzi. Lubił żartować i śmiać się ze mną.
- To zabawne, dokładnie tak jeszcze niedawno byłeś wpisany w moje kontakty - parsknąłem, wracając do poprzedniej pozycji. Złapałem pustą paczkę żelek i rzuciłem nią w stronę kosza, co skończyło się zakończeniem "misji" w połowie. Westchnąłem.
- Poważnie? - mruknął pytająco, choć gdy tak nieco dłużej się zastanawić było to podobne do miauku.
- Mhm - kolejno oblizałem powoli palce, które miały na sobie pozostałości cukru - Fajnie, prawda? - parsknąłem i ponownie spojrzałem na Zayna, tym razem z palcem w ustach.
Ten patrzył na to dłuższą chwilę. Starał się odwrócić wzrok i dopiero za piątym razem mu się udało, wracając oczami do moich.
- Jesteś niemożliwy - westchnął, kręcąc głową z nieco przymkniętymi powiekami.
- Gdybym był niemożliwy, nie mógł bym istnieć - przekręciłem się na brzuch, leżąc w połowie na ciele Zayna. Położyłem ręce pod brodę, którą na nich podpierałem, jednak po chwili zdecydowałem się pochylić i złączyć nasze usta.
- Mh - co prawda Zayn wydał z siebie jedynie dziwny odgłos, ale i on zbudził we mnie uczucie satysfakcji. Podobało mu się i to wystarczy.
Mulat podparł się na łokciu i złapał mój podbródek, zaczynając wspólnie ze mną delikatny, zmysłowy pocałunek, który wzbudzał przyjemne dreszcze u nas obojga.
Mieliśmy za sobą naprawdę wiele sesji obściskiwania, jednak w tej było coś innego...Coś, czego zwyczajnie nie mogłem rozpoznać. Ale nie przeszkadzało mi to, dopóki oboje czuliśmy się z tym dobrze.
Zayn zmusił mnie do położenia się na plecach, a wtedy w połowie zawisnął nade mną, nie przerywając naszego zbliżenia, które było naprawdę w porządku.
Wydałem z siebie pierwszy jęk wraz z tym, jak mulat wsunął dłoń pod rozciągniętą koszulkę, którą mi kiedyś dał na moją prośbę, kładąc płasko dłoń na moim boku.
Sunął nią wyżej, bawiąc się świetnie przy odgłosach, które gładko opuszczały moje usta, aż w końcu zatrzymał się i złapał pomiędzy palce sutka, którego zaczął nie delikatnie trzeć.
Rozchyliłem wargi w niemym jęku, co perfidnie wykorzystał, wsuwając pomiędzy nie język, którym trącił mój. Po chwili rozpoczęła się walka o dominacje, którą oczywiście przegrywałem.
To było tak inne, ale tam samo dobre i podniecające. I naprawdę wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że jesteśmy w pieprzonym szpitalu.
- Zayn, przestań - szepnąłem, jednak kolejnej chwili wydałem z siebie pisk, gdy dłoń Zayna znalazła się w moich bokserkach, trzymając mocno mojego penisa.
Nie spodziewałem się. Naprawdę kurwa się nie spodziewałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro