Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 1.55 | Potrafię Sprawić By Niall Był Bezpieczny

Rozdział niesprawdzony

Z A Y N

Opuściliśmy wnętrze komisariatu przy wścibskich spojrzeniach ludzi, którzy w nim pracowali, wyjątkowo mocno się spiesząc. Nikt z nas nie chciał, aby Niallowi stała się jakakolwiek krzywda, dlatego zagęściliśmy swoje ruchy, by jak najszybciej znaleźć się przy odpowiednim aucie, które pozwoli szybko dostać się nam do rodzinnego domu Horanów. Oby wszystko było w porządku.

Na zewnątrz panował nieprzyjemny i raniący mój nos chłód, obejmujący teraz okolicę, który uderzył boleśnie w moje płuca zaraz po zaciągnięciu się nim. Spowodował mroczki przed moimi oczami, które zniknęły dopiero, gdy byliśmy blisko otwartego Mercedesa.

Starszy Horan stwierdził, że moje auto było znacznie lepsze od jakiegokolwiek, należącego do funkcjonariusza policji w okolicy, i właściwie miał rację, ponieważ ten samochód został nieco ulepszony jakiś czas temu. Dlatego więc nim zamierzaliśmy pojechać do obranego przez nas celu.

Greg wyrwał się do przodu, dzięki czemu jako pierwszy wsiadł do auta, mając możliwość pospieszenia mnie, którą z chęcią wykorzystał, za co miałem ochotę przeklinać w jego kierunku, jak najęty, ponieważ nienawidziłem czegoś takiego. Policjant jakby miał o tym pojęcie, dlatego próbował wyprowadzić mnie z równowagi, bym potknął się przed nim, żeby miał dowód na to, że nie jestem odpowiedni dla Nialla.

Jednak nie musiał mi tego udowadniać, ponieważ ja to wiedziałem, lecz mimo to nie miałem zamiaru pozostawić jego brata tak po prostu w spokoju.

Zaczęło mi zależeć i być może popełniłem w tym wielki błąd, którego mogę później żałować, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to.

- Po wszystkim nie chcę Cię widzieć przy Niallu, czy to jasne? - i w końcu słowa, które wisiały w powietrzu przez dłuższy czas, sprawiając atmosferę ciężką, zostały wypowiedziane gładko przez Grega. Jego głos należał to tych oschłych, nieznoszących sprzeciwu, co wywołało u mnie niepewność, mimo że wcześniej miałem chwilę, by się na to przygotować.

- Nie ma mowy - odparłem o trzy tony ciszej, niż zwykle, kiedy odpalałem samochód, następnie ruszając w kierunku celu, z piskiem opon. Moje serce dudniło ciężko w klatce, obawiając się razem ze mną tego, co czekało w najbliższej przyszłości, która była niesamowicie niepewna i chwiejna. Bałem się o życie Nialla, było zagrożone, a to sprawiało, że moje ciało chciało się pogrążyć w żałosnym szlochu.

Jednak byłem osobą, w której rękach zależało naprawdę wiele i po prostu nie mógłbym się poddać, nie kiedy Niall mnie potrzebował.

- W tej kwestii nie masz nic do gadania, tu chodzi o bezpieczeństwo mojego jedynego brata, na którym mi przede wszystkim zależy. Nie pozwolę, by sytuacja, jak dzisiejsza miała miejsce po raz kolejny. W dodatku ty nie jesteś dobrym kandydatem na posiadanie jego serca - powiedział, nie chcąc już rozmawiać na ten temat, po czym wyciągnął krótkofalówkę z uniformu, w który był ubrany. Nacisnął jeden z paru guzików na panelu, który pokierować go na odpowiednią centralę - Tu komisarz Horan, powiedzcie Sheymorowi, że ma przyjechać na Brixton Road w ciągu dwudziestu minut, odbiór -

- Zrozumiałem, przekażę mu, bez odbioru - odezwał się mężczyzna z o oktawę niższym głosem, niż ten należący do Grega.

Policjant schował urządzenie do porozumiewania się, a po tym zapadła w środku kabiny auta mdląca cisza, w tle jedynie było słychać rozpędzające się opony oraz silnik, które choć trochę były w stanie mnie ustabilizować emocjonalnie.

Wypuściłem drżący oddech, zawierający te złe emocje, to one męczyły mnie przez większość czasu odkąd dostałem niepokojącego esemesa, który z pewnością napisał Jace.

Ukradkiem spojrzałem na policjanta, wpatrującego się z zawziętością przed siebie na drogę, przemierzaną przez samochód.

- Jeśli myślisz, że uda ci się tak po prostu zakończyć temat mnie i Nialla, myślisz się - odezwałem się po dłuższej chwili, kiedy patrzyłem z uwagą na ulicę, nie chcąc wywołać niepotrzebnego wypadku, w którym na pewno byśmy zginęli przez nadaną przeze mnie prędkość auta.

- Nie sądzę byśmy byli ma „ty" - powiedział powoli z jedną dobrze słyszalną emocją w głosie, z którą przeważnie odzywali się do bandziorów policjanci.

Wiedziałem, że nie lubi mnie, cholernie mnie nie lubi, ale mógł po prostu zachować pozorny spokój, by nie wymawiać w moim kierunku czegokolwiek w gówniany sposób, przez który po prostu mogłem stracić kontrolę zarówno nad sobą, jak i nad autem.

Wiedziałem również, że zawsze pozostanę przestępcą, po tym, jak zacząłem siedzieć w tym bagnie, jednak od długiego czasu nie obracałem się w niewłaściwym towarzystwie, które przedtem rujnowało moje czternastoletnie życie.

Co prawda miałem styczność z paroma z ludźmi z czasów mojego totalnego zagubienia, ale teraz starałem się to opanować i odgrodzić ich od ludzi z mojego teraźniejszego otoczenia.

Jednak nie udało mi się, mimo że tak bardzo nie chciałem do tego dopuścić. Niall miał problemy przez moją przeszłość, nie poradziłem sobie w trzymaniu go od tego całego szajsu.

- Wyjaśniamy sobie coś...panie Horan - powiedziałem przez zaciśnięte zęby, gdy moje emocje dawały górę - Po pierwsze jedyne, co łączy mnie i...pańskiego brata, to najzwyczajniej przyjaźń - zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy, przez co ich palce pobielały - A po drugie Niall jest przy mnie szczęśliwy -

- Szczęście to nie wszystko, pamiętaj - odparł.

- Nie sądzę, byśmy byli na „ty" - obróciłem jego własne słowa przeciwko niemu. Skoro mógł mnie irytować i wyprowadzać z równowagi, dlaczego ja nie mogę tego robić wobec niego?

Spojrzałem na Grega, który wtedy przewrócił oczami.

- Nieważne - rzucił z obojętnością - Po prostu trzymaj się z dala od Nialla, w innym wypadku narobię ci problemów -

Pokręciłem delikatnie głową. Byłem zły, że nie potrafiłem się dogadać z bratem chłopaka, na którym mi zależy bardziej, niż w ostatnim czasie. To cholernie niewygodne i problemowe.

- Wydaję mi się, że tak nie zachowują się stróże prawa. Zazwyczaj nie chcą łamać zasad wpisanych w tą głupią książkę kodeksów - burknąłem.

- Jeśli w grę nie wchodzi moja rodzina i brak zagrożenia, jestem w porządku -

- Popatrz...kiedy już to się stało... że życie Nialla jest zagrożone...po wszystkim będzie bezpieczniejszy przy moim boku. Jestem zdecydowanie w stanie go ochronić, umiem wiele i po prostu pozwolenie dalszego przyjaźnienia się ze mną, to bardzo dobre rozwiązanie. Dobrze wiesz, że mam rację...

- Absolutnie nie. Myślisz, że nie jestem w stanie go uchronić przed takimi ludźmi, jak ty?

- Nie jestem już tą samą osobą, która popełniają tyle niemądrych błędów...I tak, nadal kilka popełniam, ale nie mam złych zamiarów. Nialla jest dla mnie bardzo ważny... -

- I o to tu chodzi, Zayn - po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu - Jest dla ciebie ważny i wkrótce będziesz go chciał na wyłączność, bo twoje serce zrobi ten jeden ruch, przez który oddasz je Niallowi. A jeśli zostanie twoim chłopakiem, ściągniesz na niego więcej niebezpieczeństw, niż do tej pory -

- Potrafię utrzymywać to wszystko z dala od Nialla... -

- Nie widzę tego - uciął mi.

- Zrobiłem błąd, kiedy posłuchałem Nialla, bym nie przyjeżdżał, mimo tego, że miał złe przeczucia. Teraz nie mogę sobie tego wybaczyć, jestem wściekły na siebie i wiem, że nie popełnię swoich wcześniejszych błędów -

- Zayn to nie... -

- Potrafię sprawić, by Niall był bezpieczny i szczęśliwy jednocześnie - powiedziałem twardo - Przy moim boku - dodałem i zerknąłem ponownie na Grega, który i tym razem utrzymywał swoje spojrzenie na przedniej szybie w ciszy - Potrzebuję jedynie szansy od ciebie na to wszystko. Przysięgam, że ja i Niall będziemy w porządku. Naprawdę -

Pokręcił głową.

- Skończmy tą dyskusję na obecny czas, prawie jesteśmy na miejscu - westchnął.

- Czyli... - urwałem na chwilę i przygryzłem wargę - Jest dla nas szansa? -

- Powiedziałem koniec tego tematu - burknął i wyszedł z kabiny Mercedesa, po tym, jak zatrzymałem się na ulicy przed domem, w którym, mam nadzieję, wciąż przebywał Niall razem z tym gnojkiem.

Kiedy Greg pobiegł do drzwi od jego starego domu, ja także opuściłem ciepłe wnętrze Mercedesa, które dostarczało mi w tej gównianej sytuacji choć trochę otuchy.

Powietrze tutaj zdawało się być jeszcze bardziej ostre, niż w miejscu, gdzie znajdował się komisariat, w dodatku cała długość ulicy Brixton była opustoszała, zupełnie jakby ludzie wiedzieli, że działo się tu coś złego. Bardzo złego.

Podbiegłem z urywanym oddechem do drzwi, odpychając Grega na bok i mówiąc mu, by sprawdził okna i tylne drzwi, gdy to ja tym razem uderzałem pięściami o drewno.

Odszedł, a ja nie przestawałem uderzenia w drzwi, można powiedzieć, że było częstsze.

Czekałem chwilę z mocno zagryzioną wargą, aż ktoś mi otworzy, jednak to nie nadchodziło.

I w tym momencie wiedziałem, że Jonathan coś wykombinował, by zrobić krzywdę Niallowi. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, jak ważny dla mnie jest blondyn.

Nie miałem zamiaru dłużej walić w drzwi, minąłem je, obierając sobie ogródek jako następny cel, w którym musiałem znaleźć się szybko.

Przeszedłem na bok domu, gdzie znajdował się Greg, sprawdzający czy któreś z okien mogło być otwarte, jednak widząc jego minę, stwierdziłem, że nie.

- Niech pan idzie za mną - powiedziałem, mijając go z zaciśniętymi dłońmi w pięści. Czułem coraz większą presję, a to nie pomagało mi w wymyśleniu jakiegokolwiek dobrze działającego planu działania.

Wszedłem na teren ogrodu i rozejrzałem się z jeszcze szybszym oddechem oraz bijącym sercem, które podskakiwało mi do gardła.

Było tu ciemno, żadna z lamp podwórkowych nie została włączona, jednak światło zaświecone w kuchni pomogło mi w zauważeniu dwóch postaci. Jedna, niosąc drugą na rękach i wiedziałem, że tam jest Niall.

Wziąłem głęboki wdech, biegnąc w ich kierunku. Zbliżali się do furtki, prowadzącej na małą dróżkę otoczoną krzakami, dlatego przyspieszyłem.

Po chwili udało mi się popchnąć Jonathana, który wpadł na drzewo, puszczając Nialla na ziemię, przez co ten zaszlochał żałośnie. To łamało mi serce - stan w którym się znajdował.

Nie mogłem darować temu draniowi, przestałem nad sobą panować i po prostu zamachnąłem się, uderzając go przedramieniem w twarz, w wyniku czego opadł na trawę z głośnym sapnięciem. Pokierował swój wzrok na Nialla, więc i ja także spojrzałem na blondyna. Zamrugałem szybko, a wściekłość na nowo zawrzała w moich ciele.

Niall był w opłakanym stanie.

- Cholera, cholera! - usłyszałem w tle napięty głos Grega, biegnącego tutaj.

Zerknąłem na niego, a wtedy nagle zostałem uderzony w poranioną już twarz przez Jonathana.

Krzyknąłem z bólu, wpadając na to samo drzewo, na które popchnąłem chwilę temu Walsha. Zajęło mi jakiś czas, nim byłem w stanie się podnieść z zaskoczenia i bólu.

Podtrzymałem się drzewa, kiedy wstałem na równe nogi, patrząc przed siebie z urywanym oddechem oraz jednym otwartym okiem, które okropnie paliło i pulsowało.

Zobaczyłem Grega goniącego Jonathana, który znów miał Nialla. Strzelał w ich kierunku, jednak chybnie.

Odepchnąłem się i podbiegłem w tamtym kierunku z chęcią popłakania się z bezradności, a kiedy znajdowałem się przy bracie Nialla, wyrwałem mu broń, ruszając szybko do furgonetki, gdzie zniknął Jace z Niallem.

Pojazd ruszył, dlatego przyspieszyłem biegu, strzelając w stronę opon, ale przez trzęsące się ręce, nie trafiłem.

Furgonetka zniknęła za zakrętem, a wtedy opadłem na kolana, łkając cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro