Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 1.5 | Nie zamierzam uciekać

Nie cierpię nie mieć internetu :/ Wybaczcie że tak długo nic nie dodawałam :(

----------------------------------------------------

Po drodze na imprezę, Louis zatrzymał auto na pobliskiej stacji benzynowej, by zatankować i przy okazji kupić mi amerykańskiego hot doga, którego zawsze jadłem, gdy byłem w takim miejscu jak to. Głupi nawyk wyrobiony w wakacje, nie potrafiłem go zmienić i szczerze mówiąc nawet nie chciałem, ponieważ kochałem jedzenie, zwłaszcza fast foody.

Mój przyjaciel był pierwszym, który wyszedł z samochodu na zewnątrz. Zmarszczył brwi poprawiając swoją bluzę, zasunął ją i obciągnął w dół, by wygładzić granatowy materiał. Musiało zrobić się jeszcze chłodniej na dworze, niż przedtem, a w dodatku zaczęło kropić.

Westchnąłem ciężko i z niechęcią opuściłem kabinę czarnego BMW, zamykając za sobą drzwi z cichym trzaśnięciem. Zadrżałem na kontakt chłodnego powietrza z moją skórą i zdołałem jeszcze bardziej pożałować, że nie wziąłem ze sobą bluzy. Należę do osób, które nienawidzą zimna - zawsze wolałem siedzieć w domu pod kocem i laptopem na nogach zamiast biegać z innymi dzieciakami na zewnątrz z sankami - a obecna sytuacja jest dla mnie okropna i niekomfortowa.

Oparłem się o drzwi od strony swojego siedzenia, kierując spojrzenie na Louisa tankującego samochód ze ściągniętymi brwiami. Nie przepadał za taką pogodą razem ze mną i większością osób, które zdążyłem poznać. Zayn w ogóle nie wyszedł z samochodu, więc z nim było widocznie najgorzej.

- Pospiesz się, Louis. Zimno mi - mruknąłem pod nosem na tyle głośno, by mnie usłyszał. Spojrzał na mnie rozdrażniony, dając mi tym znać, żebym przestał go pospieszać. No tak, nie cierpi, gdy ktoś to robi.

Po tym jak pojazd przyjaciela był gotowy do dalszej drogi, poszliśmy oboje do budynku, aby Louis mógł zapłacić za paliwo i kupić mi jedzenie. Kiedy to robił, ja chodziłem po sklepie, szukając czegoś słodkiego, co przypadłoby mi do gustu oraz jakiegoś gazowanego napoju. Wziąłem pepsi, żelki i M&M's. Podszedłem do kasy, gdzie stał Tomlisnson, i położyłem na ladzie wybrane rzeczy, które trzymałem w rękach. Zdążyłem posłać uroczy uśmiech szatynowi, stojącemu za kawałkiem drewna, nim Louis dał mi kuksańca w ramię.

- Ała - pisnąłem cicho, kiedy jego dłoń zderzyła się z moim ramieniem. Usłyszałem śmiech chłopaka za ladą, był melodyjny i przyjemny dla ucha. Spojrzałem znów na niego, dokładniej przyglądając się jego twarzy. Ostre rysy twarz, wąskie usta, zielone oczy i czarne włosy- to wszystko według mnie było doskonałym połączeniem, nigdy bym nie przypuszczał, że ktoś taki jak on, spodoba mi się tak bardzo, ponieważ taki typ chłopaków nie podobał mi się. Ten jest miłym i ładnym wyjątkiem.

Kasjer policzył Louisa co chwila na mnie zerkając, to wywołało ciągły uśmiech na mojej twarzy. On także unosił co jakiś czas kąciki swoich ust, na które zdarzało mi się zerkać.

- Jezu, ludzie, po prostu przedstawcie się sobie i wymieńcie się numerami, a nie róbcie tu jakiś gównianych podchodów - odezwał się w końcu zirytowany Louis. Patrzył raz na mnie, raz na niego.

Zaśmialiśmy się oboje patrząc na siebie. Chłopak przede mną w końcu pokręcił rozbawiony głową i wyciągnął w moją stronę dłoń.

- Jestem Jonathan, ale wolę jak mówią na mnie Jase - wyszczerzył się. Uścisnąłem jego dłoń odwzajemniając tak samo szeroko uśmiech.

- Jestem po prostu Niallem - puściłem jego rękę, chciałem opuścić swoją, ale złapał ją zanim mogłem to zrobić. Jase wziął długopis leżący obok kasy i napisał mi coś na dłoni, którą po tym puścił. Zerknąłem na tusz na skórze, który tworzył kilka cyfr. Jego numer.

Uniosłem wzrok i zatrzymałem go nad ramieniem chłopaka. Zayn stał oparty o samochód Louisa, palił, a w dodatku wlepiał we mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Miał zmrużone oczy, tak jakby był zły albo zirytowany, a to mnie krępowało. Nie przepadam za tym, gdy ktoś tak zawzięcie się na mnie patrzy, zwłaszcza w taki sposób.

Odwróciłem dopiero wzrok, gdy Louis trącił łokciem mój brzuch. Zawiesiłem spojrzenie na jego twarzy będąc trochę zdezorientowanym, zdążyłem się wyłączyć i nie wiedziałem o co chodziło.

Westchnął ciężko i kiwnął w stronę Jonathana. Odwróciłem głowę, napotykając spojrzenie uśmiechającego się niepewnie chłopaka. Potarł nerwowo swój kark.

- Przepraszam, zawiesiłem się - posłałem mu przepraszający uśmiech - Mógłbyś powtórzyć? - przygryzłem odruchowo wargę.

- Pytałem czy napiszesz do mnie - powiedział powoli, ściszając nieco ton głosu. Był zdecydowanie niepewny co do mojej osoby i to było urocze, ale i dziwne. Nikt nigdy nie zachowywał się tak wobec mnie. To po prostu inne. Poza tym Jase nie wyglądał absolutnie na taką osobę.

Patrzyłem na niego chwilę aż w końcu kiwnąłem głową z uśmiechem, przystając na jego propozycję. Widziałem jak w jego oczach pojawiają się iskierki szczęścia oraz jakiś dziwny błysk.

- Z chęcią - odezwałem się lekko piskliwym głosem. Czasem tak po prostu miałem, nie potrafiłem zapanować nad jego brzmieniem.

Louis znów mnie szturchnął i nie musiałem na niego patrzeć, by wiedzieć, że już naprawdę powinniśmy iść i ruszać w dalszą drogę. Już i tak byliśmy spóźnieni, a będziemy jeszcze bardziej, gdy wciąż tak będę stał i gapił się na Jonathana.

- Więc, uh... -

Zanim zdołałem dokończyć zdanie, rozległ się dźwięk dzwonka informującego o przyjściu kolejnego klienta. Tyle że to nie była osoba, która chciała coś kupić. To po prostu wkurzony Zayn. Trzymał dłonie w kieszeni bluzy, gdy usilnie zaciskał szczękę, wpatrując się twardo w Louisa. Wcześniej jednak obdarzył wściekłym spojrzeniem mnie.

- Chodźcie już, do cholery - powiedział oschłym i niskim głosem, nie znoszącym sprzeciwu. Ruszył się z miejsca podchodząc do nas. Złapał moją rękę i pociągnął ją do siebie. Ja jednak stałem nieruchomo wpatrując się w niego zdziwiony - Chodź, Niall - warknął tracąc resztki swojej cierpliwości. Ponownie ruszył moją ręką, tym razem wprowadzając moje nogi w ruch.

Ruszyliśmy do wyjścia, zanim jednak opuściliśmy budynek, spojrzałem przez ramię na kasjera, który wpatrywał się w naszą dwójkę zdezorientowany.

- Do napisania! - wykrzyknąłem posyłając mu ostatni uśmiech przez wyjściem.

Zimne powietrze uderzyło w moje ciało, na co sapnąłem ciężko. Od razu poczułem nieprzyjemne ciarki, przechodzące w dół kręgosłupa. Wywołały wszędzie gęsią skórkę oraz drżenie rąk. Naprawdę nie cierpię chłodnego klimatu. Nie zwracałem uwagi na nic innego.

- Wsiadaj - przez niewidoczną ścianę w mojej głowie przebił się zimny głos Malika, który był przyczyną kolejnych dreszczy.

Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami. Dopiero teraz zorientowałem się, że już stoimy przy samochodzie Tomlinsona.

- Nie przypominam sobie momentu, w którym zgadzałem się na wykonywanie twoich durnych rozkazów, Zayn - zmrużyłem oczy, lustrując powoli jego napiętą ze złości twarz.

Prychnął wściekle, otwierając mi drzwi, a chwilę później dosłownie wepchnął mnie do kabiny BTW, gdzie usiadłem zaskoczony na swoim miejscu.

- Nie irytuj mnie bardziej, pieprzony karle - syknął zanim zatrzasnął mocno drzwi. Gdy zapadła raniąca moje uszy cisza wypuściłem drżący oddech. Nie wiem co to było!

Zayn po chwilowym staniu i ponownym paleniu na deszczu, wsiadł do auta zajmując miejsce kierowcy, na którym wcześniej siedział Louis. Spojrzałem na niego.

- O co ci chodzi? - spytałem nie mogąc się powstrzymać. Chciałem wiedzieć na czym stoję.

Mulat spojrzał na mnie, tym razem jego twarz i oczy nie wyrażały absolutnie nic. Przełknąłem ciężko ślinę.

- Huh? - uniósł brew, a wtedy odwróciłem wzrok, nie chcąc już na niego patrzeć. Zobaczyłem w strumieniach deszczu posturę Louisa, szedł prosto do auta, trzymając w jednej słoni siatkę z zakupami, a w drugiej odpalonego skręta.

Westchnąłem ciężko. Nie lubiłem kiedy to palił, ponieważ dostawał strasznej głupawki. Potrafił w tym stanie robić naprawdę wielkie idiotyzmy, które zazwyczaj psuły mój dobry humor.

- Dlaczego wyciągnąłeś mnie tak nagle stamtąd? - odezwałem się w końcu. Nie miałem już odwagi, by spojrzeć na niego.

- Po prostu okropnie się guzdrałeś, a mnie się spieszy - odpowiedział spokojnie, nim Louis wszedł do samochodu całkiem przemoczony.

Zmarszczyłem brwi. Zayn jest strasznie bipolarny. Jego zachowanie zmienia się szybciej niż u kobiety w ciąży, a to zaczyna być naprawdę bardzo irytujące.

- Możemy jechać - Tomlinson był tym, który przerwał ciążącą nam obojgu ciszę.

Spojrzałem na niego przez ramię. Palił zioło i popijał 4% piwo, które musiał kupić po tym jak Malik wyprowadził mnie z budynku. Uśmiechał się do nas jak głupi i wiedziałem, że zdążył się już porządnie najarać. Wchłaniał opary z zioła jak potłuczony.

- Na reszcie - bąknął pod nosem mulat, który odpalił auto i ruszył w dalszą drogę do domu Ricka Marshalla. Przez dziesięć minut zdążyło zrobić się chłodniej, co nie uszło mojej uwadze. Bez zastanowienia włączyłem ogrzewanie.

- Dlaczego musi być tak zimno? - wymamrotałem cicho pod nosem, trąc zimne dłonie. Mogłem wziąć tą cholerną bluzę lub najlepiej zostać. Szczerze mówiąc naprawdę nie miałem żadnej ochoty, by siedzieć w domu, wypełnionym po brzegi napalonymi i pijanymi nastolatkami. Wolałem zaszyć się w swoim ciepłym pokoju, gdzie oglądałbym serial, otulony kocem z dłonią zajętą przez kubek z gorącym kakao. To był do tej pory jakby mój co wieczorny rytuał przed pójściem spać.

Louis parsknął, na co po raz kolejny tego wieczoru zmarszczyłem brwi.

- Jest trochę chłodniej, niż przedtem, ale nie na tyle zimno, by włączać ogrzewanie - mruknął bardziej zajęty swoim piwem i skrętem. Miałem ochotę go wyrzucić z rozpędzonego auta.

- Daj spokój, Lou, złej baletnicy to i baletki nie odpowiadają - odezwał się Zayn, a wtedy zacisnąłem ręce na udach, patrząc jak na jego twarzy rozciąga się kopiący uśmiech.

Starałem się opanować, zanim powiedziałbym coś, co wpakowałoby mnie w kłopoty. Najchętniej bym go uderzył, ale nie miałem na tyle odwagi, by przywalić mu z pięści. Mimo wszystko wciąż mnie w jakimś stopniu przerażał.

- Nie, po prostu odczuwam chłód, bo nie jestem bezduszny, co poniektórzy - odezwałem się zanim ugryzłem swój język. Czasem naprawdę zastanawiałem się, gdzie podziewa się mój mózg, gdy jest mi potrzebny do przeżycia w tak trudnych warunkach jakie oferuje Zayn.

- Twierdzisz, że jestem bezduszny? - Malik uniósł wysoko brwi, zerkając na mnie.

Patrzyłem zawzięcie na maskę samochodu, nie wiedząc, co robić. Zdaje się, że moja pewność siebie znika w oddali przebytej przez samochód drogi z niezawrotną szybkością.

Kiedy zerknąłem na Zayna, nawiązałem przez chwilę z nim kontakt wzrokowy i miałem wrażenie, że czerpie przyjemność z mojego nieudolnego wybrnięcia z tej nie wygodniej dla mnie sytuacji.

- N-nie wiem - zająkałem się - Nie znam Cię, ale jak do tej pory na takiego wyglądasz - wymamrotałem nie patrząc już na niego. Błagałem w myślach, by Louis już zakończył naszą rozmowę i moje większe pogrążanie się.

- Właśnie. Nie znasz mnie, więc kurwa, nie masz prawa nic o mnie mówić - wysyczał z jadem w głosie, w tym momencie miałem ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd nie wychodzić.

Nie odpowiedziałem, jedynie zgarbiłem się i mocniej zacisnąłem dłonie na udach coraz bardziej spięty.

- Lepiej siedź cicho i nie drażnij mnie więcej - ostrzegł.

- Nie boję się ciebie - powiedziałem ozięble, starając się brzmieć jak on, jednak w porównaniu do jego tonu, którym zazwyczaj się posługiwał, wygłupiłem się. Nie jestem pewien czy ktokolwiek potrafiłby udawać Zayna. On jest chyba nie do podrobienia.

- Jeszcze chwila a zrobię ci krzywdę - powiedział oschle, przez co po moim ciele przeszły nieprzyjemne ciarki. Przełknąłem ślinę. Nie mogłem pokazać, że się boję, bo wtedy byłoby prawdopodobnie jeszcze gorzej!

- Nie zamierzam uciekać - mój głos trochę zadrżał, zdradzając mnie. Cholera.

- Przestańcie tą głupią wymianę zdań! - Louis w końcu nam przerwał i nie mógłbym być mu bardziej za to wdzięczny. Zapadła cisza.

Gdy w końcu byliśmy na miejscu, Zayn zaparkował samochód naprzeciwko domu Ricka, gdzie było wolne miejsce. Zgasił silnik i westchnął.

Odetchnąłem cicho, szybko odpinając pasy. Opuściłem wnętrze auta jako pierwszy, Zayn był drugim, który to zrobił. Zawiesił na mnie spojrzenie i gdyby ono mogło zabijać, leżałbym już na chodniku trzy razy martwy.

Bez dłuższego zastanowienia zaczął do mnie podchodzić, przez co dostałem palpitacji serca. Mój oddech przyspieszył, gdy czułem wzrastającą w moim ciele adrenalinę. Boże, on mi przywali!

Kiedy ciemnowłosy chłopak był niebezpieczne blisko mnie, Louis go zatrzymał. Wtedy zamknąłem na chwilkę oczy, by odetchnąć z ulgą.

- Uspokój się, Zayn - ostrzegł go Tomlinson, gdy ten znów próbował się do mnie dostać. Otworzyłem oczy, które zawiesiłem na tych należących do niego. Jego spojrzenie wciąż było ostre tak samo jak wyraz twarzy. Dyszał ciężko próbując się opamiętać.

Potrząsnąłem głową zirytowany takim zachowaniem.

- Nie, Louis. Puść go. Należy mi się dostać - zacisnąłem dłonie w pięści nie przerywając kontaktu wzrokowego z Zaynem. Byłem pewien, że w końcu się na mnie rzuci, jednak ten się wycofał bez słowa. Było blisko - Dobra, nieważne. Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę i bawmy się na tej imprezie - mruknąłem idąc w stronę domu.

Louis podążył za mną, a Zayn został jeszcze na zewnątrz, by po raz trzeci zapalić i uspokoić swoje nerwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro