| 1.41 | A niech Cię Malik
Leżeliśmy na łóżku w tym samym pokoju na najwyższym piętrze, co ostatnim razem po tym, jak Zayn zajął się moim stłuczonym nosem w łazience, wciąż przepraszając za uderzenie mnie - a ja opatrzyłem jego zdarte i zaczerwienione kostki, mówiąc, żeby następnym razem już po prostu nie pił, by nie dać się ponownie sprowokować takim dupkom jak Cameron.
Oboje byliśmy w samych bokserkach, przytulając się na łyżeczkę, Zayn leżał za mną, obejmując ramieniem ciasno moją talię. Żadne z nas nic nie mówiło, bo tak właściwie słowa nie były nam potrzebne.
W pokoju panowała przyjemna cisza, impreza skończyła się parę minut temu i w końcu mogłem odrobinę odsapnąć, mając święty spokój.
Jednak obecność Zayna, przyciśniętego torsem do moich pleców z twarzą schowaną w mojej szyi, sprawiała ciągłe palpitacje mojego serca i przyspieszony oddech, który obijał się o miękką poduszkę, gdzie miałem schowaną buzię.
Mulat delikatnie gładził kciukiem wierzch mojej dłoni, wywołując przyjemny prąd rozchodzący się od miejsca, gdzie pocierał skórę, do łokcia. Owiewał swoim ciepłym oddechem moją szyję, przez co drżałem co kilka sekund, nie potrafiąc nad tym zapanować. Dreszcze rozchodziły się w dół mojego kręgosłupa, a wtedy lekko podskakiwałem, sprawiając, że Zayn śmiał się cicho, kierując wargi do mojego ucha.
- Spokojnie - wyszeptał, na jego głosie osiadła się mała chrypka przez długi czas nie mówienia niczego w moim kierunku. Ona była kolejnym powodem mojego drżenia i przełykania z trudem śliny.
- J-ja - wychrypiałem tylko tyle zanim cicho odkaszlnąłem, chcąc brzmieć normalnie. Niski i ochrypły głos nie pasował do mnie, nie do tego typu chłopaka, którym jestem. W przypadku Zayna było zupełnie inaczej, mógłbym słuchać tej barwy jego głosu znacznie częściej - Po prostu nie mogę nad tym zapanować, przepraszam - wyszeptałem i przygryzłem lekko wargę, która była już obolała od wcześniejszego jej gryzienia.
Poczułem jak chłopak za mną uśmiecha się w moją skórę, była już rozgrzana od jego dotyku. I dzięki niemu leżałem czerwony na twarzy i szyi, jak dojrzały pomidor. Przynajmniej było na tyle ciemno, by nie mógł tego zobaczyć.
Po chwili zaczął zostawiać mokre i delikatne pocałunki, tworząc ich ścieżkę według jego uznania, począwszy od miejsca za uchem, poprzez szyję, a kończąc na moich ramionach.
To było tak intensywne przeżycie, gdy jego usta spotykały się z moją skórą, że po prostu wypuściłem z ust głośne jęknięcie, nawet nie próbując go w sobie stłamsić. Powieki same opadły na moje oczy, mimo że starałem się je utrzymać otwarte.
- Podoba mi się, jak reagujesz na mój dotyk - przyznał cicho i mogłem poczuć jak obserwował moją twarz i reakcję, jakie uzyskiwał przez dotykanie mnie w ten sposób - Zdecydowanie mnie zadowalasz choćby tylko tym - powiedział nisko i przyssał delikatnie usta do mojego ramienia, robiąc malinkę.
Leżałem nieruchomo, pozwalając Zaynowi na wszystko, co ze mną wyprawiał i wiedziałem, że jeśli chciał mnie wziąć tu i teraz, po prostu bym się zgodził bez zastanowienia, mimo możliwego późniejszego żałowania bezmyślnego postępowania.
Zaledwie muskając skórę wargami, przeniósł się nimi na moją szyję, a następnie policzek, który cmoknął, wywołując u mnie uśmiech. Złapał w pomiędzy palec wskazujący a środkowy mój podbródek, kierując go w swoją stronę.
Zdążyłem jedynie odrobinę rozchylić powieki przed tym, jak złączył nasze usta. Kiedy to zrobił one ponownie opadły w dół.
Poruszaliśmy wargami w wolnym tempie, rozkoszując się tym zbliżeniem, które wywarło na mnie ogromne wrażenie. Pocałunki z nim stawały się coraz lepsze i to było niezaprzeczalne. Sprawiały mi zdecydowanie większą przyjemność, niż ostatnim razem.
Cóż, być może dlatego, że czułem się bardziej pobudzony i podniecony. To co miało miejsce w schowku nie miało porównania do tego, co działo się w obecnym momencie. To było niewiarygodnie intymne dla mnie i bardziej wyjątkowe. Nigdzie się nie spieszyliśmy. Drzwi od pokoju zostały zamknięte, jakby Zayn wiedział, że dojdzie do tego zbliżenia między nami.
Przekręciłem się na plecy, kładąc dłoń na karku mulata, by przyciągnąć go bliżej. Wtedy zawisnął nade mną, podpierając się na początku jednym łokciem, który ułożył na materacu, tuż obok mojej głowy. Potem zrobił dokładnie tak samo z drugim, klęcząc pomiędzy moimi nogami.
W tym czasie przeniosłem ręce na plecy Zayna, które wcześniej znajdowały się na jego szyi. Sunąłem dłońmi po rozgrzanej skórze, sprawiając, że co chwilę pomrukiwał w aprobacie, a to sprawiało u mnie satysfakcje i właściwie samą przyjemność, chciałem mu ją dawać.
Nie przerywaliśmy pocałunku dopóki nie zaczynało brakować nam powietrza. Zayn oderwał się ode mnie z mlaśnięciem, następnie patrząc mi w oczy, które chciały się ponownie zamknąć, jednak pozostawały wciąż otwarte, gdy przeprowadzałem z nimi małą wojnę.
- Jestem twardy - rzucił gładko, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. W rzeczywistości jego wzwód nią nie był, dlatego ta informacja wywołała u mnie jeszcze większe rumieńce, niż do tej pory. O ile było to w ogóle możliwe.
Jęknąłem cicho ze wstydliwości, jaka mnie ogarnęła, po czym zasłoniłem twarz dłońmi, by Malik przestał się we mnie wpatrywać z góry. Usłyszałem jego cichy śmiech, który był ciepły i prawdziwy, a ten fakt spowodował, że gorąco rozlało się po moim wnętrzu.
Zayn usiadł na moich biodrach, ocierając się o moje obolałe krocze, co spowodowało u mnie gorączkowe wypuszczenie powietrza z ust.
Cholera. Potrzebowałem jego dotyku.
Złapał moje dłonie, po chwili je rozsuwając i patrząc na moją twarz.
A wtedy zacisnąłem mocniej powieki, jakby to miało mi pomóc w zniknięciu. Niestety. Wciąż tu byłem. Potrzebujący. Pod jego ciałem.
- Nie chcę, żebyś się przede mną zakrywał - mruknął cicho.
- Ale mnie, cholera, zawstydzasz - wymamrotałem. Nie mogłem już znieść gorąca na swoim ciele i wewnątrz niego. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżywałem. Czułem się zdesperowany i gdyby nie nieśmiałość mi towarzysząca, byłbym gotów błagać o dotykanie mnie.
- Wcześniej robiliśmy bardziej zawstydzającą rzecz - powiedział i niestety to była prawda.
W końcu odważyłem się otworzyć oczy, zobaczyłem jak mulat marszczył brwi i mrużył oczy, w tym samym czasie także uśmiechając się. To wyglądało przekomicznie.
- Twoja mina jest okropna - wypaliłem, a Malik na moje słowa parsknął i wywrócił oczami - No co? - burknąłem.
- Jestes niemożliwy -
- A ty pijany - odgryzłem mu, w wyniku czego chłopak złapał moje nadgarstki, przygwożdżając je następnie nad moją głową do materaca.
- Wciąż niemożliwy -
- Gdybym był niemożliwy, nie istniałbym. Jedynie mógłbyś o mnie marzyć w swojej głowie - oblizałem usta, na które od razu spojrzał, robiąc to samo ze swoimi.
- Huh? - uniósł brwi i wrócił wzrokiem do moich oczu. Teraz obie pary błyszczały i teraz wiedziałem, że rzeczywiście to nie wina alkoholu.
- Ma-rzył-byś - uśmiechnąłem sie.
- Coś wyszczekany się zrobiłeś - pochylił się, znów kierując swoje oczy na moje wargi - Niegrzecznie - jego powieki opadły odrobinę w dół, gdy złapał w zęby moją dolną wargę. Pociągnął ją, po czym puścił, pozwalając mi cicho zakwilić - I co ja mam z tobą zrobić? - wychrypiał mi cicho do ucha, co spowodowało kolejną dawkę dreszczy w środku mojego ciała, które wręcz płonęło, przez to co wyprawiał.
- J-ja - zająknąłem się, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- I znów nagle wstydliwy? - przejechał wargami po moim policzku.
- Cholera - wykrztusiłem, nie wiedząc ile jeszcze wytrzymam. Pogrywał sobie ze mną.
- Powinienem się tobą zająć? - spytał dosyć cicho, jednak na tyle głośno, bym usłyszał.
Szumiało w moich uszach, a serce dudniło mi mocno w piersi z zadziwiającą szybkością. Wszystko co we mnie, pragnęło wszystkiego co w nim.
Kurwa.
- T-tak, proszę - wyszlochałem nagle i przekręciłem głowę, łącząc nasze usta w żarliwym pocałunku.
A niech cię Malik.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro