Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 1.28 | Zayn

Rozdział niesprawdzony

Louis od trzech godzin namawiał mnie, bym pojechał z nim do Zayna, co według mnie było niedorzecznym pomysłem ze względu na naszą obecną sytuację, jednak po tym czasie w końcu zgodziłem się, nie mogąc dłużej słuchać paplaniny przyjaciela.

Tak więc oto ja, Niall Horan, stałem w bezruchu przed obszerną, piękną posesją należącą do rodziny Zayna, po wyjściu z jeepa Louisa z mnóstwem obaw krążących po głowie.

Przyjaciel podszedł, kładąc dłoń na moim ramieniu, co wybudziło mnie letargu. Spojrzałem na niego z grymasem, a wtedy parsknął rozbawiony.

- No dalej, rusz się - pchnął moje plecy, powodując tym w końcu ruch z mojej strony. Starałem zaprzeć się rękami i nogami przed wejściem na werandę, lecz Tomlinson zmusił mnie do tego, dlatego teraz stałem przed dużymi, mosiężnymi drzwiami wykonanymi z mocnego drewna, gdy szatyn walił w nie pięścią bez ani krzty subtelności, co wywołało u mnie parsknięcie.

Nie czekając na to aż w końcu ktoś nam otworzy wszedł do willi, ciągnąc mnie za sobą jak psa.

- Hrabia Tomlinson przybył! - wykrzyknął głośno, przez co skrzywiłem się znacznie, czując ból w uszach.

- Słyszę! - Zayn odkrzyknął, a wtedy stres na nowo zapełnił moje ciało. Cholera jasna - Jestem w kuchni!

Louis zaśmiał się i poszedł do kuchni już nie trzymając mnie za rękę, by pilnować czy przy nim jestem.

Grzecznie, bezproblemowo szedłem za nim, mimo dużej niechęci z mojej strony. Przystając na słowa Louisa udowodniłem, że jestem głąbem.

Rozglądałem się uważnie po korytarzu, które na ścianach zamiast zwykłej farby miały szary marmur z czarnymi smugami. Podłoga była obłożona pasującymi do kamienia płytami. Cały prostokąt zapełniały kwiaty - na podłodze i ścianach, dwa duże obrazy ukazujące coś w rodzaju fal morskich - jeden w odcieniu szmaragdu, a drugi o kolorze metalicznego szafiru opalizującego - oraz dwie srebrne figury znajdujące się przy dużej, czarnej framudze, która odgradzała przedsionek od kuchni. Całe pomieszczenie było oświetlone białym blaskiem, ośmiu lamp wmontowanych w sufit, na samym jego początku stały kręcone schody zrobione z tego samego tworzywa, co ściany, w barwie szarości. Miałem wrażenie, że jestem wręcz w domu samej Królowej Elżbiety, gdy szedłem przez to pomieszczenie z opadłą szczęką. Zayn żył jak książę, a tego nie doceniał, miał wspaniałe życie. Nie rozumiałem jego podłego humoru, który miał zazwyczaj na co dzień.

- Siema! - Louis wszedł do kuchni jako pierwszy, mając szeroki uśmiech na ustach, byłem drugi i gdy rozejrzałem się ponownie zaparło mi dech.

Kuchnia była w większym stopniu oszklona, reszta ścian była w odcieniu głębokiej czerni, za to meble grafitowe o białych blatach w stylu nowoczesnym. Piekarnik wbudowany w szafę, a dwie kuchenki dotykowe i mające całkowicie płaską nawierzchnię. Naprzeciwko mebli, ułożonych w literę L, przy jednej pozbawionej okien ścianie, stała szklana wysepka, pod którą były wysunięte czarne stoły barowe. W tym pomieszczeniu także było mnóstwo kwiatów i gdy wszedłem głębiej zobaczyłem wgłębienie z oknami, gdzie stała mała kanapa w stylu starożytnej Grecji.

- He...Niall? - spytał zdezorientowany Zayn, czym przerwał mi podziwianie kuchni.

Spojrzałem mu wprost w oczy z rumieńcami na policzkach. Miał uniesione brwi i odrobinę rozchylone usta, zdecydowanie był zaskoczony moją obecnością. Było złym pomysłem przychodzić tutaj, miałem wrażenie, że się wprosiłem.

- Hej - powiedziałem cicho, lustrując szybko ciało Zayna. Przełknąłem ciężko ślinę.

Oparł się o blat obok włączonego piekarnika, w którym robiła się pizza i skrzyżował ręce na klatce piersiowej z odwróconym spojrzeniem na jedno z okien.

- Co tu robisz? - spytał cicho.

- J-ja...Louis chciał, bym tu przyjechał - przyznałem.

Skinął głową i spojrzał w środek piekarnika jakby nie miał niczego lepszego do roboty.

- Co tam, stary? - spytał go Louis, kończąc niekomfortowy nastrój i ciszę, za co miałem ochotę go wycałować. Podszedł do wyspy kuchennej i usiadł na metalowym stołku, kręcąc się na nim w boki.

I zrobiłem to samo, by nie wyglądać jak zagubione dziecko. Zająłem miejsce przy Tomlinsonie, mimo obawy, że mógłbym zepsuć krzesełko. Jak bardzo było to idiotyczne?

- Głupie pytanie - mulat odpowiedział mu, gdy drapał się po karku - Chcecie coś do picia? - odważył się na mnie spojrzeć.

- Chcę pepsi - mruknął z uśmieszkiem Louis, co chwilę na mnie zerkając.

- A ty, Niall? -

Przygryzłem wargę, wpatrując się w jego oczy z ciągłym zdenerwowaniem. Nie potrafiłem być spokojny.

- Wodę - odpowiedziałem cicho.

Skinął i wskazał na szafkę nad swoją głową.

- Tu są szklanki - następnie ręką pokazał miejsce przy lodówce - A tam napoje. Rozgośćcie się -

- O-oh - zamrugałem szybko, a wtedy jego kąciki ust drgnęły.

- Nalej mi - poprosił Louis.

- W porządku - wymamrotałem i wstałem ze stołka, potem podchodząc do Zayna z mocno bijącym sercem
- Przepraszam - powiedziałem, chcąc sie dostać do szafki, a wtedy zabrał rękę z blatu, odsuwając się i robiąc mi miejsce. Zrobiłem krok naprzód i stanąłem na palcach, siłując się z dostaniem do szklanek. Dlaczego musiałem być taki mały?

Nagle Zayn stanął za mną przyciskając tors do moich pleców. Sięgnął do szafki i otworzył ją, wyciągając dwie szklanki, które w następnej kolejności mi podał.

- Dzięki - powiedziałem cicho z mocnymi rumieńcami na policzkach i szyi.

Nachylił się do mojego ucha, oblizując usta.

- Proszę bardzo - wychrypiał i odsunął się.

Przez jego głos przeszły mnie dreszcze, które dotarły do mojego krocza, uhm. Odkaszlnąłem cicho po chwili i podszedłem do napojów, leżących na balacie na samym końcu pomieszczenia, by nalać pepsi i wody gazowanej. Od razu opróżniłem swoją szklankę, starając się zgubić rumieńce.

- Czy dzieje się z wami coś o czym ja nie wiem? - odezwał się Louis, zaskakując zarówno mnie, jak i Zayna.

Zamrugałem szybko.

- Co masz na myśli? - spytałem.

-No to co się tutaj stało przed chwilą - wskazał na nas, na co Malik prychnął.

- Nic się nie stało -

- Mhmm - mruknął z głupim uśmiechem.

- Zamknij się, Louis - bąknąłem i usiadłem na poprzednim miejscu, podając szklankę przyjacielowi.

Nagle do pomieszczenia weszła Maggie, przecierając oczy piąstkami. Była ubrana w piżamę ze Spongebobem i wyglądała naprawdę uroczo.

Podeszła do Zayna, potem wyciągając do niego ręce, więc ten podniósł ją i podrzucił, następnie przytulając, na co chichotała z szerokim uśmiechem. Pocałowała go w policzek.

- Wyspałaś się, księżniczko? - spytał z lekkim uśmiechem, na co Maggie jedynie kiwnęła głową - Głodna?

-Bardzo - powiedziała zaspana.

Uśmiechnąłem się czule, musiałem przyznać, że do twarzy mu z dzieckiem. W dodatku był teraz taki czuły i szczęśliwy, czego nie widziałem wcześniej w jego spojrzeniu. Mogłem stwierdzić, że bardzo kocha swoją siostrę.

- Cześć, Maggie - wstałem, podszedłem do nich i wychyliłem się tak, żeby mnie zobaczyła. Wtedy schowała głowę w szyi mulata zawstydzona, na co parsknął.

Spojrzałem mu w oczy i oparłem się o blat ze skrzyżowanymi rękami na klatce. Chyba będziemy musieli pogadać.

Zayn przygryzł wargę, odwracając wzrok. Podszedł do krzesła i posadził ją tam.

- Już dam ci obiad, księżniczko -wyciągnął z mikrofali obiad z dużą ilością warzyw i postawił go na wyspie, wcześniej biorąc jeszcze sztućce dla Maggie.

- Um, Zayn? - mruknąłem cicho patrząc na niego uważnie, wtedy wyprostował się i spojrzał mi w oczy pytająco - Będziemy mogli później porozmawiać? - spytałem niepewnie.

Zayn skrzywił się i skinął z grymasem, zgadzając się niechętnie, przez co byłem bardziej zmieszany niż do tej pory.

- Ja...okej - mruknąłem i podszedłem do Louisa, prosząc go, żeby dał mi papierosa, a gdy to zrobił, wyszedłem na taras, gdzie usiadłem na schodkach, mając idealny widok na ogród, który był niesamowity.

Od razu moją uwagę przykuła sporego rozmiaru fontanna, była to połowa koła, na której stał posąg Posejdona, z końców jego trójzęba strzelała woda, wpadała do czegoś w rodzaju starożytnej misy.

Odpaliłem fajkę i zaciągnąłem się nią mocno, badając spojrzeniem resztę ogrodu, gdzie było mnóstwo najróżniejszych rodzajów kwiatów i drzew, zarówno owocowych, jak i liściastych oraz iglastych. Całość tworzyła przepiękny widok. Czułem się jak w jakimś królestwie.

Wzdrygnąłem się i odwróciłem głowę przez ramię, gdy usłyszałem ciche kliknięcie. Zayn podchodził do mnie wolnym krokiem z niepewnością wyrysowaną na twarzy, i jego nagłe zmiany zachowania zadziwiały mnie.

Kiedy stał nade mną, posunąłem się, robiąc mu miejsce na schodku, więc usiadł obok z dłońmi położonymi na kolanach. Wypuściłem dym z ust, zerkając na niego.

- Więc.. -

- Przepraszam, że nie przyjąłem twoich przeprosin - mruknąłem i spuściłem wzrok, znowu zaciągając się papierosem.

- Mam to gdzieś... - mruknął, gdy patrzył na otoczenie przed nim.

- Oh - szepnąłem i przygryzłem mocno wargę, rzucając niedopałek na ziemię, by zdeptać go butem. Podrapałem się po karku.

- Sorry - Zayn westchnął i wstał, otrzepując spodnie przed powrotem do domu.

Siedziałem jeszcze chwilę na schodkach, jednak potem, gdy odetchnąłem, wstałem i także wróciłem do środka budynku. Będąc w kuchni zauważyłem, że nie było Louisa, za to Zayn stał przy wyspie kuchennej z zaciśniętymi powiekami i opartymi dłońmi na szklanym blacie.

- Co jest? - Tomlinson wszedł do kuchni, poprawiając swoje obcisłe dżinsy. Podszedł do Malika i położył dłoń na jego ramieniu.

- Nic - mruknął w momencie gdy po pomieszczeniu rozległ się dźwięk gotującej się wody w czajniku, którą musiał nastawić od razu po powrocie z ogrodu. Podszedł do kuchenki, wyłączając gaz i zaczął robić sobie herbatę.

Przeniosłem spojrzenie na Maggie, która wręcz zasypiała na swoim miejscu przy wyspie. Uśmiechnąłem się rozbawiony i pokręciłem głową.

- Idę do łazienki - Zayn powiedział pod nosem i opuścił kuchnie w ciszy.

Zmarszczyliśmy z Louisem brwi, słysząc huk. Wyszedłem na drugi korytarz, a wtedy zobaczyłem Zayna na ziemi.

- Jasna cholera! - rzuciłem sie do niego biegiem - Zayn - klepałem jego policzek zdenerwowany. Czułem jak łzy szczypały mnie w oczy.

Tomlimsom znalazł się przy swoim przyjacielu chwilę po mnie.

- O nie - wymamrotał, wyciagajac szybko telefon z kieszeni. Natychmiast zadzwonił po pogotowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro