| 1.29 | Rodzina Zastępcza
Siedzieliśmy w szpitalu na poczekalni od ponad godziny, czekając na moment, gdy lekarz wyjdzie z sali, gdzie obecnie leżał Zayn. Każdy z naszej trójki martwił się o niego, zwłaszcza Maggie, nie potrafiła uspokoić się na choćby minutę, ciągle płakała i było mi jej naprawdę żal. Chcąc dać jej choć trochę otuchy, trzymałem ją na swoich kolanach przytulając do swojego torsu. Wciąż cicho miałcząc pod nosem, powoli oddawała się w ręce Morfeusza i byłem za to naprawdę wdzięczny. Tu nie chodziło o to, że była problemem, nie, po prostu tak mała istotka jaką była nie zasługiwała na tak duży stres i strach, którego dziś doświadczyła. Musiała odpocząć, by czuć się lepiej i mieć więcej siły ma późniejszy czas.
Bujałem nami powoli na boki podśpiewując cicho pod nosem kołysankę, którą mama zawsze śpiewała mi przed snem, lub gdy chciała uspokoić moje nerwy w czasie dzieciństwa. Gdy patrzyłem na lekko uśmiechniętą Maggie moje serce radowało się, bo w końcu byłem w stanie dać jej spokój.
- Panie doktorze - na głos Louisa moja głowa wystrzeliła ku górze, by mieć widok na to co odgrywało się przede mną.
Louis poderwał się ze swojego miejsca, idąc w stronę mężczyzny w pełni wieku, ubranego w biały kitel i trzymającego papiery, które zapewne były badaniami.
- Tak? - na oko czterdziestoparoletni mężczyzna spojrzał na Tomlinsona pytająco z uniesioną brwią.
- Powie nam pan co z Zaynem Malikiem? - spytał z błaganiem w głosie.
Lekarz patrzył na niego przez moment spod byka, potem jednak przychylił odrobinę głowę na bok z wciąż wlepionym spojrzeniem w twarz chłopak przed nim.
- Kim jesteście, panowie? - odezwał się z nieufnością. Należało mieć taką postawę na początek, dlatego Louis nie zraził się po usłyszeniu dociekliwości w głosie mężczyzny.
- Z całym szacunkiem, jestem jego kuzynem - skłamał, wskazując na siebie, po czym skierował jedna rękę w moim kierunku - A to jego chłopak -
Chciałem natychmiast zaprzeczyć, jednak widząc minę Louisa po prostu powstrzymałem się przed tym, ponieważ lekarz w innym wypadku prawdopodobnie nie wyjawiłby nam informacji na temat stanu zdrowia Zayna, a naprawdę martwiliśmy się o niego i musieliśmy wiedzieć na czym stoimy.
- Kuzyn i chłopak - mruknął i spojrzał na papiery, przewijając je kartka po kartce. Zmarszczył brwi i spojrzał z góry na Louisa - Przykro mi, ale pan Malik nic nie wspominał o swoim kuzynie i chłopaku, tak więc proszę odejść, nim wezmę ochronę - ostrzegł nas.
- Do cholery jasnej... - zaczął wściekłe Louis, ale urwał, gdy podszedłem do niego z Maggie na rękach, łapiąc go za ramię.
- Przepraszamy za problem - powiedziałem i odciągnąłem niedowierzającego przyjaciela w stronę recepcji, gdzie zatrzymaliśmy się. Ten sapnął.
- Co to miało być, do kurwy, krasnalu!? - warknął zaciskając dłonie w pięści, na co wywróciłem oczami - Co zamierzasz teraz zrobić, co?
- Ciszej, pajacu, obudzisz dziecko- sarknąłem i poprawiłem delikatnie Maggie na rękach - Zaraz wrócimy i wejdziemy do jego sali, opanuj się - mruknąłem, patrząc w kierunku lekarza, który rozmawiał z dwoma pielęgniarkami.
- Pieprzony kutafon - burknął, gdy także spojrzał w tym samym kierunku.
Parsknąłem cicho oparty o śliską ścianę w odcieniu błękitu i bieli.
- Nie przeklinaj i chodź - złapałem nadgarstek zrzędy, kierując nas do sali po odejściu lekarza i pielęgniarek, którzy wcześniej nam to uniemożliwiali.
- Jak się czujesz? - od razu po wejściu do sali rozległo się w niej pytanie Louisa, które wymówił cichym, zmartwienia głosem. I nie dziwiłem mu się, ponieważ Zayn wyglądał okropnie.
Mocno fioletowe sińce pod oczami pokazywały to jak bardzo był zmęczony, a blada cera wzbudzała jeszcze większy niepokój, niż do tej pory odczuwaliśmy. Wyglądał na chorego i miałem nadzieję, że nie było to nic poważnego.
- Dobrze - odpowiedział cicho, wodząc oczami po śnieżnobiałym, aczkolwiek popękanym suficie.
- Ale poważnie, Zayn - Louis podszedł bliżej, siadając na łóżku - Wyglądasz naprawdę źle-
Podszedłem niepewny, po czym zająłem miejsce na krzesełku, znajdującym się przy pryczy.
- Zawsze jestem poważny - Zayn spojrzał na osóbkę, śpiącą w moich ramionach. Westchnął - Nie przyjechali jej rodzice? -
- Nie mogli, może wyrwą się z pracy dopiero koło wieczora - mruknął ponuro Louis.
- Um - odchrząknąłem - To nie są też twoi rodzice? - spytałem zbyt ciekawy na obecną chwilę, jednak to nie oznaczało, że bałem się jego reakcji.
- Nie - powiedział wyprany z emocji - Adoptowano mnie -
- Oh - szepnąłem i spuściłem spojrzenie na swoje kolana, potem jednak zamknąłem oczy. Słowa Zayna dały mi dużo do myślenia. Czułem się jak głupiec, bo jak mogłem tego nie kojarzyć na początku.
Pamiętam jak obserwowałem Zayna w dzieciństwie. Raz nawet przyszedłem do jego starego domu, by się zapoznać, ale wtedy biologiczny ojciec uderzył go na moich oczach, a wtedy uciekłem szybko do domu i...o mój Boże.
Otworzyłem oczy i znowu spojrzałem na mulata, który zaraz po spotkaniu się naszych oczu, odwrócił głowę w kierunku Louisa. Westchnąłem cicho i zagryzłem wargę do krwi, już wszystko rozumiałem - dzieciństwo dało mu porządnie w kość.
- Co lekarz powiedział? - odezwał się znów Louis, wtem Zayn skrzywił się.
- Zemdlałem, bo miałem mało snu -powiedział niezadowolony.
- Za dużo seksu w nocy - zażartował i trącił łokciem jego nogę.
Zayn poprawił się na łóżku, potem siadając i okrywając szczelniej nogi kołdrą.
- Od długiego czasu z nikim nie sypiam - parsknął.
Przygryzłem ponownie wargę, by powstrzymać uśmiech. Louis zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie wierzę. Jakim cudem? - spytał zaskoczony, a zdrowiej strony także rozbawiony, w odpowiedzi dostał tylko krótkie wzruszenie ramion - Chyba będziesz musiał sobie kogoś znaleźć. Wyluzujesz się -
Malik zacisnął usta, widocznie zdenerwowany.
- Wątpię - powiedział oschle i Louis już wiedział, że jego przyjaciel był wkurzony.
- Stary, spokojnie. Nie w takim sensie. Znajdź sobie kogoś do pieprzenia - wytłumaczył i poklepał jego ramię.
Zmarszczyłem brwi nie bardzo rozumiejąc całej tej sytuacji.
- Zostawcie mi tu Maggie i wyjdźcie -powiedział lodowato.
- Uspokój się, Zayn. Martwimy sie o ciebie i nie pójdziemy - bąknął.
- Wyjdźcie stąd, do cholery! - krzyknął.
Maggie obudziła się i zaczęła płakać, dlatego z cichym westchnięciem wstałem, podszedłem powoli do Zayna, po czym podałem mu małą, muskając przy tym jego dłoń swoimi palcami. Poczułem coś na podobieństwo wyładowania elektronicznego, co przeraziło mnie jak jasna cholera.
Przełknąłem ciężko ślinę i spojrzałem na Louisa.
- Chodźmy - powiedziałem cicho, na co westchnął i wstał.
- Na razie - mruknął przed opuszczeniem przez nas sali, pod którą usiedliśmy na krzesłach.
- Um, Louis? - mruknąłem cicho, a wtedy spojrzał na mnie.
- Co jest? -
- Co miałeś na myśli mówiąc do Zayna "nie w tym sensie" kiedy rozmawialiście o jakiejś kobiecie dla niego? -
Był widocznie zmieszany, gdy poprawiał się na siedzisku.
- O nic takiego...tak po prostu powiedziałem - wymamrotał, nie patrząc na mnie.
- Oh, okej - powiedziałem cicho i już o nic więcej nie pytałem. Nie chciałem dociekać.
-
-
-
Nie było obecnie w szkole, nie miałem dziś na nią najzwyczajniej ochoty. Moją głowę zaprzątały myśli o Zaynie, jego zdrowiu i samopoczuciu, choć nie powinno tak być, a jednak martwiłem się o niego.
Westchnąłem ciężko i zwlokłem się z łóżka, by podejść do biurka, a z niego wziąć telefon. Potem położyłem się z powrotem, wchodząc w wiadomości tekstowe.
Do Zgred lol co to xdd: Hej :) Jak się dziś czujesz?
Nie byłem pewien czy powinienem to wysłać, ale jednak zdecydowałem się na to, dlatego nacisnąłem "wyślij", dostając po chwili powiadomienie: Wiadomość została wysłana i dostarczona, a wtedy bicie mojego serca przyspieszyło z dwa razy bardziej.
Odpowiedź przyszła po minucie, co mnie zaskoczyło, bo on naprawdę mi odpisał.
Od Zgred lol co to xdd: Kim jesteś???
Zmarszczyłem zdezorientowany brwi, jednak potem uderzyłem się w czoło z otwartej dłoni. Przecież Zayn zmieniał numer. Uśmiechnąłem się i przekręciłem na brzuch.
Do Zgred lol co to xdd: Niall
Od Zgred lol co to xdd: Louis dał ci mój numer?
Do Zgred lol co to xdd: Taa, tak jakby
Od Zgred lol co to xdd: lol
Zachichotałem widząc jego odpowiedź. Nie sądziłem, że Zayn kiedykolwiek byłby w stanie napisać "lol", przecież był taki oschły zazwyczaj i nie rozrywkowy. Musiał mieć dziś dobry humor.
Po chwili przyszła kolejna wiadomość.
Od Zgred lol co to xdd: Zastanawiam się czy zrzucić go ze schodów czy zrzucić ze schodów xD
Zaśmiałem się, mając na ustach szeroki uśmiech. Dzięki niemu czułem się lepiej na duchu.
Do Zgred lol co to xdd: Nic mu nie rób. Sam go poprosiłem o numer. Na początku wahał się, ale go przekonałem.
Od Zgred lol co to xdd: Żartowałem tak właściwie
Od Zgred lol co to xdd: Zanim spytasz, tak ja też mam poczucie humoru
Od Zgred lol co to xdd: Ah, i czuję się dobrze, dzięki tobie. Dziękuję :)
Poczułem motyle w brzuchu czytając raz po raz ostatnią wiadomość należącą do niego. Moje policzki były zaróżowione, tak samo jak szyja, a moje usta bolały od ciągłego uśmiechu.
Do Zgred lol co to xdd: Wiem, że żartowałeś :) i nie wiem czy się śmiać czy płakać XD
Do Zgred lol co to xdd: Cieszę się, że mogłem uczynić twój dzień lepszym, naprawdę :p
Od Zgred lol co to xdd: Nie pisz "XD" lepsze wygląda jak wygląda tak "xD"
Do Zgred lol co to xdd: Lmao, co to za różnica, Zayn?
Od Zgred lol co to xdd: OGROMNA xDDDDD
Do Zgred lol co to xdd: Spieprzaj xD
Od Zgred lol co to xdd: Jakie grzeszne usta :0
Od Zgred lol co to xdd: Ha, wygrałem xD !!11!1
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro