| 1.59 | Czy To Aby Na Pewno Koniec?
Poczułem ciepło na powiekach i mimo że były zamknięte zauważyłem, jak jasno panowało w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
Byłem w bezruchu już dłuższy czas, nawet nie wiedząc w jakiej jestem pozycji. Nie miałem odwagi otworzyć oczu, by wiedzieć, co się ze mną dzieje, jednak w mojej głowie panowała pustka i spokój.
Na około rozciągała się potworna cisza. Co chwilę zagłuszało ją ciche, lecz nieprzyjemne pikanie, na którym się skupiałem.
Liczyłem w głowie raz za razem pracującą maszynę, starając się zagłuszyć dźwięk mojego bijącego serca. Ale zamiast na pikaniu, zwracałem uwagę na szybko pracujący mięsień. To sprawiało, że doczesny spokój zniknął jak bańka mydlana, zastępując moje ciało niepokojem.
W pomieszczeniu rozległ się huk, dlatego wbiłem się w coś miękkiego i ciepłego. Zauważyłem podobny materiał opatulający moje ciało, które zaczynało dawać o sobie znać bólem, przeszywającym całą moją sylwetkę.
- Niall - znajomy, męski głos rozbrzmiewa w tym dziwnym pomieszczeniu. Mam wrażenie, że znam go, jednak nie mogę stwierdzić do kogo należy. Każdy obraz osoby przewijającej się przez moją głowę, nie pasuje mi do żadnego człowieka, który mógłby tu być - Bracie? - jego głos osłabł, kiedy znajdował się przy mnie - Słyszysz mnie?
Znalazłem odwagę, by w końcu rozchylić powieki, dlatego zrobiłem to, w następnej chwili mocno się krzywiąc.
Białe światło oślepiło mnie na moment, a kiedy powoli odzyskiwałem ostrość, zwyczajnie zacząłem się rozglądać, zapominając o obecności mężczyzny.
Pomieszczenie, w którym się znajdowałem było całkiem białe, przez co na początku wydawało mi się, że umarłem, jednak później ujrzałem szpitalne łóżko, na którym leżałem i parę kabelków, sięgających do różnych części mojego ciała.
Zacisnąłem usta w cienką linię, patrząc zawzięcie na wenflon i na podpiętą do niego kroplówkę. Odwaga na spojrzenie na Grega, która do mnie przyszła, zniknęła w czasie, kiedy badałem wzrokiem salę, by czuć się pewniej. Ale to nic nie dało, byłem zlękniony, a w dodatku przeczucie, że znów zostanę zabrany i skrzywdzony męczyło mnie od środka, próbując bym w to wszystko uwierzył. Bałem się to zrobić, nie chciałem.
Potrzebowałem jedynie spokoju i zapewniania, że wszystko będzie dobrze i pozostanę bezpieczny póki dana osoba żyje.
Nie mogłem przeżyć tego na nowo, nawet w wspomnieniach. One zapadły głęboko w mojej głowie i teraz starały się wyjść na światło dzienne, ale starałem się je blokować. To było zwyczajnie trudne do przetrawienia.
- Niall - Greg znów się odezwał, tym razem w jego głosie słyszałem najszczerszą ulgę, lecz także zmartwienie - Tak bardzo się cieszę, że otworzyłeś oczy - złapał moją rękę, starając się zwrócić moją uwagę - Spójrz na mnie...Niall - mruknął.
Na dobre piętnaście minut zapadła cisza, żadne z nas przez ten czas nie odważyło się nic powiedzieć, ponadto atmosfera między nami była dziwnie napięta. Nie rozumiałem tego.
- Mama czeka przed salą - mruknął i westchnął, kiedy nie zareagowałem - I Zayn także - dodał po chwili i dopiero teraz na niego spojrzałem z znacznie szybciej bijącym sercem.
Zayn tu był. Czekał na moment mojej pobudki...
- Wody - wychrypiałem cicho, w następnej chwili krzywiąc się przez bolesny ścisk w gardle.
Greg szybko wykonał prośbę, unosząc delikatnie moją głowę podczas podawania wody z butelki, którą zachłannie połykałem wielkimi haustami, póki nie pozostała ostatnia kropla.
- Już wszystko okej? - odłożył plastik na małą, białą szafeczkę tuż przy łóżku. Patrzył na mnie z większym zmartwieniem.
- Przywołaj tu Zayna...Proszę - wyszeptałem, nie mając mocy, by mówić głośniej. To jeszcze nie ten czas.
Patrzył na mnie chwilę, nie wiedząc, co tak naprawdę zrobić. Ja też nie miałem zielonego pojęcia czy jest dobrym pomysłem wpuszczanie go tutaj, ponieważ nie potrafię się domyślić, jak to piekło się skończyło.
Mężczyzna w końcu wykrzywił twarz w niezadowoleniu, co musiało oznaczać, że wykona moją kolejną prośbę.
Prawdę mówiąc nie mogłem się doczekać, ale także panował we mnie strach. Bo co jeśli Zayn dołączył do nich i stał się tak samo zły?
Mogłem mu ufać?
- Powiem, żeby przyszedł - mruknął i podniósł się ze stołka.
Westchnąłem cicho, zmieniając pozycję na siedząca po wyjściu mojego brata. Nijak mi to pomogło, wciąż wszystko mnie bolało.
- Niall? - po paru minutach, do moich uszu dobiegł głos mulata, więc migiem uniosłem głowę, by spojrzeć na niego.
Pierwsze, co wrzuciło mi się w oczy to, że wyszczuplał, przez co jego ciało powoli zaczęło przypominać szkielet.
Coś było zdecydowanie nie tak z Zaynem, obserwowałem go od kilku tygodni. A dzięki temu mogłem stwierdzić, że potrzebuje pomocy.
Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale i szczęśliwego, co trochę polepszało mi humor. Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, a mówiąc szczerze, jest mu w nim naprawdę dobrze.
- Hej - powiedziałem cicho, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Cholera, tak się martwiłem - mruknął, podchodząc szybko do szpitalnego łóżka. Usiadł na nim z brzegu, złapał w dłonie moje policzki, po czym przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta bez chwili wahania.
65 gwiazdek ------> next 😇
-----------------------------------------------------
Czasem tracę wiarę w siebie i w to co potrafię, ale dzięki wam to wraca, dlatego mogę w dalszym ciągu cieszyć się pisaniem 🙏
Dziękuję Wam wszystkim za to, że po prostu jesteście i czytacie moje skromne prace, to naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy 💞
~ nopes-bby
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro