| 1.27 | Przeprosiny i jeszcze raz przeprosiny
Krótki, lekki rozdział, a co tam 😝
---------------------------------------------------
Siedziałem na szkolnym parapecie razem z Adenem, rozmawiając o tym co zaszło na ostatniej imprezie.
- Bałem się go - przyznałem niechętnie - W pewnej chwili myślałem, że mnie uderzy - przetarłem twarz dłonią.
- On taki już jest - objął mnie, ramionami, chcąc dodać więcej otuchy - Nie przejmuj się, będzie dobrze -
- Nie wiem czy chcę dalej ciągnąć ten zakład - mruknąłem w jego klatkę -
Spiął się.
- Oj, daj spokój - powiedział i odsunął mnie, abyśmy mogli spojrzeć sobie w oczy - Nie możesz teraz tego zakończyć - powiedział twardo - Jestem pewien, że dasz sobie radę. Pomyśl jaką będziesz czuł satysfakcję po wszystkim -
- Ale - zawahałem się - Sam nie wiem -
- No dalej - nalegał - Nie pękaj, Niall - wywrócił oczami - Przecież nie jesteś tchórzem - zmanipulował mnie.
Westchnąłem ciężko i kiwnąłem głową.
- Masz rację - wyprostowałem się, uśmiechając się - Będzie dobrze, uda mi się, a po wszystkim pojadę sobie w podróż na około świata za Twoje postawione pieniądze -
Zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
- I to rozumiem...Tylko teraz nie przepraszaj Zayna, zmanipuluj go, by to on przeprosił ciebie - poradził mi, na co skinąłem i podziękowałem na odchodne, gdy zadzwonił dzwonek na lekcję.
Idąc przez korytarz pokryty szafkami, zauważyłem Zayna, który opierał czoło o drzwiczki swojego schowka z zamkniętymi oczami. Odwróciłem wzrok i przeszedłem obok niego niewzruszony.
Nie byłem zły na Malika, bardziej na siebie, ponieważ bałem się go, co nie powinno się zdarzyć. Mój lęk wobec jego osoby stwarzał całą sprawę trudniejszą, niż do tej pory.
- Niall! -zawołał mnie nagle, w wyniku czego wzdrygnąłem się i zatrzymałem niechętnie. Nie chciałem z nim rozmawiać, ale mimo to powoli odwróciłem się do niego przodem.
Zayn odsunął się powoli od szafek i westchnął ciężko, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
- Przepraszam za wczoraj - powiedział pod nosem widocznie zmieszany.
Moje brwi wystrzeliły ku górze, ponieważ nie spodziewałem się, że tak po prostu mnie przeprosi, bo to przecież Zayn Malik, cholerny dupek tego świata. Właściwe...może się przesłyszałem?
- Ty mnie przepraszasz? - spytałem niepewnie, nie ukrywając zaskoczenia, które ogarniało moje ciało.
Wywrócił oczami z dłońmi wsadzonymi do dużej kieszeni bluzy, znajdującej się z przodu.
- Głuchy jesteś czy jak? - sarknął.
Westchnąłem cicho, stąpając z nogi na nogę. Wiedziałem, są to przeprosiny od niechcenia.
- Pójdę już - mruknąłem i odwróciłem się, odchodząc do sali historycznej.
- Niall - Zayn dogonił mnie - Przyjmiesz przeprosiny? - złapał moją dłoń, zatrzymując nas.
Spojrzałem na niego z grymasem.
- A skąd mam mieć pewność, że juto nie zrobisz tego samego, co? - uniosłem brwi.
- Nie zrobię... -
Spuściłem na chwilę głowę i potarłem grzbiet nosa w zastanowieniu. Następnie uniosłem na niego wzrok.
- Nie, Zayn - powiedziałem gładko - Dobrze wiem, że chcesz mieć po prostu ze mną spokój. Tak naprawdę nawet nie czujesz wyrzutów sumienia - postawiłem sprawę jasno przed szybkim odejściem do klasy na lekcje.
-
-
-
Na długiej przerwie wszedłem do szatni od wuefu jako pierwszy z chłopaków, chcąc mieć spokój i czas na przebranie się oraz chwilę odpoczynku po trudnym teście matematyki, która po prostu mi nie wychodzi dobrze.
Nie tracąc czasu podszedłem do swojej szafki, otwierając ją i wyciągając ze środka strój sportowy na treningi. Zamknąłem drzwiczki, położyłem ubrania do biegania na ławce i usiadłem na niej, zdejmując jednym ruchem koszulkę z torsu, by nałożyć tę z numerkiem 68.
W czasie gdy zdejmowałem dżinsy, Zayn wszedł do środka od razu zatrzymując na mnie spojrzenie.
- Niall - mruknął, podchodząc do mnie powoli.
Wyciągnąłem nogi z nogawek spodni, następnie ubierając krótkie, sportowe. Wyprostowałem się i dopiero teraz nasze oczy spotkały się ze sobą.
- Co? - uniosłem brew.
- Przyjmij te głupie przeprosiny - oparł się ramieniem o szafki, stając do nich bokiem. Lustrował bacznie moje ciało, w ogóle się z tym nie kryjąc.
- Niby dlaczego miałbym to zrobić? -
Westchnął ciężko zatrzymując ponownie oczy na moich.
- Nie możesz po prostu tego zrobić? -
- Podaj mi konkretny, dobry powód, Zayn - powiedziałem twardo. Zebrałem codzienne ciuchy, by wsadzić je do szafki, z której jeszcze wyjąłem bidon z wodą.
- Nie powinienem tak się drzeć na ciebie, ale nie potrafię zapanować nad sobą, gdy jesteś przy mnie - przyznał - W dodatku oszukałeś, mnie co było złym posunięciem z twojej strony -
- No właśnie... Nie potrafisz nad soba zapanować - skomentowałem pierwszą część jego wypowiedzi, ponieważ druga poruszała temat, o którym nie chciałem mówić. Czułem się głupio - Więc pewnie za kilka dni znowu wydrzesz się na mnie - zamknąłem szafkę z hukiem i wyszedłem z szatni, słysząc jeszcze jak Zayn uderza pięściami o metal.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro